Zmieńmy kryteria naboru, wprowadźmy do medycyny humanistów
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 07.08.2017
Źródło: BL, Jarosław J. Fedorowski
Dlaczego lekarze mają problemy z komunikacją z pacjentami? Bo dobieramy ich spośród technokratów. – Zacznijmy premiować także tych, co dostają piątki z polskiego, a nie tylko biologii – apeluje prezes Polskiej Federacji Szpitali.
Tekst Jarosława J. Fedorowskiego, prezesa Polskiej Federacji Szpitali:
- Empatyczny jak biolog, rozmowny jak chemik, miły jak matematyk, ciepły jak fizyk – to chyba brzmi mało prawdopodobnie. Może pora zmienić kryteria naboru na studia medyczne i przestać dyskryminować humanistów? Bo braki w empatii, braki umiejętności komunikacyjnej zaczynają być jednym największych problemów współczesnej medycyny.
Oczekiwania społeczeństwa w stosunku do lekarzy stale rosną. W ankietach satysfakcji, przeprowadzanych zarówno w ośrodkach prywatnych, jak i publicznych coraz częściej pojawia się uwaga pacjentów iż największym problemem stają się kwestie interpersonalne. Pacjenci narzekają na niedostateczne umiejętności przekazywania informacji przez lekarzy, spadającą empatię wśród medyków oraz zbyt krótki czas poświęcany pacjentowi. Niestety na brak czasu, co uważam za największe wyzwanie współczesnego świata, w tym także, a może nawet szczególnie - medycyny, trudno znaleźć skuteczne lekarstwo.
Zmieńmy kryteria
W toku dyskusji na temat kwestii umiejętności komunikacji wśród lekarzy najczęściej podkreśla się potrzebę dodatkowego szkolenia studentów medycyny w tym zakresie. I rzeczywiście, polskie uczelnie medyczne wprowadziły już takie zajęcia, np. na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim studenci mają przedmiot pn. „profesjonalizm w medycynie”. W mojej opinii, wychodząc na przeciw oczekiwaniom pacjentów (tak, tak, pacjent - partner jest dalej najważniejszy) powinniśmy pójść dalej i dokonać zmiany w systemie doboru kandydatów na studia medyczne. Obecne kryteria stosowane przez nasze uczelnie biorą pod uwagę wyłącznie wyniki egzaminów maturalnych z przedmiotów „tradycyjnie” uważanych za kierunkowe, takich jak biologia i chemia oraz w przypadku kilku uczelni także wyniki z przedmiotów nastawionych na (chłodne) kalkulacje i wyniki, takich jak matematyka lub fizyka. Preselekcja młodych ludzi, to chyba jasne, że nie nastawionych humanistycznie, odbywa się już na etapie rekrutacji do liceów. Chyba żadna z polskich uczelni medycznych nie stwarza warunków sprzyjających kandydatom posiadających równie ważną, jak naukową, inteligencji emocjonalnej, w której mieszczą się takie kluczowe cechy humanistyczne, jak empatia i umiejętność podejścia do drugiego człowieka ale i inne cechy, których nie sprawdzi nawet najtrudniejsze zadanie z matematyki.
Zmieńmy programy
Żadna z polskich uczelni medycznych, choć problem nie jest oczywiście ograniczony do naszego kraju, nie ma mechanizmu bardziej całościowej oceny kandydata, który po maturze jest już przecież osobowościowo dość dobrze ukształtowany. Co więcej, pierwsze dwa lata studiów faworyzują tzw. ścisłe umysły, a zbyt często wartościowe i wrażliwe osoby odpadają. Kto z nas nie zna świetnych lekarzy, którzy kiedyś ledwo przeszli przez sito histologii, czy tak bardzo wyśrubowanego programu nauczania anatomii lub biochemii.
W obliczu powyższych uwarunkowań powinniśmy w gronie wszystkich uczestników systemu poważanie rozważyć zmianę kryteriów naboru na studia medyczne. Na pierwszy ogień powinien pójść zupełnie niezrozumiały brak jakiegokolwiek punktowania znajomości języka współczesnej medycyny. Czy nam się to podoba, czy nie, jest to od wielu już lat oczywiście język angielski, a nie łacina. Ponadto, uczelnie nie mają sposobności przeprowadzania bezpośrednich rozmów kwalifikacyjnych, co do których obawą jest tzw. stronniczość komisji, choć można przecież korzystać z niezależnych ekspertów. Mamy coraz lepiej funkcjonujące centra symulacji, jest szansa na bezstronne wykorzystanie tego typu technik do oceny osobowości kandydata. Skoro niektóre uczelnie bardzo serio traktują wyniki matury z matematyki, to w nawiązaniu do powyższej argumentacji, dlaczego nie można by dodatkowo brać pod uwagę wyników matury z przedmiotu humanistycznego, chociażby języka polskiego, bowiem chodzi o to „aby język giętki powiedział to co sądzi (np. matematyczna) głowa”.
