Krzysztof Ćwik/Agencja Gazeta

Nie jesteśmy przygotowani na COVID-19

Udostępnij:
– Nasze szpitalnictwo jest marnie przygotowane na jakikolwiek większy problem epidemiologiczny, jeśli chodzi o choroby zakaźne. Brakuje izolatek, środków ochrony osobistej, a przede wszystkim lekarzy i pielęgniarek – mówi prof. Krzysztof Simon, ordynator Oddziału Zakaźnego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu.
Czy nasze szpitalnictwo jest przygotowane na takie kryzysy zdrowotne jak ten związany z epidemią koronawirusa?
– Oczywiście, że nie jest przygotowane na taką skalę zachorowań i w ogóle jest marnie przygotowane na jakikolwiek większy problem epidemiologiczny, jeśli chodzi o choroby zakaźne. Łóżek zakaźnych mamy nawet sporo, ale w salach dwu-, trzy- i czteroosobowych, a więc nienadających się do izolacji. Tylko 30 proc. to sale jednołóżkowe. Brakuje większych obiektów zakaźnych i izolatek. Odczuwalne są elementarne braki w wyposażeniu w środki ochrony osobistej, co ujawniła ta jeszcze stosunkowo niewielka epidemia. Chociaż trzeba przyznać, że w ostatnich dniach jest coraz lepiej.

Specjalizacja zakaźnicza latami była zaniedbywana i nisko opłacana, co powoduje, że nie jest postrzegana jako atrakcyjna. Na większości oddziałów terenowych jest jedno- lub dwuosobowa obsada lekarska. Nie ma kto dyżurować. Średni wiek zakaźników to około 60 lat. Bardzo mało jest młodych lekarzy, a absolwenci akademii medycznych, którzy decydują się na tę specjalizację, widząc, co się dzieje w kraju, wjeżdżają do pracy za granicę. Brakuje pielęgniarek, bo są nędznie opłacane, tylko 10 proc. jest wieku poniżej 35 lat, a 40 proc. ma powyżej 54 lat. Kto więc ma się opiekować pacjentami? Od lat kolejni ministrowie zdrowia nie reagowali na nasze utyskiwania i prośby, żeby pochylić się nad zakaźnictwem. Ważniejsze były problemy aborcji, antykoncepcji, blokowanie jakże ważnych sztucznych metod zapłodnienia itp. problemy zdrowotne.

Jak pan ocenia pomysł, aby walczyć z epidemią COVID-19 głównie w szpitalach jednoimiennych?
– To jest bardziej rozwiązanie administracyjne niż przemyślana i skonsultowana z klinicystami inicjatywa. Koncentracja pacjentów z wysoce zakaźną chorobą w jednym miejscu nie jest pozbawiona sensu. Niemniej taki szpital musi mieć też oddziały, gdzie będzie można hospitalizować osoby oczekujące na potwierdzenie zakażenia lub z innymi ciężkimi chorobami, które wymagają określonej specjalistycznej opieki czy zabiegów chirurgicznych. Rozsyłanie pacjentów po całym województwie mija się z celem. Weźmy za przykład województwo dolnośląskie, gdzie dializy dla zakażonych SARS-CoV-2 wykonywane są w Bolesławcu, ginekologia jest w innym szpitalu, a neurochirurgia jeszcze w innym. A głównym szpitalem jednoimiennym uczyniono nasz Wojewódzki Szpital Specjalistyczny przy ul. Koszarowej we Wrocławiu. W szpitalach jednoimiennych brakuje wielu podstawowych oddziałów, które umożliwiłyby zaspokojenie złożonych potrzeb zdrowotnych pacjentów,co jest dużym problemem.

Natomiast w mniejszych szpitalach brakuje niewielkich pododdziałów zakaźnych, gdzie pacjenci z podejrzeniem zakażenia, przy zachowaniu zasad postępowania, mogliby poczekać na wyniki. Chorzy z dodatnim wynikiem byliby przesyłani do nas, ci z ujemnym zostawaliby w szpitalu rejonowym. W tej chwili każdy, kto gorączkuje, bez jakiejkolwiek refleksji jest kierowany do placówek jednoimiennych. Tylko wczoraj mieliśmy pacjenta z różą, zatorowością płucną i kilkanaście innych równie niecelowych skierowań, które nie miały nic wspólnego z COVID-19. To powoduje chaos i jest prostą drogą do zablokowania szpitali zakaźnych, a wtedy zabraknie miejsc dla tych, którzy naprawdę ich potrzebują.

Czy ograniczenia nakładane przez rząd na społeczeństwo są pana zdaniem słuszne?
– Tak, i gorąco zachęcam do ich przestrzegania, choć nie wszystkie zalecenia rozumiem. Upieram się przy noszeniu maseczek przez wszystkich w przestrzeni publicznej, myciu i dezynfekowaniu rak, ewentualnie noszeniu rękawiczek w każdym sklepie. Natomiast ganianie przez policję ludzi po lasach, bo nie przestrzegają zakazu wstępu, rowerzystów i biegaczy po parkach czy łapanie ludzi w myjniach samochodowych, uważam za niepotrzebną demonstrację siły i popisywanie się pseudoaktywnością w zwalczaniu epidemii. W rzeczywistości, przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności nie ma to większego wpływu na zakażenie.

Nie jestem też zwolennikiem całkowitego zamrożenia gospodarki. Z wypowiedzi premiera Gowina dowiedzieliśmy się, że rezerw finansowych mamy tylko na trzy miesiące. Pojawia się więc uzasadnione pytanie, dlaczego wiedząc o możliwości rozwoju epidemii, wymyślono trzynastą i czternastą emeryturę dla skądinąd potrzebujących seniorów. Budujemy jakiś absurdalny, z mojego punktu widzenia, centralny port lotniczy, a przecież można rozbudować kilka już istniejących dużych lotnisk w kraju i niekoniecznie musi to być Okęcie. Wydajemy wciąż pieniądze na kosztowne rocznice i defilady. Źle się stało, że nie mamy rezerw na czas kryzysu. Wszyscy to bardzo boleśnie odczujemy.

Gdyby mógł pan decydować o sposobie walki z COVID-19, co by pan zaproponował?
– Bezwzględne przestrzeganie przez Polaków zaleceń organów administracji państwowej. Oczywiście, o ile nie są one absurdalne w założeniu, co łatwo ocenić, jak zakaz wstępu do lasu. Poluzowanie handlu i produkcji przy zachowaniu wszelkich środków bezpieczeństwa, na przykład [...].

Wywiad z prof. Krzysztofem Simonem opublikowano w „Menedżerze Zdrowia” 3-4/2020. Czasopismo można zamówić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata..

Przeczytaj także: „Prof. Flisiak: COVID-19 zawita wkrótce do każdego szpitala”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.