iStock
Kłopoty onkologii w czasie pandemii
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 04.01.2021
Źródło: Rafał Janiszewski
Tagi: | Rafał Janiszewski |
– Znaleźliśmy się w momencie, w którym trzeba się poważnie zastanowić, co za chwilę będzie stanowiło dla nas większe zagrożenie – koronawirus czy zaniedbania diagnostyczne i terapeutyczne pacjentów ze schorzeniami innymi niż COVID-19, w szczególności onkologicznymi – pisze Rafał Janiszewski w „Menedżerze Zdrowia”.
Analiza Rafała Janiszewskiego, właściciela kancelarii doradczej:
– Zmniejszenie dostępności do świadczeń zdrowotnych w czasie epidemii koronawirusa było oczywistym efektem wprowadzenia obostrzeń – w szczególności zaleceń, które ograniczenie udzielenia pomocy zdawały się wręcz wprost wymuszać. Sygnały te docierały do świadczeniodawców w różnej formie – z jednej strony jako komunikaty Narodowego Funduszu Zdrowia, które wywoływały u nich wrażenie, że niektóre zakresy świadczeń ambulatoryjnych i rehabilitację należy ograniczyć, z drugiej zaś strony pojawiały się obostrzenia wynikające z podwyższonego reżimu sanitarno-epidemiologicznego. Proces przyjmowania pacjenta trwał dłużej, bowiem towarzyszyła mu określona procedura obejmująca wywiad i mierzenie temperatury. Metod weryfikacji pacjentów placówki medyczne opracowały wiele. Pracę spowolniła również konieczność dodatkowego, specjalistycznego zabezpieczenia osobistego pracowników ochrony zdrowia, którzy zobligowani byli do częstszej zmiany odzieży ochronnej i maseczek oraz poddawania się dezynfekcji. Konieczność dezynfekcji dotyczyła również pomieszczeń, w których odbywało się przyjmowanie pacjentów, co w naturalny sposób wydłużało proces.
Nie zapominajmy również o wybuchających co chwilę ogniskach zakażenia koronawirusem, które skutkowały u świadczeniodawców wyłączeniem działalności oddziałów czy wręcz całych komórek organizacyjnych. Zakażali się lekarze i pielęgniarki pracujący z chorymi na COVID co przekładało się na absencję w pracy, a więc stanowiło kolejny powód ograniczenia dostępności do świadczeń. Co się zaś tyczy samych pacjentów - poczucie zagrożenia czy wręcz paniczny lęk przed ewentualnym zakażeniem się w placówce ochrony zdrowia powodowały, że decydowali ni o odwołaniu zaplanowanych wizyt czy zabiegów.
Wszystko to musiało w rezultacie doprowadzić do zmniejszenia liczby przyjmowanych pacjentów.
Właśnie w ten sposób, wiosną 2020 r., wyhamował system ochrony zdrowia, a placówki onkologiczne mocniej – być może najmocniej.
Nieustannie analizuję funkcjonowanie systemu opieki nad chorymi onkologicznymi w Polsce. W czasie epidemii obserwowałem, że w placówkach narastała szczególna obawa przed wystąpieniem ogniska wirusa wśród pacjentów. Obawa o tyle zrozumiała, że – co oczywiste pacjenci onkologiczni przechodzą infekcję bardzo ciężko i często kończy się ona śmiercią. Skutkiem strachu było jeszcze mocniejsze niż w innych placówkach zaostrzenie rygorów sanitarno-epidemiologicznych, co spowodowało, że wyhamowały mocniej, a być może najmocniej, niż pozostali świadczeniodawcy.
Moja kancelaria prowadziła monitoring udzielania świadczeń w placówkach ochrony zdrowia. Przeprowadzaliśmy badania ilościowe. Badaliśmy liczbę zabiegów chirurgii onkologicznej wykonywanych w poszczególnych miesiącach epidemii – w pierwszym i drugim miesiącu nastąpiło zmniejszenie liczby operacji. Działo się to bezpośrednio po pojawiających się komunikatach NFZ. Porównaliśmy również dane z 2020 r. z tymi z 2019 r. – w chirurgii onkologicznej całościowa liczba wykonań była mniejsza.
Dane, dane, dane…
Przedstawiam dane udostępnione przez kilka podmiotów, wśród których znalazło się sześć ośrodków onkologicznych różnej wielkości – dotyczą udzielonych i rozliczonych grupami zabiegowymi JGP świadczeń z oddziałów chirurgii onkologicznej i chirurgii ogólnej (świadczeń z rozpoznaniem onkologicznym „C”) w podziale na te rozliczone w pakiecie onkologicznym, poza nim i w ryczałcie PSZ.
Tabela 1. Średnia miesięczna liczba świadczeń rozliczonych grupami zabiegowymi JGP w sześciu oddziałach chirurgii onkologicznej
Widoczny jest ponad 40-procentowy spadek liczby świadczeń w kwietniu. Liczba świadczeń w maju była niższa o 15 proc., a w czerwcu mniejsza o 20 proc. niż wykonanych w lutym i marcu 2020 r.