Dodatkowe przedmioty
Są także inne przedmioty ważne z punktu widzenia przyszłego uczestnika systemu ochrony zdrowia, jak na przykład wiedza o społeczeństwie (kłania się zdrowie publiczne), czy geografia (kłania się epidemiologia) albo bardziej ścisły przedmiot choć niezwykle praktyczny dla przyszłego lekarza, czyli informatyka. A jakieś umiejętności artystyczne ? Przecież często powtarza się że medycyna to sztuka, z czym się akurat nie do końca zgadzam. Lekarz musi być oczywiście w dobrej kondycji fizycznej, więc może jakaś premia za szóstkę z WF? Nie chciałbym aby ktoś zrozumiał mnie jako propagującego przyjmowanie wyłącznie kandydatów o charakterze ludzi renesansu, choć uważam, że tacy sprawdzają się w medycynie bardzo dobrze i często stanowią o jej postępie.
Lekarz przyszłości
Śmiem twierdzić, że w całkiem niedalekiej przyszłości, gdy diagnozy i leczenie proponować będzie sztuczna inteligencja, a operacje coraz częściej przeprowadzać będą roboty, posiadanie umiejętności humanistycznych stanie się coraz bardziej istotne zarówno dla lekarzy, jak i ich pacjentów.Za jakieś 15-20 lat to właśnie umiejętności „miękkie” odróżniać będą lekarzy od technologicznych instrumentów leczniczych, czy nawet od ludzkich technologów medycznych.
W mojej opinii, palącą potrzebą chwili jest debata nad zmianą kryteriów wyboru kandydatów na lekarzy, w której nie powinno zabraknąć oprócz nauczycieli akademickich także przedstawicieli organizacji pacjentów, menedżerów (którzy w efekcie zatrudnią absolwentów) oraz tak potrzebnego i cennego głosu młodych ludzi. Zaplanowana przez wydawnictwo Termedia oraz redakcję Menedżera Zdrowia na 3 października nowatorska konferencja „Foresight Medyczny” powinna roztoczyć przed nami także wizję w kluczowym obszarze, którego przedmiotem są niniejsze rozważania.
Jarosław J. Fedorowski
Autor jest prezesem Polskiej Federacji Szpitali i prezesem Polskiego Towarzystwa Koordynowanej Ochrony Zdrowia.
Tekst pochodzi z „Menedżera Zdrowia” numer 6-7/2017.
- Empatyczny jak biolog, rozmowny jak chemik, miły jak matematyk, ciepły jak fizyk – to chyba brzmi mało prawdopodobnie. Może pora zmienić kryteria naboru na studia medyczne i przestać dyskryminować humanistów? Bo braki w empatii, braki umiejętności komunikacyjnej zaczynają być jednym największych problemów współczesnej medycyny.
Oczekiwania społeczeństwa w stosunku do lekarzy stale rosną. W ankietach satysfakcji, przeprowadzanych zarówno w ośrodkach prywatnych, jak i publicznych coraz częściej pojawia się uwaga pacjentów iż największym problemem stają się kwestie interpersonalne. Pacjenci narzekają na niedostateczne umiejętności przekazywania informacji przez lekarzy, spadającą empatię wśród medyków oraz zbyt krótki czas poświęcany pacjentowi. Niestety na brak czasu, co uważam za największe wyzwanie współczesnego świata, w tym także, a może nawet szczególnie - medycyny, trudno znaleźć skuteczne lekarstwo.
Zmieńmy kryteria
W toku dyskusji na temat kwestii umiejętności komunikacji wśród lekarzy najczęściej podkreśla się potrzebę dodatkowego szkolenia studentów medycyny w tym zakresie. I rzeczywiście, polskie uczelnie medyczne wprowadziły już takie zajęcia, np. na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim studenci mają przedmiot pn. „profesjonalizm w medycynie”. W mojej opinii, wychodząc na przeciw oczekiwaniom pacjentów (tak, tak, pacjent - partner jest dalej najważniejszy) powinniśmy pójść dalej i dokonać zmiany w systemie doboru kandydatów na studia medyczne. Obecne kryteria stosowane przez nasze uczelnie biorą pod uwagę wyłącznie wyniki egzaminów maturalnych z przedmiotów „tradycyjnie” uważanych za kierunkowe, takich jak biologia i chemia oraz w przypadku kilku uczelni także wyniki z przedmiotów nastawionych na (chłodne) kalkulacje i wyniki, takich jak matematyka lub fizyka. Preselekcja młodych ludzi, to chyba jasne, że nie nastawionych humanistycznie, odbywa się już na etapie rekrutacji do liceów. Chyba żadna z polskich uczelni medycznych nie stwarza warunków sprzyjających kandydatom posiadających równie ważną, jak naukową, inteligencji emocjonalnej, w której mieszczą się takie kluczowe cechy humanistyczne, jak empatia i umiejętność podejścia do drugiego człowieka ale i inne cechy, których nie sprawdzi nawet najtrudniejsze zadanie z matematyki.
