Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl
Jak to z ustawą o wynagrodzeniu minimalnym było
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 31.05.2022
Źródło: Krzysztof Bukiel
Tagi: | Krzysztof Bukiel |
– Ustawa o płacach minimalnych w podmiotach leczniczych powstała i była nowelizowana tylko dzięki naciskowi środowisk medycznych, a nie dzięki dobrej woli Ministerstwa Zdrowia – twierdzi Krzysztof Bukiel, opisując związkową historię tworzenia tej ustawy i polemizując z ministrem zdrowia Adam Niedzielskim, który uznał kolejną jej nowelizację za przełomową.
Komentarz przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy dr. Krzysztofa Bukiela:
Józef Piłsudski podobno kiedyś powiedział, że „historię swoją piszcie sami, bo inaczej napiszą ją za was inni i źle”. Te słowa przypomniały mi się, gdy dowiedziałem się, jak minister zdrowia Adam Niedzielski ogłaszał sukces w związku z przegłosowaniem przez Sejm rządowego projektu nowelizacji ustawy z 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Zdaniem ministra przegłosowana – 26 maja – nowelizacja jest „przełomowa, bo zapewnia coroczną waloryzację pensji pracowników medycznych, powstała w atmosferze współpracy wszystkich środowisk medycznych i rządu, co świadczy, że pracownicy są z niej zadowoleni oraz stanowi kolejny etap konsekwentnej polityki naprawiania publicznej ochrony zdrowia przez rząd”.
Taka jest historia napisana przez ministra zdrowia.
A jaka jest prawdziwa?
Ustawa, której kolejną nowelizację przegłosował Sejm, obowiązuje od 2017 r. Jeżeli zatem mówić o jej przełomowym charakterze, to zdarzyło się to pięć lat temu. Uchwalenie tej ustawy, podobnie jak i kolejnych jej nowelizacji, łącznie z obecną, nie było wynikiem przykładnego, merytorycznego dialogu środowisk medycznych z ministerstwem ani nie świadczyło o chęci rozwiązania problemu niskich płac w lecznictwie przez rząd.
Faktem jest, że minister zdrowia Konstanty Radziwiłł wcześniej zapowiadał wprowadzenie takiej ustawy, ale początkowe tempo jej przygotowywania pokazywało, że jej uchwalenie może nastąpić dopiero za wiele, wiele lat. Przeszkodą do szybkiego stworzenia projektu ustawy miały być – zdaniem ministra – spory między poszczególnymi grupami zawodowymi i reprezentującymi je związkami zawodowymi co do wysokości pensji minimalnych. W odpowiedzi na te zarzuty OZZL zaproponował wszystkim związkom zawodowym poszczególnych zawodów medycznych stworzenie porozumienia, które by przygotowało nie tylko propozycje odpowiednich stawek pensji minimalnych, ale – wręcz – całą ustawę. Później można by ją przedstawić w Sejmie w postaci obywatelskiego projektu. Porozumienie to przyjęło nazwę Porozumienie Zawodów Medycznych, a jego pierwsze spotkanie odbyło się w Warszawie 5 lutego 2016 r. W jego skład wchodziło początkowo dziewięć, a później trzynaście związków zawodowych oraz Porozumienie Rezydentów OZZL – jako najaktywniejsza w tamtym czasie część OZZL. OPZZ i „Solidarność”, mimo zaproszenia ich do PZM, nie chciały się przyłączyć. Ustalenie treści ustawy, w tym stawek płac minimalnych dla poszczególnych zawodów, zajęło porozumieniu jedno czy dwa spotkania. Widać zatem wyraźnie, że to nie ta rzekoma kłótnia między zawodami była powodem opóźnienia przez rząd przedstawienia projektu ustawy, ale celowa chęć przeciągnięcia w czasie tego procesu. Nieco dłużej (niż napisanie ustawy) zabrało PZM-owi zebranie odpowiedniej liczby podpisów pod nią. Jednak już w połowie 2017 r. zebrano 240 tysięcy podpisów (wymagane było 100 tys.) i złożono projekt do Sejmu. W tzw. międzyczasie PZM zorganizował wielką manifestację pracowników medycznych w Warszawie, odbyło się wiele publicznych wystąpień, wysłano liczne listy do ministra, premiera, prezydenta, szefa PiS. Chociaż były one – pozornie – lekceważone, to niewątpliwie musiały wywrzeć pewien wpływ na rządzących. Dopiero wszystkie te działania środowisk medycznych mocno przyspieszyły tempo prac rządowych. Kompromitacją byłby bowiem fakt, gdyby projekt obywatelski wszedł do Sejmu przed rządowym, który zapowiadano od 2 lat. Minister podniósł też nieco proponowane stawki pensji minimalnych, chociaż nadal pozostawały one na bardzo niskim poziomie. Przykładowo, dla lekarzy specjalistów przewidziano pensję (zasadniczą) minimalną w wysokości 1,27 (pierwotnie 1,24) przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce za rok ubiegły.
