Cierpiący na pęcherz nadreaktywny bez dostępu do refundacji odpowiedniej liczby leków i wsparcia medycznego
Redaktor: Aleksandra Lang
Data: 26.06.2014
Źródło: Newseria, AL
Działy:
Poinformowano nas
Aktualności
Na zespół pęcherza nadreaktywnego cierpi 10-15 proc. społeczeństwa. Jednak w Polsce pacjenci nie mogą liczyć na odpowiednie wsparcie finansowe ani medyczne. Wybór leków refundowanych na tę chorobę jest zbyt mały, a co za tym idzie prawdopodobieństwo dobrania optymalnej terapii dla chorego spada.
– Według Światowej Organizacji Zdrowia problem OAB, czyli zespół pęcherza nadreaktywnego, należy do dziesięciu najpoważniejszych problemów społeczno-medycznych na świecie – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Tomasz Michałek, dyrektor programu „NTM – Normalnie Żyć”.
Pęcherz nadreaktywny to zespół objawów polegających na występowaniu (łącznie lub osobno) częstomoczu, parcia naglącego i nietrzymania moczu. Za chorobę społeczną uważa się taką, na którą cierpi minimum 5 proc. społeczeństwa. Problem nietrzymania moczu dotyczy nawet 15 proc. każdego społeczeństwa. W Polsce dotyka on ok. 3 mln osób, głównie kobiety. Z danych NTM wynika, że w całej Europie problem OAB (overactive bladder) dotyczy ok. 49 mln osób. Z tego ok. 40 proc. nigdy nie rozmawiało na ten temat ze swoim lekarzem.
– Na świecie terapię zaczynamy leczeniem nieinwazyjnym: to fizjoterapie, zmiana stylu życia, kolejnym krokiem jest farmakoterapia. Mamy osiem różnych leków do wyboru – mówi prof. Jerzy Gajewski z departament Urologii i Farmakoterapii Uniwersytetu Dalhousie. – Następnym etapem jest botoks albo neuromodulacja [stymulacja nerwów krzyżowych, które odpowiadają za kontrolę czynności dolnych dróg moczowych i dna miednicy – red.], a ostatnim etapem – chirurgia.
Polska służba zdrowia, jak podkreślają eksperci, nie jest przychylna cierpiącym na pęcherz nadreaktywny.
– Niestety, nie możemy powiedzieć, że mamy jakikolwiek system wsparcia w Polsce. Istnieją pewne elementy, ale one łącznie tworzą chaos i bardziej są nastawione na to, żeby jak najmniej pacjentów mogło z tego i tak bardzo ubogiego systemu skorzystać, niż żeby faktycznie ten problem systemowo rozwiązać – krytykuje Tomasz Michałek.
Problem zaczyna się już przy profilaktyce i higienie, czyli środkach absorpcyjnych (np. pieluchy). Refundacja tych produktów ograniczona jest do wąskiej grupy pacjentów.
– Polska jest jedynym krajem, w którym kryterium do refundacji nie jest samo nietrzymanie moczu, tylko nietrzymanie moczu i współistniejąca choroba, do których należą, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia, wybrane nowotwory, udary itp. – wyjaśnia Michałek.
Problem dotyczy także refundacji farmakologicznej – refundowane są tylko leki oparte na dwóch substancjach. Według obowiązującego od 1 maja br. obwieszczenia ministra zdrowia nie zwiększono liczby leków refundowanych.
– Znacznie więcej rodzajów leków powinno być refundowanych, by lekarz z pacjentem mogli dobrać optymalne leczenie – twierdzi Michałek. – Farmakoterapia w przypadku pęcherza nadreaktywnego jest bardzo indywidualną terapią. Dlatego ważna w niej jest skuteczność oraz poziom i różnorodność skutków ubocznych. Kiedy mamy do wyboru tylko dwa leki [z dwóch substancji] w refundacji, a więc dostępne cenowo dla pacjenta, to prawdopodobieństwo, że akurat jeden z nich zadziała, jest naprawdę stosunkowo niewielkie.
Co więcej, aby pacjent mógł skorzystać z refundacji, musi wcześniej poddać się zupełnie niepotrzebnemu z medycznego punktu widzenia badaniu urodynamicznemu. Jest ono do tego stopnia nieprzyjemne, bolesne, a czasami nawet niebezpieczne (często dochodzi do zakażeń), że pacjenci rezygnują z jego wykonania, co oznacza, że albo zaprzestają leczenia, albo płacą za lek z własnej kieszeni 100 procent ceny.
Eksperci przyznają, że Polska jest jedynym krajem, w którym jest wymóg robienia badania urodynamicznego do refundacji leków. Krytykują ponadto obowiązujące limity cenowe i ilościowe na środki absorpcyjne oraz fakt, że dopiero wprowadza się neuromodulację krzyżową, terapię stosowaną na świecie przy najcięższych postaciach OAB od 20 lat.
Zdaniem dyrektor programu „NTM – Normalnie Żyć” oprócz wsparcia finansowego niezbędna jest edukacja.
– Chodzi tu nie tylko o edukację pacjentów, lecz także lekarzy, poczynając od lekarzy pierwszego kontaktu, którzy nie do końca wiedzą, co z takimi pacjentami mają robić – przekonuje Michałek. – Zdarza się wręcz, że lekarz od razu mówi, że dolegliwość pęcherza to kwestia wieku i w tej sytuacji pozostają pieluchy.
Z danych NTM wynika, że zapadalność na tę dolegliwość wzrasta wraz z wiekiem (zwiększenie liczby chorych było obserwowane po 44. roku życia u kobiet i po 64. roku życia u mężczyzn). Ale może ona dotknąć osoby w każdym wieku.
