iStock

Czy opozycja się dogada?

Udostępnij:
W wyborach do Sejmu Prawo i Sprawiedliwość zdobyło 35,38 proc. głosów, Koalicja Obywatelska – 30,70 proc., Trzecia Droga – 14,40 proc., a Lewica – 8,61 proc. Oznacza to, że dotychczasowa opozycja może liczyć na większość mandatów. Czy możliwe są jednak zmiany w systemie ochrony zdrowia – czy dojdzie do podwyższenia wyceny świadczeń i porozumienia w sprawie wydatków na zdrowie, co z decentralizacją, in vitro i aborcją?
Odpowiedzi na powyższe pytania, udzielimy na podstawie tego, co w naszych rozmowach powiedzieli związani z ugrupowaniami.

Krytyka
Zacznijmy od tego, co było (i jest) pewne. Przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy zgodzili się, że z systemem ochrony zdrowia nie jest dobrze – choć uzasadniali to różnie.

Krytykowały przedstawicielki Koalicji Obywatelskiej, czyli przewodnicząca senackiej Komisji Zdrowia i senatorka z Platformy Obywatelskiej Beata Małecka-Libera oraz posłanka Katarzyna Lubnauer (i jedna, i druga dostały się do, odpowiednio, Senatu i Sejmu).

Pierwsza mówiła o konieczności stworzenia systemu ochrony zdrowia.

– Dziś, w naszej ocenie, nie mamy systemu opieki zdrowotnej, lecz grupy i zespoły różnych podmiotów leczniczych, których zarządzający – pracując w najlepszej wierze, aby pomóc pacjentom – czasami nie dają rady, co skutkuje tym, że nie ma odpowiedniego przekazywania chorych między placówkami, nie ma koordynacji i wypracowanych sposobów opieki nad pacjentami w sposób ciągły – od profilaktyki, przez leczenie, po rehabilitację. Twierdzimy, że musi powstać system ochrony zdrowia – spójny, jakościowy i, co podkreślę, efektywny. Oczywiście mamy świadomość, że byłby to proces, że nie jest to łatwe zadanie, ale będziemy do tego za wszelką cenę dążyć – przyznała Beata Małecka-Libera.

Druga narzekała na zadłużenie.

– Można się spodziewać, że zadłużenie szpitali wynosi już ponad 20 mld zł. To oznacza, że prawie podwoiło się przez okres rządów Prawa i Sprawiedliwości, bo – co ciekawe – kiedy u władzy byli poprzednicy, czyli Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe, wysokość zadłużenia była stabilna: długi jedynie zmieniły się z niecałych 10 mld zł na 10,8 mld zł. To oznacza, że szpitale praktycznie się nie zadłużały w ogóle albo w niewielkim stopniu – wyliczyła posłanka, podkreślając, że „w tej chwili zobowiązania finansowe praktycznie blokuje funkcjonowanie szpitali”.

Niepochlebnie o ochronie zdrowia wypowiedzieli się także eksperci współpracujący z Polską 2050 Szymona Hołowni, czyli doradca do spraw prawnych Miłosława Zagłoba oraz doradcy do spraw medycznych Urszula Demkow i Cezary Pakulski.

– System opieki zdrowotnej oceniamy źle i to mimo przeprowadzania kolejnych „reform” oraz znacznego zwiększenia pieniędzy na jego finansowanie – sytuacja paradoksalnie stale się pogarsza. Dlaczego jest niedobrze? System opieki zdrowotnej finansowany z pieniędzy publicznych jest zdalnie regulowany przez urzędników w warunkach, gdy ktoś inny jest właścicielem poszczególnych części systemu – prywatne osoby fizyczne i prawne, samorządy, uczelnie medyczne, Ministerstwo Zdrowia i inni – a ktoś inny dysponentem pieniędzy, to jest Narodowy Fundusz Zdrowia oraz Ministerstwo Zdrowia. Narzędziami wykorzystywanymi do tej regulacji są skomplikowane zestawy wycen świadczeń medycznych, kontrakty, ryczałty i inne protezy imitujące działanie rynku. To w połączeniu z ugruntowanym od lat opieraniem procesu diagnostyczno-terapeutycznego na tzw. odwróconej piramidzie świadczeń medycznych, gdzie najważniejszym i najbardziej pożądanym miejscem leczenia jest szpital, a najmniej istotny jest lekarz rodzinny i zadania profilaktyczno-prozdrowotne, spowodowało, że w systemie publicznym zgubiono z pola widzenia potrzeby zdrowotne pacjenta, który stał się niewolnikiem biurokratycznych procedur – stwierdzili eksperci współpracujący z Polską 2050.

