Topografia czarnych punktów szpitalnictwa
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 06.02.2011
Źródło: Natalia Adamska - Golińska
Większe bezpieczeństwo pacjentów i oszczędności dla szpitali – to główne założenia nowatorskiego projektu zarządzania ryzykiem, nad którym pracuje interdyscyplinarna grupa specjalistów. Pierwszą placówką, która wdroży ten system jest SPZOZ „Latawiec” w Świdnicy.
Świdnicki szpital po raz kolejny wyznacza trendy. Kilka lat temu jako pierwszy w Polsce wprowadził program antykorupcyjny, a teraz pracuje nad wyznaczeniem mapy „czarnych punktów”. Celem jest identyfikacja zdarzeń niepożądanych, które powodują najczęstsze zgony i wydłużoną hospitalizację pacjentów.
Dyrektor Szpitala w Świdnicy, lek. med. Jacek Domejko przekonuje, że projekt opracowania „mapy czarnych punktów” to coś więcej niż obowiązkowa kontrola zarządcza.
- Obecnie nie ma skutecznego systemu obligatoryjnych analiz. To, co istnieje to papierowa sprawozdawczość nawet poniżej poziomu audytu wewnętrznego – ocenia Jacek Domejko.
Realizacja projektu ma zmniejszyć o co najmniej 10 proc. niebezpieczeństwo wystąpienia zdarzeń niepożądanych przy wykorzystaniu czynnych metod zarządzania ryzykiem. Oprócz efektu medycznego, ma przynieść zyski ekonomiczne i poprawę logistyki. Stworzony system będzie działał w oparciu o własny potencjał kadrowy i organizacyjny szpitala.
Dyrektor Domejko nie chce wywarzać otwartych drzwi. Posiłkuje się rozwiązaniami, które już zostały sprawdzone. Stąd rozpoczął ścisłą współpracę z grupą specjalistów z Łodzi.
Prof. Michał Marczak z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi to jeden z nielicznych w Polsce specjalistów w zarządzaniu ryzykiem. Początkowo zajmował się badaniami ryzyka w ruchu drogowym. To właśnie z branży komunikacyjnej zaczerpnął metodę „czarnych punktów”.
- W polskim systemie ochrony zdrowia, zarządzanie ryzykiem wciąż ogranicza się do korzystania z usług firm ubezpieczeniowych. To bierna i najbardziej kosztochłonna metoda. Metody czynne są bardziej pracochłonne i trudne, ale przynoszą realne efekty – podkreśla prof. Michał Marczak. - Dlatego chętnie postanowiłem wesprzeć dyrektora Domejkę.
„Czarny punkt” w opiece zdrowotnej to miejsce szczególnie niebezpieczne, które odpowiada zdarzeniu punktowemu np. oddział, blok operacyjny, centralna sterylizatornia szpitalna, lub apteka. Może to być również określona procedura medyczna, podczas której odnotowano znaczną ilość powikłań lub miejsce szczególnej koncentracji zdarzeń niepożądanych.
- Na każdym oddziale możliwych jest setki zdarzeń niepożądanych, każda procedura obarczona jest ryzykiem. W metodzie „czarnych punktów” staramy się ustalić kilka najistotniejszych i dążyć do zminimalizowania ryzyka – opisuje prof. Michał Marczak.
Metoda jest cykliczna i ma strukturę algometryczno-blokową, czyli po likwidacji najgroźniejszych i możliwych do usunięcia „czarnych punktów” następuje ponowna analiza ryzyka i selekcja kolejnych.
- Wyniki analizuje się wpierw modelem prognostycznym i oceną trafności prognozy w badaniach typu „po". Prościej mówiąc, szybkim potwierdzeniem efektywności medycznej jest analiza statystyczna. Nieco bardziej nowatorskie jest ocenienie efektywności ekonomicznej i logistycznej. Na wyjściu powinien być konkret, liczbowa ocena zmniejszenia ryzyka zdarzeń niepożądanych i „czysty” efekt ekonomiczny - oszczędności finansowe – tłumaczy specjalista.
Dr hab. Michał Marczak był promotorem pracy dr n. med. Aleksandry Sierockiej na temat wykorzystania metody „czarnych punktów” w zarządzaniu ryzykiem zdarzeń niepożądanych. Dr Sierocka swoje badania oparła na 450 historiach choroby pacjentów leczonych w łódzkim szpitalu klinicznym w latach 2006-2007. Ograniczyła się do kilku zabiegów: usunięcia zaćmy i jaskry, usunięcia guza mózgu, korekcji plastycznej nosa i hemodializy i oceniła, które spośród potencjalnych zdarzeń niepożądanych mogą być uznane za „czarne punkty”.