Zmieńmy programy
Żadna z polskich uczelni medycznych, choć problem nie jest oczywiście ograniczony do naszego kraju, nie ma mechanizmu bardziej całościowej oceny kandydata, który po maturze jest już przecież osobowościowo dość dobrze ukształtowany. Co więcej, pierwsze dwa lata studiów faworyzują tzw. ścisłe umysły, a zbyt często wartościowe i wrażliwe osoby odpadają. Kto z nas nie zna świetnych lekarzy, którzy kiedyś ledwo przeszli przez sito histologii, czy tak bardzo wyśrubowanego programu nauczania anatomii lub biochemii.
W obliczu powyższych uwarunkowań powinniśmy w gronie wszystkich uczestników systemu poważanie rozważyć zmianę kryteriów naboru na studia medyczne. Na pierwszy ogień powinien pójść zupełnie niezrozumiały brak jakiegokolwiek punktowania znajomości języka współczesnej medycyny. Czy nam się to podoba, czy nie, jest to od wielu już lat oczywiście język angielski, a nie łacina. Ponadto, uczelnie nie mają sposobności przeprowadzania bezpośrednich rozmów kwalifikacyjnych, co do których obawą jest tzw. stronniczość komisji, choć można przecież korzystać z niezależnych ekspertów. Mamy coraz lepiej funkcjonujące centra symulacji, jest szansa na bezstronne wykorzystanie tego typu technik do oceny osobowości kandydata. Skoro niektóre uczelnie bardzo serio traktują wyniki matury z matematyki, to w nawiązaniu do powyższej argumentacji, dlaczego nie można by dodatkowo brać pod uwagę wyników matury z przedmiotu humanistycznego, chociażby języka polskiego, bowiem chodzi o to „aby język giętki powiedział to co sądzi (np. matematyczna) głowa”.
Dodatkowe przedmioty
Są także inne przedmioty ważne z punktu widzenia przyszłego uczestnika systemu ochrony zdrowia, jak na przykład wiedza o społeczeństwie (kłania się zdrowie publiczne), czy geografia (kłania się epidemiologia) albo bardziej ścisły przedmiot choć niezwykle praktyczny dla przyszłego lekarza, czyli informatyka. A jakieś umiejętności artystyczne ? Przecież często powtarza się że medycyna to sztuka, z czym się akurat nie do końca zgadzam. Lekarz musi być oczywiście w dobrej kondycji fizycznej, więc może jakaś premia za szóstkę z WF? Nie chciałbym aby ktoś zrozumiał mnie jako propagującego przyjmowanie wyłącznie kandydatów o charakterze ludzi renesansu, choć uważam, że tacy sprawdzają się w medycynie bardzo dobrze i często stanowią o jej postępie.
Lekarz przyszłości
Śmiem twierdzić, że w całkiem niedalekiej przyszłości, gdy diagnozy i leczenie proponować będzie sztuczna inteligencja, a operacje coraz częściej przeprowadzać będą roboty, posiadanie umiejętności humanistycznych stanie się coraz bardziej istotne zarówno dla lekarzy, jak i ich pacjentów.Za jakieś 15-20 lat to właśnie umiejętności „miękkie” odróżniać będą lekarzy od technologicznych instrumentów leczniczych, czy nawet od ludzkich technologów medycznych.
W mojej opinii, palącą potrzebą chwili jest debata nad zmianą kryteriów wyboru kandydatów na lekarzy, w której nie powinno zabraknąć oprócz nauczycieli akademickich także przedstawicieli organizacji pacjentów, menedżerów (którzy w efekcie zatrudnią absolwentów) oraz tak potrzebnego i cennego głosu młodych ludzi. Zaplanowana przez wydawnictwo Termedia oraz redakcję Menedżera Zdrowia na 3 października nowatorska konferencja „Foresight Medyczny” powinna roztoczyć przed nami także wizję w kluczowym obszarze, którego przedmiotem są niniejsze rozważania.
Jarosław J. Fedorowski
Autor jest prezesem Polskiej Federacji Szpitali i prezesem Polskiego Towarzystwa Koordynowanej Ochrony Zdrowia.
Tekst pochodzi z „Menedżera Zdrowia” numer 6-7/2017.