– Świadomość w społeczeństwie na temat pęcherza nadreaktywnego poprawiła się, ale biorąc pod uwagę różnego rodzaju dane z Polski, wygląda na to, że wciąż dużo jest do zrobienia – mówi Newserii Biznes prof. Jerzy Gajewski. – Trzeba uświadamiać ludzi, również lekarzy i rządzących, że pęcherz nadreaktywny to choroba, a nie nieunikniony objaw starzenia się.
Pęcherz nadreaktywny to zespół objawów polegających na występowaniu (łącznie lub osobno) częstomoczu, parcia naglącego i nietrzymania moczu. Za chorobę społeczną uważa się taką, na którą cierpi minimum 5 proc. społeczeństwa. Problem nietrzymania moczu dotyczy nawet 15 proc. każdego społeczeństwa. W Polsce dotyka on ok. 3 mln osób, głównie kobiety. Z danych NTM wynika, że w całej Europie problem OAB (overactive bladder) dotyczy ok. 49 mln osób. Z tego ok. 40 proc. nigdy nie rozmawiało na ten temat ze swoim lekarzem.
– Na świecie terapię zaczynamy leczeniem nieinwazyjnym: to fizjoterapie, zmiana stylu życia, kolejnym krokiem jest farmakoterapia. Mamy osiem różnych leków do wyboru – mówi prof. Jerzy Gajewski z departament Urologii i Farmakoterapii Uniwersytetu Dalhousie. – Następnym etapem jest botoks albo neuromodulacja [stymulacja nerwów krzyżowych, które odpowiadają za kontrolę czynności dolnych dróg moczowych i dna miednicy – red.], a ostatnim etapem – chirurgia.
Polska służba zdrowia, jak podkreślają eksperci, nie jest przychylna cierpiącym na pęcherz nadreaktywny.
– Niestety, nie możemy powiedzieć, że mamy jakikolwiek system wsparcia w Polsce. Istnieją pewne elementy, ale one łącznie tworzą chaos i bardziej są nastawione na to, żeby jak najmniej pacjentów mogło z tego i tak bardzo ubogiego systemu skorzystać, niż żeby faktycznie ten problem systemowo rozwiązać – krytykuje Tomasz Michałek.
Problem zaczyna się już przy profilaktyce i higienie, czyli środkach absorpcyjnych (np. pieluchy). Refundacja tych produktów ograniczona jest do wąskiej grupy pacjentów.
– Polska jest jedynym krajem, w którym kryterium do refundacji nie jest samo nietrzymanie moczu, tylko nietrzymanie moczu i współistniejąca choroba, do których należą, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia, wybrane nowotwory, udary itp. – wyjaśnia Michałek.
Problem dotyczy także refundacji farmakologicznej – refundowane są tylko leki oparte na dwóch substancjach. Według obowiązującego od 1 maja br. obwieszczenia ministra zdrowia nie zwiększono liczby leków refundowanych.
– Znacznie więcej rodzajów leków powinno być refundowanych, by lekarz z pacjentem mogli dobrać optymalne leczenie – twierdzi Michałek. – Farmakoterapia w przypadku pęcherza nadreaktywnego jest bardzo indywidualną terapią. Dlatego ważna w niej jest skuteczność oraz poziom i różnorodność skutków ubocznych. Kiedy mamy do wyboru tylko dwa leki [z dwóch substancji] w refundacji, a więc dostępne cenowo dla pacjenta, to prawdopodobieństwo, że akurat jeden z nich zadziała, jest naprawdę stosunkowo niewielkie.
Co więcej, aby pacjent mógł skorzystać z refundacji, musi wcześniej poddać się zupełnie niepotrzebnemu z medycznego punktu widzenia badaniu urodynamicznemu. Jest ono do tego stopnia nieprzyjemne, bolesne, a czasami nawet niebezpieczne (często dochodzi do zakażeń), że pacjenci rezygnują z jego wykonania, co oznacza, że albo zaprzestają leczenia, albo płacą za lek z własnej kieszeni 100 procent ceny.
Eksperci przyznają, że Polska jest jedynym krajem, w którym jest wymóg robienia badania urodynamicznego do refundacji leków. Krytykują ponadto obowiązujące limity cenowe i ilościowe na środki absorpcyjne oraz fakt, że dopiero wprowadza się neuromodulację krzyżową, terapię stosowaną na świecie przy najcięższych postaciach OAB od 20 lat.
Zdaniem dyrektor programu „NTM – Normalnie Żyć” oprócz wsparcia finansowego niezbędna jest edukacja.
– Chodzi tu nie tylko o edukację pacjentów, lecz także lekarzy, poczynając od lekarzy pierwszego kontaktu, którzy nie do końca wiedzą, co z takimi pacjentami mają robić – przekonuje Michałek. – Zdarza się wręcz, że lekarz od razu mówi, że dolegliwość pęcherza to kwestia wieku i w tej sytuacji pozostają pieluchy.
Z danych NTM wynika, że zapadalność na tę dolegliwość wzrasta wraz z wiekiem (zwiększenie liczby chorych było obserwowane po 44. roku życia u kobiet i po 64. roku życia u mężczyzn). Ale może ona dotknąć osoby w każdym wieku.
– Świadomość w społeczeństwie na temat pęcherza nadreaktywnego poprawiła się, ale biorąc pod uwagę różnego rodzaju dane z Polski, wygląda na to, że wciąż dużo jest do zrobienia – mówi Newserii Biznes prof. Jerzy Gajewski. – Trzeba uświadamiać ludzi, również lekarzy i rządzących, że pęcherz nadreaktywny to choroba, a nie nieunikniony objaw starzenia się.