Radziwiłł: Dymisja? Cóż, taka jest polityka. Jestem zadowolony z tego, co zrobiłem jako minister
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 11.05.2018
Źródło: Krystian Lurka
Tagi: | Konstanty Radziwiłł |
Były minister w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” opowiedział o swojej dymisji. - Nie była spowodowana złą oceną moich dokonań. To była decyzja polityczna. Zapewniam, że nigdy nie usłyszałem krytyki moich działań, a wszystkie inicjatywy legislacyjne, często trudne, były przyjęte przez rząd, uchwalone przez parlament i podpisane przez prezydenta - przyznał Konstanty Radziwiłł. Opowiedział także o konflikcie z rezydentami.
Odwołano pana ze stanowiska ministra zdrowia w sześćdziesiąte urodziny. To nie był miły prezent. Nie ma pan za złe kolegom z partii, że nie dali panu czasu, że nie zaufali?
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że z radością pożegnałem się z tą pracą. Nie chciałem żegnać się w taki sposób i w takich okolicznościach. Od dawna angażowałem się w sprawy publiczne i zawsze moją motywacją była służba. Byłem gotów, aby służyć dalej, ale cóż… taka jest polityka. Nie ma się co obrażać.
W jednym z wywiadów powiedział pan, że pana dymisja nie była związana z zamieszaniem wokół rezydentów. Podtrzymuje pan tę opinię?
- Dymisja nie była spowodowana złą oceną moich dokonań. Realizowałem konsekwentnie program PiS, z którym – podkreślę po raz kolejny – głęboko się identyfikuję. Zwolnienie mnie to była decyzja o charakterze politycznym. Protest, a zwłaszcza niechęć rezydentów do porozumienia się ze mną, na pewno wpłynęły na decyzję o konieczności „nowego otwarcia” w sektorze zdrowia. Myślę jednak, że gdyby nie zmiana na stanowisku premiera, mojej dymisji także by nie było.
Mówi pan, że nie wiązało się to ze złą oceną pana pracy, ale dymisja to coś za karę. Ktoś z „góry” musiał pana krytycznie oceniać.
- Panie redaktorze, cóż ja mogę powiedzieć? Zwolnienie mnie to nie była moja inicjatywa. Byłem gotowy służyć na tym stanowisku dłużej. O powody dymisji proszę pytać tych, którzy podjęli taką decyzję. Jeszcze raz zapewniam, że nigdy nie usłyszałem krytyki moich działań, a wszystkie moje inicjatywy legislacyjne, często trudne, były przyjęte przez rząd, uchwalone przez parlament i podpisane przez prezydenta. Mogę dodać, że nadal bez większych przeszkód toczy się proces legislacyjny projektów, które przygotowałem, np. poszerzenie zakresu działania IOWISZ-a czy nowelizacja ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym.
Nie miał pan wątpliwości przed objęciem stanowiska ministra? Może to było niepotrzebne? Żałuje pan?
- Nie. Podjąłem się pełnienia funkcji ministra zdrowia z poczucia odpowiedzialności, aby służyć Polsce. Myślę, że w tę służbę jest wpisane to, że człowiek nie do końca decyduje, jak potoczą się jego losy. Zdecydowałem się na wejście do świata polityki nie po to, żeby objąć zaszczytne stanowisko, ale po to, żeby najlepiej, jak potrafię, służyć ojczyźnie w sprawach, w których mam formalne przygotowanie, dużą wiedzę i wieloletnie doświadczenie. Bycie senatorem to wielkie zadanie, ale stanowisko ministra zdrowia daje ogromne możliwości naprawy systemu ochrony zdrowia i wykorzystania doświadczeń, wiedzy i umiejętności, które nabywałem przez ponad 20 lat aktywnego uczestnictwa w polityce zdrowotnej. Byłem przygotowany, żeby być ministrem. Wszyscy, którzy mnie znają osobiście, wiedzą, że jestem człowiekiem bardzo pracowitym. Lubię pracować całymi dniami, a często również w nocy. W resorcie pojawiałem się jako jeden z pierwszych i wychodziłem jako jeden z ostatnich. Jestem zadowolony z tego, co zrobiłem jako minister.
