iStock
Certyfikaty jakości – bez wartości
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 07.12.2023
Źródło: Rafał Janiszewski
Tagi: | Rafał Janiszewski, szpital, szpitale, CMJ, certyfikat, certyfikaty, jakość |
Czy certyfikaty Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia są zasadne i potrzebne? Jeden z naszych ekspertów ma wątpliwości.
Tekst Rafała Janiszewskiego, właściciela Kancelarii Doradczej Rafał Janiszewski:
Pod koniec listopada „Menedżer Zdrowia” poinformował, że 184 szpitali posiadało wtedy certyfikaty Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia – opisano je jako „Listę najlepszych” [link do newsa na dole strony – red.]
Czy rzeczywiście są najlepsze?
Wątpię.
W swojej codziennej pracy spotykam się dyrektorami placówek, którzy bardzo starają się uzyskać akredytacje. Wobec uchwalonej ustawy o jakości i bezpieczeństwie pacjenta wiele podmiotów chce z tym zdążyć jeszcze przed obowiązywaniem nowych standardów. Nie ma więc chyba lepszego momentu, byśmy odpowiedzieli sobie na pytanie, jakie powinny być kryteria i sposób oceniania podmiotów leczniczych.
Dotychczasowe standardy CMJ zawsze budziły moje wątpliwości – zarówno jeśli chodzi o ich zakres, jak i sposób oceny akredytacyjnej.
Przygotowania do uzyskania certyfikacji to w każdym szpitalu istne pandemonium – ogrom pracy całego zespołu, który na co dzień skupiony jest na pacjentach. Na ostatnią chwilę tworzone są setki procedur, które mają określać organizację podmiotu. Uznałbym to za zasadne i potrzebne, gdyby wymagania akredytacyjne szły w parze z prawem, praktyką i zdrowym rozsądkiem – niestety, tak nie jest.
Oczami rejestratorki
Podam przykład, który doskonale obrazuje bezsensowność wymuszania nadmiarowego działania.
W przypadku praw pacjenta wskazuje się, że należy stworzyć listę procedur wymagających dodatkowej zgody pacjenta. Skutkiem tego jest wdrażanie w szpitalach odrębnej zgody na hospitalizację. Najczęściej we wzorach druków czytam „wyrażam zgodę na przyjęcie mnie do szpitala i proponowany plan leczenia”. Wizytatorzy akredytacyjni sprawdzają, czy szpital te zgody posiada.
Przyjrzyjmy się tej sytuacji nie zza biurka urzędnika, ale oczami rejestratorki, która najczęściej jest osobą pierwszego kontaktu w szpitalu. Oto zgłasza się do niej ze skierowaniem pacjent planowy, który de facto prosi, by go do tego szpitala przyjąć i wyleczyć, a rejestratorka musi mu dać do podpisania zgodę na przyjęcie do szpitala oraz na plan leczenia, którego przecież najczęściej nikt na tym etapie jeszcze nie zna!
Jakie procedury będziemy wykonywać, okaże się dopiero po przyjęciu na oddział. Zresztą, zgodnie z prawem, na każdą czynność, nawet najzwyklejsze pobranie krwi, pacjent i tak będzie wyrażał zgodę, a w przypadku czynności o podwyższonym ryzyku będzie ona pisemna.
Patrząc na aspekt prawny, przepis nie wymaga odrębnej zgody pacjenta na przyjęcie do szpitala. Mamy nawet lex specialis! Wszak w ustawie o zdrowiu psychicznym zapisano, że pacjent musi wyrazić zgodę na przyjęcie do szpitala psychiatrycznego. A skoro taki szczególny zapis istnieje, oczywistym jest, że legislator doskonale wiedział, że w innych szpitalach taka zgoda wymagana nie jest.
Obserwując proces opracowywania procedur zgodnie z wytycznymi CMJ, odnoszę nieodparte wrażenie, że placówki tworzą je nie po to, by poprawić jakość i bezpieczeństwo, lecz po to, by sprostać warunkom i uzyskać certyfikat, który daje jedynie wyższą wartość rozliczeń świadczeń z Narodowym Funduszem Zdrowia. Często mam poczucie ogromnej fikcji, w której opisane normy w ogóle nie przystają do rzeczywistości. Moje zastrzeżenia dotyczą również rzetelności oceny stanu faktycznego w podmiotach leczniczych. Jeśli bowiem jednym z obszarów jest dokumentacja medyczna, to zarówno standard akredytacyjny, jak i ocena tego zakresu powinna być zgodna z prawem, które od 2021 roku nakazuje wszystkim podmiotom leczniczym prowadzić dokumentację medyczną w postaci elektronicznej.
Niektóre z placówek znajdujących się na liście 184 rzekomo najlepszych w naszym kraju nie spełniają tego warunku, a w najlepszym przypadku prowadzą sporą część dokumentacji zgodnie z przepisami, ale nie całą.
