Radziwiłł i Szumowski o zadłużonych instytutach: Problemem zarządzanie, niewłaściwa wycena i... to nie może dziwić
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 07.03.2018
Źródło: Krystian Lurka i Bartłomiej Leśniewski
Opublikowaliśmy ranking, z którego wynika, że w 2016 r. zobowiązania krótko- i długoterminowe instytutów medycznych wynosiły 1 203 286 467 zł. Co na to ministrowie? - Nie ulega wątpliwości, że problemem placówek jest także jakość zarządzania. Duża część dyrektorów ma przekonanie, że instytuty są na tyle wyjątkowe, że ich upadek jest niemożliwy i w każdym, nawet najgorszym kryzysie, władza musi znaleźć sposób (czytaj "pieniądze") na ratunek - mówi Konstanty Radziwiłł, a Łukasz Szumowski dodaje: - Skala zadłużenia nie może dziwić, gdy weźmie się pod uwagę, że instytuty to placówki o najwyższym poziomie referencyjności.
Zaledwie pięć z szesnastu instytutów medycznych nadzorowanych przez Ministerstwo Zdrowia w 2015 r. przyniosło zysk, jedenaście stratę w łącznej kwocie 98 584 851 zł. Jeszcze gorzej było w 2016 r. Wtedy tylko trzy jednostki były na plusie, a trzynaście na minusie. Straciły 126 854 021 zł. A tylko w 2016 r. zobowiązania krótko- i długoterminowe wynosiły łącznie 1 203 286 467 zł.
Przeczytaj: "1 203 286 467 złotych długu, czyli instytuty to kolosy na glinianych nogach".
Jak komentują to były i obecny minister zdrowia? Przedstawiamy ich opinie.
Konstanty Radziwiłł, były minister zdrowia:
- Opublikowane przez „Menedżera Zdrowia” dane na temat wyników finansowych instytutów medycznych ożywiły ponownie dyskusję na temat ich sytuacji i koniecznych działań naprawczych. Komentując to, co dzieje się z szesnastoma instytutami nadzorowanymi przez ministra zdrowia, nie można nie zauważyć, że do tej grupy należą podmioty różniące się między sobą prawie wszystkimi parametrami. Są tu zarówno podmioty udzielające świadczeń zdrowotnych, w większości (ale nie wszystkie) szpitalnych, jak i takie, które ich nie udzielają; są placówki ogromne (o rocznym obrocie grubo ponad miliard złotych), jak i takie, których budżety nieznacznie przekraczają dziesięć milionów złotych. Są takie, które udzielają głównie świadczeń zdrowotnych o charakterze wysokospecjalistycznym, czasem jedynych w swoim rodzaju, ale też takie, w których portfoliach przeważają stosunkowo proste procedury medyczne wykonywane także przez liczną konkurencję innych zakładów leczniczych. Są wśród instytutów placówki zlokalizowane w jednym miejscu, jak i takie, których oddziały rozmieszczone są w odległych miastach. Niektóre instytuty są zadłużone „po uszy” (z niepokojąco wysokim odsetkiem długów toksycznych lub wymagalnych), jak i takie, które mają na swoich kontach wolne środki finansowe. Wreszcie, jedne z nich mają dodatni wynik finansowy i dobrą perspektywę poprawy swojej sytuacji, ale też takie, które od lat odnotowują stratę, a perspektywa ich bytu jest zagrożona.
Większość osób zarządzających instytutami, także w wypowiedziach dla „Menedżera zdrowia”, jedyną szansę dla swoich jednostek widzi w zwiększeniu ich przychodów i to w sposób zupełnie niezależny od siebie. Nie można zaprzeczyć, że zła sytuacja, zwłaszcza tych instytutów, które są dużymi specjalistycznymi szpitalami, jest w sporej części zależna od niedofinansowania udzielanych przez nie świadczeń zdrowotnych. Wprawdzie w ostatnich dwóch latach finansowanie (i to zarówno samych świadczeń, jak i inwestycji) znacznie wzrosło, ale na pewno jest tu nadal wiele do zrobienia. Duża część świadczeń udzielanych przez instytuty podlega obecnie ponownym wycenom w Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji; w kilku przypadkach trochę „na skróty” zastosowano współczynniki korygujące (np. w pediatrii, ortopedii, onkologii), a zagwarantowany ustawowo wzrost nakładów na ochronę zdrowia długofalowo daje perspektywę ostrożnie optymistyczną.
Nie ulega jednak wątpliwości, że problemem instytutów jest także jakość zarządzania.
Duża część zarządzających i kadry instytutów ma głęboko zakorzenione przekonanie, że w przeciwieństwie do pozostałych zakładów leczniczych, instytuty są na tyle wyjątkowe, że ich upadek jest po prostu niemożliwy i w każdym, nawet najgorszym kryzysie, władza musi znaleźć sposób (czytaj "pieniądze") na ratunek.
