iStock
Jesteśmy na początku kolejnej fali PIMS w Polsce
Redaktor: Iwona Konarska
Data: 15.12.2021
Źródło: Danuta Starzyńska-Rosiecka/PAP
Działy:
Aktualności w Koronawirus
Aktualności
Tagi: | PIMS, SARS-CoV-2 |
– W tej chwili jesteśmy na początku kolejnej fali wieloukładowego zespołu zapalnego u dzieci (PIMS) – twierdzi dr Magdalena Okarska-Napierała ze Szpitala Pediatrycznego WUM.
PIMS to powikłanie po zakażeniu SARS-CoV-2, które pojawia się kilka tygodni po zakażeniu.
– PIMS, czyli wieloukładowy zespół zapalny u dzieci (pediatric inflammatory multisystem syndrome), to rzadkie powikłanie zakażenia nowym koronawirusem u dzieci, o nie do końca znanym patomechanizmie. Jest to powikłanie, które pojawia się jakiś czas po zakażeniu, najczęściej po mniej więcej czterech tygodniach. PIMS to choroba, która na ogół ma bardzo spektakularny przebieg – mówi dr Magdalena Okarska-Napierała ze Szpitala Pediatrycznego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
– Polega na uogólnionym stanie zapalnym, który uszkadza różne tkanki i narządy, czego skutkiem są typowe objawy: wysoka gorączka oraz cechy uszkodzenia różnych narządów. W Polsce najczęściej PIMS objawia się wysypką, zapaleniem spojówek, a także objawami z przewodu pokarmowego: biegunką, wymiotami, bólem brzucha. Dziecko wygląda na ciężko chore, czuje się coraz gorzej każdego dnia. Do szpitala mali pacjenci trafiają najczęściej między czwartą a szóstą dobą objawów – dodaje ekspertka.
Zaznacza też, że jest to powikłanie, które trudno przeoczyć: – Chciałabym uspokoić te osoby, które niepokoją się, że przeoczą PIMS u swojego dziecka – jest to właściwie niemożliwe. Ta choroba ma bardzo burzliwy przebieg i liczne objawy.
– Druga uspokajająca informacja jest taka, że do tego powikłania dochodzi naprawdę rzadko – wskazuje dr Okarska-Napierała i mówi, że na podstawie danych ze Stanów Zjednoczonych, które mają najbogatsze doświadczenie z tą chorobą, szacuje się, że PIMS rozwinie się u jednego na trzy tysiące zakażonych dzieci.
– Nie jest też wykluczone, że zapadalność na PIMS będzie zmniejszać się w czasie. Takie zjawisko jest obserwowane w USA: na każdą falę covid przypada fala PIMS, ale proporcja liczby przypadków PIMS do liczby przypadków COVID-19 zmniejsza się z każdą falą. Zupełnie nie wiemy, dlaczego tak jest, ale jest to kolejna dobra wiadomość – zauważa specjalistka.
Pytana o skalę zachorowań na PIMS w Polsce, oznajmia, że w naszym kraju w maju 2020 r. został uruchomiony rejestr chorób zapalnych dzieci, ale wpisywanie do niego danych ma charakter dobrowolny, tzn. lekarze, którzy wprowadzają dane dzieci do rejestru, robią to bez żadnej gratyfikacji i bez obowiązku, kosztem swojego czasu. – Zatem nie jest on w pełni miarodajny, nie mamy więc kompletnych danych – dodaje. Jednocześnie podkreśla, że „szczęśliwie lekarze wykazali dużą gotowość do partycypowania w tym projekcie i dzięki temu wiemy dość dużo o epidemiologii i obrazie choroby w Polsce”.
Dr Okarska-Napierała przypomina że do tej pory w Polsce zarejestrowano około 500 przypadków PIMS. – Na pewno było ich trochę więcej. Zachorowania na PIMS pojawiały się falami, podobnie jak obserwowano to w krajach zachodnich. Pierwszą, bardzo wysoką falę PIMS mieliśmy na przełomie listopada i grudnia ub.r. Później była druga fala, zimowo-wiosenna – mimo niekompletnych danych z wysokim prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że była niższa – informuje.
– Rozmawiałam z kolegami z Wielkiej Brytanii i oni też obserwowali to zjawisko. Przy fali zakażeń wirusem delta spodziewali się wysokiej zapadalności na PIMS, gdyż wariant delta wirusa jest bardziej dla dzieci zakaźny. Tymczasem liczba zachorowań okazała się niższa, niż zakładali – dodaje.
Dr Okarska-Napierała wskazuje, że „w tej chwili jesteśmy na początku kolejnej fali PIMS w Polsce”. Zaznacza, że mówi to na podstawie własnych obserwacji w szpitalu. – W ostatnim czasie do naszej placówki przyjęto ok. 15 dzieci z PIMS i każdego dnia ich przybywa – mówi. – Na pewno mamy teraz do czynienia z kolejną falą, ale jakie będą jej rozmiary, nie możemy przewidzieć – ocenia.
