Archiwum

Ale to już było…

Udostępnij:
– Nie twierdzę, że nie jest potrzebna zasadnicza reorganizacja publicznej ochrony zdrowia w Polsce. Wręcz przeciwnie – jest ona konieczna. Nie można jednak nie dostrzegać tego, że to, co proponuje resort już było i nie przyniosło przełomu – ocenia Krzysztof Bukiel, krytykując zapowiedź centralizacji szpitalnictwa.
Komentarz Krzysztofa Bukiela, przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy:
– Jakiś czas temu podczas konferencji miałem niewielkie „spięcie” z ówczesnym prezesem Narodowego Fundusz Zdrowia Adamem Niedzielskim. Inaczej niż on oceniałem sytuację w publicznej ochronie zdrowia i inaczej widziałem sposoby jej naprawy. Prezes Niedzielski żachnął się, gdy stwierdziłem, że powinien mieć w tej sprawie więcej pokory, bo zajmuje się ochroną zdrowia bardzo krótko – od lipca 2018 roku – a ja natomiast od niemal 30 lat i widzę, jak kończyły się zapowiedzi różnych reform, jakie skutki przyniosły niektóre rozwiązania, jak zmieniała się sytuacja chorych, pracowników ochrony zdrowia i szpitali w wyniku wprowadzanych zmian. To spojrzenie całościowe na miniony okres i na zmiany, jakie w tym czasie wprowadzano, ma swoje zalety. Nie mają takiego spojrzenia – niestety – kolejne rządy i kolejni ministrowie zdrowia, co powoduje, że „dolepiają” często do istniejącego systemu dowolne „łaty” niepasujące do całości lub odkrywają rzeczy już dawno odkryte i zweryfikowane – negatywnie – w praktyce.

Niestety, podobnie trzeba ocenić projekt wielkiej restrukturyzacji szpitali w Polsce przedstawiony niedawno przez obecnego ministra zdrowia. Zakłada on, że „certyfikowani doradcy restrukturyzacyjni w ochronie zdrowia” przedstawią propozycję naprawy polskiego szpitalnictwa obejmującą likwidację części szpitali, połączenie innych i restrukturyzację kolejnych. Skutkiem ma być lepsze gospodarowanie ograniczonymi zasobami. Pomoże w tym także upaństwowienie szpitali i centralizacja zarządzania nimi – „współpraca zamiast konkurencji” – oraz powoływanie na stanowiska dyrektorów „certyfikowanych menedżerów ochrony zdrowia” wywodzących się z tworzonego w tym celu „korpusu menadżerskiego”.

Gdyby minister Niedzielski wiedział, co działo się w publicznej ochrony zdrowia w ostatnich 30 latach, zrozumiałby, że to wszystko już było i nie przyniosło zapowiadanego przełomu.

„Certyfikowani doradcy restrukturyzacyjni w ochronie zdrowia” – chociaż może nie tak nazwani – już co najmniej raz taki program restrukturyzacji polskiego szpitalnictwa przeprowadzili. Wielka operacja tego typu odbyła się z inicjatywy minister Franciszki Cegielskiej około 20 lat temu. W Polskę „ruszyły” liczne firmy konsultingowe, które oceniały, czy określone szpitale są potrzebne, czy mają odpowiednie oddziały, czy nie można by ich połączyć z innymi szpitalami albo odpowiednio zmienić ich strukturę. Powstało mnóstwo planów i opracowań dotyczących wszystkich szpitali i wszystkich województw. Nie pamiętam, ile milionów złotych na to poszło, – wiem jednak, że po kilku latach Najwyższa Izba Kontroli oceniła, że były to pieniądze wyrzucone w błoto. Korzyści odniosły jedynie firmy doradcze, które – z jednej strony, zarobiły mnóstwo pieniędzy, z drugiej, urosły do rangi „wybitnych ekspertów” w restrukturyzacji szpitali, co wykorzystywały później – kto wie czy i tym razem nie znajdą się w gronie „certyfikowanych doradców restrukturyzacyjnych”. Wartość merytoryczna tych programów restrukturyzacyjnych była bardzo niska. Niektóre z nich stanowiły przedmiot dowcipów. Na przykład w moim województwie firma doradcza zaproponowała likwidację oddziału położniczego w szpitalu w mieście (kilkudziesięciotysięcznym), które z resztą Polski ma połączenie jedynie promowe.

Równie chybiona jest propozycja powołania „korpusu menedżerskiego”, w skład którego wejdą „certyfikowani menedżerowie ochrony zdrowia” jako sposobu na poprawę poziomu zarządzania polskimi szpitalami. Zresztą trudno nawet ocenić czy jest ono „złe”, bo warunki, w jakich działają szpitale są tak zmienne i tak nienormalne, że to, co pozornie mogłoby być uznane za złe zarządzanie, okazuje się ostatecznie wręcz wybitne. Który dyrektor szpitala powiatowego lepiej zarządza swoim szpitalem: ten, który przez lata „skąpił” na wszystko tylko po to, aby się zbilansować, czy ten, który inwestował, budował, rozwijał, zadłużając się na kilkaset milionów? Teraz komisja złożona z „certyfikowanych doradców restrukturyzacyjnych w ochronie zdrowia” wskaże zapewne ten pierwszy szpital, niezadłużony – ale biedny i bez odpowiedniego zaplecza – do likwidacji, a ten drugi, zadłużony – ale bogaty w sprzęt, dobrą kadrę i odpowiednie pomieszczenia – jaki taki, który może dalej funkcjonować – oczywiście po finansowej „restrukturyzacji” polegającej na dofinansowaniu ze środków państwowych.