– Szczególnie trudnym doświadczeniem dla systemu, pracujących w nim osób i samych pacjentów był okres COVID-19. Ceną, jaką jako naród zapłaciliśmy – i wciąż płacimy – za niekompetencję rządzących jest 500 tys. zmarłych w 2021 r. i ponad 250 tys. zgonów nadmiarowych. Przez dwa lata pandemii jako społeczeństwo zaciągnęliśmy ogromny dług zdrowotny. Dzisiaj przyszedł czas jego spłaty. Widzimy to każdego dnia w statystykach świeżych udarów mózgu, zespołów niewydolności wieńcowej, przypadków zaostrzeń chorób przewlekłych, ostrych stanów psychiatrycznych dzieci i młodzieży, ogromnej liczby różnego typu późnych powikłań pocovidowych, zbyt późno wykonanych zabiegów operacyjnych czy w gwałtownym wzroście liczby nowo rozpoznanych przypadków chorób onkologicznych, często w bardzo zaawansowanym stopniu. Liczba zgonów nadmiarowych stale się zwiększa, a końca tego wzrostu nie widać – stwierdzili.

– Kolejki do lekarzy wydłużyły się znacząco, kryzys kadr medycznych się nasilił, dziura budżetowa w Narodowym Funduszu Zdrowia zwiększyła się do 11 mld zł, oddziały szpitalne są likwidowane jeden za drugim, podmioty medyczne zadłużyły się na 19 mld zł. Wniosek? Opieka zdrowotna wymaga zarówno zmian systemowych, jak i doraźnych działań, które natychmiast wyeliminują absurdy jej towarzyszące. Niestety, ostatnie lata były całkowicie zmarnowane przez rządzących, jeśli chodzi o podejmowanie strategicznych decyzji, które poprawiłyby system ochrony zdrowia – mówił Dariusz Klimczak z Polskiego Stronnictwa Ludowego (uzyskał mandat poselski).

Wojciech Konieczny, zastępca przewodniczącego senackiej Komisji Zdrowia i wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego Lewicy (dostał się do Senatu), na pytanie, czy system opieki zdrowotnej w Polsce działa, odpowiedział, że nie, wymieniając trzy powody takiego stanu rzeczy.

– Po pierwsze, nie ma w Polsce systemu ochrony zdrowia. Funkcjonują jedynie, w oderwaniu od siebie i bez rozsądnych powiązań, podstawowa opieka zdrowotna i szpitalnictwo. Są to osobne światy, zupełnie inaczej finansowane – wyliczał.

– Po drugie, pseudosystem nie działa, bo nie miał odpowiedzialnego zarządzającego, była za to osoba, która – co karygodne – sugerowała, że dyrektorzy powinni likwidować oddziały ginekologiczno-położnicze, bo są nierentowne. Oczywiście, to prawda, że – na skutek działań Prawa i Sprawiedliwości w zakresie polityki demograficznej – dzieci rodzi się coraz mniej i tak duża liczba wspomnianych oddziałów jak w przeszłości nie jest potrzebna, ale nie można sugerować, że powinno się je pozamykać. Właśnie to jest dowodem, że system nie działa. Były minister powinien powiedzieć do dyrektorów: „Słuchajcie, zamieniamy te oddziały na opieki długoterminowej. Są bardziej potrzebne. Stworzymy za to sieć ogólnopolską lub wojewódzką oddziałów ginekologiczno-położniczych”. Tak jednak się nie działo. Zostawiał to do decyzji zarządzających, a przecież ich rolą nie jest odpowiedzialność za region, za ustalanie potrzeb zdrowotnych w województwie. To nie może prowadzić do niczego dobrego. Zrzucał z siebie odpowiedzialność, tym razem za likwidowanie oddziałów, jednocześnie zachęcając do tego. Za mało było zarządzania, za dużo politykowania i nieścisłości oraz chaosu – zauważył.