Ustawa faktycznie ma pewne cechy „historyczności”, bo przedtem nie było takiej gwarancji płac minimalnych w lecznictwie, co powodowało, że przy trwałym deficycie finansowym szpitali pensje ich pracowników mogły być zaniżane niemal dowolnie. Dotyczyło to zwłaszcza tych grup zawodowych, które same nie potrafiły o podwyżki walczyć strajkiem lub innymi metodami. Jednak tę „historyczność” ograniczył znacznie fakt, że wskaźniki płac minimalnych były ustalone na tak niskim poziomie, iż bardziej utrwalały biedę, niż ją zwalczały.
Dlatego po uchwaleniu ustawy (w jej pierwotnym brzmieniu) PZM nie zaprzestał różnych form nacisku, aby tę ustawę zmienić. Ich apogeum był protest głodowy w październiku 2017 r. zorganizowany przez PR OZZL (przy współpracy i pomocy ze strony ZK OZZL). Mimo zaproszenia nie przystąpiły do niego inne związki zawodowe, chociaż brali udział indywidualni przedstawiciele różnych zawodów – ratownicy, pielęgniarki, fizjoterapeuci i psychologowie). Ostatecznym efektem protestu było podpisanie w lutym 2018 r. porozumienia między PR OZZL a ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim, które przewidywało między innymi wzrost wynagrodzeń lekarzy rezydentów, minimalną pensję zasadniczą dla lekarzy ze specjalizacją, którzy pracowali w szpitalach i nie dyżurowali w innych szpitalach (w wysokości 6750 zł, co stanowiło 1,58 przeciętnego wynagrodzenia za rok ubiegły, czyli znacznie więcej, niż to przewidywała wyżej wymieniona ustawa o płacach minimalnych – tam jest 1,27) oraz przyspieszenie o rok osiągniecie poziomu 6 proc. PKB na publiczną ochronę zdrowia.
Ta wybiórcza podwyżka dla lekarzy (podobnie jak wcześniej wybiórcza podwyżka dla pielęgniarek w postaci tzw. zembalowego) stała się bodźcem dla związków zawodowych innych zawodów, zwłaszcza dla central związkowych do działań na rzecz wzrostu płac także innych grup zawodowych. Wiadomo bowiem, że nic tak nie motywuje człowieka do działania jak zawiść, że „on ma, a ja nie”. Znaczenie miało zapewne polityczne powiązanie „Solidarności” z rządem i chęć ratowania wizerunku tego związku, jako walczącego o najmniej zarabiających.
Tylko temu – moim zdaniem – możemy zawdzięczać podjęcie przez resort prac nad nowelizacją ustawy o płacach minimalnych, która zaowocowała dwukrotnym już podwyższeniem współczynników dla wszystkich zawodów, z wyjątkiem tych lekarzy, którzy wcześniej na mocy „podwyżki Szumowskiego” osiągnęli pułap 1,58 średniej krajowej. Oni ciągle jeszcze tego pułapu nie osiągnęli – obecnie mają mieć 1,45. Prawda jest więc taka, że bez „egoistycznej” postawy lekarzy z PR OZZL, którzy podpisali porozumienie o wybiórczej podwyżce dla lekarzy, nie byłoby podwyżek i dla innych grup zawodowych.
