Marcin Stępień/Agencja Gazeta
Szumowski: Chciałbym, żeby do przesłuchań w sprawie maseczek doszło jak najszybciej
Tagi: | Łukasz Szumowski, koronawirus |
- Chciałbym, aby sprawa była wyjaśniana błyskawicznie. Jestem gotowy złożyć zeznania, mój brat jest gotowy złożyć zeznania, wiceminister Janusz Cieszyński też. I każdy urzędnik Ministerstwa Zdrowia, który może pomóc wyjaśnić tę sprawę. To my jesteśmy poszkodowani, a nie my komuś zaszkodziliśmy – mówi minister zdrowia Łukasz Szumowski.
Minister Szumowski w rozmowie z „Money.pl” opowiada, jak wyglądała sytuacja związania z kupnem bezwartościowych maseczek ochronne za ponad 5 mln zł.
- Pan Łukasz, czyli instruktor narciarstwa, wysłał wiadomość do mojego brata. Pytał, czy nie są potrzebne w Polsce maski, bo on je akurat ma. Nie wiem skąd, nie wiem po co, to nie są pytania do mnie. Takich jak on w ostatnich tygodniach było wielu. Tu kupują, tam sprzedają. I wciąż przychodzą z ofertami do Ministerstwa Zdrowia. To się nie zmieniło. Mój brat doskonale zdawał sobie sprawę, że potrzebujemy sprzętu, maseczek, kombinezonów. To była i jest wiedza ogólnie dostępna. Widział, co się dzieje, widział, jak wygląda epidemia w innych krajach. Po wiadomości od pana Łukasza G., brat zadzwonił do mnie z pytaniem, co ma z nim zrobić. Odpowiedziałem, że odsyłam do działu zakupów, nad którym nadzór ma wiceminister Janusz Cieszyński. Koniec historii. Nie dopytywałem, co się stało dalej. Nie interesowałem się, nie pilotowałem, nie naciskałem. A minister Cieszyński i cały zespół każdą osobę, która się zgłaszała, traktował w taki sam sposób - zgodny z procedurami – opisuje minister Szumowski i podkreśla, że nie uczestniczył w transakcji.
- Nie zajmuję się zakupami. Od tego są odpowiedni pracownicy ministerstwa nadzorujący zakupy. Oni analizują oferty, znają zapotrzebowanie. Nikt nie złamał procedur – wyjaśnia.
Przeczytaj także: „Cieszyński, Szumowski i „afera maseczkowa””.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
- Pan Łukasz, czyli instruktor narciarstwa, wysłał wiadomość do mojego brata. Pytał, czy nie są potrzebne w Polsce maski, bo on je akurat ma. Nie wiem skąd, nie wiem po co, to nie są pytania do mnie. Takich jak on w ostatnich tygodniach było wielu. Tu kupują, tam sprzedają. I wciąż przychodzą z ofertami do Ministerstwa Zdrowia. To się nie zmieniło. Mój brat doskonale zdawał sobie sprawę, że potrzebujemy sprzętu, maseczek, kombinezonów. To była i jest wiedza ogólnie dostępna. Widział, co się dzieje, widział, jak wygląda epidemia w innych krajach. Po wiadomości od pana Łukasza G., brat zadzwonił do mnie z pytaniem, co ma z nim zrobić. Odpowiedziałem, że odsyłam do działu zakupów, nad którym nadzór ma wiceminister Janusz Cieszyński. Koniec historii. Nie dopytywałem, co się stało dalej. Nie interesowałem się, nie pilotowałem, nie naciskałem. A minister Cieszyński i cały zespół każdą osobę, która się zgłaszała, traktował w taki sam sposób - zgodny z procedurami – opisuje minister Szumowski i podkreśla, że nie uczestniczył w transakcji.
- Nie zajmuję się zakupami. Od tego są odpowiedni pracownicy ministerstwa nadzorujący zakupy. Oni analizują oferty, znają zapotrzebowanie. Nikt nie złamał procedur – wyjaśnia.
Przeczytaj także: „Cieszyński, Szumowski i „afera maseczkowa””.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.