Tomasz Pietrzyk/Agencja Gazeta
Gadomski o tym, czy oddłuży instytuty medyczne
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 06.08.2018
Źródło: Krystian Lurka
Tagi: | Sławomir Gadomski, instytuty, instytut |
- Pracowałem w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie dwa lata i wiem, dlaczego ciągle musimy mówić o zadłużeniu instytutów. Główną przyczyną problemów finansowych jest nieodpowiednia wycena procedur. Przykład? Proszę zauważyć, że szpital powiatowy za leczenie pacjenta onkologicznego dostaje 1000 zł, a renomowany instytut, który najczęściej jest szpitalem ostatniej szansy, także 1000 zł. A leczenia w tych dwóch placówkach nie da się porównać - przyznał Sławomir Gadomski w rozmowie z "Menedżerem Zdrowia". Wiceminister odpowiedział też na pytanie, czy oddłuży instytuty.
W numerze 1/2018 „Menedżera Zdrowia” opublikowaliśmy raport o kondycji finansowej instytutów nadzorowanych przez Ministerstwo Zdrowia. W skrócie, w 2016 r. tylko trzy jednostki były na plusie, a trzynaście na minusie. Straciły łącznie 126 854 021 zł. Jest źle. Tylko w 2016 r. zobowiązania krótko- i długoterminowe wynosiły łącznie 1 203 286 467 zł, a pana były instytut znalazł się na trzecim miejscu. Miał 208 295 03 zł długu. Dlaczego?
- Pracowałem w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie dwa lata i wiem, dlaczego ciągle musimy mówić o zadłużeniu instytutów. W mojej ocenie główną przyczyną problemów finansowych instytutów jest nieodpowiednia wycena procedur, która często nie pokrywa nawet kosztów medycznych świadczeń, nie wspominając o kosztach funkcjonowania czy o wymaganych inwestycjach. Dotyczy to m.in.: zabiegów chirurgicznych, zwłaszcza z rekonstrukcją, programów lekowych, diagnostyki w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej czy też osobodnia w zakresie radioterapii i chemioterapii, a także braku odrębnej refundacji badań patomorfologicznych. W wycenie nie jest uwzględniona jakość leczenia, kompleksowość udzielania świadczeń, a przede wszystkim skala trudności przypadków trafiających do instytutu. Proszę zauważyć, że szpital powiatowy za leczenie pacjenta onkologicznego dostaje 1000 zł, a renomowany instytut, który najczęściej jest szpitalem ostatniej szansy, także 1000 zł. Leczenia w tych dwóch placówkach nie da się porównać.
Czy w takim razie ministerstwo zrobi coś z wyceną?
- Już robimy. W kwietniu rozpoczął się projekt, w którym oceniana jest wycena procedur w instytutach. Pilotażem zostały objęte dwa: Centrum Zdrowia Dziecka i Instytut Kardiologii w Warszawie, aktualnie rozpoczynamy drugą fazę projektu, to jest wycenę we wszystkich pozostałych instytutach. Wyniki pokażą, czy obecnie konieczne jest podniesienie wyceny na najwyższym poziomie referencyjności. Nie jest tajemnicą, że chirurgia onkologiczna i ogólna wyceniana jest nieodpowiednio. Choć są obszary, gdzie wycena faktycznie nie jest zła, np. neurochirurgia, radioterapia. Oczekuję po tym projekcie, który ma się zakończyć się w marcu 2019 r., że zweryfikuje taryfikację we wszystkich instytutach. Spodziewam się rzetelnej odpowiedzi na pytanie, jak zmiany wyceny na najwyższym stopniu referencyjności poprawią sytuację finansową instytutów. Jestem dobrej myśli.
Czy po tych dwóch miesiącach są już jakieś wnioski?