Do pewnego stopnia jest to prawdą. Niestety, jednak całkiem nierzadko prowadzi to do rozrzutności (słabo uzasadnionych inwestycji, przerostu zatrudnienia, braku motywacji do pozyskiwania środków poza Narodowym Funduszem Zdrowia, lekkim stosunkiem do majątku (niezagospodarowane hektary ziemi i pustostany). Pośrednio (ale tylko pośrednio) za tolerowanie tej sytuacji odpowiada minister zdrowia. Trzeba jednak zauważyć, że sytuacja prawna nie upoważnia Ministra do „ręcznego” zarządzania sytuacją w instytutach. W 2017 r. wprowadzono wprawdzie bardziej restrykcyjne zasady nadzoru (np. obowiązek zasięgania opinii Ministra przy zwiększaniu zatrudnienia, konieczność przygotowania planów naprawczych), ale ze względu na „miękkość” narzędzi nadzorczych skuteczność tych działań jest ograniczona.
Od prawie roku toczą się w Ministerstwie Zdrowia prace przygotowawcze do utworzenia narzędzi wsparcia dla podmiotów medycznych, które są w złej sytuacji finansowej. To także szansa dla zadłużonych instytutów. Niezależnie jednak od ostatecznych szczegółów rozwiązania, które będzie przyjęte, o prostym oddłużaniu instytutów nie może być mowy. Pomoc finansowa musi być poprzedzona szczegółowym audytem i opracowaniem planu naprawczego w zakresie zarządzania (w tym nie tylko marzeniom o większych przychodach, ale także cięciu kosztów, a także, być może rozwiązań integracyjnych, które mogą nie tylko przynieść znaczące oszczędności, ale także zwiększyć sprawność naukowo-badawczą instytutów).
Na koniec: warto w dyskusji na temat przyszłości instytutów medycznych wracać do refleksji na temat dalszego zwiększania interwencji państwa w organizację udzielania świadczeń zdrowotnych. Nie tylko dla ratowania instytutów, ale przede wszystkim w celu poprawy jakości opieki nad pacjentami i ich bezpieczeństwa, zwłaszcza w niektórych dziedzinach (na przykład onkologia, kardiologia, pediatria) potrzebne jest zbudowanie struktur sprzyjających opracowywaniu jednolitych standardów organizacyjnych opieki, wytycznych postępowania diagnostyczno-leczniczego a także koordynacji opieki nad pacjentami wymagającymi kompleksowych świadczeń zdrowotnych.
Łukasz Szumowski, minister zdrowia:
- Sprawa wymaga dokładnego przeanalizowania. Skala zadłużenia nie może dziwić, gdy weźmie się pod uwagę, że instytuty to placówki o najwyższym poziomie referencyjności. Przy obowiązujących, do niedawna wycenach, to właśnie te placówki zadłużały się w pierwszej kolejności. Wspólnie z dyrektorami instytutów chcemy się przyjrzeć w pierwszej kolejności właśnie sprawie wycen.
Przeczytaj także: "1 203 286 467 złotych długu, czyli instytuty to kolosy na glinianych nogach" i "Dyrektorzy instytutów o długach, wycenach i współpracy z Ministerstwem Zdrowia".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
Przeczytaj: "1 203 286 467 złotych długu, czyli instytuty to kolosy na glinianych nogach".
Jak komentują to były i obecny minister zdrowia? Przedstawiamy ich opinie.
Konstanty Radziwiłł, były minister zdrowia:
- Opublikowane przez „Menedżera Zdrowia” dane na temat wyników finansowych instytutów medycznych ożywiły ponownie dyskusję na temat ich sytuacji i koniecznych działań naprawczych. Komentując to, co dzieje się z szesnastoma instytutami nadzorowanymi przez ministra zdrowia, nie można nie zauważyć, że do tej grupy należą podmioty różniące się między sobą prawie wszystkimi parametrami. Są tu zarówno podmioty udzielające świadczeń zdrowotnych, w większości (ale nie wszystkie) szpitalnych, jak i takie, które ich nie udzielają; są placówki ogromne (o rocznym obrocie grubo ponad miliard złotych), jak i takie, których budżety nieznacznie przekraczają dziesięć milionów złotych. Są takie, które udzielają głównie świadczeń zdrowotnych o charakterze wysokospecjalistycznym, czasem jedynych w swoim rodzaju, ale też takie, w których portfoliach przeważają stosunkowo proste procedury medyczne wykonywane także przez liczną konkurencję innych zakładów leczniczych. Są wśród instytutów placówki zlokalizowane w jednym miejscu, jak i takie, których oddziały rozmieszczone są w odległych miastach. Niektóre instytuty są zadłużone „po uszy” (z niepokojąco wysokim odsetkiem długów toksycznych lub wymagalnych), jak i takie, które mają na swoich kontach wolne środki finansowe. Wreszcie, jedne z nich mają dodatni wynik finansowy i dobrą perspektywę poprawy swojej sytuacji, ale też takie, które od lat odnotowują stratę, a perspektywa ich bytu jest zagrożona.