Proszę zatem o wskazanie trzech problemów, które – pana zdaniem – rozwiązał pan najlepiej.
- Zmusza mnie pan do wybrania tylko trzech. Postaram się to zrobić. Przychodząc do Ministerstwa Zdrowia, miałem plan, który realizowałem krok po kroku.
Z całą pewnością jednym z moich sukcesów było odejście od traktowania przez państwo systemu ochrony zdrowia jako zwykłej gałęzi gospodarki ze wszystkimi konsekwencjami w postaci wolnego rynku jako regulatora, zysku jako motywatora i konkurencji jako metody, która ma zapewniać wybór najlepszych. Odwróciłem tę szkodliwą ideologię, sprzeczną z dominującym na świecie przekonaniem o konieczności daleko idącej odpowiedzialności państwa za sektor i ograniczenia mechanizmów rynkowych w służbie zdrowia, silnie obecnym także w dokumentach Światowej Organizacji Zdrowia. W praktyce było to wiele decyzji i inicjatyw, to jest opracowanie map potrzeb zdrowotnych będących podstawą do licznych decyzji strategicznych i operacyjnych w zdrowiu, społecznie oczekiwane zatrzymanie nacisku na komercjalizację i prywatyzację publicznych szpitali, wprowadzenie instrumentu oceny wniosków inwestycyjnych w sektorze zdrowia wspierającego mądre inwestowanie w zdrowiu i pozwalające na racjonalne wykorzystywanie środków publicznych na ich finansowanie, uchwalenie od lat oczekiwanej ustawy o POZ dającej szansę na racjonalizację systemu czy wreszcie wprowadzenie sieci szpitali, która pozwoliła wejść na ścieżkę porządkowania lecznictwa szpitalnego, poprawiła sytuację finansową większości szpitali i co najważniejsze – wprowadziła korzystne dla pacjentów elementy koordynacji opieki zdrowotnej.
Oczywistym sukcesem było doprowadzenie do przyjęcia bezpłatnych leków dla seniorów, do czego przymierzali się kilkakrotnie moi poprzednicy. To istotna sprawa. Wcześniej część pacjentów zmuszonych do przyjmowania wielu leków często nie odbierała medykamentów z aptek, bo… nie było ich na to stać. Dziś to się zmieniło – dofinansowujemy leczenia osób starszych przeszło półmiliardową dotacją z budżetu państwa.
Trzecia sprawa, na pewno najważniejsza, to kwestia środków publicznych przeznaczanych na zdrowie. W trakcie mojej kadencji nakłady te wzrosły w sposób bezprecedensowy. Pozwoliło to np. w 2017 r. na zapłacenie szpitalom większości nadwykonań, sfinansowanie długiej listy zakupów sprzętu dla szpitali i gabinetów szkolnych i wreszcie „wykupienie” wielkiej liczby dodatkowych świadczeń, do których są najdłuższe kolejki. Już dziś na pewno wiemy, że np. kolejki do operacji ortopedycznych i zaćmy znacznie się skróciły. Wreszcie, wejście w życie przygotowanej przeze mnie ustawy, która po raz pierwszy w historii Polski gwarantuje zwiększanie publicznych nakładów na zdrowie do 6% PKB – zgoda ministra finansów i całego rządu, a następnie prawie jednogłośne przyjęcie tej ustawy przez Sejm, to historyczny sukces wszystkich, którym zależy na dobru naszej służby zdrowia!
Panie ministrze, szczerze – co można było zrobić lepiej podczas pracy w Ministerstwie Zdrowia?