– Jeżeli dziecko zaczyna wysoko gorączkować, robi się słabe, pojawiają się objawy z różnych układów i narządów, trzeba pilnie zgłosić się do lekarza – podkreśla specjalistka, dodając, że PIMS może dotknąć zarówno dzieci, które przeszły COVID-19 ciężko, jak i te, które przeszły zakażenie bardzo lekko lub bezobjawowo.
Pytana jak wygląda leczenie dzieci z PIMS, wyjaśnia, że jest to leczenie immunomodulujące, czyli modyfikujące funkcjonowanie układu odpornościowego. – Upraszczając, polega na gaszeniu pożaru, jakim jest burza cytokinowa. W tej chwili dwa najważniejsze leki, które są stosowane przyczynowo, żeby zatrzymać proces zapalny, to dożylny wlew immunoglobulin (IVIG), a także glikokortykosteroidy. Niektórym dzieciom wystarczy samo leczenie immunoglobulinami, a niektórym – dotyczy to około 60 proc. dzieci – potrzebne są jeszcze glikokortykosteroidy. Zdecydowana większość małych pacjentów po otrzymaniu tych leków bardzo szybko wraca do siebie. Bardzo szybko – to znaczy na ogół na przestrzeni tygodnia czują się już znacznie lepiej, a wychodzą ze szpitala zazwyczaj w pełni zdrowia – mówi dr Okarska-Napierała.
Odnosi się też do pytania, na jaki oddział w szpitalu trafiają dzieci z PIMS: na zakaźny czy chorób wewnętrznych. – Te dzieci trafiają do różnych oddziałów specjalistycznych w szpitalu, w zależności od objawów oraz dostępności miejsc, ponieważ należy podkreślić, że dzieci z PIMS co do zasady są na ogół uważane za niezakaźne. Większość z tych dzieci ma ujemny wynik badania PCR i w związku z tym nie są hospitalizowane w oddziale covidowym, który jest przeznaczony tylko dla dzieci zakaźnych – tłumaczy. – One nie wymagają izolacji, to są dzieci po ostrym zakażeniu. Ich problem jest niezakaźny – zaznacza ekspertka.
– Duża część tych dzieci jest hospitalizowana na oddziale kardiologii, bo powikłania kardiologiczne czynią tę chorobę szczególnie groźną. Rozwijające się w jej przebiegu zapalenie mięśnia sercowego, uszkodzenie naczyń krwionośnych mogą prowadzić do niewydolności układu krążenia, a to są powikłania zagrażające życiu. Część z tych dzieci, szczęśliwie bardzo niewielka, wymaga wręcz hospitalizacji na oddziale intensywnej terapii. Według polskiego rejestru tak ciężkie zachorowania dotyczą ok. 8 proc. dzieci z PIMS – na szczęście rzadziej, niż opisywano to w Wielkiej Brytanii czy USA – zauważa dr Magdalena Okarska-Napierała.
– PIMS, czyli wieloukładowy zespół zapalny u dzieci (pediatric inflammatory multisystem syndrome), to rzadkie powikłanie zakażenia nowym koronawirusem u dzieci, o nie do końca znanym patomechanizmie. Jest to powikłanie, które pojawia się jakiś czas po zakażeniu, najczęściej po mniej więcej czterech tygodniach. PIMS to choroba, która na ogół ma bardzo spektakularny przebieg – mówi dr Magdalena Okarska-Napierała ze Szpitala Pediatrycznego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
– Polega na uogólnionym stanie zapalnym, który uszkadza różne tkanki i narządy, czego skutkiem są typowe objawy: wysoka gorączka oraz cechy uszkodzenia różnych narządów. W Polsce najczęściej PIMS objawia się wysypką, zapaleniem spojówek, a także objawami z przewodu pokarmowego: biegunką, wymiotami, bólem brzucha. Dziecko wygląda na ciężko chore, czuje się coraz gorzej każdego dnia. Do szpitala mali pacjenci trafiają najczęściej między czwartą a szóstą dobą objawów – dodaje ekspertka.
Zaznacza też, że jest to powikłanie, które trudno przeoczyć: – Chciałabym uspokoić te osoby, które niepokoją się, że przeoczą PIMS u swojego dziecka – jest to właściwie niemożliwe. Ta choroba ma bardzo burzliwy przebieg i liczne objawy.
– Druga uspokajająca informacja jest taka, że do tego powikłania dochodzi naprawdę rzadko – wskazuje dr Okarska-Napierała i mówi, że na podstawie danych ze Stanów Zjednoczonych, które mają najbogatsze doświadczenie z tą chorobą, szacuje się, że PIMS rozwinie się u jednego na trzy tysiące zakażonych dzieci.
– Nie jest też wykluczone, że zapadalność na PIMS będzie zmniejszać się w czasie. Takie zjawisko jest obserwowane w USA: na każdą falę covid przypada fala PIMS, ale proporcja liczby przypadków PIMS do liczby przypadków COVID-19 zmniejsza się z każdą falą. Zupełnie nie wiemy, dlaczego tak jest, ale jest to kolejna dobra wiadomość – zauważa specjalistka.
