OIL w Warszawie
Jankowski: Tak, Polska to chory kraj
Autor: Agnieszka Starewicz-Jaworska
Data: 12.11.2019
Źródło: Kurier Medyczny/KL
Tagi: | Łukasz Jankowski |
- Postawiliśmy diagnozę i stwierdziliśmy, że polski system ochrony zdrowia jest chory. Dlaczego? Bo mamy najmniej lekarzy w Unii Europejskiej, bo wydłużają się kolejki do specjalistów, bo dostępność do leczenia jest niewystarczająca, bo nie ma odpowiedniej opieki geriatrycznej i profilaktyki. A to tylko kilka z długiej listy problemów, które sprawiły, że postanowiliśmy rozpocząć akcję „Polska to chory kraj” - mówi Łukasz Jankowski, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, w rozmowie z „Kurierem Medycznym”.
Czy mamy strategię, jakieś pomysły, aby usprawnić system ochrony zdrowia w Polsce?
- Jest strategia strażaka, polega na gaszeniu pożarów i na dokładaniu pieniędzy oraz zasobów tam, gdzie problem w danej chwili jest najbardziej palący lub medialny. Przykład? Przypadek SOR-ów, którymi nikt się nie interesował. Aż doszło do tragedii. Mamy obawy, że podobnie będzie w innych obszarach. Dopiero jeżeli dojdzie do katastrofy, decydenci zaczną się zajmować ochroną zdrowia. Nie ma całościowej wizji. Nie ma jej pewnie dlatego, że zmiany w ochronie zdrowia zwykle wiążą się z działaniami długofalowymi. Efektów nie widać od razu, a mogą być niepopularne.
Nawiązując do kampanii wyborczej, politycy przekrzykiwali się w pomysłach w jaki sposób zlikwidować kolejki na SOR-ach, była licytacja, ile dni trzeba czekać w kolejce do lekarza specjalisty, proponowali do 30 dni, do 20 dni. Jaki jest pana na to pomysł?
- Kiedy przyjechała do nas telewizja czeska, żeby nakręcić materiał o akcji „Polska to chory kraj”, redaktor nie mógł uwierzyć, ze w Polsce na wizytę u endokrynologa czeka się dwa lata. Powiedział nam, że w Czechach na wizytę czeka się dwa tygodnie. Szkopuł w tym, że system czeski jest inaczej skonstruowany, składka zdrowotna jest wyższa, a rynek zdrowotny to konkurencja między świadczeniodawcami, system jest inaczej zorganizowany. Poza tym więcej pieniędzy przeznaczanych jest na ochronę zdrowia. Myślę, że dziś powinniśmy rozmawiać głównie o wzroście finansowania na ochronę zdrowia, a dopiero później mówić o zmianach organizacyjnych tej opieki.
Tych pieniędzy w systemie ochrony zdrowia jest więcej, tak przynajmniej twierdzi Ministerstwo Zdrowia. Nakłady rosną, ale pytanie, czy niewystarczająco do potrzeb. 20 lat temu w systemie było 27 mld zł, dziś jest 100 mld zł.
- Myślę, że najważniejszym miernikiem, jeżeli chodzi o ochronę zdrowia, jest odniesienie ich do PKB danego kraju. Z przykrością trzeba zauważyć, że nakłady w tym roku w Polsce nie przekroczyły 4,5 proc. PKB, jeśli chodzi o publiczne nakłady na ochronę zdrowia. Trochę mylące jest mówienie o liczbach bezwzględnych, bo zwracam uwagę, że może 20 lat temu tych pieniędzy było znacznie mniej, ale były inne potrzeby w ochronie zdrowia. Dziś starzejemy się jako populacja. Potrzeby zdrowotne są więc większe. Postęp medycyny również wymusił większe wydatki na ochronę zdrowia, bo terapie są droższe. Ale wraz z postępem obejmujemy terapią większą liczbę chorych. Po prostu jesteśmy w stanie lepiej leczyć. Leczyć większą grupę pacjentów, ale to kosztuje. W związku z tym w liczbach bezwzględnych tak, wzrost rzeczywiście jest. Natomiast zupełnie niewystarczający w stosunku do potrzeb. Znajduje to odzwierciedlenie w PKB. Życzylibyśmy sobie żeby ten poziom finansowania wynosił dziś 6,8 proc. PKB publicznych nakładów na ochronę zdrowia. A ile pieniędzy potrzeba na ochronę zdrowia w Polsce? Pewnie właśnie tyle, bo według danych Najwyższej Izby Kontroli wydatki publiczne i prywatne na ochronę zdrowia dziś to w sumie około 6,7 proc. PKB. Problem w tym, że jedną trzecią my, pacjenci – obywatele wydajemy z własnej kieszeni. To są te potrzeby sektora ochrony zdrowia, które powinny być pokryte z pieniędzy publicznych. [...]