– Po trzecie, nasz pseudosystem był rozmontowywany przez ministra zdrowia, który „dawał” podwyżki, chwaląc się tym na konferencjach prasowych, ale nie przekazując dyrektorom szpitali odpowiednich pieniędzy. Chodzi o ustawę o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych, z której wynika, że zarządzający mają płacić więcej personelowi szpitalnemu. Problemem jest, że ich na to nie stać. Pieniądze przekazywane na ten cel przez ministra i prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia są niewystarczające. To powoduje, że szpitale będą jeszcze bardziej się zadłużać – ocenił Wojciech Konieczny.

Wnioski
Co zatem zrobić, aby tę sytuację poprawić?

Z rozmów „Menedżera Zdrowia” wynikało, że zdania są podzielone – choć pojawiały się wspólne postulaty.

Wyceny świadczeń
O wyższych wycenach świadczeń mówili w „Menedżerze Zdrowia” parlamentarzyści z Koalicji Obywatelskiej, eksperci współpracujący z Polską 2050 i przedstawiciele Lewicy.

Beata Małecka-Libera tę zmianę uznała za priorytet.

– Musimy dokonać rewizji koszyka świadczeń gwarantowanych i urealnić wyceny procedur medycznych. Konieczna jest wycena odzwierciedlająca realne koszty leczenia. Bez tego nie uda się poprawić szpitalnictwa. Od lat niedoszacowane kontrakty powodują niechęć do ich realizacji i zadłużanie szpitali – stwierdziła Beata Małecka-Libera.

Przedstawiciele Polski 2050 Szymona Hołowni podkreślili, że „polskiej ochronie zdrowia brakuje wiarygodnej wyceny świadczeń medycznych”. – Zmiana wycen procedur dostępnych jako świadczenia gwarantowane jest zadaniem kluczowym – ocenili.

– Nowy taryfikator musi odzwierciedlać realne wyceny procedur, które w końcu uwzględnią koszty pracy. Konieczna jest też zmiana koszyka świadczeń gwarantowanych, aby zapewniał dostępność do świadczeń medycznych najważniejszych z punktu widzenia zdrowia obywateli, o udowodnionej skuteczności klinicznej, najbardziej efektywnych kosztowo spośród alternatywnych i możliwych do sfinansowania z dostępnych funduszy publicznych – podkreślili.

– Szpitale zadłużają się między innymi dlatego, że wyceny części procedur medycznych są niedoszacowane, a te, które się zmieniają, są nieprzystające do rzeczywistości rynkowej. Potrzebne jest ich urealnienie – stwierdził Konieczny, podkreślając, że „ważne jest także zróżnicowanie finansowania tych samych świadczeń w zależności od tego, gdzie są realizowane”.

– W szpitalach, w których działają oddziały ratunkowe, wszystkie świadczenia w oddziałach podstawowych, czyli internistycznych, chirurgicznych, pediatrycznych, anestezjologicznych i intensywnej terapii, powinny być finansowane o 30 proc. wyżej niż te same procedury w szpitalach bez SOR-ów. To poprawi jakość świadczeń, o którą tak trudno w placówkach pracujących głównie ,,na ostro”. Inne świadczenia należy również realnie wycenić, stosując po prostu realny rachunek kosztów – mówił.

Wydaje się, że jest szansa na zmianę wycen.

Ile procent produktu krajowego bruttu na zdrowie?
Co z pieniędzmi?

Politycy zgodzili się z tym, że jest ich za mało – można zatem przypuszczać, że opozycja coś z finansowanien zdrowia zrobi.

Uzasadnienie tej tezy?

