Centrum Zdrowia Dziecka naraża małych pacjentów

Udostępnij:
Centrum Zdrowia Dziecka żąda przyjazdu 5-letniego Maksa po receptę na leki na bazie marihuany. W przeciwnym razie nie wystawi recepty. Tymczasem pediatra zabrania dziecku podróży w takie upały tym bardziej, ze trwałaby aż 5 godzin.
- Żeby dostać receptę na medyczną marihuanę, muszę przyjechać do Centrum Zdrowia Dziecka razem z synem. A dla niego podróż w taki upał jest bardzo niebezpieczna - mówi Dorota Gudaniec, mama 5-letniego Maksa.

Takie są konsekwencje konfliktu między CZD a pracującym tu lekarzem, neurologiem Markiem Bachańskim, który podawał leki na bazie medycznej marihuany dzieciom z ciężką postacią padaczki. Dyrekcja szpitala w połowie lipca zabroniła mu wypisywać recepty. Tłumaczono, że podawanie takich leków jest eksperymentem i powinno być zgłoszone do komisji bioetycznej. Lekarz tego nie zrobił, więc działał nielegalnie. Bachański wyjaśniał, że chciał rozpocząć badania na 75 pacjentach (miał tylu chętnych), i wtedy zgłosić się do komisji, ale szpital zgadzał się tylko na 15 - przypomina Gazeta Wyborcza.

Maks otrzymuje leki na bazie marihuany od września ubiegłego roku, a liczba napadów spadła u niego o
90 proc. Leki skończą mu się we wtorek. Aby je legalnie ściągnąć z zagranicznej apteki, potrzebna jest recepta.

- Zaproponowano nam, byśmy z Maksem przyjechali do szpitala w piątek - mówi Dorota Gudaniec, matka Maksa, cytowana przez gazetę. - Pięciogodzinna podróż w takie upały jest zagrożeniem dla dziecka tak obciążonego jak mój syn. Pediatra kategorycznie zabronił nam podróży. Chciałam sama przyjechać po receptę, a Maksa przywieźć na badania, gdy upały zelżeją, ale szpital nie chce się zgodzić. Zaproponowali nam transport karetką, ale to nie sprawi, że upał będzie mniejszy.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.