Biliński po spotkaniu z Ministerstwem Finansów: Zwiększenie naszych pensji? Tylko dzięki strajkom
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 20.06.2017
Źródło: KL
Tagi: | Jarosław Biliński |
Przedstawiciele Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, Porozumienia Rezydentów i Porozumienia Zawodów Medycznych rozmawiali z pracownikami Ministerstwa Finansów. Temat? Wynagrodzenia i kadry. Wniosek? - Spotkanie było informacyjne, bo resort mało wie na temat ochrony zdrowia i... nie ma na nią pomysłów - mówi Jarosław Biliński, wiceprzewodniczący PR.
Pracownicy systemu ochrony zdrowia spotkali się z Leszkiem Skibą, wiceministrem finansów, Cezariuszem Lesiszem, szefem gabinetu politycznego wiceministra Skiby oraz Mirosławem Stasiakiem, zastępcą dyrektora Departamentu Finansowania Sfery Budżetowej w Ministerstwie Finansów. Rozmowy odbyły się w poniedziałek (19 czerwca).
O tym, jak przebiegło spotkanie mówi uczestnik debaty, Jarosław Biliński, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów:
- Szliśmy na spotkanie z dwoma wariantami. Pierwszym – że rozmowa będzie merytoryczna, bo resort dużo wie, ma pomysły i plany, więc będziemy mogli ustalić pewne konkrety, pofilozofować, wejść w skórę konsultantów i ustosunkować się do tych pomysłów. Drugim – że nasze spotkanie będzie typowo informacyjne, bo resort mało wie na temat ochrony zdrowia i nie ma co do niej pomysłów. Niestety, nastąpił wariant drugi. Można uogólnić, że rozmowa była przez nas podzielona na trzy części: system ochrony zdrowia, kadra w ochronie zdrowia – czyli de facto głównie nasze podwyżki i polityka.
Zaczęliśmy od próby rozmowy o systemie jako inwestycji w gospodarkę krajową i o tym, dlaczego Ministerstwo Finansów powinno wyjść z inicjatywą zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia. Liczyliśmy na ciekawe pomysły i rozwiązania budżetowe, a przede wszystkim pokazanie nam, że Ministerstwo Finansów nie jest na bakier z ekonomiką zdrowia, bo to przecież potężna gałąź ekonomii, bez której żadne poważne państwo nie planuje swojej gospodarki, inwestycji i budżetu. Okazało się niestety, że resort niewiele wie o systemie, a co najgorsze i niepojęte – mieliśmy wrażenie, że jest to kolejne ministerstwo, które uważa, że ochrona zdrowia to wór bez dna, w którym pieniądze przepadają. Myślę, że takie traktowanie ochrony zdrowia i niedostrzeganie potencjału, który musi być wykorzystany, by planować politykę kadrową, dbać o zasoby ludzkie, niwelować lukę budżetową, rozkręcać gospodarkę czy niwelować straty ściśle powiązane z medycyną – jak choćby olbrzymią liczbę absencji chorobowych, które według różnych szacunków marnotrawią 10-80 mld zł rocznie jest to porażka kolejnego rządu – tym razem PiS.
Takie niezrozumienie tematyki bardzo nas zaskoczyło, szukaliśmy zatem osoby w Ministerstwie Finansów, która w ten sposób myśli. Nie znaleźliśmy jej. Nie ma jej także w Ministerstwie Zdrowia, a jeśli jest to nie ma siły przebicia.
Dowiedzieliśmy się, że osoby odpowiedzialne w Ministerstwie Finansów za ochronę zdrowia nie zajmują się planowaniem wydatków, a opiniowaniem tego, co przesyła Ministerstwo Zdrowia, oraz „uszczelnianiem” tego, co się da. Ministerstwo Finansów zrzuciło całą odpowiedzialność na Ministerstwo Zdrowia, które – według ich relacji – nie przedstawia projektów ustaw, nie traktuje w ten sposób systemu, nie ma konkretnych wyliczeń, narzędzi, analiz, nie podaje przykładów, skąd wziąć pieniądze. Odsyłano nas do Ministerstwa Zdrowia, a po kolejnym wyjaśnieniu, że w MZ jesteśmy od dwóch lat i doszliśmy do ściany, a stamtąd odsyłają nas do MF, bo oni „już nic nie mogą” i twierdzą, że MF oporuje i „nie da pieniędzy” – stwierdzono, że tak nie jest. W sprawach kadrowych opowiadaliśmy, że bez inwestowania w kapitał ludzki nic nie osiągniemy jako kraj, że wyzyskiem wysoko wykwalifikowanych pracowników nigdy nie osiągniemy rozwoju na dobrym poziomie, nie rozkręcimy dobrych wzorców gospodarczych i społecznych. Usłyszeliśmy znów, że to MZ, a nie MF jest odpowiedzialne za pensje w ochronie zdrowia.