– Konieczne jest zwiększenie finansowania. Wydatki na zdrowie nie nadążają za potrzebami zdrowotnymi Polaków. Pieniędzy jest za mało. Mamy ambicję, aby nasi rodacy byli leczeni jak obywatele zachodniej Europy – będziemy do tego dążyć za wszelką cenę. Potrzebujemy więc dużego dofinansowania, aby nie mówić o fragmentarycznej poprawie systemu. Powinniśmy przeznaczać 7 proc. PKB na zdrowie z roku bieżącego i dążyć do średniej unijnej, czyli 8,8 proc. – wyliczała Beata Małecka-Libera

Jaki odsetek produktu krajowego brutto powinien być wydawany na zdrowie zdaniem przedstawicieli Polski 2050, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Lewicy?

– Inflacja i spodziewana trudna sytuacja budżetowa państwa w 2024 r. nie pozwalają na dowolność propozycji dotyczących wydatków na zdrowie. Całej prawdy o dziurze budżetowej i rzeczywistych możliwościach budżetu finansowania zakresu zadań dowiemy się dopiero po przejęciu przez opozycję władzy po wygranych wyborach. Pierwszym, obowiązkowym zadaniem dla kolejnych rządzących powinna stać się zmiana metodologii liczenia pieniędzy przeznaczanych na zdrowie, czyli likwidacja tzw. paradoksu N-2. Odniesienie finansowania ochrony zdrowia do PKB sprzed dwóch lat powoduje, że rzeczywista kwota to nie 6 proc. PKB, jak twierdził były minister zdrowia Adam Niedzielski, ale jedynie niecałe 5 proc. PKB. Dzisiaj możemy dodać, że maksymalnie w dwóch kolejnych latach powinniśmy zwiększyć realne finansowanie do 7 proc. PKB. Uważamy, że złożenie dalej idących deklaracji przed poznaniem stanu finansów publicznych byłoby nieodpowiedzialne – stwierdzili eksperci współpracujący z Polską 2050 Szymona Hołowni.

– Jako PSL postulujemy o przeznaczanie 7 proc. PKB na ochronę zdrowia w Polsce. Zaznaczamy jednocześnie, że pieniądze zbierane na nią – ze składek zdrowotnych – faktycznie muszą być wykorzystane na pomoc chorym, czyli na finansowanie świadczeń zdrowotnych, a nie na realizację takich zadań jak choćby funkcjonowanie Agencji Badań Medycznych. Pieniądze muszą pochodzić z konkretnych źródeł, a następnie kwota powinna być do poziomu 7 proc. PKB uzupełniona z budżetu. Podstawą jest składka zdrowotna, a także całość podatku akcyzowego na papierosy, tak jak ustalone jest z podatkiem cukrowym. Dodatkowo uważamy, że powinno nastąpić przesunięcie 2 proc. składki rentowej na NFZ, ponieważ liczba osób korzystających ze świadczeń rentowych zmniejszyła się w ostatnich latach z 2 mln do 700 tys. – powiedział poseł Dariusz Klimczak.

O konkretnym procencie nie mówił natomiast Wojciech Konieczny.

– Fakt, zwiększa się udział funduszy przeznaczanych na zdrowie w stosunku do produktu krajowego brutto, ale to nie zrównoważy zwiększających się kosztów. Pieniędzy na zdrowie jest zdecydowanie za mało – podkreślił, dodając jednak, że „procent produktu krajowego brutto nie powinien być celem samym w sobie”.

– Uchylam się zatem od podania konkretnej liczby. Odpowiem inaczej – dopóki nie stworzymy prawdziwego systemu ochrony zdrowia i nie określimy, co i za ile chcemy oferować Polakom, trudno mówić o konkretnym procencie. Musimy równolegle stworzyć rzeczywiste mapy potrzeb zdrowotnych z uwzględnieniem wymaganych łóżek szpitalnych i podstawowej opieki zdrowotnej, realnie wycenić świadczenia, wyliczyć, ile i gdzie brakuje pieniędzy, policzyć, ile będzie kosztować oddłużenie szpitali, i to zrobić – wtedy będziemy wiedzieć, na czym stoimy, ile docelowo powinniśmy przeznaczać na zdrowie. W tej chwili finansowanie ochrony zdrowia w Polsce jest w systemie hybrydowym – składkowym – i, w związku z ustawą 6 proc. PKB, która później się zmieniła w 7 proc. PKB, finansowanym z budżetu państwa. Należałoby zwiększyć dofinansowanie z budżetu państwa – zaznaczył Wojciech Konieczny.

