Archiwum prywatne
Prof. Jarosław Sławek o przechorowaniu COVID-19 i niedoskonałości testów kasetowych
Tagi: | Jarosław Sławek, koronawirusy, |
- Podczas sprawdzania szpitalnego personelu za pomocą testów paskowych wykryto u mnie przeciwciała tzw. odpowiedzi późnej, powyżej sześciu tygodni, co oznacza, że „zaliczyłem” spotkanie z koronawirusem – przyznaje prof. Jarosław Sławek, prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego. - W trzech testach wynik wskazywał, że mam przeciwciała przeciwko koronawirusowi, natomiast nie wykryło ich badanie surowicy krwi. To może świadczyć o niedoskonałości testów kasetowych – twierdzi.
Gdzie prof. Sławek „złapał” koronawirusa?
Prawdopodobnie do zakażenia doszło w północnych Włoszech, gdzie na początku 2020 r. był na nartach.
- Teoretycznie epidemia COVID-19 szalała w tamtym czasie w Chinach. We Włoszech pacjent „zero” został wykryty dopiero 21 lutego. Jednak gospodarze pensjonatu, w którym się zatrzymałem, wspominali, że w ich rejonie wiele osób w tym czasie chorowało. Z Włoch wróciłem z typowymi dla COVID-19 objawami, czyli wysoką gorączką, kaszlem. Gdy kaszlałem, czułem, jakbym miał w płucach szkło. Byłem w złej formie na tyle, że zrobiłem sobie zdjęcie RTG płuc. Myślę, że koronawirus był w Polsce znacznie wcześniej niż 4 marca, kiedy to ogłoszono pacjenta „zero” – opowiada prof. Sławek w rozmowie z „Polska The Times”.
Czy na pewno za styczniową infekcję odpowiedzialny jest koronawirus?
Jarosław Sławek przyznaje, że sytuacja jest dziwna.
- W trzech testach paskowych wynik wskazywał, że mam przeciwciała przeciwko koronawirusowi, natomiast nie wykryło ich badanie surowicy krwi. To może świadczyć o reakcji krzyżowej z innym koronawirusem, niskim poziomie przeciwciał albo o niedoskonałości testów kasetowych [paskowych – wyjaśnia „Menedżer Zdrowia]. Niebawem mam mieć wykonane ponowne badania surowicy, innym testem – mówi prof. Sławek i… tłumaczy, dlaczego opowiada osobistą historię.
- Te sprzeczne wyniki dowodzą, że najbardziej wiarygodnym badaniem jest test genetyczny z wymazów pobranych z nosa i gardła, i trzeba je personelowi medycznemu wykonywać regularnie. Wtedy będziemy wiedzieli, że nie zarażamy innych pracowników szpitala oraz chorych, których leczymy. Unikniemy zamykania oddziałów czy szpitali – komentuje ekspert. I dodaje: - Niestety, Sejm tę poprawkę Senatu odrzucił…
Prawdopodobnie do zakażenia doszło w północnych Włoszech, gdzie na początku 2020 r. był na nartach.
- Teoretycznie epidemia COVID-19 szalała w tamtym czasie w Chinach. We Włoszech pacjent „zero” został wykryty dopiero 21 lutego. Jednak gospodarze pensjonatu, w którym się zatrzymałem, wspominali, że w ich rejonie wiele osób w tym czasie chorowało. Z Włoch wróciłem z typowymi dla COVID-19 objawami, czyli wysoką gorączką, kaszlem. Gdy kaszlałem, czułem, jakbym miał w płucach szkło. Byłem w złej formie na tyle, że zrobiłem sobie zdjęcie RTG płuc. Myślę, że koronawirus był w Polsce znacznie wcześniej niż 4 marca, kiedy to ogłoszono pacjenta „zero” – opowiada prof. Sławek w rozmowie z „Polska The Times”.
Czy na pewno za styczniową infekcję odpowiedzialny jest koronawirus?
Jarosław Sławek przyznaje, że sytuacja jest dziwna.
- W trzech testach paskowych wynik wskazywał, że mam przeciwciała przeciwko koronawirusowi, natomiast nie wykryło ich badanie surowicy krwi. To może świadczyć o reakcji krzyżowej z innym koronawirusem, niskim poziomie przeciwciał albo o niedoskonałości testów kasetowych [paskowych – wyjaśnia „Menedżer Zdrowia]. Niebawem mam mieć wykonane ponowne badania surowicy, innym testem – mówi prof. Sławek i… tłumaczy, dlaczego opowiada osobistą historię.
- Te sprzeczne wyniki dowodzą, że najbardziej wiarygodnym badaniem jest test genetyczny z wymazów pobranych z nosa i gardła, i trzeba je personelowi medycznemu wykonywać regularnie. Wtedy będziemy wiedzieli, że nie zarażamy innych pracowników szpitala oraz chorych, których leczymy. Unikniemy zamykania oddziałów czy szpitali – komentuje ekspert. I dodaje: - Niestety, Sejm tę poprawkę Senatu odrzucił…