Dowiedzieliśmy się, że dużo pieniędzy w systemie ochrony zdrowia jest marnotrawionych, że „niektórzy lekarze” zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy złotych, itp. Przytaczano nam statystyki GUS-u o zarobkach lekarzy, gdzie lekarz ma 7000 złotych brutto. Znamy te statystyki na pamięć i wiemy, że są to pensje z dodatkami, czyli dyżurami, za średnio 200 godzin pracy w miesiącu. I że za etat specjaliście wychodzi, wg danych GUS, około 5000 złotych brutto, czyli 3500 złotych na rękę. To samo zresztą potwierdziło Ministerstwo Zdrowia. Są to pensje skandalicznie niskie i niegodne.
Przedstawiciele Ministerstwa Finansów dodali, że Ministerstwo Zdrowia miało poznać płace w ochronie zdrowia, więc rozesłało ankiety, na które odpowiedziało tylko 20 procent szpitali. Nie ma zatem narzędzi i danych. Ja odpowiedziałem, że uważam i widzę, że tak miało być. Gdyby Ministerstwo chciało, to miałoby dane od 100 procent szpitali, ale wtedy wyszłoby na jaw, że rzeczywiście zarabiamy żałośnie nisko.
Generalnie w kwestii płac odczuliśmy, że przykaz „z góry” jest wyrocznią i MF ewidentnie nie chce dać pieniędzy, uważa, że system marnotrawi to, co ma, że jest niesprawiedliwie i należy to „uszczelnić, wygładzić”. Czyli zabrać pazernym profesorom i doktorom, którzy niby mają za dużo (powszechne kłamstwo dla opinii publicznej).
Jest gorzej niż myśleliśmy. Jesteśmy traktowani nie tylko jako kula u nogi (jako system), ale także jako marnotrawcy, a może nawet oszuści?
Nie pozostało zatem przedstawicielom PZM nic innego jak odwołanie się do polityki. Przecież rząd PiS ciągle mówi o sprawiedliwości społecznej. Czy sprawiedliwe społecznie są wskaźniki, które „proponuje” MZ? Usłyszeliśmy, że nie. Podaliśmy parę przykładów: sędziów – zapewnione pensje od 2,05 do 3,23 średniej krajowej, policji, żołnierzy, całej mundurówki, administracji, itp. Wskazaliśmy, że nasze zawody mają najbardziej odpowiedzialne zadania i muszą najwięcej poświęcić na kształcenie i tak dalej, i tym podobne.
Tutaj znów było odbijanie piłeczki, że marnotrawstwo, że MZ przedstawiło taki a nie inny projekt ustawy i MF się do niego ustosunkowało. Usłyszeliśmy po raz kolejny, że mamy iść do MZ lub do Pani Premier, bo ona ostatecznie decyduje.
Zaproponowałem zatem spotkanie, na którym byliby obecnie przedstawiciel MZ, przedstawiciel MF i my. Trzykrotnie o to prosiłem – osoby na nim obecne będą musiały się wreszcie skonfrontować, będą musiały uwspólnić swoje zeznania – gdyż jak widać dialog na tej linii kuleje. Nie wierzę, że takie spotkanie się odbędzie, ale Pan Minister obiecał, że porozmawia z minister Głowalą (odpowiedzialną w MZ za finanse), żeby doszło ono do skutku.
Minimalne pocieszenie jest takie (chyba szczerze wypowiedziane, spotkanie ogólnie nie miało znamion złośliwości a partnerskiej rozmowy), że MF potwierdził, że tak – potrzeba większych nakładów na ochronę zdrowia, tak – powinniśmy więcej zarabiać, tak – zgadza się ze wszystkim, co mówimy, że dane te są ciekawe i sposób ich przedstawiania tym bardziej, ale mamy zaproponować, skąd wziąć na to pieniądze i jak ich nie marnotrawić, bo MZ nie daje MF takich pomysłów. Ministerstwo Finansów wyklucza dysponowanie budżetem z własnej woli, nie weźmie z puli innych ministerstw, bo nie chce konfliktów. Minister nie będzie też zwiększał dziury budżetowej. Mamy więc w ramach tego, co jest, znaleźć pomysły albo przekonać inne resorty, żeby nam oddały. Tak więc Polska resortowa kwitnie, a prezydent Duda obiecał nam, że PiS z tym skończy i priorytety będą szły odgórnie.
Jednym słowem – z trzech wariantów, które dają możliwość zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia i naszych pensji (1 – woli politycznej, 2 – przekonania społeczeństwa w porozumieniu z rządem, że tak trzeba, 3 – nacisków siłowych – strajków), kolejny resort sugeruje nam, że w grę wchodzi tylko opcja numer 3.