Co z innymi zmianami systemowymi?

Decentralizacja czy centralizacja?
Trudniej o zgodę będzie w sprawie decentralizacji i centralizacji – o tej pierwszej mówili przedstawiciele KO, Polski 2050 i PSL, o drugiej – polityk z Lewicy.

– To, co ostatnio w ochronie zdrowia zrobili politycy Prawa i Sprawiedliwości, jest nie do przyjęcia. Mam na myśli centralizację, upolitycznienie i podporządkowanie ministrowi zdrowia wszystkich instytucji zdrowotnych – między innymi Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny, Głównego Inspektoratu Sanitarnego, Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia oraz Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Taki styl zarządzania jest nieakceptowalny i szkodliwy. Nie ma naszej zgody na takie działania. Jako Platforma Obywatelska twierdzimy, że nie ma możliwości, aby ten proces nadal postępował. Wróciły te czasy, które niestety pamiętam – kiedy wszystkie decyzje były podejmowane w Warszawie. Przykład – dzisiaj dyrektorzy oddziałów Narodowego Funduszu Zdrowia nie podejmują samodzielnych decyzji, nikt w regionach nie jest samodzielny, jedynie czeka na wytyczne lub akceptację centrali – mówiła „Menedżerowi Zdrowia” Beata Małecka-Libera, podkreślając, że „odzwierciedleniem i konsekwencją działań polityków Prawa i Sprawiedliwości, czyli centralizacji i wad publicznego systemu ochrony zdrowia, są wydłużające się kolejki, pogarszające się wskaźniki zdrowotne i zwiększająca się śmiertelność”.

O decentralizacji mówili też przedstawiciele Polski 2050.

– Profilaktyka, podstawowa opieka zdrowotna i specjalistyczna opieka ambulatoryjna – te działania muszą zostać oparte na regionalnych mapach potrzeb zdrowotnych. To z mapy potrzeb zdrowotnych społeczeństwa na danym terenie powinna wynikać struktura i organizacja wszystkich finansowanych z pieniędzy publicznych jednostek w regionie: POZ, AOS, nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, lokalnych domów zdrowia, regionalnej sieci szpitali i specjalistyki w tych placówkach – również oddziałów medycyny jednego dnia czy wieloprofilowych – opieki rehabilitacyjnej, psychologiczno-psychiatrycznej, paliatywnej i długoterminowej oraz wielu innych. Żeby było to możliwe, zarządzanie systemem i sposób jego finansowania wymaga decentralizacji – podkreślili Miłosława Zagłoba, Urszula Demkow i Cezary Pakulski, omawiając propozycje wyborcze Polski 2050 Szymona Hołowni.

– Konieczna jest decentralizacja systemu w ogóle, dotyczy to także Narodowego Funduszu Zdrowia. Dzisiaj ochrona zdrowia pod względem instytucjonalnym, proceduralnym i finansowym jest scentralizowana, a płatnik spionizowany to błąd. Porażką ministra zdrowia było ubezwłasnowolnienie Narodowego Funduszu Zdrowia. Pionizacja decyzji w centrali sprawiła, że oddziały wojewódzkie nie mają już nic istotnego do powiedzenia. Trzeba to zmienić – zaapelował Dariusz Klimczak.

Natomiast Wojciech Konieczny zasugerował zarządzanie centralne w systemie.

– Dobrym rozwiązaniem byłoby zarządzanie centralne szpitalami na poziomie województwa, praca zgodnie z mapami potrzeb zdrowotnych, a nie przez odgórne nieracjonalne nakazy wydawane dyrektorom – tak jak jest obecnie w przypadku podwyżek dla pracowników medycznych. Liczenie na to, że niewidzialna ręka rynku – bo nie zapewniło się odpowiedniego finansowania – dokona zmian w sektorze szpitalnym, czyli zamknie niektóre oddziały, jest lekkomyślnym zachowaniem i zarządzaniem. Należałoby stworzyć system podobny do policyjnego, w którym nikt nie rozkazuje komendantowi, jak ma łapać przestępców, ale decyduje, czy w regionie powstanie komenda powiatowa lub wojewódzka, i określa, ile ma być policyjnych etatów. Podobnie powinno być w szpitalnictwie, które nie może być wolnorynkowe. To wystarczyłoby – wtedy system by działał – podkreślił.

