3/2003
Podróż za uśmiech. Czy Polska stanie się eksporterem usług medycznych
Online publish date: 2003/06/09
Get citation
Budynek z numerem 1 przy ul. Krzywoustego w Słubicach wyróżnia się na tle otoczenia. Bo otoczenia nie ma. Ulicy właściwie też nie. Jest nazwa błotnistej drogi bez chodnika, wiodącej od osiedla studenckiego Uniwersytetu Viadrina, za obskurnym placem z betonowymi żołnierzami bratnich armii, zrywającymi się do ataku. Na Krzywoustego upiększane są niemieckie twarze. Herta G. powoli rozpakowuje torbę w jednoosobowym pokoju. Jest niespokojna nie tylko z powodu zabiegu. Widok szarego, zniszczonego miasta nie wywarł na niej dobrego wrażenia. Nawet przez chwilę się wahała, czy dobrze robi. Owszem, klinika jest prima, a jak coś nie wyjdzie...? Przed przyjazdem wpadł jej w ręce berliński Tagesspiegel, w którym eksperci ostrzegli przed konsekwencjami operacji za Odrą. W razie komplikacji nawet nie wiadomo u kogo szukać pomocy. – Trudno – wzdycha – zaryzykuję...
Wolnoamerykanka
– To był szok. Już w czasie zdjęć żałowałam, że zgodziłam się na ich przyjazd. Ekipę SAT1 najbardziej interesowały obskurne domy za oknem – relacjonuje Elżbieta Parka-Barańska, prowadząca wraz z mężem praktykę chirurgii plastycznej. W Słubicach zaczęli 8 lat temu. Usunięcie zmarszczek i korekta brwi u 62-letniej Herty G., to kolejna z tysięcy operacji wykonanych przez nich na niemieckich pacjentach. Jak do tej pory, bez zażalenia. Napływ turystów medycznych skłonił Barańskich do pożyczenia w banku 57 tys. euro i wybudowania własnej kliniki. Nazywa się Inter-Med.. Otworzyli ją we wrześniu ubiegłego roku. Kredyt spłacają dzięki Niemcom. – Nowy obiekt, nowy sprzęt, zadowoleni pacjenci, nie było powodu, by odmawiać reporterce wizyty – mówi dr Andrzej Barański. – To, co zobaczyliśmy w telewizji było porażające. Reportaż zaczynał się od wejścia do naszych gabinetów, potem były czarno-białe zdjęcia kobiet, które opowiadały o swych cierpieniach i makabrycznych powikłaniach. Nie wyjaśniono, że to nie nasze pacjentki, co nasuwało błędne skojarzenia. Zwłaszcza, że na końcu posłużono się moją konstatacją o możliwych następstwach operacji plastycznych. Takiej manipulacji nie widziałem nawet za nieboszczki Polski Ludowej...
– Gdy w prasie reklamują się polskie prostytutki, nikt nie zaprzecza, że to „dobre specjalistki”. Polscy lekarze są dla Niemców nowym zjawiskiem – tłumaczy Andrzej Cieśla, szef agencji Esculap Service w Kierspe pod Dortmundem. Jego firma pośredniczy w załatwianiu operacji w zakresie chirurgii estetycznej, transplantacji włosów, protetyki dentystycznej, okulistyki, a nawet zapłodnienia pozaustrojowego.
– Po każdym takim programie czy tekście w gazecie, w którym usługi medyczne w Polsce odsądza się od czci i wiary, Niemcy bombardują nas telefonami. Niektórzy odwołują uzgodnione terminy. Tymczasem, jak twierdzi szef Esculapa, nie miał przypadku, by ktoś zgłosił pretensje, za to choć raz w miesiącu ma wyjazd na poprawki po operacjach w RFN.
– Partacze i dobrzy fachowcy są wszędzie. A w mediach obowiązuje zasada im gorzej, tym lepiej – relatywizuje prof. dr Dimitri Panfiłow, właściciel Klinik am Kurpark w Bonn. Przyznaje, że pracę polskich specjalistów często przedstawia się w krzywym zwierciadle, lecz to samo dotyczy tutejszych lekarzy. Panfiłow należy do niemieckiej sekcji w międzynarodowej konfederacji chirurgów plastycznych ICPRAS. Jak mówi, ceni pracę polskich kolegów, którzy należą do czołówki. Podobne zdanie ma rzeczniczka Federalnej Izby Lekarskiej BÄK Verena Hoppe: – Przygotowanie zawodowe i standard medycyny w Polsce nie są złe, a po rozszerzeniu Unii dyplomy specjalistów zza Odry na pewno będą uznane. Szefa Esculapa nie zadowalają te opinie, bo i tak nikt ich nie słyszy. – Polacy są konkurentami i Niemcy ich chwalić nie będą, a na ponadgranicznym rynku usług medycznych panuje wolnoamerykanka, podsumowuje Cieśla. Agencja walczy z dyskredytującymi atakami ustną propagandą. Udostępnia zainteresowanym spis telefonów kilkudziesięciu pacjentek z całych Niemiec, które zgodziły się informować o rezultatach operacji w Polsce.