Mógłbym w nieskończoność rozpisywać się na temat obszaru dotyczącego praw pacjentów, uważam jednak, że na ten temat najwięcej do powiedzenia mają oni sami.
Wytknę tylko jeden przykład dotyczący zasad udostępniania dokumentacji medycznej. Zgodnie z prawem oraz rekomendacjami rzecznika praw pacjenta ma się to odbywać na wniosek osoby uprawnionej. Form pisemna nie jest wymagana. Tymczasem niektóre placówki z listy w swoich procedurach ma zawarty taki wymóg – opracowano w tym celu specjalne formularze. Najważniejszym jednak obszarem jakości jest bezpieczeństwo, w którym zawiera się kontrola zakażeń. Temu zagadnieniu, jak najbardziej słusznie, poświęcono w nowej ustawie najwięcej uwagi.
Znikomy wpływ na bezpieczeństwo
O ile standardy akredytacyjne przywiązują do tego istotną wagę, o tyle praktyczna ocena i kontrola realizacji procedur w podmiocie pozostawiają wiele do życzenia. Twierdzę, że obecna akredytacja ma znikomy wpływ na zmniejszenie liczby zakażeń szpitalnych i bezpieczeństwo epidemiologiczne pacjentów.
Zabieram w tej sprawie głos nie dlatego, że chcę krytykować CMJ czy szpitale, lecz dlatego, że kluczowe jest skupienie się na zapowiedzianych w ustawie nowych standardach akredytacyjnych i stworzenie ich tak, aby dawały coś więcej niż wyższą wycenę punktów z NFZ.
Na omawianej liście jest wiele szpitali, które zapewniają jakość i bezpieczeństwo na wysokim poziomie. Co ciekawe, niejednokrotnie faktyczne działania medyków nie są zgodne z opisywanymi procedurami. Dlaczego? Ano dlatego, że są one niezgodne z dobrą praktyką, wiedzą medyczną i doświadczeniem oraz są niedostosowane do specyfiki podmiotu.
Zatem możemy powiedzieć, że lista to najlepsze szpitale w ocenie CMJ. Kluczowe pytanie, które powinniśmy sobie zadać, to ile tak naprawdę warta jest ta certyfikacja w zakresie jakości i bezpieczeństwa pacjenta. Urealnienie tego obszaru jest jednym z wyzwań dla nowego ministra zdrowia.
Przeczytaj także: „Lista najlepszych”, „Między samochodem osobowym marki Tata a rolls-royce’em” i „Wyciągajmy wnioski z raportów Najwyższej Izby Kontroli”.
Pod koniec listopada „Menedżer Zdrowia” poinformował, że 184 szpitali posiadało wtedy certyfikaty Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia – opisano je jako „Listę najlepszych” [link do newsa na dole strony – red.]
Czy rzeczywiście są najlepsze?
Wątpię.
W swojej codziennej pracy spotykam się dyrektorami placówek, którzy bardzo starają się uzyskać akredytacje. Wobec uchwalonej ustawy o jakości i bezpieczeństwie pacjenta wiele podmiotów chce z tym zdążyć jeszcze przed obowiązywaniem nowych standardów. Nie ma więc chyba lepszego momentu, byśmy odpowiedzieli sobie na pytanie, jakie powinny być kryteria i sposób oceniania podmiotów leczniczych.
Dotychczasowe standardy CMJ zawsze budziły moje wątpliwości – zarówno jeśli chodzi o ich zakres, jak i sposób oceny akredytacyjnej.
Przygotowania do uzyskania certyfikacji to w każdym szpitalu istne pandemonium – ogrom pracy całego zespołu, który na co dzień skupiony jest na pacjentach. Na ostatnią chwilę tworzone są setki procedur, które mają określać organizację podmiotu. Uznałbym to za zasadne i potrzebne, gdyby wymagania akredytacyjne szły w parze z prawem, praktyką i zdrowym rozsądkiem – niestety, tak nie jest.
Oczami rejestratorki
Podam przykład, który doskonale obrazuje bezsensowność wymuszania nadmiarowego działania.
W przypadku praw pacjenta wskazuje się, że należy stworzyć listę procedur wymagających dodatkowej zgody pacjenta. Skutkiem tego jest wdrażanie w szpitalach odrębnej zgody na hospitalizację. Najczęściej we wzorach druków czytam „wyrażam zgodę na przyjęcie mnie do szpitala i proponowany plan leczenia”. Wizytatorzy akredytacyjni sprawdzają, czy szpital te zgody posiada.