Większość osób zarządzających instytutami, także w wypowiedziach dla „Menedżera zdrowia”, jedyną szansę dla swoich jednostek widzi w zwiększeniu ich przychodów i to w sposób zupełnie niezależny od siebie. Nie można zaprzeczyć, że zła sytuacja, zwłaszcza tych instytutów, które są dużymi specjalistycznymi szpitalami, jest w sporej części zależna od niedofinansowania udzielanych przez nie świadczeń zdrowotnych. Wprawdzie w ostatnich dwóch latach finansowanie (i to zarówno samych świadczeń, jak i inwestycji) znacznie wzrosło, ale na pewno jest tu nadal wiele do zrobienia. Duża część świadczeń udzielanych przez instytuty podlega obecnie ponownym wycenom w Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji; w kilku przypadkach trochę „na skróty” zastosowano współczynniki korygujące (np. w pediatrii, ortopedii, onkologii), a zagwarantowany ustawowo wzrost nakładów na ochronę zdrowia długofalowo daje perspektywę ostrożnie optymistyczną.
Nie ulega jednak wątpliwości, że problemem instytutów jest także jakość zarządzania.
Duża część zarządzających i kadry instytutów ma głęboko zakorzenione przekonanie, że w przeciwieństwie do pozostałych zakładów leczniczych, instytuty są na tyle wyjątkowe, że ich upadek jest po prostu niemożliwy i w każdym, nawet najgorszym kryzysie, władza musi znaleźć sposób (czytaj "pieniądze") na ratunek.
Do pewnego stopnia jest to prawdą. Niestety, jednak całkiem nierzadko prowadzi to do rozrzutności (słabo uzasadnionych inwestycji, przerostu zatrudnienia, braku motywacji do pozyskiwania środków poza Narodowym Funduszem Zdrowia, lekkim stosunkiem do majątku (niezagospodarowane hektary ziemi i pustostany). Pośrednio (ale tylko pośrednio) za tolerowanie tej sytuacji odpowiada minister zdrowia. Trzeba jednak zauważyć, że sytuacja prawna nie upoważnia Ministra do „ręcznego” zarządzania sytuacją w instytutach. W 2017 r. wprowadzono wprawdzie bardziej restrykcyjne zasady nadzoru (np. obowiązek zasięgania opinii Ministra przy zwiększaniu zatrudnienia, konieczność przygotowania planów naprawczych), ale ze względu na „miękkość” narzędzi nadzorczych skuteczność tych działań jest ograniczona.
Od prawie roku toczą się w Ministerstwie Zdrowia prace przygotowawcze do utworzenia narzędzi wsparcia dla podmiotów medycznych, które są w złej sytuacji finansowej. To także szansa dla zadłużonych instytutów. Niezależnie jednak od ostatecznych szczegółów rozwiązania, które będzie przyjęte, o prostym oddłużaniu instytutów nie może być mowy. Pomoc finansowa musi być poprzedzona szczegółowym audytem i opracowaniem planu naprawczego w zakresie zarządzania (w tym nie tylko marzeniom o większych przychodach, ale także cięciu kosztów, a także, być może rozwiązań integracyjnych, które mogą nie tylko przynieść znaczące oszczędności, ale także zwiększyć sprawność naukowo-badawczą instytutów).
Na koniec: warto w dyskusji na temat przyszłości instytutów medycznych wracać do refleksji na temat dalszego zwiększania interwencji państwa w organizację udzielania świadczeń zdrowotnych. Nie tylko dla ratowania instytutów, ale przede wszystkim w celu poprawy jakości opieki nad pacjentami i ich bezpieczeństwa, zwłaszcza w niektórych dziedzinach (na przykład onkologia, kardiologia, pediatria) potrzebne jest zbudowanie struktur sprzyjających opracowywaniu jednolitych standardów organizacyjnych opieki, wytycznych postępowania diagnostyczno-leczniczego a także koordynacji opieki nad pacjentami wymagającymi kompleksowych świadczeń zdrowotnych.
Łukasz Szumowski, minister zdrowia:
- Sprawa wymaga dokładnego przeanalizowania. Skala zadłużenia nie może dziwić, gdy weźmie się pod uwagę, że instytuty to placówki o najwyższym poziomie referencyjności. Przy obowiązujących, do niedawna wycenach, to właśnie te placówki zadłużały się w pierwszej kolejności. Wspólnie z dyrektorami instytutów chcemy się przyjrzeć w pierwszej kolejności właśnie sprawie wycen.
Przeczytaj także: "1 203 286 467 złotych długu, czyli instytuty to kolosy na glinianych nogach" i "Dyrektorzy instytutów o długach, wycenach i współpracy z Ministerstwem Zdrowia".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.