Gra jest warta świeczki. Według rozeznania Niemieckiego Towarzystwa Chirurgii Estetycznej DGÄC, rocznie upiększa się ponad 400 tys. pacjentów. Dimitri Panfiłow uważa te dane, za mocno zaniżone: – U nas nie ma obowiązku prowadzenia statystyki usług ambulatoryjnych. Istnieje on w USA. W ubiegłym roku chirurdzy plastyczni zgłosili tam 8,4 mln zabiegów. Biorąc pod uwagę proporcje ludności obu krajów, liczba operacji w RFN musi dochodzić do miliona – uzasadnia. Ilu pacjentów trafia do Polski? Tego też dokładnie nie wiadomo, ale w skali roku trzeba ich liczyć na tysiące.
Złoty interes
Margitta Markwart nie sądziła, że jej marzenie kiedykolwiek się spełni. Nie mogła w lustrze na siebie patrzeć. Miała uda jak podkowy, za dużo w pasie i płaskie, obwisłe piersi. O operacjach nie myślała, bo był to luksus nie na jej kieszeń. Jest sekretarką w firmie transportowej. Dopiero koleżanka, żona jednego z kierowców podsunęła jej, co może zrobić. Wreszcie spełnił się jej sen. Dziś Margitta wygląda jak dziewczyny z Bunte czy Gali. Nie unika towarzystwa, faceci się za nią oglądają, a ona chętnie odsłania to, co ma, mówi nie kryjąc radości: – W końcu Pamela Anderson też ma silikony i też wszyscy o tym wiedzą. Nawet trochę jestem do niej podobna, nie? – ironizuje. Paradoksalnie, po ten nieosiągalny dotychczas luksus i zadowolenie ze swego wyglądu 22-letnia mieszkanka Dortmundu musiała pojechać do – jak mówi – biednego kąta Europy. Do Polski. W szczecińskiej klinice Artplastica, adaptowanej ze starej willi przy ul. Wojciechowskiego, niemieccy turyści medyczni stanowią 90 proc. pacjentów. Zagraniczną klientelę obsługuje kilka praktyk w tym mieście. Coraz częściej docierają tu panie ze Szwajcarii, Austrii, krajów skandynawskich, Hiszpanii, a nawet zza oceanu. W słubickiej Inter-Med operuje się miesięcznie kilkadziesiąt osób, z których 80 proc. to pacjenci z drugiej strony Odry. – Ceny i jakość usług medycznych w Polsce rzeczywiście są konkurencyjne – potwierdza prof. Dimitri Panfiłow – nie są one jednak zagrożeniem dla naszych klinik. Kto ma pieniądze, nie pyta o koszty. Polscy chirurdzy upiększają mniej zamożnych Niemców, tych którzy we własnym kraju nie mogliby sobie na to pozwolić, albo po prostu nie mają ochoty płacić lekarzom tak wysokich honorariów.
– Jasne, że o miejscu mojej operacji przesądziły pieniądze – przyznaje 43-letnia Monika Sülflow z Euskirchen (Północna Nadrenia-Westfalia). – Za modelowanie i powiększenie piersi chirurg w Kolonii chciał wziąć trzy razy tyle i to bez opłaty za anestezjologa. Do Polski jechałam z duszą na ramieniu... Za wszystko, z 2-dniowym pobytem w klinice zapłaciłam trochę ponad 2 tys. euro. Jak w grudniu lekarz domowy zdjął mi szwy, kręcił głową z niedowierzaniem: efekt jest doskonały. Chcecie panowie zobaczyć? – pyta. Ma fotografie sprzed i po operacji. – Wcześniej zrobiłam sobie korektę nosa. W Düsseldorfie. Ceny, traktowanie pacjenta i efekty są nieporównywalne – chwali polską klinikę Monika Sülflow. Do wyjazdu przekonała się też jej szwagierka. Za operacje plastyczne Niemcy płacą z własnych kieszeni. Ubezpieczalnie refundują koszty tylko wtedy, gdy zabiegi są niezbędne po przebytych chorobach lub wypadkach.
– Informacja o usługach medycznych i wymogach lekarzy jest za darmo. Dopiero za uzgodnienie terminów wizyt, zapewnienie pacjentom dojazdu do kliniki i opieki nad osobami towarzyszącymi bierzemy 50 euro – objaśnia szef Esculapa. Klienci jego agencji wywodzą się głównie z zachodnich landów. Ale po przeprowadzce rządu i placówek dyplomatycznych do Berlina ma coraz więcej chętnych ze stolicy. Operacja biustu, z wliczeniem ceny importowanych implantów Nagor i Mentor oraz dwóch dni pobytu w klinice kosztuje 2 300 euro. W Niemczech za tego rodzaju zabieg trzeba zapłacić 5 tys. euro. Operacja brzucha miała kosztować Heike E. w Heidelbergu 11 tys. euro oraz po 250 euro za każdy dzień w szpitalu. Za Odrą jej życzenie spełniono za 1/10 tej sumy. Gdy zagranicznym pacjentom turystyka medyczna pozwala zaoszczędzić trochę pieniędzy, dla polskich lekarzy jest twardą walką o lepszy byt. Do Artplastica w Szczecinie operatorzy dojeżdżają nawet ze Śląska. Otrzymują 20–35 proc. ceny zabiegu netto. – Za powiększenie piersi honorarium chirurga wynosi ok. 2 tys. zł – oblicza menedżer Alicja Kapturska. Oferta usług tej kliniki jest szeroka: odsysanie tłuszczu, usuwanie żylaków, plastyka krocza i pochwy, po korektę twarzy czy operacje okulistyczne, które wykonuje gościnnie dr Konstantin Ustinov. Wolny termin wizyty u Rosjanina jest dopiero za kilka tygodni.