Przyjrzyjmy się tej sytuacji nie zza biurka urzędnika, ale oczami rejestratorki, która najczęściej jest osobą pierwszego kontaktu w szpitalu. Oto zgłasza się do niej ze skierowaniem pacjent planowy, który de facto prosi, by go do tego szpitala przyjąć i wyleczyć, a rejestratorka musi mu dać do podpisania zgodę na przyjęcie do szpitala oraz na plan leczenia, którego przecież najczęściej nikt na tym etapie jeszcze nie zna!
Jakie procedury będziemy wykonywać, okaże się dopiero po przyjęciu na oddział. Zresztą, zgodnie z prawem, na każdą czynność, nawet najzwyklejsze pobranie krwi, pacjent i tak będzie wyrażał zgodę, a w przypadku czynności o podwyższonym ryzyku będzie ona pisemna.
Patrząc na aspekt prawny, przepis nie wymaga odrębnej zgody pacjenta na przyjęcie do szpitala. Mamy nawet lex specialis! Wszak w ustawie o zdrowiu psychicznym zapisano, że pacjent musi wyrazić zgodę na przyjęcie do szpitala psychiatrycznego. A skoro taki szczególny zapis istnieje, oczywistym jest, że legislator doskonale wiedział, że w innych szpitalach taka zgoda wymagana nie jest.
Obserwując proces opracowywania procedur zgodnie z wytycznymi CMJ, odnoszę nieodparte wrażenie, że placówki tworzą je nie po to, by poprawić jakość i bezpieczeństwo, lecz po to, by sprostać warunkom i uzyskać certyfikat, który daje jedynie wyższą wartość rozliczeń świadczeń z Narodowym Funduszem Zdrowia. Często mam poczucie ogromnej fikcji, w której opisane normy w ogóle nie przystają do rzeczywistości. Moje zastrzeżenia dotyczą również rzetelności oceny stanu faktycznego w podmiotach leczniczych. Jeśli bowiem jednym z obszarów jest dokumentacja medyczna, to zarówno standard akredytacyjny, jak i ocena tego zakresu powinna być zgodna z prawem, które od 2021 roku nakazuje wszystkim podmiotom leczniczym prowadzić dokumentację medyczną w postaci elektronicznej.
Niektóre z placówek znajdujących się na liście 184 rzekomo najlepszych w naszym kraju nie spełniają tego warunku, a w najlepszym przypadku prowadzą sporą część dokumentacji zgodnie z przepisami, ale nie całą.
Mógłbym w nieskończoność rozpisywać się na temat obszaru dotyczącego praw pacjentów, uważam jednak, że na ten temat najwięcej do powiedzenia mają oni sami.
Wytknę tylko jeden przykład dotyczący zasad udostępniania dokumentacji medycznej. Zgodnie z prawem oraz rekomendacjami rzecznika praw pacjenta ma się to odbywać na wniosek osoby uprawnionej. Form pisemna nie jest wymagana. Tymczasem niektóre placówki z listy w swoich procedurach ma zawarty taki wymóg – opracowano w tym celu specjalne formularze. Najważniejszym jednak obszarem jakości jest bezpieczeństwo, w którym zawiera się kontrola zakażeń. Temu zagadnieniu, jak najbardziej słusznie, poświęcono w nowej ustawie najwięcej uwagi.
Znikomy wpływ na bezpieczeństwo
O ile standardy akredytacyjne przywiązują do tego istotną wagę, o tyle praktyczna ocena i kontrola realizacji procedur w podmiocie pozostawiają wiele do życzenia. Twierdzę, że obecna akredytacja ma znikomy wpływ na zmniejszenie liczby zakażeń szpitalnych i bezpieczeństwo epidemiologiczne pacjentów.
Zabieram w tej sprawie głos nie dlatego, że chcę krytykować CMJ czy szpitale, lecz dlatego, że kluczowe jest skupienie się na zapowiedzianych w ustawie nowych standardach akredytacyjnych i stworzenie ich tak, aby dawały coś więcej niż wyższą wycenę punktów z NFZ.
Na omawianej liście jest wiele szpitali, które zapewniają jakość i bezpieczeństwo na wysokim poziomie. Co ciekawe, niejednokrotnie faktyczne działania medyków nie są zgodne z opisywanymi procedurami. Dlaczego? Ano dlatego, że są one niezgodne z dobrą praktyką, wiedzą medyczną i doświadczeniem oraz są niedostosowane do specyfiki podmiotu.
Zatem możemy powiedzieć, że lista to najlepsze szpitale w ocenie CMJ. Kluczowe pytanie, które powinniśmy sobie zadać, to ile tak naprawdę warta jest ta certyfikacja w zakresie jakości i bezpieczeństwa pacjenta. Urealnienie tego obszaru jest jednym z wyzwań dla nowego ministra zdrowia.
Przeczytaj także: „Lista najlepszych”, „Między samochodem osobowym marki Tata a rolls-royce’em” i „Wyciągajmy wnioski z raportów Najwyższej Izby Kontroli”.