Smutne. Już wiem, dlaczego jesteśmy na ostatnich miejscach w Europie. I tak pozostanie. Dziwne, że w Polsce to pracownicy chodzą i proszą o poprawę leczenia pacjentów. Bez strajku, na którym niestety znów ucierpią pacjenci nic się nie zmieni. Nikt tego nie chce, ale rząd pcha nas w tym kierunku. I winni będą tylko oni.
O tym, jak przebiegło spotkanie mówi uczestnik debaty, Jarosław Biliński, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów:
- Szliśmy na spotkanie z dwoma wariantami. Pierwszym – że rozmowa będzie merytoryczna, bo resort dużo wie, ma pomysły i plany, więc będziemy mogli ustalić pewne konkrety, pofilozofować, wejść w skórę konsultantów i ustosunkować się do tych pomysłów. Drugim – że nasze spotkanie będzie typowo informacyjne, bo resort mało wie na temat ochrony zdrowia i nie ma co do niej pomysłów. Niestety, nastąpił wariant drugi. Można uogólnić, że rozmowa była przez nas podzielona na trzy części: system ochrony zdrowia, kadra w ochronie zdrowia – czyli de facto głównie nasze podwyżki i polityka.
Zaczęliśmy od próby rozmowy o systemie jako inwestycji w gospodarkę krajową i o tym, dlaczego Ministerstwo Finansów powinno wyjść z inicjatywą zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia. Liczyliśmy na ciekawe pomysły i rozwiązania budżetowe, a przede wszystkim pokazanie nam, że Ministerstwo Finansów nie jest na bakier z ekonomiką zdrowia, bo to przecież potężna gałąź ekonomii, bez której żadne poważne państwo nie planuje swojej gospodarki, inwestycji i budżetu. Okazało się niestety, że resort niewiele wie o systemie, a co najgorsze i niepojęte – mieliśmy wrażenie, że jest to kolejne ministerstwo, które uważa, że ochrona zdrowia to wór bez dna, w którym pieniądze przepadają. Myślę, że takie traktowanie ochrony zdrowia i niedostrzeganie potencjału, który musi być wykorzystany, by planować politykę kadrową, dbać o zasoby ludzkie, niwelować lukę budżetową, rozkręcać gospodarkę czy niwelować straty ściśle powiązane z medycyną – jak choćby olbrzymią liczbę absencji chorobowych, które według różnych szacunków marnotrawią 10-80 mld zł rocznie jest to porażka kolejnego rządu – tym razem PiS.
Takie niezrozumienie tematyki bardzo nas zaskoczyło, szukaliśmy zatem osoby w Ministerstwie Finansów, która w ten sposób myśli. Nie znaleźliśmy jej. Nie ma jej także w Ministerstwie Zdrowia, a jeśli jest to nie ma siły przebicia.
Dowiedzieliśmy się, że osoby odpowiedzialne w Ministerstwie Finansów za ochronę zdrowia nie zajmują się planowaniem wydatków, a opiniowaniem tego, co przesyła Ministerstwo Zdrowia, oraz „uszczelnianiem” tego, co się da. Ministerstwo Finansów zrzuciło całą odpowiedzialność na Ministerstwo Zdrowia, które – według ich relacji – nie przedstawia projektów ustaw, nie traktuje w ten sposób systemu, nie ma konkretnych wyliczeń, narzędzi, analiz, nie podaje przykładów, skąd wziąć pieniądze. Odsyłano nas do Ministerstwa Zdrowia, a po kolejnym wyjaśnieniu, że w MZ jesteśmy od dwóch lat i doszliśmy do ściany, a stamtąd odsyłają nas do MF, bo oni „już nic nie mogą” i twierdzą, że MF oporuje i „nie da pieniędzy” – stwierdzono, że tak nie jest. W sprawach kadrowych opowiadaliśmy, że bez inwestowania w kapitał ludzki nic nie osiągniemy jako kraj, że wyzyskiem wysoko wykwalifikowanych pracowników nigdy nie osiągniemy rozwoju na dobrym poziomie, nie rozkręcimy dobrych wzorców gospodarczych i społecznych. Usłyszeliśmy znów, że to MZ, a nie MF jest odpowiedzialne za pensje w ochronie zdrowia.
Dowiedzieliśmy się, że dużo pieniędzy w systemie ochrony zdrowia jest marnotrawionych, że „niektórzy lekarze” zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy złotych, itp. Przytaczano nam statystyki GUS-u o zarobkach lekarzy, gdzie lekarz ma 7000 złotych brutto. Znamy te statystyki na pamięć i wiemy, że są to pensje z dodatkami, czyli dyżurami, za średnio 200 godzin pracy w miesiącu. I że za etat specjaliście wychodzi, wg danych GUS, około 5000 złotych brutto, czyli 3500 złotych na rękę. To samo zresztą potwierdziło Ministerstwo Zdrowia. Są to pensje skandalicznie niskie i niegodne.