Pytana o skalę zachorowań na PIMS w Polsce, oznajmia, że w naszym kraju w maju 2020 r. został uruchomiony rejestr chorób zapalnych dzieci, ale wpisywanie do niego danych ma charakter dobrowolny, tzn. lekarze, którzy wprowadzają dane dzieci do rejestru, robią to bez żadnej gratyfikacji i bez obowiązku, kosztem swojego czasu. – Zatem nie jest on w pełni miarodajny, nie mamy więc kompletnych danych – dodaje. Jednocześnie podkreśla, że „szczęśliwie lekarze wykazali dużą gotowość do partycypowania w tym projekcie i dzięki temu wiemy dość dużo o epidemiologii i obrazie choroby w Polsce”.
Dr Okarska-Napierała przypomina że do tej pory w Polsce zarejestrowano około 500 przypadków PIMS. – Na pewno było ich trochę więcej. Zachorowania na PIMS pojawiały się falami, podobnie jak obserwowano to w krajach zachodnich. Pierwszą, bardzo wysoką falę PIMS mieliśmy na przełomie listopada i grudnia ub.r. Później była druga fala, zimowo-wiosenna – mimo niekompletnych danych z wysokim prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że była niższa – informuje.
– Rozmawiałam z kolegami z Wielkiej Brytanii i oni też obserwowali to zjawisko. Przy fali zakażeń wirusem delta spodziewali się wysokiej zapadalności na PIMS, gdyż wariant delta wirusa jest bardziej dla dzieci zakaźny. Tymczasem liczba zachorowań okazała się niższa, niż zakładali – dodaje.
Dr Okarska-Napierała wskazuje, że „w tej chwili jesteśmy na początku kolejnej fali PIMS w Polsce”. Zaznacza, że mówi to na podstawie własnych obserwacji w szpitalu. – W ostatnim czasie do naszej placówki przyjęto ok. 15 dzieci z PIMS i każdego dnia ich przybywa – mówi. – Na pewno mamy teraz do czynienia z kolejną falą, ale jakie będą jej rozmiary, nie możemy przewidzieć – ocenia.
– Jeżeli dziecko zaczyna wysoko gorączkować, robi się słabe, pojawiają się objawy z różnych układów i narządów, trzeba pilnie zgłosić się do lekarza – podkreśla specjalistka, dodając, że PIMS może dotknąć zarówno dzieci, które przeszły COVID-19 ciężko, jak i te, które przeszły zakażenie bardzo lekko lub bezobjawowo.
Pytana jak wygląda leczenie dzieci z PIMS, wyjaśnia, że jest to leczenie immunomodulujące, czyli modyfikujące funkcjonowanie układu odpornościowego. – Upraszczając, polega na gaszeniu pożaru, jakim jest burza cytokinowa. W tej chwili dwa najważniejsze leki, które są stosowane przyczynowo, żeby zatrzymać proces zapalny, to dożylny wlew immunoglobulin (IVIG), a także glikokortykosteroidy. Niektórym dzieciom wystarczy samo leczenie immunoglobulinami, a niektórym – dotyczy to około 60 proc. dzieci – potrzebne są jeszcze glikokortykosteroidy. Zdecydowana większość małych pacjentów po otrzymaniu tych leków bardzo szybko wraca do siebie. Bardzo szybko – to znaczy na ogół na przestrzeni tygodnia czują się już znacznie lepiej, a wychodzą ze szpitala zazwyczaj w pełni zdrowia – mówi dr Okarska-Napierała.
Odnosi się też do pytania, na jaki oddział w szpitalu trafiają dzieci z PIMS: na zakaźny czy chorób wewnętrznych. – Te dzieci trafiają do różnych oddziałów specjalistycznych w szpitalu, w zależności od objawów oraz dostępności miejsc, ponieważ należy podkreślić, że dzieci z PIMS co do zasady są na ogół uważane za niezakaźne. Większość z tych dzieci ma ujemny wynik badania PCR i w związku z tym nie są hospitalizowane w oddziale covidowym, który jest przeznaczony tylko dla dzieci zakaźnych – tłumaczy. – One nie wymagają izolacji, to są dzieci po ostrym zakażeniu. Ich problem jest niezakaźny – zaznacza ekspertka.
– Duża część tych dzieci jest hospitalizowana na oddziale kardiologii, bo powikłania kardiologiczne czynią tę chorobę szczególnie groźną. Rozwijające się w jej przebiegu zapalenie mięśnia sercowego, uszkodzenie naczyń krwionośnych mogą prowadzić do niewydolności układu krążenia, a to są powikłania zagrażające życiu. Część z tych dzieci, szczęśliwie bardzo niewielka, wymaga wręcz hospitalizacji na oddziale intensywnej terapii. Według polskiego rejestru tak ciężkie zachorowania dotyczą ok. 8 proc. dzieci z PIMS – na szczęście rzadziej, niż opisywano to w Wielkiej Brytanii czy USA – zauważa dr Magdalena Okarska-Napierała.