- Pracujemy, zbieramy dane. Wkrótce przyjrzymy się kolejnym instytutom. Pilotaż zakończy się w marcu 2019 r. Wtedy podejmiemy kolejne kroki. To nie jest prosty projekt – AOTMiT nigdy w historii nie przeprowadzała bardziej kompleksowej wyceny w tak krótkim czasie. Produktem projektu ma być wycena łącznie prawie 500 JGP, tj. prawie 90% wszystkich funkcjonujących. Zaangażowanie pracowników instytutów, AOTMiT, Ministerstwa Zdrowia daleko wykracza poza standardowe, codzienne obowiązki.
Może oddłużenie instytutów?
- Musiałoby to być związane z dobrymi programami restrukturyzacyjnymi i zarządczymi, potrzebne byłyby wieloletnie strategie. Zdecydowanie nie jesteśmy gotowi na to, by oddłużać wszystkie instytuty. Brakuje usystematyzowania i – nazwałbym to – korporacyjnego nadzoru właścicielskiego. Słuszne wydaje się zwiększenie kontroli i poprawienie komunikacji na linii ministerstwo – instytuty. Chcę współpracować z instytutami i wolałbym, żeby to była komunikacja partnerska. W tych placówkach pracują profesjonaliści, znający na wylot problemy opieki zdrowotnej. Moim zdaniem powinni oni zasiąść przy jednym stole, wymienić się obserwacjami i wspólnie zastanowić nad rozwiązaniem problemów, które w wielu instytutach naprawdę są podobne. Ministerstwo mogłoby odegrać rolę medium tej dyskusji. Audyty czy kontrole to też jest mechanizm zarządczy, który trzeba wykorzystywać, ale wydaje mi się, że podstawą jest komunikacja i trochę więcej korporacyjnego nadzoru właścicielskiego. Zacznijmy od tego, że wspólnie z instytutami określimy strategię i wskażemy obszary, w których jest potrzeba działań ministerstwa. Uważam, że ta współpraca już się zaczęła, chociażby w projekcie taryfikacyjnym. To jest projekt, w którym zastosowano korporacyjną metodykę projektową: ustanowiony komitet sterujący projektu, zespoły robocze, racjonalnie podzielone role i odpowiedzialności, współpraca AOTMiT, współpraca Ministerstwa Zdrowia, współpraca PKO BP, który wspomaga ten projekt. Sądzę, że powstały dobre warunki do dalszych projektów i dyskusji nie tylko o taryfikacji.
Mam wrażenie, że chce pan wprowadzić trochę „korporacyjności”. Do tej pory tego brakowało?
- Staram się. Chodzi mi o te dobre strony korporacyjności. Wydaje mi się, że trochę mechanizmów korporacyjnych czy zarządczych faktycznie by się przydało. Trochę mniej „urzędowania”, a więcej podejścia zadaniowego i projektowego.
Wróćmy jednak do oddłużenia, żeby była jasność – tak czy nie? I jeśli tak, to w jaki sposób?
- Skłaniam się do tego podejścia, o którym wspomniałem – korporacyjnego. Najpierw potrzebne są dobre analizy, faktyczne postawienie diagnozy, czy całkowite oddłużenie jest w ogóle potrzebne. Po drugie trzeba ustalić, czy należy oddłużyć wszystkie instytuty i jakie miałyby być warunki tego oddłużania, co te jednostki będą w stanie zaoferować w zamian. Bo jeśli de facto za oddłużeniem nie pójdzie żadna zmiana, to za dwa lata będziemy rozmawiali o tym samym. Ważna jest opinia instytucji, które mogłyby sfinansować to oddłużenie – ich wymagania, oczekiwania, cele, jakie chcą postawić tym jednostkom. Musimy przeanalizować faktyczne potrzeby każdego instytutu, zastanowić się, czy całkowite oddłużenie zmieni trwale ich sytuację, czy też da im oddech tylko na chwilę. Musimy popracować nad strategią wieloletnią. To jest kolejny pozytywny element „korporacyjności”. Marzy mi się, żeby każdy instytut miał strategię wieloletnią oraz zbudowaną na jej podstawie roczną strategię operacyjną i żeby z tej strategii był rozliczany przez ministerstwo. Ale rozliczany w dobrym tego słowa znaczeniu – po prostu żebyśmy byli w stanie na bieżąco weryfikować stopniowe, ewolucyjne dochodzenie do założonych celów, systematycznie je monitorować i rozliczać z ich realizacji.