Przedstawiciele Ministerstwa Finansów dodali, że Ministerstwo Zdrowia miało poznać płace w ochronie zdrowia, więc rozesłało ankiety, na które odpowiedziało tylko 20 procent szpitali. Nie ma zatem narzędzi i danych. Ja odpowiedziałem, że uważam i widzę, że tak miało być. Gdyby Ministerstwo chciało, to miałoby dane od 100 procent szpitali, ale wtedy wyszłoby na jaw, że rzeczywiście zarabiamy żałośnie nisko.
Generalnie w kwestii płac odczuliśmy, że przykaz „z góry” jest wyrocznią i MF ewidentnie nie chce dać pieniędzy, uważa, że system marnotrawi to, co ma, że jest niesprawiedliwie i należy to „uszczelnić, wygładzić”. Czyli zabrać pazernym profesorom i doktorom, którzy niby mają za dużo (powszechne kłamstwo dla opinii publicznej).
Jest gorzej niż myśleliśmy. Jesteśmy traktowani nie tylko jako kula u nogi (jako system), ale także jako marnotrawcy, a może nawet oszuści?
Nie pozostało zatem przedstawicielom PZM nic innego jak odwołanie się do polityki. Przecież rząd PiS ciągle mówi o sprawiedliwości społecznej. Czy sprawiedliwe społecznie są wskaźniki, które „proponuje” MZ? Usłyszeliśmy, że nie. Podaliśmy parę przykładów: sędziów – zapewnione pensje od 2,05 do 3,23 średniej krajowej, policji, żołnierzy, całej mundurówki, administracji, itp. Wskazaliśmy, że nasze zawody mają najbardziej odpowiedzialne zadania i muszą najwięcej poświęcić na kształcenie i tak dalej, i tym podobne.
Tutaj znów było odbijanie piłeczki, że marnotrawstwo, że MZ przedstawiło taki a nie inny projekt ustawy i MF się do niego ustosunkowało. Usłyszeliśmy po raz kolejny, że mamy iść do MZ lub do Pani Premier, bo ona ostatecznie decyduje.
Zaproponowałem zatem spotkanie, na którym byliby obecnie przedstawiciel MZ, przedstawiciel MF i my. Trzykrotnie o to prosiłem – osoby na nim obecne będą musiały się wreszcie skonfrontować, będą musiały uwspólnić swoje zeznania – gdyż jak widać dialog na tej linii kuleje. Nie wierzę, że takie spotkanie się odbędzie, ale Pan Minister obiecał, że porozmawia z minister Głowalą (odpowiedzialną w MZ za finanse), żeby doszło ono do skutku.
Minimalne pocieszenie jest takie (chyba szczerze wypowiedziane, spotkanie ogólnie nie miało znamion złośliwości a partnerskiej rozmowy), że MF potwierdził, że tak – potrzeba większych nakładów na ochronę zdrowia, tak – powinniśmy więcej zarabiać, tak – zgadza się ze wszystkim, co mówimy, że dane te są ciekawe i sposób ich przedstawiania tym bardziej, ale mamy zaproponować, skąd wziąć na to pieniądze i jak ich nie marnotrawić, bo MZ nie daje MF takich pomysłów. Ministerstwo Finansów wyklucza dysponowanie budżetem z własnej woli, nie weźmie z puli innych ministerstw, bo nie chce konfliktów. Minister nie będzie też zwiększał dziury budżetowej. Mamy więc w ramach tego, co jest, znaleźć pomysły albo przekonać inne resorty, żeby nam oddały. Tak więc Polska resortowa kwitnie, a prezydent Duda obiecał nam, że PiS z tym skończy i priorytety będą szły odgórnie.
Jednym słowem – z trzech wariantów, które dają możliwość zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia i naszych pensji (1 – woli politycznej, 2 – przekonania społeczeństwa w porozumieniu z rządem, że tak trzeba, 3 – nacisków siłowych – strajków), kolejny resort sugeruje nam, że w grę wchodzi tylko opcja numer 3.
Smutne. Już wiem, dlaczego jesteśmy na ostatnich miejscach w Europie. I tak pozostanie. Dziwne, że w Polsce to pracownicy chodzą i proszą o poprawę leczenia pacjentów. Bez strajku, na którym niestety znów ucierpią pacjenci nic się nie zmieni. Nikt tego nie chce, ale rząd pcha nas w tym kierunku. I winni będą tylko oni.