Łukasz Antczak/Agencja Wyborcza.pl

Dla idei – czyli jak rozmawiać o podwyżkach

Udostępnij:
Wśród postulatów pracowników ochrony zdrowia zawsze są punkty dotyczące wynagrodzeń. Do nich właśnie decydenci próbują sprowadzić sens apeli – te punkty wzbudzają szczególne emocje. O tym, jak rozmawiać o pieniądzach i dlaczego jest to niełatwy temat, mówi Maciej Orłoś, trener wystąpień publicznych, prezenter i dziennikarz.
Dlaczego wynagrodzenia to tak trudny temat? Jak pana zdaniem powinno się rozmawiać o pieniądzach? Jak upominać się o nie?
Maciej Orłoś: Trudno zrozumieć, dlaczego to jest temat tabu. Pieniądze są ważne, choć mówi się, że szczęścia nie dają. Może i nie dają, ale są warunkiem godnego życia, a ich brak może dawać poczucie niespełnienia, frustrować. Jeżeli ktoś dużo pracuje i wykonuje pożyteczną pracę, powinien otrzymywać adekwatne do niej, godne wynagrodzenie, to oczywiste. Czy można sobie wyobrazić bardziej godną i potrzebną pracę niż praca lekarzy i osób pełniących inne zawody medyczne? Życie, zdrowie to przecież najważniejsze wartości. Dyskusje o tym, ile powinni zarabiać ratownicy, pielęgniarki i lekarze są dla mnie żenujące, bo uważam za oczywiste, że powinni zarabiać dobrze. Na tyle dobrze, żeby w spokoju wykonywać swoje zadania i nie pracować ponad siły, czyli kosztem swojego zdrowia. Znamy przecież tragiczne przykłady śmierci z przepracowania. Denerwuje mnie postawa rządu wobec pracowników ochrony zdrowia. Od początku pandemii jest moim zdaniem skandaliczna. Tak samo jak skandaliczna jest postawa wszystkich polskich rządów po 1989 r. Uciekają od problemów ochrony zdrowia, nie potrafią ustawić systemu tak, żeby działał. Nie stać ich na odwagę, by zrobić prawdziwą reformę, by powiedzieć społeczeństwu: „Tak, trzeba więcej się składać na publiczną ochronę zdrowia”. Nie potrafią też wprowadzić systemu, który zmusi ludzi do szczepienia się. Bo te wszystkie loterie, to pseudoruchy. Z góry wiadomo, że będą nieskuteczne.

Decydenci – ale też społeczeństwo – podchodzą do pracy medyków jak do służby, słyszymy, że to zawód z etosem. Jednocześnie pojawia się podejście: „my za wasze studia zapłaciliśmy, teraz macie nam służyć”. Mnóstwo takich komentarzy jest w internecie.
– Na szczęście są ludzie bardziej świadomi, zdolni do refleksji, którzy tak nie myślą. Myślą racjonalnie, opierając się na logicznych przesłankach. Są może i tacy, którzy chcieliby wrócić do PRL – wszystkim po równo. W społeczeństwach bardziej rozwiniętych powszechna jest postawa: masz wykształcenie elitarne, zdobycie go to efekt wielkiej pracy, nie każdy dałby radę. Lekarz zdobywa wiedzę wiele lat, ponosi ogromną odpowiedzialność, więc powinien godnie żyć. Nie da się żyć powietrzem, utrzymać z misji. Znajomy opowiedział mi historię lekarza z Polski, który pracował za granicą, skupił się na oszczędzaniu, więc jeździł starym autem. Wezwał go szef i powiedział: „Panie doktorze, widzę, że pan jeździ starym samochodem, więc sprawdziłem, jakie pan ma u nas zarobki. Nie powinien pan jeździć takim autem, bo jeszcze ktoś nam wypomni, że pana źle traktujemy. Niech pan kupi lepszy samochód”.

Pan opowiada historię z samochodem za granicą, a u nas wciąż pokutuje złośliwe „pokaż lekarzu, co masz w garażu”...
– Kompletnie tego nie rozumiem. Jednocześnie można powiedzieć, że jak trwoga, to do Boga, czyli gdy dzieje się coś złego, patrzymy na lekarzy z największą nadzieją, prosimy o pomoc. Potem jednak szybko zapominamy, bo już jesteśmy zdrowi. Podczas pandemii szpitale były przeładowane, trudno było korzystać z ochrony zdrowia, wiele osób nie przeszło planowanych operacji, nie zrobiło badań. Mamy „epidemię” nowotworową itd. Ale już co innego jest na czołówkach gazet, żyjemy innymi sprawami. Politycy idą więc tym tropem, bo mają całą masę innych problemów, a z ochroną zdrowia jakoś tam będzie. Nawet jeśli ludzie zapominają, to rządzący, których obowiązkiem jest dbanie o społeczeństwo i zapewnienie mu opieki i poczucia bezpieczeństwa, powinni myśleć długofalowo, a nie od wyborów do wyborów.

