Do czego nam państwo?
Tagi: | Andrzej Sośnierz |
– W 1997 r. pracowałem jako lekarz wojewódzki w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach i z problemem powodzi zetknąłem się osobiście. Co od tego czasu się zmieniło? Czy wyciągnęliśmy wnioski z tamtej tragedii? No i sami sobie odpowiedzmy, czy mamy państwo? – pyta w „Menedżerze Zdrowia” Andrzej Sośnierz.
Jeszcze słów kilka o powodzi...
Problematyka zdrowia też się w tym wszystkim przewija, bo przecież i tak ludzie chorują, jak chorowali, a powódź niewątpliwie utrudnia niejednokrotnie dojazd do pacjenta i sama z siebie rodzi nowe problemy – ale nie o tym chciałbym napisać. W 1997 r. pracowałem jako lekarz wojewódzki w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach i z problemem powodzi zetknąłem się osobiście. Co od tego czasu się zmieniło? Czy wyciągnęliśmy wnioski z tamtej tragedii?
Jeśli chodzi o infrastrukturę, to niewątpliwie wszystkie swoje zalety ukazał zbiornik retencyjny w Raciborzu. Szczęśliwie udało się go ukończyć i dzięki niemu nic takiego się nie wydarzyło ani w Opolu, ani we Wrocławiu. Inne inwestycje infrastrukturalne też ukazały swą użyteczność. I to są pozytywy. Szkoda natomiast, że nie wszystkie planowane projekty zostały ukończone, co szczególnie odczuła Kotlina Kłodzka. Niewątpliwymi „bohaterkami” tego niepowodzenia są w szczególności po równo między innymi marszałek Wielichowska, europosłanka Zalewska i wiceminister Zielińska. Niestety, nieumiarkowany populizm daje takie efekty.
Odnośnie do reakcji państwa, to mam wrażenie, że tej rozmiarowo nieco mniejszej niż w roku 1997 katastrofie towarzyszył większy chaos organizacyjny. Przyznam, że męczę się, słysząc i widząc niektórych przedstawicieli rządu. A przecież w takich właśnie momentach powinniśmy odczuć pożytek z tego, że mamy państwo, bo obywatel często sam nie może sobie poradzić.
Dam przykłady, o co mi chodzi. Jeśli mamy państwo, to gdy w jakiejś miejscowości wskutek powodzi nie ma dostępu do wody pitnej, wojewoda lub jego przedstawiciel kontaktuje się z najbliższym producentem lub z hurtownią, zamawia np. 5 tys. baniaków po 5 litrów i po godzinie lub dwóch do 5-tysięcznego miasta jadą kontenery z wodą i problem jest błyskawicznie rozwiązany mniej więcej za 40 tys. zł. Jeśli nie mamy państwa, to po dwóch, trzech dniach obywatele sami zaczynają organizować zbiórkę wody, kupują ją np. w Poznaniu, zanoszą do punktów zbiórek, które ktoś samorzutnie uruchamia, organizują transport, zawożą do tego miasta i po kilku dniach problem rozwiązują, niestety, sumarycznie znacznie drożej. Podobnie za środkami czystości i innymi potrzebnymi materiałami.
Jeśli mamy państwo, to gdy w mieście dotkniętym powodzią potrzebny jest ciężki sprzęt, wojewoda lub inny przedstawiciel państwa w ciągu godziny rozpoznaje potrzeby i w następnych godzinach rozdysponowuje sprzęt będący w dyspozycji (np. wojska) lub zamawia go u przedsiębiorców, których nie brakuje, i problem po kilku godzinach jest rozwiązany. Jeśli nie mamy państwa, to po dwóch, trzech dniach obywatele, przedsiębiorcy sami zaczynają proponować, że pomogą i niestety początkowo w sposób nieskoordynowany zaczynają działać. Potem też sami to wszystko skoordynują.
No i sami sobie odpowiedzmy, czy mamy państwo?
Jeśli politycy mają służyć tylko do prowadzenia pyskówek, to ja dziękuję. Bo ciężko się słucha, kiedy nieudacznicy covidowi krytykują nieudaczników powodziowych i odwrotnie, kiedy premier zamiast zarządzać, obsztorcowuje urzędników, a sam unika podejmowania decyzji. Mam nadzieję, że doczekam kiedyś zasadniczej reformy państwa, którego tylko jednym z elementów jest działający chaotycznie system ochrony zdrowia. I mam nadzieję, że w końcu wyborcy zaczną wybierać tych, którzy coś potrafią, a nie tych, którzy pięknie mówią i zręcznie kłamią.
Tekst Andrzeja Sośnierza, posła koła Polskie Sprawy i byłego prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia opublikowano w „Menedżerze Zdrowia” 5–6/2024.
Przeczytaj także: „Czy godziwe wynagrodzenie demoralizuje?”.