Konkludując – oddłużenie instytutów to sprawa indywidualna, do dyskusji z każdą jednostką. Zależy od określenia, jakie są faktyczne potrzeby, jak takie oddłużenie miałoby wyglądać, co instytuty są w stanie zaoferować.
Prof. Maciej Banach, dyrektor Centrum Zdrowia Matki Polki, twierdzi, że rzeczywiście w jego placówce nie jest dobrze, jeżeli chodzi o zobowiązania, ale całkiem nieźle, jeżeli chodzi o płynność finansową z roku na rok. Sugeruje, że instytut mógłby wziąć udział w jakimś pilotażu. Dzisiaj instytut jest w stanie generować nadwyżkę, ale nie na tyle dużą, żeby samemu się oddłużyć.
- Można myśleć o jakichś działaniach, jeżeli dzisiaj tendencja jest pozytywna, jeżeli do tego placówka jest w stanie stworzyć program naprawczy, ale realny, bo to jest najważniejsze. Program ten musi wskazywać obszary, w których faktycznie można coś poprawić, i powinien być dość szczegółowy. Jestem zwolennikiem tego, żeby rozkładać instytuty na części pierwsze i zastanowić się nad każdą z nich: nad obszarem nauki, nad każdym z rodzajów lecznictwa, odrębnie nad blokiem operacyjnym i jego efektywnością, odrębnie nad gospodarką materiałową, odrębnie nad gospodarką lekową itd. Być może warto stworzyć małe projekty, np. w tym roku optymalizujemy gospodarkę serwisową i na to przeznaczamy środki. Żeby robić restrukturyzację, trzeba też mieć ludzi. I muszą to być ludzie, którzy od początku do końca zrealizują projekt lub „miniprojekt”. Określą założenia i cele, będą monitorować efekty, a potem będą z tego rozliczać. Wiele projektów – i nie jest to przypadłość tylko służby zdrowia – rozpoczyna się z dużym impetem, potem stopniowo hamuje i kończy się bez żadnego efektu, bo wszyscy zapomnieli, jakie były cele na początku [...].
Wywiad w całości do przeczytania w "Menedżerze Zdrowia" numer 6-7/2018. Czasopismo można kupić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.
Przeczytaj także: "1 203 286 467 złotych długu, czyli instytuty to kolosy na glinianych nogach", "Dyrektorzy instytutów o długach, wycenach i współpracy z Ministerstwem Zdrowia", "Profesor Opolski: To, że w 2016 rok aż trzynaście instytutów miało straty, powinno martwić" i "Czy ministerstwo planuje oddłużyć instytuty? Milena Kruszewska odpowiada".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
- Pracowałem w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie dwa lata i wiem, dlaczego ciągle musimy mówić o zadłużeniu instytutów. W mojej ocenie główną przyczyną problemów finansowych instytutów jest nieodpowiednia wycena procedur, która często nie pokrywa nawet kosztów medycznych świadczeń, nie wspominając o kosztach funkcjonowania czy o wymaganych inwestycjach. Dotyczy to m.in.: zabiegów chirurgicznych, zwłaszcza z rekonstrukcją, programów lekowych, diagnostyki w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej czy też osobodnia w zakresie radioterapii i chemioterapii, a także braku odrębnej refundacji badań patomorfologicznych. W wycenie nie jest uwzględniona jakość leczenia, kompleksowość udzielania świadczeń, a przede wszystkim skala trudności przypadków trafiających do instytutu. Proszę zauważyć, że szpital powiatowy za leczenie pacjenta onkologicznego dostaje 1000 zł, a renomowany instytut, który najczęściej jest szpitalem ostatniej szansy, także 1000 zł. Leczenia w tych dwóch placówkach nie da się porównać.
Czy w takim razie ministerstwo zrobi coś z wyceną?
