123RF
W sanepidach nie wyrabiają się z pracą
Tagi: | koronawirus |
Kiedy wybuchła epidemia COVID-19, w stacjach sanitarno-epidemiologicznych uruchomiono dodatkowe linie telefoniczne, pod którymi potencjalni pacjenci mieli otrzymywać informacje, jak postępować w razie choroby. – W wielu placówkach działają całodobowe numery alarmowe. Pracownicy muszą być dostępni na okrągło – mówi Dorota Gibała, rzecznik WSSE w Rzeszowie. Bywa, że pracują po 12–16 godzin dziennie, także w nocy, ale i ludzi, i... telefonów brakuje. Nikogo nie powinno dziwić, że nie można się dodzwonić.
Część pracowników podaje prywatne numery. – I to nie wystarcza, więc nic dziwnego, że nie można się z nami skontaktować – mówi jeden z inspektorów „Dziennikowi Gazecie Prawnej”.
Więcej obowiązków, gorsze raportowanie
Obowiązków przybywa wraz z tym, jak rośnie liczba osób z podejrzeniem zakażenia. Pracownicy stacji robią także dochodzenia epidemiologiczne. – Muszą zidentyfikować osoby z bliskiego kontaktu, ich dane osobowe, skontaktować się z nimi, zrobić wywiad i zdecydować, czy powinny przejść kwarantannę – tłumaczy Joanna Narożniak, rzecznik WSSE w Warszawie. Bywa, że wywiadu epidemiologicznego nie da się przeprowadzić przez telefon. Trzeba udać się do szpitala, zakładu pracy, a nie każdy ma własny samochód.
Efekty tego, że w sanepidach mają za dużo obowiązków, już widać.
Dane o sytuacji epidemiologicznej z części sanepidów wysyłane są z opóźnieniem, a raporty są coraz mniej dokładne.
Stacje sanitarno-epidemiologiczne są na skraju wydolności.
– Zawiesiliśmy większość działań rutynowych, uruchomiliśmy wszystkie zasoby. Prowadzimy nie tylko dochodzenia epidemiczne, robimy też badania laboratoryjne. Pracujemy przez całą dobę, wszystkie dane o koronawirusie pochodzą od nas – przyznaje Tomasz Augustyniak, pomorski państwowy wojewódzki inspektor sanitarny, w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
Przeczytaj także: „Prof. Flisiak: COVID-19 zawita wkrótce do każdego szpitala” i „Prof. Simon: Nie jesteśmy przygotowani na COVID-19”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
Więcej obowiązków, gorsze raportowanie
Obowiązków przybywa wraz z tym, jak rośnie liczba osób z podejrzeniem zakażenia. Pracownicy stacji robią także dochodzenia epidemiologiczne. – Muszą zidentyfikować osoby z bliskiego kontaktu, ich dane osobowe, skontaktować się z nimi, zrobić wywiad i zdecydować, czy powinny przejść kwarantannę – tłumaczy Joanna Narożniak, rzecznik WSSE w Warszawie. Bywa, że wywiadu epidemiologicznego nie da się przeprowadzić przez telefon. Trzeba udać się do szpitala, zakładu pracy, a nie każdy ma własny samochód.
Efekty tego, że w sanepidach mają za dużo obowiązków, już widać.
Dane o sytuacji epidemiologicznej z części sanepidów wysyłane są z opóźnieniem, a raporty są coraz mniej dokładne.
Stacje sanitarno-epidemiologiczne są na skraju wydolności.
– Zawiesiliśmy większość działań rutynowych, uruchomiliśmy wszystkie zasoby. Prowadzimy nie tylko dochodzenia epidemiczne, robimy też badania laboratoryjne. Pracujemy przez całą dobę, wszystkie dane o koronawirusie pochodzą od nas – przyznaje Tomasz Augustyniak, pomorski państwowy wojewódzki inspektor sanitarny, w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
Przeczytaj także: „Prof. Flisiak: COVID-19 zawita wkrótce do każdego szpitala” i „Prof. Simon: Nie jesteśmy przygotowani na COVID-19”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.