- Może nie tyle lepiej, co… szybciej. Odpowiem inaczej – być może nie do końca zdawałem sobie sprawę, jak niezwykle skomplikowany jest proces legislacyjny. To mnie zaskoczyło. Wydawało mi się, że niektóre sprawy można załatwiać szybciej, a co za tym idzie – problemów można rozwiązać więcej. [...]
Tekst w całości do przeczytania w "Menedżerze Zdrowia" numer 4-5/2018. Czasopismo można kupić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że z radością pożegnałem się z tą pracą. Nie chciałem żegnać się w taki sposób i w takich okolicznościach. Od dawna angażowałem się w sprawy publiczne i zawsze moją motywacją była służba. Byłem gotów, aby służyć dalej, ale cóż… taka jest polityka. Nie ma się co obrażać.
W jednym z wywiadów powiedział pan, że pana dymisja nie była związana z zamieszaniem wokół rezydentów. Podtrzymuje pan tę opinię?
- Dymisja nie była spowodowana złą oceną moich dokonań. Realizowałem konsekwentnie program PiS, z którym – podkreślę po raz kolejny – głęboko się identyfikuję. Zwolnienie mnie to była decyzja o charakterze politycznym. Protest, a zwłaszcza niechęć rezydentów do porozumienia się ze mną, na pewno wpłynęły na decyzję o konieczności „nowego otwarcia” w sektorze zdrowia. Myślę jednak, że gdyby nie zmiana na stanowisku premiera, mojej dymisji także by nie było.
Mówi pan, że nie wiązało się to ze złą oceną pana pracy, ale dymisja to coś za karę. Ktoś z „góry” musiał pana krytycznie oceniać.
- Panie redaktorze, cóż ja mogę powiedzieć? Zwolnienie mnie to nie była moja inicjatywa. Byłem gotowy służyć na tym stanowisku dłużej. O powody dymisji proszę pytać tych, którzy podjęli taką decyzję. Jeszcze raz zapewniam, że nigdy nie usłyszałem krytyki moich działań, a wszystkie moje inicjatywy legislacyjne, często trudne, były przyjęte przez rząd, uchwalone przez parlament i podpisane przez prezydenta. Mogę dodać, że nadal bez większych przeszkód toczy się proces legislacyjny projektów, które przygotowałem, np. poszerzenie zakresu działania IOWISZ-a czy nowelizacja ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym.
Nie miał pan wątpliwości przed objęciem stanowiska ministra? Może to było niepotrzebne? Żałuje pan?
- Nie. Podjąłem się pełnienia funkcji ministra zdrowia z poczucia odpowiedzialności, aby służyć Polsce. Myślę, że w tę służbę jest wpisane to, że człowiek nie do końca decyduje, jak potoczą się jego losy. Zdecydowałem się na wejście do świata polityki nie po to, żeby objąć zaszczytne stanowisko, ale po to, żeby najlepiej, jak potrafię, służyć ojczyźnie w sprawach, w których mam formalne przygotowanie, dużą wiedzę i wieloletnie doświadczenie. Bycie senatorem to wielkie zadanie, ale stanowisko ministra zdrowia daje ogromne możliwości naprawy systemu ochrony zdrowia i wykorzystania doświadczeń, wiedzy i umiejętności, które nabywałem przez ponad 20 lat aktywnego uczestnictwa w polityce zdrowotnej. Byłem przygotowany, żeby być ministrem. Wszyscy, którzy mnie znają osobiście, wiedzą, że jestem człowiekiem bardzo pracowitym. Lubię pracować całymi dniami, a często również w nocy. W resorcie pojawiałem się jako jeden z pierwszych i wychodziłem jako jeden z ostatnich. Jestem zadowolony z tego, co zrobiłem jako minister.
Proszę zatem o wskazanie trzech problemów, które – pana zdaniem – rozwiązał pan najlepiej.
