Rzeczy, których o sanepidzie wolałbyś nie wiedzieć

Z listu-alarmu Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu wyłania się obraz instytucji, w której zestresowani i przemęczeni pracownicy mają jeden telefon stacjonarny na trzy osoby, a siedzą na krzesłach poskręcanych, by się nie rozpadły.

List, którego głównym adresatem jest główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas, podpisali pracownicy i kierownik oddziału epidemiologii PSSE w Poznaniu Anna Ostrowska. Na razie jedyną reakcją jest zdegradowanie szefowej oddziału (są protesty w tej sprawie). A przecież pismo zawiera litanię konkretnych zaniedbań, powodujących, że nawet najbardziej zdeterminowani pracownicy nie wywiążą się ze swoich obowiązków.

Oto wyliczanka: za mało ludzi, sprzęt jest zużyty lub go brakuje, np. na trzech pracowników przypada jeden telefon stacjonarny, nie ma gniazdek łączeniowych teleinformatycznych (powiedziano, że są za drogie). Nie ma podstawowych akcesoriów biurowych, ale na prośbę o ich zakup pracownicy mieli usłyszeć od administracji wyrafinowaną ripostę: „Zaraz pójdę do Biedronki po kartony". W związku z tym tylko informują, że część mebli jest poskręcana na śruby, żeby się nie rozpadła. Poza tym lato mają już za sobą, ale z braku klimatyzacji była to sztuka przetrwania.

W drugiej części listu pracownicy opisują, pod jaką presją żyją, jaką przerzucono na nich odpowiedzialność, bo są nie tylko urzędnikami, ale i psychologami, i przewodnikami po systemie ochrony zdrowia.

Martwi ich też fakt, że przełożeni ignorują wszystkie problemy, za to zainteresowani są raportowaniem przeprowadzonych rozmów telefonicznych.

Smutny obraz poznańskiego sanepidu. Historia, po której lekturze wielu pracowników innych stacji sanitarno-epidemiologicznych pokiwa głowami: Jakby u nas byli.

Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.