Hulaj noga, piekła nie ma?
– Trzeba skończyć z plagą nieodpowiedzialnych użytkowników hulajnóg – mówi dr hab. Paweł Łęgosz, ortopeda z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, dodając, że najwięcej pacjentów z wypadków spowodowanych jazdą na hulajnodze jest po weekendzie – bywa, że w poniedziałek stanowią połowę hospitalizowanych na oddziale.
– Niestety, wyobraźnia ludzka nie ma granic, jeśli chodzi o robienie krzywdy sobie, a co najgorsza – innym, czego doświadczamy w codziennej praktyce dyżuru urazowego na szpitalnym oddziale ratunkowym – mówi dr hab. Paweł Łęgosz, zastępca kierownika Klinika Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, odnosząc się między innymi do ostatniego wypadku, w którym 30-letni mieszkaniec Gdyni, jadąc hulajnogą z dużą prędkością, uderzył w kobietę spacerującą z dzieckiem.
Jeżeli pacjent ma szczęście, trafia na dyżur ortopedyczny.
– Zwykle są to urazy powierzchowne, ale dość często dochodzi do złamań. Najczęściej łamią się podudzia, dochodzi do złamań w obrębie barku i nadgarstka. Jeżeli pacjent ma nieszczęście, trafia na oddział neurochirurgiczny z powodu urazu czaszkowo-mózgowego – w tym wypadku rokowania są zdecydowanie gorsze, gdyż jak pokazuje praktyka, bywa, że dochodzi do śmiertelnych obrażeń – mówi.
– Pacjenci doznają również urazów głowy w
części twarzowej czaszki – złamań w obrębie żuchwy, kości szczękowej i
jarzmowej, co również nie jest dobrym rokowaniem. Zresztą
wszystkie te urazy, jeżeli dojdzie do złamania, powodują wyłączenie takiej
osoby z codziennego funkcjonowania, absencji zawodowej czy szkolnej, czasem na
bardzo długi czas, bo może dojść do powikłań i następstw, łącznie z
inwalidztwem do końca życia. Z człowiekiem jest jak ze szklanką – jeżeli się
potłucze, to nie jesteśmy w stanie skleić jej na nowo w takim samym kształcie – mówi.
Rozmowa z dr. hab. Pawłe Łęgoszem, zastępcą kierownika Klinika Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Przerażające jest to, że rośnie liczba
śmiertelnych wypadków z udziałem kierujących hulajnogami. Na przykład 31 lipca w
Sułkowicach zginął 25-letni mężczyzna, który wjechał na przejście dla
pieszych wprost pod auto dostawcze.
– Pamiętam wypadek sprzed dwóch lat na
ul. Mokotowskiej w Warszawie. Chłopak z dziewczyną jechali na hulajnodze – co
jest zabronione, bo to sprzęt jednoosobowy – i przy wjeżdżaniu na chodnik
zahaczyli o krawężnik. Dziewczyna była z przodu i to ona przyjęła na siebie
cały impet upadku. Zginęła na miejscu.
Kolejnym przykładem niech będzie jeden z ostatnich wypadków na Wale Miedzeszyńskim niedaleko Stadionu Narodowego w Warszawie. Jadący hulajnogą uderzył w lusterko zaparkowanego samochodu i przewrócił się, uderzając głową o chodnik. Z tego, co wiem, wynika, że młody mężczyzna przeżył, ale obrażenia wskazywały na ciężki uraz głowy, gdyż pojawiła się krew w otworze usznym, co świadczy o tym, że doszło do złamania podstawy czaszki.
W przypadku rowerzystów na szczęście wypadków śmiertelnych, jeżeli chodzi o poruszanie się po miejskiej aglomeracji, jest mniej, bo społeczność prawdziwych rowerzystów jest bardziej zdyscyplinowana i zazwyczaj noszą kaski – w przeciwieństwie do korzystających z hulajnóg. Taki „hulajnożnik”, jak się ich nazywa, najczęściej jedzie 25, 30 km na godzinę, a czasem pędzi pięćdziesiątką, więc jeśli uderzy głową w beton, obrażenia muszą być poważne. Także u pieszego, w którego trafi, choć jadąc po chodniku, powinien dostosować prędkość do tej, z jaką poruszają się piesi.
W jakim wieku są ci
„hulajnogarze”, bo i z taką nazwą się spotkałam?
– Najczęściej jest to młodzież szkolna i
studenci, ale również są czterdziestolatkowie, którzy np. postanowili wrócić
tym środkiem lokomocji z imprezy znad Wisły, bo byli „na bani”.
Rozmawiał pan z takimi ludźmi?
– Osobiście nie, bo ja tych pacjentów
nie przyjmuję na SOR-ze, ale koledzy zdają mi relacje podczas odprawy, kiedy
dopytuję ich, co było przyczyną jakiegoś masywnego urazu. Najwięcej takich
pacjentów mamy po weekendzie, w poniedziałek potrafią stanowić połowę obłożenia
oddziału. Przypadek z ostatniego weekendu: masywne złamanie podudzia, a
konkretnie wielofragmentowe złamanie piszczeli i strzałki – hulajnoga. Kolejny
przypadek z tego samego dnia: złamanie kończyny dolnej plus złamanie okolicy
barku i ręki. Myślałem, że jest to uraz motocyklowy lub
upadek z dużej wysokości, ale to był rowerzysta, który nie zauważył latarni. To jest zabieg na cały dzień dla dwóch zespołów chirurgów – jeden
stabilizuje złamanie podudzia i w obrębie barku, drugi zajmuje się ręką.