Wywiad w całości zostanie opublikowany w „Kurierze Medycznym” 4/2019.
Przeczytaj także: „Polska to chory kraj” i „Jankowski: Gdybym był ministrem zdrowia, to...”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
- Jest strategia strażaka, polega na gaszeniu pożarów i na dokładaniu pieniędzy oraz zasobów tam, gdzie problem w danej chwili jest najbardziej palący lub medialny. Przykład? Przypadek SOR-ów, którymi nikt się nie interesował. Aż doszło do tragedii. Mamy obawy, że podobnie będzie w innych obszarach. Dopiero jeżeli dojdzie do katastrofy, decydenci zaczną się zajmować ochroną zdrowia. Nie ma całościowej wizji. Nie ma jej pewnie dlatego, że zmiany w ochronie zdrowia zwykle wiążą się z działaniami długofalowymi. Efektów nie widać od razu, a mogą być niepopularne.
Nawiązując do kampanii wyborczej, politycy przekrzykiwali się w pomysłach w jaki sposób zlikwidować kolejki na SOR-ach, była licytacja, ile dni trzeba czekać w kolejce do lekarza specjalisty, proponowali do 30 dni, do 20 dni. Jaki jest pana na to pomysł?
- Kiedy przyjechała do nas telewizja czeska, żeby nakręcić materiał o akcji „Polska to chory kraj”, redaktor nie mógł uwierzyć, ze w Polsce na wizytę u endokrynologa czeka się dwa lata. Powiedział nam, że w Czechach na wizytę czeka się dwa tygodnie. Szkopuł w tym, że system czeski jest inaczej skonstruowany, składka zdrowotna jest wyższa, a rynek zdrowotny to konkurencja między świadczeniodawcami, system jest inaczej zorganizowany. Poza tym więcej pieniędzy przeznaczanych jest na ochronę zdrowia. Myślę, że dziś powinniśmy rozmawiać głównie o wzroście finansowania na ochronę zdrowia, a dopiero później mówić o zmianach organizacyjnych tej opieki.
Tych pieniędzy w systemie ochrony zdrowia jest więcej, tak przynajmniej twierdzi Ministerstwo Zdrowia. Nakłady rosną, ale pytanie, czy niewystarczająco do potrzeb. 20 lat temu w systemie było 27 mld zł, dziś jest 100 mld zł.
- Myślę, że najważniejszym miernikiem, jeżeli chodzi o ochronę zdrowia, jest odniesienie ich do PKB danego kraju. Z przykrością trzeba zauważyć, że nakłady w tym roku w Polsce nie przekroczyły 4,5 proc. PKB, jeśli chodzi o publiczne nakłady na ochronę zdrowia. Trochę mylące jest mówienie o liczbach bezwzględnych, bo zwracam uwagę, że może 20 lat temu tych pieniędzy było znacznie mniej, ale były inne potrzeby w ochronie zdrowia. Dziś starzejemy się jako populacja. Potrzeby zdrowotne są więc większe. Postęp medycyny również wymusił większe wydatki na ochronę zdrowia, bo terapie są droższe. Ale wraz z postępem obejmujemy terapią większą liczbę chorych. Po prostu jesteśmy w stanie lepiej leczyć. Leczyć większą grupę pacjentów, ale to kosztuje. W związku z tym w liczbach bezwzględnych tak, wzrost rzeczywiście jest. Natomiast zupełnie niewystarczający w stosunku do potrzeb. Znajduje to odzwierciedlenie w PKB. Życzylibyśmy sobie żeby ten poziom finansowania wynosił dziś 6,8 proc. PKB publicznych nakładów na ochronę zdrowia. A ile pieniędzy potrzeba na ochronę zdrowia w Polsce? Pewnie właśnie tyle, bo według danych Najwyższej Izby Kontroli wydatki publiczne i prywatne na ochronę zdrowia dziś to w sumie około 6,7 proc. PKB. Problem w tym, że jedną trzecią my, pacjenci – obywatele wydajemy z własnej kieszeni. To są te potrzeby sektora ochrony zdrowia, które powinny być pokryte z pieniędzy publicznych. [...]
Wywiad w całości zostanie opublikowany w „Kurierze Medycznym” 4/2019.
Przeczytaj także: „Polska to chory kraj” i „Jankowski: Gdybym był ministrem zdrowia, to...”.
Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.