Tabela 2. Średnia wartość świadczenia rozliczonego grupą zabiegową JGP w sześciu oddziałach chirurgii onkologicznej
Zauważalny jest przejściowy wzrost wartości świadczenia w marcu i kwietniu 2020 r.
Wykres 1. Średnia miesięczna liczba świadczeń rozliczonych grupami zabiegowymi JGP w sześciu oddziałach chirurgii onkologicznej
Tabela 3. Średnia miesięczna liczba świadczeń rozliczonych grupami zabiegowymi JGP w sześciu oddziałach chirurgii ogólnej (świadczenia z rozpoznaniem onkologicznym „C”)
Zauważalny jest niemal 50-procentowy spadek liczby świadczeń w kwietniu i maju w porównaniu z marcem. Liczby świadczeń w czerwcu była niższa o 30 proc. niż w lutym 2020 r.
Prezentowane dane odpowiadają informacjom przekazywanym przez dyrektorów szpitali o znacznym ograniczeniu w marcu i kwietniu liczby zrealizowanych świadczeń.
Zmniejszyła się również średnia wartość rozliczanych świadczeń w tym zakresie. Świadczeniodawcy starali się utrzymać realizację świadczeń drobniejszymi zabiegami, a niejednokrotnie bardziej skomplikowane celowo odraczano.
Wykres 2. Średnia miesięczna liczba świadczeń rozliczonych grupami zabiegowymi JGP w sześciu oddziałach chirurgii ogólnej w pierwszej połowie 2020 r.
Efekt kuli śniegowej
Na naszych oczach tworzy się kula śniegowa, przed którą ostrzegałem, gdy byliśmy jeszcze w pierwszej fazie epidemii. Uprzedzałem, że należy szybko skoncentrować się na pacjentach, którzy mają zaplanowane leczenie oraz na pilnym na zabezpieczeniu przypadków nagłych, a innych niż covidowe, bo jeśli tego nie zrobimy, to – pisząc obrazowo – ulepimy śnieżną kulę złożoną z pacjentów, u których nie wykonano zaplanowanego zabiegu, których stan zdrowia się pogorszył i będą stanowić dużą grupę ryzyka, jeśli chodzi o zachorowanie na koronawirusa. A jako że kula śnieżna nieubłaganie powiększa się – często w zatrważającym tempie – znaleźliśmy się już w momencie, w którym trzeba się poważnie zastanowić, co za chwilę będzie stanowiło dla nas większe zagrożenie – koronawirus czy zaniedbania diagnostyczne i terapeutyczne pacjentów ze schorzeniami innymi niż COVID-19. Stawiam tezę, że to drugie, a dane dotyczące śmiertelności ogólnej moją tezę potwierdzają.
Przeczytaj także: „Piotr Warczyński o pocovidowej rzeczywistości” i „Ofiary poboczne”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
– Zmniejszenie dostępności do świadczeń zdrowotnych w czasie epidemii koronawirusa było oczywistym efektem wprowadzenia obostrzeń – w szczególności zaleceń, które ograniczenie udzielenia pomocy zdawały się wręcz wprost wymuszać. Sygnały te docierały do świadczeniodawców w różnej formie – z jednej strony jako komunikaty Narodowego Funduszu Zdrowia, które wywoływały u nich wrażenie, że niektóre zakresy świadczeń ambulatoryjnych i rehabilitację należy ograniczyć, z drugiej zaś strony pojawiały się obostrzenia wynikające z podwyższonego reżimu sanitarno-epidemiologicznego. Proces przyjmowania pacjenta trwał dłużej, bowiem towarzyszyła mu określona procedura obejmująca wywiad i mierzenie temperatury. Metod weryfikacji pacjentów placówki medyczne opracowały wiele. Pracę spowolniła również konieczność dodatkowego, specjalistycznego zabezpieczenia osobistego pracowników ochrony zdrowia, którzy zobligowani byli do częstszej zmiany odzieży ochronnej i maseczek oraz poddawania się dezynfekcji. Konieczność dezynfekcji dotyczyła również pomieszczeń, w których odbywało się przyjmowanie pacjentów, co w naturalny sposób wydłużało proces.
Nie zapominajmy również o wybuchających co chwilę ogniskach zakażenia koronawirusem, które skutkowały u świadczeniodawców wyłączeniem działalności oddziałów czy wręcz całych komórek organizacyjnych. Zakażali się lekarze i pielęgniarki pracujący z chorymi na COVID co przekładało się na absencję w pracy, a więc stanowiło kolejny powód ograniczenia dostępności do świadczeń. Co się zaś tyczy samych pacjentów - poczucie zagrożenia czy wręcz paniczny lęk przed ewentualnym zakażeniem się w placówce ochrony zdrowia powodowały, że decydowali ni o odwołaniu zaplanowanych wizyt czy zabiegów.
Wszystko to musiało w rezultacie doprowadzić do zmniejszenia liczby przyjmowanych pacjentów.
Właśnie w ten sposób, wiosną 2020 r., wyhamował system ochrony zdrowia, a placówki onkologiczne mocniej – być może najmocniej.