Jaki jest koszt takiej operacji?
– Od kilkunastu do kilkudziesięciu
tysięcy złotych. To jest wielkie obciążenie dla systemu i NFZ, ponieważ to
nie są pojedyncze, incydentalne zdarzenia. Pierwszy raz publicznie wypowiadałem
się w tej sprawie trzy lata temu, kiedy w Warszawie hulajnogi się upowszechniły. Już wtedy dochodziło do dużej liczby zdarzeń. Dziś
sytuacja się zmieniła – na niekorzyść, gdyż hulajnóg, a więc i wypadków, jest
jeszcze więcej. Ja sam z wielkiego zwolennika tych pojazdów stałem się ich zagorzałym
przeciwnikiem i uważam, że warszawiacy powinni się im przeciwstawić tak, jak to
zrobili mieszkańcy Paryża – na skutek ich protestów hulajnogi znikną z tego
miasta jesienią. Zresztą także w innych miastach poradzono sobie z tą plagą.
Przebywałem ostatnio przez pięć tygodni w Rochester MN w Stanach Zjednoczonych,
gdzie ta sama firma co w naszej stolicy oferuje hulajnogi na wynajem. I, po
pierwsze, jest ich o wiele mniej, nie walają się po chodnikach, a po drugie –
każda z nich ma wyraźny napis na błotniku, że można nią jeździć wyłącznie po
ulicy.
Może jakimś rozwiązaniem byłoby
wprowadzenie obowiązkowych ubezpieczeń dla użytkowników rowerów i hulajnóg?
– Zgadza się, powinno być to w jakiś
sposób usankcjonowane. Gdyby firmy ubezpieczeniowe musiały płacić za leczenie
takich nieroztropnych „hulajnogarzy” czy rowerzystów, zapewne
znalazłyby sposób, żeby ich zdyscyplinować.
Dzisiaj system jest mocno obciążony z ich powodu i nie dość, że są praktycznie bezkarni, to jeszcze wszyscy, jako społeczeństwo, łożymy na ich leczenie, a – co najgorsze – chorzy, którzy pilnie potrzebują pomocy, gdyż doznali urazów nie ze swojej winy, muszą rywalizować o miejsce na stole operacyjnym z tymi, którzy zapragnęli zrobić sobie dziką przejażdżkę po pijaku.
A co z pieszymi, którzy padają ofiarą
jeźdźców na dwóch kółkach?
– Zdarzają się, niestety, choć nie
zawsze jesteśmy informowani o przyczynach ich obrażeń, ale wystarczy przejrzeć
miejskie portale, żeby o nich poczytać – jak zrobiłem to ja, przygotowując się
do wywiadu z panią. Znalazłem m.in. opis tragicznego wydarzenia, kiedy pewna
seniorka została potrącona przez rowerzystę i zmarła na miejscu z powodu
masywnego urazu głowy. Nie są to sytuacje incydentalne, szczególnie dużo jest
ich latem i wiosną, kiedy jest wysyp hulajnóg i rowerów w mieście.
Podpowiem, że zawsze warto na miejsce zdarzenia wezwać policję, aby je odnotowała. Poza tym, jeśli ofiara zostanie wyłączona z normalnego funkcjonowania na okres dłuższy niż siedem dni, kwalifikowane jest to jako wypadek drogowy i sprawa trafia do sądu karnego. Wówczas jest także mocna podstawa do tego, aby ubiegać się od sprawcy o odszkodowanie na drodze cywilnej.
Przed nami weekend i można się
spodziewać, że znowu w nocy na ulicę wyjadą hordy podpitych rowerzystów i
użytkowników hulajnóg.
– Ponieważ mieszkam blisko Wisły,
niejednokrotnie, kiedy wieczorem wychodzę na spacer z psem, jestem naocznym
świadkiem tego, co się dzieje na nowo otwartej kładce pieszo-rowerowej na
przedłużeniu ulicy Okrzei. „Hulajnogarze” popisują się, jeżdżąc na
jednym kole, wykonują różne ewolucje, rozpędzają się, a potem ostro hamują,
pozostawiając na jezdni czarne ślady po oponach – hulaj noga, piekła nie ma.
Rowerzyści jeżdżą slalomem między pieszymi, bo – nie wiadomo z jakich powodów –
nie wyłączono tam dla nich oddzielnych ścieżek. Obserwuję, jak rośnie
niezadowolenie wszystkich użytkowników, jak wzrasta agresja między
poszczególnymi grupami.
Zastanawiam się, z czym będę miał do czynienia w poniedziałek rano w pracy, czy oddział urazowy znowu będzie w połowie obłożony urazami wynikającymi z niewłaściwego korzystania z hulajnóg i rowerów.
Przeczytaj także: „SOR(ry), mamy ważne pytanie”