Równolegle, w 2017 r. w PZM powstał i został złożony w Sejmie drugi obywatelski projekt ustawy, zakładającej szybki wzrost publicznych nakładów na służbę zdrowia do 6,8 proc. PKB w 2021. Pod projektem zebrano 150 tysięcy podpisów. Złożony został do Sejmu 5 grudnia 2017 i – podobnie jak wcześniejszy – trafił do „zamrażarki”. Z pewnością jednak przyczynił się do przygotowania przez rząd i uchwalenia przez Sejm nowelizacji ustawy o nakładach na publiczną ochronę zdrowia i podniesienia tego wskaźnika z 6 do 7 proc. PKB.
Wnioski
Ustawa o płacach minimalnych w podmiotach leczniczych powstała i była nowelizowana tylko dzięki stałemu i aktywnemu naciskowi środowisk medycznych, a nie dzięki dobrej woli Ministerstwa Zdrowia.
Minister zdrowia prowadził „dialog” jedynie z tymi organizacjami, które zgadzały się z nim (w praktyce OPZZ i NSZZ „Solidarność”) i bez nacisku pozostałych organizacji związkowych (w tym zwłaszcza OZZL i OZZPiP) płace minimalne pozostałyby prawdopodobnie na poziomie, jaki został ustalony w pierwszej wersji ustawy.
Podobnie rzecz ma się ze wzrostem nakładów na publiczne lecznictwo. Kolejne decyzje o ustawowo określonym poziomie nakładów (najpierw 6 proc., a później 7 proc. PKB) następowały po licznych protestach i naciskach środowisk medycznych, a i tak zostało to odsunięte bardzo w czasie (dziesięć lat od momentu przejęcia władzy przez obecny rząd) i faktycznie obniżone, przez odniesienie się do PKB sprzed dwóch lat.
Gdyby obecny rząd tak „priorytetowo” traktował 500 plus, jak traktował zwiększenie się nakładów na publiczne lecznictwo (lub wzrost płac pracowników medycznych), to pierwsze 500 zł byłoby pewnie wypłacone w 2022 r. w kwocie 100 złotych na drugie i kolejne dziecko.
Przeczytaj także: „Ustawa o płacach minimalnych uchwalona” i „Poprawki do ustawy o wynagrodzeniu minimalnym”.
Józef Piłsudski podobno kiedyś powiedział, że „historię swoją piszcie sami, bo inaczej napiszą ją za was inni i źle”. Te słowa przypomniały mi się, gdy dowiedziałem się, jak minister zdrowia Adam Niedzielski ogłaszał sukces w związku z przegłosowaniem przez Sejm rządowego projektu nowelizacji ustawy z 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Zdaniem ministra przegłosowana – 26 maja – nowelizacja jest „przełomowa, bo zapewnia coroczną waloryzację pensji pracowników medycznych, powstała w atmosferze współpracy wszystkich środowisk medycznych i rządu, co świadczy, że pracownicy są z niej zadowoleni oraz stanowi kolejny etap konsekwentnej polityki naprawiania publicznej ochrony zdrowia przez rząd”.
Taka jest historia napisana przez ministra zdrowia.
A jaka jest prawdziwa?
Ustawa, której kolejną nowelizację przegłosował Sejm, obowiązuje od 2017 r. Jeżeli zatem mówić o jej przełomowym charakterze, to zdarzyło się to pięć lat temu. Uchwalenie tej ustawy, podobnie jak i kolejnych jej nowelizacji, łącznie z obecną, nie było wynikiem przykładnego, merytorycznego dialogu środowisk medycznych z ministerstwem ani nie świadczyło o chęci rozwiązania problemu niskich płac w lecznictwie przez rząd.