Podczas pandemii były brawa, które zresztą szybko ucichły. Ale był też wojewoda, który kierował lekarzy do pracy i przerzucał ich jak sprzęt...
– Brawa – to zrywy, piękne gesty. Tylko co dalej?

Jakich środków używać, jak rozmawiać o lepszych warunkach, o wynagrodzeniach? Jakie argumenty stosować?
– Uważam, że trzeba znaleźć pakiet argumentów, które zadziałają na ludzką wyobraźnię, zapadną ludziom w pamięć. Hasła, np. „podwyżki dla ochrony zdrowia są konieczne”, to za mało. Trzeba sobie zrobić podręczne archiwum bloków informacji, dotyczących ochrony zdrowia, medyków, ich zarobków, i wykładać je na stół w najróżniejszych sytuacjach, dostosowując do kontekstu. Inny argument wyjmiemy podczas wiecu, inny podczas spotkania z ministrem zdrowia. To mogą być konkretne przypadki z historii Polski, ale nie tylko. Jeśli znamy zagraniczny przypadek zlekceważenia medyków przez władze, w efekcie którego po roku okazało się, że nie ma kto leczyć i duża część społeczeństwa ucierpiała, warto go przytoczyć. Należy szukać argumentów, które dowodzą, jak ważna jest opieka zdrowotna, szczególnie w czasach COVID-19. Kiedy w mojej rodzinie w czasie pandemii nastąpił wypadek, zadzwoniliśmy po karetkę pogotowia. Lała się krew i nie wiedzieliśmy, co robić. Gdy medycy przyjechali, byłem na nich wkurzony, bo długo czekaliśmy. Później stwierdziłem, że byli autentycznie wyczerpani, a świetnie zaopiekowali się pacjentem, zawieźli go do szpitala. Kolejnym krokiem jest retoryka, perswazja, pokazywanie racji czarno na białym, argumentów nie do zbicia. Ma być tak i tak, bo inaczej nieszczęście spotka nas wszystkich. Warto posługiwać się liczbami – mamy tylu a tylu lekarzy, z takich i takich specjalizacji, brakuje tylu. Jeżeli nic się nie zmieni, za pięć lat będzie dużo gorzej, będzie tylu. Do takich działań potrzebne są osoby, które będą mądrymi fighterami, to znaczy potrafią porwać, wzbudzić emocje i przekazać właściwe treści bardzo wyraziście. I to samo zrobią w dyskusjach, na spotkaniach z władzami. Gdy przywództwo jest rozmydlone, media sprawy nie podchwycą, nic się nie zacznie dziać. W publicznych dyskusjach powinny wypowiadać się osoby, które będą dawały bardzo mocny przekaz. Minister zdrowia musi być orędownikiem zmian i osobą, która ich potrzebę najlepiej rozumie i sprzyja im. Ale to w idealnym świecie.

Gorzej, gdy dobre argumenty są ignorowane.
– Trudność – na przykład – podczas protestu medyków w 2021 r. polegała na tym, że trudno sobie nawet wyobrazić strajk generalny ochrony zdrowia przez jeden dzień, a nawet pół dnia. Z pewnością wydarzyłaby się niejedna tragedia. Jeśli zastrajkują górnicy, wszystkie kopalnie staną. Może to odczujemy, a może nie, w każdym razie nie będzie to takie drastyczne. To samo z transportem. Gdy przez pół dnia nie jeżdżą pociągi, mamy chaos, ludzie nie wiedzą, co robić, podstawiane są jakieś autobusy. Ale przeżyjemy. Strajku generalnego ochrony zdrowia wiele osób mogłoby nie przeżyć. Tu pojawia się dylemat moralny, który dotyczy mocnych działań ochrony zdrowia. Był protest dziennikarzy, mieliśmy czarną planszę na ekranach, przeżyliśmy. To pokazuje, co jest ważniejsze, a co mniej ważne. Lekarze więc po prostu nie zrobią takiego strajku. Ale może jakieś inne działanie otworzyłoby ludziom oczy. Pytanie, co mogliby zrobić medycy, żeby to było rzeczywiście wymowne?

Wywiad Renaty Jeziółkowskiej w Maciejem Orłosiem opublikowano w Miesięczniku Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie „Puls” 11/2021.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.