Ciężki przebieg COVID-19 pozostawia trwały ślad w płucach
Tagi: | Tomasz Karauda, COVID-19, koronawirus, ciężki przebieg COVID, zatorowość płucna, niewydolność serca, powikłania, kraken |
– Pacjenci po ciężkim przebiegu COVID-19 mogą do końca życia zmagać się z kaszlem, są narażeni na częstsze infekcje. Na szczęście ostatnio częsty wariant, czyli kraken, powoduje dużo łagodniejszy przebieg – zaznacza Tomasz Karauda, specjalista chorób wewnętrznych z Oddziału Chorób Płuc z Kliniki Pulmonologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego nr 1 w Łodzi.
Pismo „Radiology” opublikowało ostatnio wyniki badań, podczas których przez dwa lata monitorowano zmiany w płucach po COVID-19. Wynika z nich, że niemal u 40 proc. pacjentów po dwóch latach od przebycia COVID-19 utrzymują się w płucach uporczywe zmiany…
– Powikłania po COVID-19 przypominają trochę pobojowisko po bitwie. Jeżeli to była tylko drobna, kilkudniowa potyczka, to nie spodziewamy się powikłań. Oczywiście czasem się zdarzają, choć niekoniecznie w płucach. Najczęściej są to powikłania neurologiczne – zaburzenia smaku, węchu, utrzymujące się dłuższy czas uczucie zmęczenia, tzw. tak long covid, zaburzenia koncentracji, mgła mózgowa. Część pacjentów ma nieswoiste objawy – bóle głowy, nietolerancja wysiłku. Natomiast u pacjentów, którzy przechodzili COVID-19 wymagający hospitalizacji przez szereg dni czy tygodni, z zastosowaniem wspomagania oddechowego, i to nie wąsów tlenowych, ale maski albo nieinwazyjnej wentylacji, to ciężkość użytego do „bitwy” sprzętu sprawia, że pozostaje pobojowisko. Dobrą informacją w tym wszystkim jest to, że u większości pacjentów zmiany śródmiąższowe, które powstały w wyniku COVID-19 ustępują. Dotyczy to na przykład mlecznej szyby, czyli infiltracji zapalnej miąższu płuc, która z czasem znika.
U wszystkich powikłania płucne ustępują?
– Niestety nie. Ci, u których na skutek ciężkiego przebiegu doszło do rozwoju burzy cytokinowej i ostrej niewydolności zmagają się z poważnymi powikłaniami, m.in. z włóknieniem, które przypomina blizny w płucach. One wyłączają pewne obszary płuc z funkcjonowania. Gdy dostajemy tomografię klatki piersiowej takiego chorego, w miejscu czarnych przestrzeni widzimy białe obszary w płucach, tak u pacjentów, którzy przechodzili COVID-19 widać te zmiany. U niektórych chorych mamy również do czynienia z patologicznym poszerzeniem oskrzeli. Mówiąc obrazowo – blizny pociągają oskrzela, prowadząc do ich nieodwracalnego poszerzenia.
Co to oznacza dla takiego pacjenta?
– Że z czasem, nawet jeśli na pierwszy rzut oka „wyjdzie” z COVID-19 bez szwanku, to będzie kasłał do końca życia albo będzie miał większą tendencję do zapadania na infekcje, bo anatomia i architektura drobnych dróg oddechowych uległa zmianie, w poszerzonych oskrzelach tworzą się niecki, w których zalegający śluz jest doskonałą pożywką dla bakterii, czasami antybiotykoopornych. To zwiększa ryzyko zgonu, już niezwiązanego z COVID-19, ale właśnie z większą tendencją do zapadania na infekcje, które trudno się leczy.
I jest trzecia grupa chorych, u których dochodzi do incydentów zakrzepowo-zatorowych, zdarza się to nawet przy łagodnych przebiegach COVID-19. Dochodzi na przykład do zakrzepicy żył kończyn dolnych. Oderwana skrzeplina, która wraz z prądem krwi trafia do płuc, powoduje blokadę przepływu krwi między prawą komorą serca i płucami. Pacjent może nie mieć widocznych zmian w płucach, a dusić się, bo spada mu saturacja, czyli wysycenie krwi tętniczej tlenem.
Nie da się tego leczyć?
– U większości pacjentów zatorowość płucna leczy się dobrze, ale u niektórych, zwłaszcza u osób z niewydolnością serca, pogarsza kontrolę tej choroby, prowadząc do jej zaostrzenia, a nawet może stanowić zagrożenie życia.
Oczywiście pacjent chory na COVID-19 może mieć tylko jedno z omawianych powikłań, czyli albo rozstrzenie oskrzeli lub zatorowość płucną lub wszystko to może przypaść na jednego chorego.
Czyli im łagodniej ktoś przechodził COVID-19, tym mniej powikłań?
– Tak, co nie oznacza, że także po łagodnym przebiegu chory może mieć drobne zmiany w płucach, ale najczęściej nie są one na tyle nasilone, żeby powodowały duszność czy nietolerancję wysiłku i z czasem one ustępują.
Im cięższy przebieg COVID-19, tym większe obszary włóknienia, tym bardziej nasilone rozstrzenia, czyli nieprawidłowe poszerzenia dróg oddechowych – zdarzali się nawet pacjenci wymagający przeszczepu płuc i takie zabiegi były w Polsce wykonywane. Część pacjentów stała się pacjentami tlenozależnymi. Ich płuca są tak zdewastowane, że nie są w stanie samodzielnie oddychać, muszą być wąsami tlenowymi podłączeni do maszyny, która generuje dla nich tlen. Ci pacjenci wymagają rehabilitacji oddechowej, na którą w Polsce czeka się średnio około roku. Niestety nie ma złotego środka, który moglibyśmy im podać, aby uzdrowić ich płuca, dlatego proces powrotu do zdrowia jest długi, a czasem wręcz niemożliwy.
Czy ostatnio częsty subwariant kraken, wyróżnia się czymś? Jest niebezpieczny? Jak się go leczy?
– Rozprzestrzenia się dużo szybciej niż delta, ale nie powoduje tak ciężkiego przebiegu. Znowu zakaża się mnóstwo ludzi i to faktycznie widzimy w oddziale, wśród personelu medycznego, w przeładowanych poradniach. Spośród trzech diagnozowanych w testach wymazowych wirusów grypy, COVID-19 i RSV, najczęściej potwierdza się COVID-19, ale choroba nie jest najczęściej tak ciężka, jak w czasie pandemii.