Faktem jest, że minister zdrowia Konstanty Radziwiłł wcześniej zapowiadał wprowadzenie takiej ustawy, ale początkowe tempo jej przygotowywania pokazywało, że jej uchwalenie może nastąpić dopiero za wiele, wiele lat. Przeszkodą do szybkiego stworzenia projektu ustawy miały być – zdaniem ministra – spory między poszczególnymi grupami zawodowymi i reprezentującymi je związkami zawodowymi co do wysokości pensji minimalnych. W odpowiedzi na te zarzuty OZZL zaproponował wszystkim związkom zawodowym poszczególnych zawodów medycznych stworzenie porozumienia, które by przygotowało nie tylko propozycje odpowiednich stawek pensji minimalnych, ale – wręcz – całą ustawę. Później można by ją przedstawić w Sejmie w postaci obywatelskiego projektu. Porozumienie to przyjęło nazwę Porozumienie Zawodów Medycznych, a jego pierwsze spotkanie odbyło się w Warszawie 5 lutego 2016 r. W jego skład wchodziło początkowo dziewięć, a później trzynaście związków zawodowych oraz Porozumienie Rezydentów OZZL – jako najaktywniejsza w tamtym czasie część OZZL. OPZZ i „Solidarność”, mimo zaproszenia ich do PZM, nie chciały się przyłączyć. Ustalenie treści ustawy, w tym stawek płac minimalnych dla poszczególnych zawodów, zajęło porozumieniu jedno czy dwa spotkania. Widać zatem wyraźnie, że to nie ta rzekoma kłótnia między zawodami była powodem opóźnienia przez rząd przedstawienia projektu ustawy, ale celowa chęć przeciągnięcia w czasie tego procesu. Nieco dłużej (niż napisanie ustawy) zabrało PZM-owi zebranie odpowiedniej liczby podpisów pod nią. Jednak już w połowie 2017 r. zebrano 240 tysięcy podpisów (wymagane było 100 tys.) i złożono projekt do Sejmu. W tzw. międzyczasie PZM zorganizował wielką manifestację pracowników medycznych w Warszawie, odbyło się wiele publicznych wystąpień, wysłano liczne listy do ministra, premiera, prezydenta, szefa PiS. Chociaż były one – pozornie – lekceważone, to niewątpliwie musiały wywrzeć pewien wpływ na rządzących. Dopiero wszystkie te działania środowisk medycznych mocno przyspieszyły tempo prac rządowych. Kompromitacją byłby bowiem fakt, gdyby projekt obywatelski wszedł do Sejmu przed rządowym, który zapowiadano od 2 lat. Minister podniósł też nieco proponowane stawki pensji minimalnych, chociaż nadal pozostawały one na bardzo niskim poziomie. Przykładowo, dla lekarzy specjalistów przewidziano pensję (zasadniczą) minimalną w wysokości 1,27 (pierwotnie 1,24) przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce za rok ubiegły.
Ustawa faktycznie ma pewne cechy „historyczności”, bo przedtem nie było takiej gwarancji płac minimalnych w lecznictwie, co powodowało, że przy trwałym deficycie finansowym szpitali pensje ich pracowników mogły być zaniżane niemal dowolnie. Dotyczyło to zwłaszcza tych grup zawodowych, które same nie potrafiły o podwyżki walczyć strajkiem lub innymi metodami. Jednak tę „historyczność” ograniczył znacznie fakt, że wskaźniki płac minimalnych były ustalone na tak niskim poziomie, iż bardziej utrwalały biedę, niż ją zwalczały.
Dlatego po uchwaleniu ustawy (w jej pierwotnym brzmieniu) PZM nie zaprzestał różnych form nacisku, aby tę ustawę zmienić. Ich apogeum był protest głodowy w październiku 2017 r. zorganizowany przez PR OZZL (przy współpracy i pomocy ze strony ZK OZZL). Mimo zaproszenia nie przystąpiły do niego inne związki zawodowe, chociaż brali udział indywidualni przedstawiciele różnych zawodów – ratownicy, pielęgniarki, fizjoterapeuci i psychologowie). Ostatecznym efektem protestu było podpisanie w lutym 2018 r. porozumienia między PR OZZL a ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim, które przewidywało między innymi wzrost wynagrodzeń lekarzy rezydentów, minimalną pensję zasadniczą dla lekarzy ze specjalizacją, którzy pracowali w szpitalach i nie dyżurowali w innych szpitalach (w wysokości 6750 zł, co stanowiło 1,58 przeciętnego wynagrodzenia za rok ubiegły, czyli znacznie więcej, niż to przewidywała wyżej wymieniona ustawa o płacach minimalnych – tam jest 1,27) oraz przyspieszenie o rok osiągniecie poziomu 6 proc. PKB na publiczną ochronę zdrowia.