Przykładowo, pacjent przyjęty na operację korekcji nosa może podczas hospitalizacji złapać infekcję, czy po prostu zaziębić się od przeciągów. Możliwymi powikłaniami są zmiany w miejscu wkłucia, wymioty czy w końcu konieczność reoperacji w celu wyprostowania przegrody nosa. Panel ekspercki ocenia wagę zdarzeń niepożądanych. Średnia ocen, częstość występowania danego powikłania i jego koszt pozwala je hierarchizować.
Dr Sierocka wyznaczyła „czarne punkty” z uwzględnieniem poziomów klasyfikacji oraz rankingu zdarzeń niepożądanych. Poziom pierwszy obejmuje głównie zgony i niektóre zakażenia szpitalne, drugi: zdarzenia o wysokim ryzyku, które występują co najmniej w 5 procentach przypadków, trzeci: powikłania rzadsze, ale istotne ze względu na kosztochłonność.
Zmniejszenie częstości zdarzeń kwalifikowanych pierwotnie do poziomu II lub III „czarnych punktów” likwiduje je lub przesuwa ich wagę na niższy poziom hierarchiczny czy też kolejność w rankingu.
Pół tysiąca zgonów do uniknięcia
Dr hab. Mariusz Piechota, anestezjolog z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi, spojrzał na problem z innej strony. Znalazł narzędzie pozwalające szybko diagnozować potencjalny problem i podjąć działania, które będą mu zapobiegać.
Opracował prosty system identyfikacji chorych należących do grupy podwyższonego ryzyka hospitalizowanych na oddziałach chirurgii ogólnej. Następnie przedstawił postępowanie pozwalające na zmniejszenie liczby zgonów w tej grupie pacjentów.
Badaniem objął ponad 32 tys. chorych leczonych na oddziałach chirurgii ogólnej w trzech łódzkich szpitalach klinicznych w latach 2003-2007. W grupie podwyższonego ryzyka znalazło się prawie 5,9 tys. pacjentów. Do grupy tej na podstawie 11 czynników ryzyka (9 czynników ryzyka zgonu występujących w treści rozpoznania zasadniczego według ICD-10 oraz 2 czynników ryzyka zgonu związanych z trybem skierowania) zaliczono chorych, którzy mieli np. ostre zapalenie otrzewnej, niedrożność porażenną jelit, ostre naczyniowe zaburzenie jelit, nowotwór złośliwy, ostre zapalenie trzustki czy byli przyjęci z innego oddziału. W analizowanym okresie zmarło spośród nich aż 512 osób.
Pełny tekst Natalii Adamskiej - Golińskiej w pierwszym numerze "Menedżera Zdrowia"
Dyrektor Szpitala w Świdnicy, lek. med. Jacek Domejko przekonuje, że projekt opracowania „mapy czarnych punktów” to coś więcej niż obowiązkowa kontrola zarządcza.
- Obecnie nie ma skutecznego systemu obligatoryjnych analiz. To, co istnieje to papierowa sprawozdawczość nawet poniżej poziomu audytu wewnętrznego – ocenia Jacek Domejko.
Realizacja projektu ma zmniejszyć o co najmniej 10 proc. niebezpieczeństwo wystąpienia zdarzeń niepożądanych przy wykorzystaniu czynnych metod zarządzania ryzykiem. Oprócz efektu medycznego, ma przynieść zyski ekonomiczne i poprawę logistyki. Stworzony system będzie działał w oparciu o własny potencjał kadrowy i organizacyjny szpitala.
Dyrektor Domejko nie chce wywarzać otwartych drzwi. Posiłkuje się rozwiązaniami, które już zostały sprawdzone. Stąd rozpoczął ścisłą współpracę z grupą specjalistów z Łodzi.
Prof. Michał Marczak z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi to jeden z nielicznych w Polsce specjalistów w zarządzaniu ryzykiem. Początkowo zajmował się badaniami ryzyka w ruchu drogowym. To właśnie z branży komunikacyjnej zaczerpnął metodę „czarnych punktów”.
- W polskim systemie ochrony zdrowia, zarządzanie ryzykiem wciąż ogranicza się do korzystania z usług firm ubezpieczeniowych. To bierna i najbardziej kosztochłonna metoda. Metody czynne są bardziej pracochłonne i trudne, ale przynoszą realne efekty – podkreśla prof. Michał Marczak. - Dlatego chętnie postanowiłem wesprzeć dyrektora Domejkę.