- Już robimy. W kwietniu rozpoczął się projekt, w którym oceniana jest wycena procedur w instytutach. Pilotażem zostały objęte dwa: Centrum Zdrowia Dziecka i Instytut Kardiologii w Warszawie, aktualnie rozpoczynamy drugą fazę projektu, to jest wycenę we wszystkich pozostałych instytutach. Wyniki pokażą, czy obecnie konieczne jest podniesienie wyceny na najwyższym poziomie referencyjności. Nie jest tajemnicą, że chirurgia onkologiczna i ogólna wyceniana jest nieodpowiednio. Choć są obszary, gdzie wycena faktycznie nie jest zła, np. neurochirurgia, radioterapia. Oczekuję po tym projekcie, który ma się zakończyć się w marcu 2019 r., że zweryfikuje taryfikację we wszystkich instytutach. Spodziewam się rzetelnej odpowiedzi na pytanie, jak zmiany wyceny na najwyższym stopniu referencyjności poprawią sytuację finansową instytutów. Jestem dobrej myśli.
Czy po tych dwóch miesiącach są już jakieś wnioski?
- Pracujemy, zbieramy dane. Wkrótce przyjrzymy się kolejnym instytutom. Pilotaż zakończy się w marcu 2019 r. Wtedy podejmiemy kolejne kroki. To nie jest prosty projekt – AOTMiT nigdy w historii nie przeprowadzała bardziej kompleksowej wyceny w tak krótkim czasie. Produktem projektu ma być wycena łącznie prawie 500 JGP, tj. prawie 90% wszystkich funkcjonujących. Zaangażowanie pracowników instytutów, AOTMiT, Ministerstwa Zdrowia daleko wykracza poza standardowe, codzienne obowiązki.
Może oddłużenie instytutów?
- Musiałoby to być związane z dobrymi programami restrukturyzacyjnymi i zarządczymi, potrzebne byłyby wieloletnie strategie. Zdecydowanie nie jesteśmy gotowi na to, by oddłużać wszystkie instytuty. Brakuje usystematyzowania i – nazwałbym to – korporacyjnego nadzoru właścicielskiego. Słuszne wydaje się zwiększenie kontroli i poprawienie komunikacji na linii ministerstwo – instytuty. Chcę współpracować z instytutami i wolałbym, żeby to była komunikacja partnerska. W tych placówkach pracują profesjonaliści, znający na wylot problemy opieki zdrowotnej. Moim zdaniem powinni oni zasiąść przy jednym stole, wymienić się obserwacjami i wspólnie zastanowić nad rozwiązaniem problemów, które w wielu instytutach naprawdę są podobne. Ministerstwo mogłoby odegrać rolę medium tej dyskusji. Audyty czy kontrole to też jest mechanizm zarządczy, który trzeba wykorzystywać, ale wydaje mi się, że podstawą jest komunikacja i trochę więcej korporacyjnego nadzoru właścicielskiego. Zacznijmy od tego, że wspólnie z instytutami określimy strategię i wskażemy obszary, w których jest potrzeba działań ministerstwa. Uważam, że ta współpraca już się zaczęła, chociażby w projekcie taryfikacyjnym. To jest projekt, w którym zastosowano korporacyjną metodykę projektową: ustanowiony komitet sterujący projektu, zespoły robocze, racjonalnie podzielone role i odpowiedzialności, współpraca AOTMiT, współpraca Ministerstwa Zdrowia, współpraca PKO BP, który wspomaga ten projekt. Sądzę, że powstały dobre warunki do dalszych projektów i dyskusji nie tylko o taryfikacji.
Mam wrażenie, że chce pan wprowadzić trochę „korporacyjności”. Do tej pory tego brakowało?
- Staram się. Chodzi mi o te dobre strony korporacyjności. Wydaje mi się, że trochę mechanizmów korporacyjnych czy zarządczych faktycznie by się przydało. Trochę mniej „urzędowania”, a więcej podejścia zadaniowego i projektowego.
Wróćmy jednak do oddłużenia, żeby była jasność – tak czy nie? I jeśli tak, to w jaki sposób?
