iStock
Jak się zarabiało i jak się będzie zarabiać na długach
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 24.05.2023
Źródło: Maciej Biardzki
Tagi: | Maciej Biardzki, zadłużenie, finanse, długi, szpital, szpitale, kredyt, parabank, parabanki |
Na długi jednostek ochrony zdrowia należy popatrzeć pod pewnym kątem, który w ostatnim czasie znowu nabrał znaczenia jak przed 15, 20 laty. Tym podobieństwem jest inflacja i wynikający z niej z jednej strony wzrost kosztów działalności, a z drugiej – coraz większe koszty obsługi długów. Lata minione i teraźniejszość łączy też coś jeszcze – możliwość (zagrożenie) zarabiania na zadłużonych szpitalach.
Artykuł Macieja Biardzkiego, publicysty i byłego menedżera opieki zdrowotnej:
Inflacja przy niewzrastających przychodach, a dodatkowo przy stałych cenach sprzedaży (taryfach) prowadzi do pogorszenia wyniku finansowego i pogłębiania się zadłużenia podmiotów leczniczych. Myślę, że nie podlega to dyskusji i jest obserwowane praktycznie wszędzie. Coraz wyższe ceny energii czy usług obcych, nie licząc podwyżek kosztów pracy, o czym także napiszę później, prowadzą do narastania długów – i tyle. Ale to przecież tylko początek – zwiększająca się inflacja to wzrost stóp procentowych i kosztów obsługi istniejącego zadłużenia. Trwała nierentowność to brak dostępu do kredytów bankowych. Narastanie zadłużenia przeterminowanego to karne odsetki. Spirala się rozkręca, natura próżni nie znosi i pojawiają się instytucje finansujące zadłużenie szpitalne, ale na znacznie gorszych warunkach niż w systemie bankowym.
Opisane powyżej to nie political fiction ani czarnowidztwo. To prosty powrót do czasu niedofinansowania jednostek ochrony zdrowia przy wysokich stopach procentowych w pierwszej dekadzie XXI w. Wystarczy o tym poczytać lub sobie przypomnieć.
Prawdopodobnie wiele osób pamięta firmę Magellan, innym dla ciekawości podpowiem, że Marek Falenta, znany z afery taśmowej w Sowie i Przyjaciołach, wcześniej w firmie Electus także zarabiał na finansowaniu szpitalnego zadłużenia. A zarobki tych firm były wieloprocentowe.
Jednak przecież zarabiali nie tylko dostawcy drogiego kapitału. Z jednej strony same odsetki bankowe w miarę wzrostów podnosiły koszt kredytu potrzebnego do utrzymania działalności. Z drugiej strony dochodziły do tego koszty karnych odsetek zadłużenia przeterminowanego, postępowań sądowych i komornicze. Te ostatnie zostały na szczęście mocno ograniczone, bo przed 15, 20 laty bywało, że komornik za wysłanie pisma z zajęciem należności do Narodowego Funduszu Zdrowia, czyli w zasadzie za cenę znaczka pocztowego, zgarniał należne mu koszty komornicze sięgające 25 proc. całej należności.
Tak czy owak jest duże zagrożenie, że taka sytuacja powróci i znowu codziennie będziemy się powszechnie zastanawiać, jak utrzymać płynność finansową, zapewnić pieniądze na wynagrodzenia, zawrzeć układ z ZUS, dogadać się z komornikiem. Zły czas nadchodzi także dla samorządów, które będą musiały szukać pieniędzy nie na formalne pokrycie strat podległych jednostek, lecz na wsparcie ich na taką skalę, aby mogły po prostu udzielać świadczeń zdrowotnych.
Przeczytaj także: „Dyrektorzy i ich kotwice”, „Sytuacja podbramkowa, ale nie przegrana” i „Dzień świstaka”.
Inflacja przy niewzrastających przychodach, a dodatkowo przy stałych cenach sprzedaży (taryfach) prowadzi do pogorszenia wyniku finansowego i pogłębiania się zadłużenia podmiotów leczniczych. Myślę, że nie podlega to dyskusji i jest obserwowane praktycznie wszędzie. Coraz wyższe ceny energii czy usług obcych, nie licząc podwyżek kosztów pracy, o czym także napiszę później, prowadzą do narastania długów – i tyle. Ale to przecież tylko początek – zwiększająca się inflacja to wzrost stóp procentowych i kosztów obsługi istniejącego zadłużenia. Trwała nierentowność to brak dostępu do kredytów bankowych. Narastanie zadłużenia przeterminowanego to karne odsetki. Spirala się rozkręca, natura próżni nie znosi i pojawiają się instytucje finansujące zadłużenie szpitalne, ale na znacznie gorszych warunkach niż w systemie bankowym.
Opisane powyżej to nie political fiction ani czarnowidztwo. To prosty powrót do czasu niedofinansowania jednostek ochrony zdrowia przy wysokich stopach procentowych w pierwszej dekadzie XXI w. Wystarczy o tym poczytać lub sobie przypomnieć.
Prawdopodobnie wiele osób pamięta firmę Magellan, innym dla ciekawości podpowiem, że Marek Falenta, znany z afery taśmowej w Sowie i Przyjaciołach, wcześniej w firmie Electus także zarabiał na finansowaniu szpitalnego zadłużenia. A zarobki tych firm były wieloprocentowe.
Jednak przecież zarabiali nie tylko dostawcy drogiego kapitału. Z jednej strony same odsetki bankowe w miarę wzrostów podnosiły koszt kredytu potrzebnego do utrzymania działalności. Z drugiej strony dochodziły do tego koszty karnych odsetek zadłużenia przeterminowanego, postępowań sądowych i komornicze. Te ostatnie zostały na szczęście mocno ograniczone, bo przed 15, 20 laty bywało, że komornik za wysłanie pisma z zajęciem należności do Narodowego Funduszu Zdrowia, czyli w zasadzie za cenę znaczka pocztowego, zgarniał należne mu koszty komornicze sięgające 25 proc. całej należności.
Tak czy owak jest duże zagrożenie, że taka sytuacja powróci i znowu codziennie będziemy się powszechnie zastanawiać, jak utrzymać płynność finansową, zapewnić pieniądze na wynagrodzenia, zawrzeć układ z ZUS, dogadać się z komornikiem. Zły czas nadchodzi także dla samorządów, które będą musiały szukać pieniędzy nie na formalne pokrycie strat podległych jednostek, lecz na wsparcie ich na taką skalę, aby mogły po prostu udzielać świadczeń zdrowotnych.
Przeczytaj także: „Dyrektorzy i ich kotwice”, „Sytuacja podbramkowa, ale nie przegrana” i „Dzień świstaka”.