Nieustannie analizuję funkcjonowanie systemu opieki nad chorymi onkologicznymi w Polsce. W czasie epidemii obserwowałem, że w placówkach narastała szczególna obawa przed wystąpieniem ogniska wirusa wśród pacjentów. Obawa o tyle zrozumiała, że – co oczywiste pacjenci onkologiczni przechodzą infekcję bardzo ciężko i często kończy się ona śmiercią. Skutkiem strachu było jeszcze mocniejsze niż w innych placówkach zaostrzenie rygorów sanitarno-epidemiologicznych, co spowodowało, że wyhamowały mocniej, a być może najmocniej, niż pozostali świadczeniodawcy.
Moja kancelaria prowadziła monitoring udzielania świadczeń w placówkach ochrony zdrowia. Przeprowadzaliśmy badania ilościowe. Badaliśmy liczbę zabiegów chirurgii onkologicznej wykonywanych w poszczególnych miesiącach epidemii – w pierwszym i drugim miesiącu nastąpiło zmniejszenie liczby operacji. Działo się to bezpośrednio po pojawiających się komunikatach NFZ. Porównaliśmy również dane z 2020 r. z tymi z 2019 r. – w chirurgii onkologicznej całościowa liczba wykonań była mniejsza.
Dane, dane, dane…
Przedstawiam dane udostępnione przez kilka podmiotów, wśród których znalazło się sześć ośrodków onkologicznych różnej wielkości – dotyczą udzielonych i rozliczonych grupami zabiegowymi JGP świadczeń z oddziałów chirurgii onkologicznej i chirurgii ogólnej (świadczeń z rozpoznaniem onkologicznym „C”) w podziale na te rozliczone w pakiecie onkologicznym, poza nim i w ryczałcie PSZ.
Tabela 1. Średnia miesięczna liczba świadczeń rozliczonych grupami zabiegowymi JGP w sześciu oddziałach chirurgii onkologicznej
Widoczny jest ponad 40-procentowy spadek liczby świadczeń w kwietniu. Liczba świadczeń w maju była niższa o 15 proc., a w czerwcu mniejsza o 20 proc. niż wykonanych w lutym i marcu 2020 r.
Tabela 2. Średnia wartość świadczenia rozliczonego grupą zabiegową JGP w sześciu oddziałach chirurgii onkologicznej
Zauważalny jest przejściowy wzrost wartości świadczenia w marcu i kwietniu 2020 r.
Wykres 1. Średnia miesięczna liczba świadczeń rozliczonych grupami zabiegowymi JGP w sześciu oddziałach chirurgii onkologicznej
Tabela 3. Średnia miesięczna liczba świadczeń rozliczonych grupami zabiegowymi JGP w sześciu oddziałach chirurgii ogólnej (świadczenia z rozpoznaniem onkologicznym „C”)
Zauważalny jest niemal 50-procentowy spadek liczby świadczeń w kwietniu i maju w porównaniu z marcem. Liczby świadczeń w czerwcu była niższa o 30 proc. niż w lutym 2020 r.
Prezentowane dane odpowiadają informacjom przekazywanym przez dyrektorów szpitali o znacznym ograniczeniu w marcu i kwietniu liczby zrealizowanych świadczeń.
Zmniejszyła się również średnia wartość rozliczanych świadczeń w tym zakresie. Świadczeniodawcy starali się utrzymać realizację świadczeń drobniejszymi zabiegami, a niejednokrotnie bardziej skomplikowane celowo odraczano.
Wykres 2. Średnia miesięczna liczba świadczeń rozliczonych grupami zabiegowymi JGP w sześciu oddziałach chirurgii ogólnej w pierwszej połowie 2020 r.
Efekt kuli śniegowej
Na naszych oczach tworzy się kula śniegowa, przed którą ostrzegałem, gdy byliśmy jeszcze w pierwszej fazie epidemii. Uprzedzałem, że należy szybko skoncentrować się na pacjentach, którzy mają zaplanowane leczenie oraz na pilnym na zabezpieczeniu przypadków nagłych, a innych niż covidowe, bo jeśli tego nie zrobimy, to – pisząc obrazowo – ulepimy śnieżną kulę złożoną z pacjentów, u których nie wykonano zaplanowanego zabiegu, których stan zdrowia się pogorszył i będą stanowić dużą grupę ryzyka, jeśli chodzi o zachorowanie na koronawirusa. A jako że kula śnieżna nieubłaganie powiększa się – często w zatrważającym tempie – znaleźliśmy się już w momencie, w którym trzeba się poważnie zastanowić, co za chwilę będzie stanowiło dla nas większe zagrożenie – koronawirus czy zaniedbania diagnostyczne i terapeutyczne pacjentów ze schorzeniami innymi niż COVID-19. Stawiam tezę, że to drugie, a dane dotyczące śmiertelności ogólnej moją tezę potwierdzają.
Przeczytaj także: „Piotr Warczyński o pocovidowej rzeczywistości” i „Ofiary poboczne”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.