„Czarny punkt” w opiece zdrowotnej to miejsce szczególnie niebezpieczne, które odpowiada zdarzeniu punktowemu np. oddział, blok operacyjny, centralna sterylizatornia szpitalna, lub apteka. Może to być również określona procedura medyczna, podczas której odnotowano znaczną ilość powikłań lub miejsce szczególnej koncentracji zdarzeń niepożądanych.
- Na każdym oddziale możliwych jest setki zdarzeń niepożądanych, każda procedura obarczona jest ryzykiem. W metodzie „czarnych punktów” staramy się ustalić kilka najistotniejszych i dążyć do zminimalizowania ryzyka – opisuje prof. Michał Marczak.
Metoda jest cykliczna i ma strukturę algometryczno-blokową, czyli po likwidacji najgroźniejszych i możliwych do usunięcia „czarnych punktów” następuje ponowna analiza ryzyka i selekcja kolejnych.
- Wyniki analizuje się wpierw modelem prognostycznym i oceną trafności prognozy w badaniach typu „po". Prościej mówiąc, szybkim potwierdzeniem efektywności medycznej jest analiza statystyczna. Nieco bardziej nowatorskie jest ocenienie efektywności ekonomicznej i logistycznej. Na wyjściu powinien być konkret, liczbowa ocena zmniejszenia ryzyka zdarzeń niepożądanych i „czysty” efekt ekonomiczny - oszczędności finansowe – tłumaczy specjalista.
Dr hab. Michał Marczak był promotorem pracy dr n. med. Aleksandry Sierockiej na temat wykorzystania metody „czarnych punktów” w zarządzaniu ryzykiem zdarzeń niepożądanych. Dr Sierocka swoje badania oparła na 450 historiach choroby pacjentów leczonych w łódzkim szpitalu klinicznym w latach 2006-2007. Ograniczyła się do kilku zabiegów: usunięcia zaćmy i jaskry, usunięcia guza mózgu, korekcji plastycznej nosa i hemodializy i oceniła, które spośród potencjalnych zdarzeń niepożądanych mogą być uznane za „czarne punkty”.
Przykładowo, pacjent przyjęty na operację korekcji nosa może podczas hospitalizacji złapać infekcję, czy po prostu zaziębić się od przeciągów. Możliwymi powikłaniami są zmiany w miejscu wkłucia, wymioty czy w końcu konieczność reoperacji w celu wyprostowania przegrody nosa. Panel ekspercki ocenia wagę zdarzeń niepożądanych. Średnia ocen, częstość występowania danego powikłania i jego koszt pozwala je hierarchizować.
Dr Sierocka wyznaczyła „czarne punkty” z uwzględnieniem poziomów klasyfikacji oraz rankingu zdarzeń niepożądanych. Poziom pierwszy obejmuje głównie zgony i niektóre zakażenia szpitalne, drugi: zdarzenia o wysokim ryzyku, które występują co najmniej w 5 procentach przypadków, trzeci: powikłania rzadsze, ale istotne ze względu na kosztochłonność.
Zmniejszenie częstości zdarzeń kwalifikowanych pierwotnie do poziomu II lub III „czarnych punktów” likwiduje je lub przesuwa ich wagę na niższy poziom hierarchiczny czy też kolejność w rankingu.
Pół tysiąca zgonów do uniknięcia
Dr hab. Mariusz Piechota, anestezjolog z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi, spojrzał na problem z innej strony. Znalazł narzędzie pozwalające szybko diagnozować potencjalny problem i podjąć działania, które będą mu zapobiegać.
Opracował prosty system identyfikacji chorych należących do grupy podwyższonego ryzyka hospitalizowanych na oddziałach chirurgii ogólnej. Następnie przedstawił postępowanie pozwalające na zmniejszenie liczby zgonów w tej grupie pacjentów.
Badaniem objął ponad 32 tys. chorych leczonych na oddziałach chirurgii ogólnej w trzech łódzkich szpitalach klinicznych w latach 2003-2007. W grupie podwyższonego ryzyka znalazło się prawie 5,9 tys. pacjentów. Do grupy tej na podstawie 11 czynników ryzyka (9 czynników ryzyka zgonu występujących w treści rozpoznania zasadniczego według ICD-10 oraz 2 czynników ryzyka zgonu związanych z trybem skierowania) zaliczono chorych, którzy mieli np. ostre zapalenie otrzewnej, niedrożność porażenną jelit, ostre naczyniowe zaburzenie jelit, nowotwór złośliwy, ostre zapalenie trzustki czy byli przyjęci z innego oddziału. W analizowanym okresie zmarło spośród nich aż 512 osób.
Pełny tekst Natalii Adamskiej - Golińskiej w pierwszym numerze "Menedżera Zdrowia"