Minister zdrowia powinien był też wiedzieć, że po 1989 r., a jeszcze bardziej po wprowadzeniu kas chorych, nastąpił prawdziwy boom kształcenia menedżerów ochrony zdrowia na licznych uczelniach, podczas studiów podyplomowych. Skorzystało z tego wielu dotychczasowych dyrektorów, którzy takiego wykształcenia formalnie nie mieli. Sami dyrektorzy dbali o to i zachęcali się wzajemnie. Dużą rolę odegrało w tym zakresie Stowarzyszenie Menedżerów Ochrony Zdrowia – STOMOZ. Podejrzewam, że trudno znaleźć dzisiaj na stanowisku dyrektora szpitala osobę, która nie byłaby z wykształcenia „menedżerem ochrony zdrowia”. Gorzej, że często – najczęściej – nie mogą oni swoich umiejętności wykorzystać, bądź to z powodu dramatycznie złych, a przy tym zmiennych i nieprzewidywalnych warunków, w jakich funkcjonują szpitale, bądź z powodu nacisków lokalnych polityków.

Wątpliwości musi budzić także pomysł upaństwowienia wszystkich szpitali i centralizacja zarządzania nimi. Nie znamy jeszcze szczegółów, ale przecież mieliśmy już do czynienia zarówno z państwowymi szpitalami – będącymi częścią państwowej służby zdrowia – jak i z centralnym – przynajmniej w jakiejś części – nimi zarządzaniem. Można się domyślać, że planowane zmiany będą nawiązywać do tych wcześniejszych rozwiązań, bo możliwości nie ma zbyt wielu. Nie będzie raczej jednego zarządu wszystkich szpitali, a co najwyżej wspólne „centralne” zakupy, centralne planowanie struktury poszczególnych szpitali, centralny rozdział środków adekwatny do tej struktury itp. To wszystko też już było i spowodowało, że w połowie lat 90. ubiegłego wieku praktycznie wszystkie siły polityczne i wszystkie środowiska medyczne jednomyślnie opowiedziały się za porzuceniem tego modelu. O tym, jak nietrafione były – na przykład – tzw. zakupy centralne krążyły dowcipy. Ja ze swojego podwórka też pamiętam taką sytuację. Gdzieś na początku lat 90. wieku ubiegłego wieku, wobec planowanego wprowadzenia w Polsce instytucji lekarza rodzinnego, do mojej przychodni rejonowej, gdzie pracowałem jako lekarz internista, przyszedł niespodziewanie dla wszystkich – łącznie z kierownikiem przychodni i dyrektorem szpitala, którego przychodnia była wówczas częścią – „przydział” wyposażenia gabinetu lekarza rodzinnego. Takiego gabinetu nikt co prawda u nas nie planował – ani dyrektor, ani kierownik – ale widocznie zaplanował go gdzieś centralnie w Warszawie jakiś „certyfikowany doradca restrukturyzacyjny w ochronie zdrowia”, który wytypował moją przychodnię do tego nowatorskiego przedsięwzięcia. „Przydział” w postaci różnorodnego sprzętu – w tym małego aparatu USG – oczywiście nikomu w przychodni do niczego się nie przydał, ale dyrektor szpitala, na szczęście, rozdysponował sprzęt do tych miejsc, gdzie mógł on być użyty.

Nie twierdzę, że nie jest potrzebna zasadnicza reorganizacja publicznej ochrony zdrowia w Polsce. Wręcz przeciwnie – jest ona konieczna. Nie można jednak nie dostrzegać tego, co stało się w ostatnich 30 latach i tego, co było wcześniej. Nie można w czambuł potępiać zmian po 1999 r., które wprowadziły elementy rynkowe i częściową prywatyzację w ochronie zdrowia. Zmiany te spowodowały liczne pozytywne efekty, które zaistniały nie dzięki „certyfikowanym doradcom restrukturyzacyjnym” ani „certyfikowanym menedżerom w ochronie zdrowia”. Zaistniały one dzięki wprowadzeniu elementów konkurencji, prywatyzacji, działania „dla zysku”. Przyniosły też po części zjawiska patologiczne, które jednak były spowodowane głównie nieprawidłową interwencją państwa. Trzeba te zjawiska pokazać, nazwać i wyeliminować, a nie proponować powrót do tego, co już było i nie sprawdziło się.

Przeczytaj także: „Centralizacja nie jest rozwiązaniem kłopotów”, „Adam Niedzielski potwierdził – będzie upaństwowienie szpitalnictwa”, „Urzędnicy zdecydują o tym, czy wszystkie szpitale będą rządowe”, „Upaństwowienie spowoduje konflikty między samorządami a rządem”, „Powtórka z lat siedemdziesiątych”, „Dłużej czekać nie można”.

Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.