- Zmusza mnie pan do wybrania tylko trzech. Postaram się to zrobić. Przychodząc do Ministerstwa Zdrowia, miałem plan, który realizowałem krok po kroku.
Z całą pewnością jednym z moich sukcesów było odejście od traktowania przez państwo systemu ochrony zdrowia jako zwykłej gałęzi gospodarki ze wszystkimi konsekwencjami w postaci wolnego rynku jako regulatora, zysku jako motywatora i konkurencji jako metody, która ma zapewniać wybór najlepszych. Odwróciłem tę szkodliwą ideologię, sprzeczną z dominującym na świecie przekonaniem o konieczności daleko idącej odpowiedzialności państwa za sektor i ograniczenia mechanizmów rynkowych w służbie zdrowia, silnie obecnym także w dokumentach Światowej Organizacji Zdrowia. W praktyce było to wiele decyzji i inicjatyw, to jest opracowanie map potrzeb zdrowotnych będących podstawą do licznych decyzji strategicznych i operacyjnych w zdrowiu, społecznie oczekiwane zatrzymanie nacisku na komercjalizację i prywatyzację publicznych szpitali, wprowadzenie instrumentu oceny wniosków inwestycyjnych w sektorze zdrowia wspierającego mądre inwestowanie w zdrowiu i pozwalające na racjonalne wykorzystywanie środków publicznych na ich finansowanie, uchwalenie od lat oczekiwanej ustawy o POZ dającej szansę na racjonalizację systemu czy wreszcie wprowadzenie sieci szpitali, która pozwoliła wejść na ścieżkę porządkowania lecznictwa szpitalnego, poprawiła sytuację finansową większości szpitali i co najważniejsze – wprowadziła korzystne dla pacjentów elementy koordynacji opieki zdrowotnej.
Oczywistym sukcesem było doprowadzenie do przyjęcia bezpłatnych leków dla seniorów, do czego przymierzali się kilkakrotnie moi poprzednicy. To istotna sprawa. Wcześniej część pacjentów zmuszonych do przyjmowania wielu leków często nie odbierała medykamentów z aptek, bo… nie było ich na to stać. Dziś to się zmieniło – dofinansowujemy leczenia osób starszych przeszło półmiliardową dotacją z budżetu państwa.
Trzecia sprawa, na pewno najważniejsza, to kwestia środków publicznych przeznaczanych na zdrowie. W trakcie mojej kadencji nakłady te wzrosły w sposób bezprecedensowy. Pozwoliło to np. w 2017 r. na zapłacenie szpitalom większości nadwykonań, sfinansowanie długiej listy zakupów sprzętu dla szpitali i gabinetów szkolnych i wreszcie „wykupienie” wielkiej liczby dodatkowych świadczeń, do których są najdłuższe kolejki. Już dziś na pewno wiemy, że np. kolejki do operacji ortopedycznych i zaćmy znacznie się skróciły. Wreszcie, wejście w życie przygotowanej przeze mnie ustawy, która po raz pierwszy w historii Polski gwarantuje zwiększanie publicznych nakładów na zdrowie do 6% PKB – zgoda ministra finansów i całego rządu, a następnie prawie jednogłośne przyjęcie tej ustawy przez Sejm, to historyczny sukces wszystkich, którym zależy na dobru naszej służby zdrowia!
Panie ministrze, szczerze – co można było zrobić lepiej podczas pracy w Ministerstwie Zdrowia?
- Może nie tyle lepiej, co… szybciej. Odpowiem inaczej – być może nie do końca zdawałem sobie sprawę, jak niezwykle skomplikowany jest proces legislacyjny. To mnie zaskoczyło. Wydawało mi się, że niektóre sprawy można załatwiać szybciej, a co za tym idzie – problemów można rozwiązać więcej. [...]
Tekst w całości do przeczytania w "Menedżerze Zdrowia" numer 4-5/2018. Czasopismo można kupić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.