Ta wybiórcza podwyżka dla lekarzy (podobnie jak wcześniej wybiórcza podwyżka dla pielęgniarek w postaci tzw. zembalowego) stała się bodźcem dla związków zawodowych innych zawodów, zwłaszcza dla central związkowych do działań na rzecz wzrostu płac także innych grup zawodowych. Wiadomo bowiem, że nic tak nie motywuje człowieka do działania jak zawiść, że „on ma, a ja nie”. Znaczenie miało zapewne polityczne powiązanie „Solidarności” z rządem i chęć ratowania wizerunku tego związku, jako walczącego o najmniej zarabiających.
Tylko temu – moim zdaniem – możemy zawdzięczać podjęcie przez resort prac nad nowelizacją ustawy o płacach minimalnych, która zaowocowała dwukrotnym już podwyższeniem współczynników dla wszystkich zawodów, z wyjątkiem tych lekarzy, którzy wcześniej na mocy „podwyżki Szumowskiego” osiągnęli pułap 1,58 średniej krajowej. Oni ciągle jeszcze tego pułapu nie osiągnęli – obecnie mają mieć 1,45. Prawda jest więc taka, że bez „egoistycznej” postawy lekarzy z PR OZZL, którzy podpisali porozumienie o wybiórczej podwyżce dla lekarzy, nie byłoby podwyżek i dla innych grup zawodowych.
Równolegle, w 2017 r. w PZM powstał i został złożony w Sejmie drugi obywatelski projekt ustawy, zakładającej szybki wzrost publicznych nakładów na służbę zdrowia do 6,8 proc. PKB w 2021. Pod projektem zebrano 150 tysięcy podpisów. Złożony został do Sejmu 5 grudnia 2017 i – podobnie jak wcześniejszy – trafił do „zamrażarki”. Z pewnością jednak przyczynił się do przygotowania przez rząd i uchwalenia przez Sejm nowelizacji ustawy o nakładach na publiczną ochronę zdrowia i podniesienia tego wskaźnika z 6 do 7 proc. PKB.
Wnioski
Ustawa o płacach minimalnych w podmiotach leczniczych powstała i była nowelizowana tylko dzięki stałemu i aktywnemu naciskowi środowisk medycznych, a nie dzięki dobrej woli Ministerstwa Zdrowia.
Minister zdrowia prowadził „dialog” jedynie z tymi organizacjami, które zgadzały się z nim (w praktyce OPZZ i NSZZ „Solidarność”) i bez nacisku pozostałych organizacji związkowych (w tym zwłaszcza OZZL i OZZPiP) płace minimalne pozostałyby prawdopodobnie na poziomie, jaki został ustalony w pierwszej wersji ustawy.
Podobnie rzecz ma się ze wzrostem nakładów na publiczne lecznictwo. Kolejne decyzje o ustawowo określonym poziomie nakładów (najpierw 6 proc., a później 7 proc. PKB) następowały po licznych protestach i naciskach środowisk medycznych, a i tak zostało to odsunięte bardzo w czasie (dziesięć lat od momentu przejęcia władzy przez obecny rząd) i faktycznie obniżone, przez odniesienie się do PKB sprzed dwóch lat.
Gdyby obecny rząd tak „priorytetowo” traktował 500 plus, jak traktował zwiększenie się nakładów na publiczne lecznictwo (lub wzrost płac pracowników medycznych), to pierwsze 500 zł byłoby pewnie wypłacone w 2022 r. w kwocie 100 złotych na drugie i kolejne dziecko.
Przeczytaj także: „Ustawa o płacach minimalnych uchwalona” i „Poprawki do ustawy o wynagrodzeniu minimalnym”.