Czy uda się przekonać Lewicę do decentralizacji?

Nie wiadomo.

Aborcja
Nie wiemy też, co z aborcją.

9 września w Tarnowie lider Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk zaprezentował program wyborczy partii – mówił wtedy o możliwości legalnej, bezpiecznej i dostępnej aborcji do dwunastego tygodnia ciąży.

– W żadnym publicznym szpitalu nie będzie możliwe powołanie się na klauzulę sumienia i odmowa zabiegów, a decyzje będą należeć do kobiety – argumentował.

Przedstawiciele Polski 2050 Szymona Hołowni zaproponowali referendum w tej sprawie.

– Natychmiast po wygranych wyborach parlamentarnych chcemy tymczasowo przywrócić przepisy ustawy z 1993 r. o niekaralności przerwania ciąży, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu czy nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Uważamy, że prezydent Andrzej Duda taką ustawę podpisze. Jednocześnie jesteśmy przekonani, że nie zgodzi się na liberalizację prawa aborcyjnego. Ponieważ jednak, zgodnie z art. 4 Konstytucji RP w Polsce władza zwierzchnia należy do narodu i może on realizować ją bezpośrednio, proponujemy przeprowadzenie referendum. Jego wynik jest wiążący dla wszystkich organów państwa, również dla prezydenta. Chcemy, by pytanie referendalne przygotował reprezentatywny panel obywatelski – zapowiedzieli.

Co na to ludowiec?

– Czy kompromis aborcyjny z 1993 r. powinien zostać przywrócony? Tak, jak najszybciej, a następnie należy ogłosić referendum, podczas którego Polacy będą mogli określić zasadnicze kierunki tego spornego tematu – zachować dawny kompromis aborcyjny, zliberalizować czy raczej zaostrzyć prawo aborcyjne. Konkretne pytanie, które będzie odpowiadać tej idei, musi być wypracowane także w trakcie szerokich konsultacji społecznych, ponieważ nie może być pułapką polityczną, lecz jak najlepiej odzwierciedlać oczekiwania społeczne – mówił nam poseł Klimczak.

Przedstawiciele Lewicy zgodzili się z Koalicją Obywatelską – podczas kampanii wyborczej zapowiadali legalną aborcję do dwunastego tygodnia ciąży i refundację in vitro z pieniędzy publicznych.

In vitro
Wydaje się, że politycy opozycji zgodzili się (i zgodzą) w sprawie in vitro.

– Konieczne jest przywrócenie finansowania in vitro z budżetu państwa – mówiła wprost Beata Małecka-Libera.

– Jesteśmy za ustawową gwarancją refundacji procedury in vitro jako techniki leczenia niepłodności. Powinna być ona realizowana jako element „Programu kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce” i finansowana bezpośrednio z budżetu państwa jako zadanie ministra zdrowia. Pomoc powinna być dostępna, bezpłatna i bezpieczna oraz przeprowadzana zgodnie z zaleceniami Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii, a także realizowana w poradniach diagnostyki niepłodności z pełną refundacją z Narodowego Funduszu Zdrowia – stwierdzili doradca do spraw prawnych Polski 2050 Miłosława Zagłoba oraz doradcy do spraw medycznych Urszula Demkow i Cezary Pakulski.

– Uważamy też, że należy podjąć działania, których celem będzie zwiększenie liczby lekarzy uprawnionych do wykonywania procedury in vitro – dodali.

Co z Polskim Stronnictwem Ludowym?

– Wszyscy posłowie Polskiego Stronnictwa Ludowego popierają ten postulat – zapewnił Dariusz Klimczak.

Także politycy z Lewicy byli za.

– Głosowanie na Lewicę gwarantuje między innymi refundację in vitro z pieniędzy publicznych – poinformowali.

Sprawa in vitro wydaje się najmniej problemowa.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.