Wojciech Surdziel/Agencja Wyborcza.pl

Odechciewa się jakiejkolwiek aktywności

Udostępnij:
– Zrezygnowałem z kandydowania na przewodniczącego OZZL, bo jestem zmęczony jałowymi próbami nawiązania merytorycznego kontaktu z rządzącymi. Kiedy nie widać nadziei, a każda krytyka i konstruktywna propozycja traktowana jest jako atak polityczny i wyraz nienawiści, to w końcu odechciewa się jakiejkolwiek aktywności – pisze w „Menedżerze Zdrowia” były szef i założyciel OZZL Krzysztof Bukiel.
Komentarz byłego przewodniczącego i założyciela Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztofa Bukiela:
Dostrzegam pewne kroki podejmowane przez rządzących, które mogą być odczytane jako korzystne dla pracowników ochrony zdrowia – to przede wszystkim ustawa o płacach minimalnych. Sytuacji lekarzy jednak ustawa ta na razie nie poprawiła, a w istocie, w porównaniu z 2018 r. pogorszyła. Jest bowiem faktem, którego nie chce przyjąć do świadomości minister zdrowia Adam Niedzielski, że lekarze – właśnie ci, którzy te minimalne pensje otrzymują – w 2018 r. dzięki porozumieniu zawartemu między ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim a Porozumieniem Rezydentów OZZL, uzyskali kwotę wynagrodzenia zasadniczego nie mniejszą niż 6750 zł, co odpowiadało wówczas 1,58 przeciętnego wynagrodzenia za poprzedni rok, czyli 2017. Jeśli dzisiaj, po czterech latach od tamtego porozumienia, ustawa przewiduje 1,45 przeciętnego wynagrodzenia, dla tych lekarzy jest tak, jakby… tej ustawy nie było. Możemy uznać ją za korzystną dopiero wtedy, gdy wskaźnik zwiększy się powyżej 1,58. Takiej perspektywy jednak ciągle nie widać. Podobnie jak nie ma odpowiedzi ministra zdrowia na postulat lepszego wynagradzania lekarzy za pracę „na wyłączność” w publicznych szpitalach.

Takie postępowanie ministra zdrowia nie jest oczywiście przypadkiem ani niedopatrzeniem. To celowa polityka rządzących – inspirowanych w tym przypadku przez przedstawicieli NSZZ „Solidarność” – aby pokazać, że porozumienia dotyczące lekarzy zawarte między reprezentatywnymi przedstawicielami lekarzy a ministrem zdrowia są niedopuszczalne. O płacach lekarzy powinny decydować – jak za komuny – koncesjonowane przez władze związki zawodowe skupiające przede wszystkim masy robotnicze, czyli OPZZ i NSZZ „Solidarność”. To ten sam element walki z lekarzami, o której wspomina prezes PiS Jarosław Kaczyński na niemal wszystkich ostatnich spotkaniach z wyborcami. Ja już tej bezrozumnej walki mam serdecznie dość, wolałbym rozmawiać merytorycznie i szukać wspólnie rozwiązań. Ostatnią próbą nawiązania takiego dialogu były trzy pisma wysłane latem do rządzących z prośbą o spotkanie i nawiązanie konstruktywnego dialogu – jedno do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, dwa kolejne do ministra Adama Niedzielskiego. Wszystkie pozostały bez odpowiedzi. Osoba czy instytucja chcąca rozwiązać problem w sposób merytoryczny nie odrzuca dobrej woli strony, której ten problem dotyczy.

Jeszcze bardziej bezsensowne i jałowe jest próbowanie nawiązania merytorycznego dialogu z rządzącymi w sprawie systemu publicznej ochrony zdrowia. OZZL od początku swojego istnienia podkreślał konieczność wdrożenia mechanizmów rynkowych do ochrony zdrowia – działania dla zysku, kontrolowanego i weryfikowanego przez konkurencję między podmiotami. Wdrożenie pewnych elementów rynkowych pokazało, że przynosi to znakomite efekty. Najbardziej spektakularnym było wywindowanie się Polski z samego końca na sam początek w Europie w tzw. kardiologii interwencyjnej. Ale i inne dziedziny, gdzie pozwolono na prywatną inicjatywę i nie ustalono sztucznie kwot refundacji na zbyt niskim poziomie, rozkwitły. Pojawiały się oczywiście patologie, ale wynikały one z interwencjonizmu – nieudolnego i niewłaściwie ukierunkowanego – państwa, zwłaszcza z zawyżania niektórych cen, zaniżania innych, ograniczania konkurencji i tym podobnych. Niestety, rządzący pomijają zupełnie merytoryczną, spokojną analizę tego, co się dzieje i działo w publicznej ochronie zdrowia, i realizują swoją – a właściwie prezesa PiS, bo nikogo innego w rządzie sprawa publicznej ochrony zdrowia tak naprawdę nie interesuje – koncepcję. Jest ona oparta na naiwnej, trochę infantylnej, trochę wyidealizowanej wizji działania dla misji przez szpitale zarządzane przez dyrektorów nadzorowanych przez idealnych urzędników państwowych. W praktyce sprowadza się to do działanie na zasadzie – tam podeprzeć, gdzie się pochyla, czego wyrazem są gospodarskie wizyty ministra zdrowia lub jego zastępców w kolejnych szpitalach i przekazywanie czeków na kolejne miliony złotych. Doświadczenie, również ostatnich lat i miesięcy, pokazuje, że taka koncepcja nie działa. Nawet prezes PiS zauważa – na wszystkich ostatnich spotkaniach z wyborcami – że rząd nie potrafił, mimo wysiłków, poprawić funkcjonowanie publicznej ochrony zdrowia w ostatnich siedmiu latach. Zamiast się jednak zastanowić, co rząd robił – i robi – źle, szef partii rządzącej szuka winnych wokół. Są to tajemnicze wpływowe grupy chcące robić biznes na zdrowiu albo lekarze, którzy za dużo zarabiają, źle leczą bądź opóźniają celowo leczenie i sprzeciwiają się konkurencji. Dlatego OZZL w ostatnich latach niemal w ogóle nie zajmował się sprawami systemowymi, ograniczając się do pozycji typowo roszczeniowych i zajmując się jedynie problemami pracowniczymi.

Do tego wszystkiego doszły opinie niektórych osób – zwłaszcza takich, które w związku są niedawno lub nawet spoza niego – że OZZL działałby lepiej, gdyby na jego czego stał kto inny.

Stąd moja rezygnacja z kandydowania na przewodniczącego OZZL.

Nowej przewodniczącej Zarządu Krajowego OZZL i nowemu zarządowi życzę cierpliwości – większej niż ja ostatnio miałem – dużo energii i sukcesów.

Przeczytaj także: „Krzysztof Bukiel zrezygnował”, „O jakie wpływowe grupy chodzi prezesowi Kaczyńskiemu?”, „Czym powinno zajmować się państwo?” i „Wypłaty uwierają rządzących”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.