- Skłaniam się do tego podejścia, o którym wspomniałem – korporacyjnego. Najpierw potrzebne są dobre analizy, faktyczne postawienie diagnozy, czy całkowite oddłużenie jest w ogóle potrzebne. Po drugie trzeba ustalić, czy należy oddłużyć wszystkie instytuty i jakie miałyby być warunki tego oddłużania, co te jednostki będą w stanie zaoferować w zamian. Bo jeśli de facto za oddłużeniem nie pójdzie żadna zmiana, to za dwa lata będziemy rozmawiali o tym samym. Ważna jest opinia instytucji, które mogłyby sfinansować to oddłużenie – ich wymagania, oczekiwania, cele, jakie chcą postawić tym jednostkom. Musimy przeanalizować faktyczne potrzeby każdego instytutu, zastanowić się, czy całkowite oddłużenie zmieni trwale ich sytuację, czy też da im oddech tylko na chwilę. Musimy popracować nad strategią wieloletnią. To jest kolejny pozytywny element „korporacyjności”. Marzy mi się, żeby każdy instytut miał strategię wieloletnią oraz zbudowaną na jej podstawie roczną strategię operacyjną i żeby z tej strategii był rozliczany przez ministerstwo. Ale rozliczany w dobrym tego słowa znaczeniu – po prostu żebyśmy byli w stanie na bieżąco weryfikować stopniowe, ewolucyjne dochodzenie do założonych celów, systematycznie je monitorować i rozliczać z ich realizacji.
Konkludując – oddłużenie instytutów to sprawa indywidualna, do dyskusji z każdą jednostką. Zależy od określenia, jakie są faktyczne potrzeby, jak takie oddłużenie miałoby wyglądać, co instytuty są w stanie zaoferować.
Prof. Maciej Banach, dyrektor Centrum Zdrowia Matki Polki, twierdzi, że rzeczywiście w jego placówce nie jest dobrze, jeżeli chodzi o zobowiązania, ale całkiem nieźle, jeżeli chodzi o płynność finansową z roku na rok. Sugeruje, że instytut mógłby wziąć udział w jakimś pilotażu. Dzisiaj instytut jest w stanie generować nadwyżkę, ale nie na tyle dużą, żeby samemu się oddłużyć.
- Można myśleć o jakichś działaniach, jeżeli dzisiaj tendencja jest pozytywna, jeżeli do tego placówka jest w stanie stworzyć program naprawczy, ale realny, bo to jest najważniejsze. Program ten musi wskazywać obszary, w których faktycznie można coś poprawić, i powinien być dość szczegółowy. Jestem zwolennikiem tego, żeby rozkładać instytuty na części pierwsze i zastanowić się nad każdą z nich: nad obszarem nauki, nad każdym z rodzajów lecznictwa, odrębnie nad blokiem operacyjnym i jego efektywnością, odrębnie nad gospodarką materiałową, odrębnie nad gospodarką lekową itd. Być może warto stworzyć małe projekty, np. w tym roku optymalizujemy gospodarkę serwisową i na to przeznaczamy środki. Żeby robić restrukturyzację, trzeba też mieć ludzi. I muszą to być ludzie, którzy od początku do końca zrealizują projekt lub „miniprojekt”. Określą założenia i cele, będą monitorować efekty, a potem będą z tego rozliczać. Wiele projektów – i nie jest to przypadłość tylko służby zdrowia – rozpoczyna się z dużym impetem, potem stopniowo hamuje i kończy się bez żadnego efektu, bo wszyscy zapomnieli, jakie były cele na początku [...].
Wywiad w całości do przeczytania w "Menedżerze Zdrowia" numer 6-7/2018. Czasopismo można kupić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.
Przeczytaj także: "1 203 286 467 złotych długu, czyli instytuty to kolosy na glinianych nogach", "Dyrektorzy instytutów o długach, wycenach i współpracy z Ministerstwem Zdrowia", "Profesor Opolski: To, że w 2016 rok aż trzynaście instytutów miało straty, powinno martwić" i "Czy ministerstwo planuje oddłużyć instytuty? Milena Kruszewska odpowiada".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.