Na polsko-niemieckim pograniczu z turystów medycznych żyją lekarze, hotelarze, gastronomicy, fryzjerzy, czy kierowcy. – Jak wpadnie taki kurs na lotnisko do Berlina, a potem odwiezienie gościówki po operacji, to zaraz kasa inaczej wygląda – żartuje taksówkarz Józef Bijok. Na klientów czeka niespełna 100 metrów od czerwono-białego słupa granicznego, tuż przy moście z Frankfurtu nad Odrą. – A jak ludzie więcej zarabiają, to i miasto ma coś z tego, bo wszyscy płacimy podatki – uzasadnia. Zgodnie z tą zasadą, w Słubicach obniżono opłatę z 18 na 5 zł za m kw. powierzchni zagospodarowanej na usługi medyczne. W skrzydle nowej, prywatnej kliniki przy ul. Krzywoustego dobiega końca montaż sprzętu w gabinetach dentystycznych i sali operacyjnej dla chirurgów szczękowych. Wkrótce będą dokonywać tu implantów. W oddalonym o 25 km Ośnie Lubuskim powstał Ośrodek Odnowy Biologicznej Afrodyta. Dom z tarasami nad jeziorem wygląda na tle szarej wsi jak oaza bogactwa. Gmina nie dotrzymuje tempa prywatnej inicjatywie. Do ośrodka dojeżdża się ulicą pełną wybojów i głębokich kałuż. Po drodze mijamy grupkę miejscowych chłopów, dla których czas zatrzymał się kilka lat temu. Nieogoleni, w brudnej, złachanej odzieży, stoją bezczynnie. Jakaś zniszczona kobieta w chustce ciągnie jednego z nich za rękaw. Ten wyszarpuje się i złorzeczy...
Zadbana, pachnąca dobrymi perfumami kierowniczka Afrodyty jest jak postać nie z tego świata. Ośrodek do niej nie należy. – Ja tylko tu pracuję. Połowa naszych gości to Niemcy – wyjaśnia, gdy oglądamy w hollu płyty CD i foldery z nadrukiem Schönheitszentrum (centrum piękności). Najpierw nocowały tu rodziny pacjentów przyjeżdżających do Słubic na operacje. Teraz wpadają na odpoczynek. Pobyt od piątku do niedzieli włącznie, z wyżywieniem i korzystaniem z pływalni kosztuje 350 zł. – Za tę cenę Niemcy mogą u siebie spędzić najwyżej jedną noc w tanim zajeździe – reklamuje Krystyna Zmitrowicz. Prócz kierowniczki, w Afrodycie znalazło pracę kilkanaście osób. W ośrodku jest nowoczesny sprzęt do odnowy biologicznej, więc potrzebny był wykwalifikowany personel i konserwatorzy. Niektórych trzeba było szukać po całej okolicy. Na parkingu przed domem stoją auta z niemiecką rejestracją. Na wszelki wypadek za ogrodzeniem...
W Esculap-Service w Kierspe nikt nie ma wątpliwości, że Polacy mogą dobrze zarobić na sąsiedztwie z Niemcami – to duży, ponadosiemdziesięciomilionowy kraj. Pod warunkiem, że Polacy nie będą chciwi i nie przegną z cenami. Coraz więcej klientów zgłasza się też z innych krajów. Biuro załatwia m.in. usługi stomatologiczne, wczasy odchudzające na wyspie Uznam, czy przeszczepy włosów w Poznaniu. Niemieckie kliniki bronią się przed nową konkurencją. Obniżają ceny kosztem okrajania ofert. – W Polsce jest akurat odwrotnie, oferty są coraz atrakcyjniejsze – komentuje z uśmiechem Andrzej Cieśla, przekładając teczkę z dokumentami Simone Greuber, kolejnej austriackiej pacjentki...
Tekst jest fragmentem książki pt. Sezon na Europę, która ukazała się nakładem wydawnictwa Czytelnik.
Autor książki Piotr Cywiński jest dziennikarzem tygodnika WPROST, a Roger
Boyes The Times
Ilustracje pochodzą od redakcji
This is an Open Access journal, all articles are distributed under the terms of the Creative Commons Attribution-NonCommercial-ShareAlike 4.0 International (CC BY-NC-SA 4.0). License (http://creativecommons.org/licenses/by-nc-sa/4.0/), allowing third parties to copy and redistribute the material in any medium or format and to remix, transform, and build upon the material, provided the original work is properly cited and states its license.
|
|