Kuba Atys/Agencja Gazeta
Jarosław Biliński: Polska ma raka
Tagi: | Jarosław Biliński |
- Gnijąca masa nowotworowa w postaci polskiego systemu ochrony zdrowia sama w sobie jest autonomiczna, ale nadal mutuje. Chce trwać, ewoluować, czasem nawet weźmie poprawkę na błędy, które popełnia, i wyprodukuje swój bardziej trwały i doskonalszy klon. Ale ten klon zniszczy organizm z większą mocą - twierdzi Jarosław Biliński, wiceprezes ORL w Warszawie.
Komentarz Jarosława Bilińskiego, wiceprezesa Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie:
- Główne cechy nowotworu złośliwego to zdolność do nieograniczonego podziału komórkowego (nieśmiertelność) i zdolność do naciekania okolicznych tkanek oraz przerzutowania (z zasady nowotwór złośliwy jest chorobą ogólnoustrojową). W świadomości pacjentów często rak jest intruzem, pacjent darzy go nienawiścią, chce wyrzucić z siebie, wyciąć, zniszczyć, spalić. Rak budzi odrazę – zarówno psychiczną, jak i fizyczną (często ta gnijąca masa ulega rozpadowi).
Czy polski system ochrony zdrowia nie jest takim tworem, rakiem niszczącym duży polski organizm?
System ochrony zdrowia w Polsce jest "nieśmiertelny" (niereformowalny). Wielokrotnie można usłyszeć od osób niebędących lekarzami, ale zajmujących się problematyką ochrony zdrowia (np. adwokatów, radców prawnych, artystów), że to jeden z ostatnich reliktów PRL, że inne branże już w większości wyszły ze stęchłego marazmu Polski Ludowej, niewydolnego, niewydajnego i wsobnego, ale ochrona zdrowia nadal w nim tkwi po uszy. Trudno się nie zgodzić – często pracownicy ochrony zdrowia nie dostrzegają, z przyzwyczajenia, jak daleko odbiega infrastrukturalnie, rozwojowo, mentalnie ten system od innych branż usługowych, mających kontakt z klientem (pacjentem). Wiele elementów pozostaje w sferze „załatwiania” (ty mi załatwisz coś, ja ci załatwię coś w zamian – nie będziemy stać w kolejce), często zarządzający szpitalami naginają rzeczywistość, tkwiąc ślepo na stołkach i mówiąc, że system działa, ciesząc się, że wyremontowano pion kanalizacyjny (!) w szpitalu, co ma być oznaką skuteczności podejmowanych przez nich działań.
Gnijąca masa nowotworowa w postaci polskiego systemu ochrony zdrowia sama w sobie jest autonomiczna, ale nadal mutuje. Chce trwać, ewoluować, czasem nawet weźmie poprawkę na błędy, które popełnia, i wyprodukuje swój bardziej trwały i doskonalszy klon. Ale ten klon zniszczy organizm z większą mocą.
System "wie", że jest niedoskonały, tworzące go komórki, czyli pracownicy ochrony zdrowia, widzą to doskonale. Sami próbują coś zrobić dla ogólnej poprawy i czasem coś się udaje, powstaje lepszy klon. Jednak struktura guza jest z góry zaplanowana, można dokonać drobnych modyfikacji, ale nie da się jej gruntownie zmienić. Dlatego gnije, rozpada się. Co więcej, w guzie są komórki macierzyste nowotworu, supermutanty, komórki "obserwujące", co się dzieje, czekające prawie w uśpieniu, zużywające minimum energii, którym zależy, aby było tak jak jest. Czy w systemie nie widzimy takich "nadkomórek"? Czy są analogie?
System w Polsce ma zdolność naciekania okolicznych tkanek. Rozprzestrzenia się przez ciągłość, wżera się we wszystko dookoła, niszczy to, co zastanie, przegryza zdrowe tkanki i psuje się w kolejnych narządach. Nazywamy go „służbą zdrowia” (de facto termin ten powstał za czasów PRL i po reformach w 1999 r. miał bezpowrotnie zniknąć ze słowników). Pod płaszczykiem służby, pomocy, otwierając drzwi tej patologicznej masie, widzimy, jak zaraża wszystko, niszczy to, w co wejdzie, i na koniec konstatuje "inaczej się nie dało".
System ubezpieczeń społecznych, rehabilitacja, opieka społeczna i socjalna – te tkanki są trawione od dawna i nie mogą się zreformować, powiązań patologicznych jest bowiem za dużo.
Nowotworowy system ochrony zdrowia wżera się także w żyły, tętnice, naczynia chłonne i rozprzestrzenia się po całym organizmie – przerzutuje. Zagnieżdża się czasem w zupełnie dalekich i niezwiązanych z pierwotnym guzem organach, zaczyna tam nowe życie, oczywiście niszcząc wszystko, co zastane. W realiach naszego doczesnego życia widać to najbardziej w sferze nauki. Tam, gdzie w nauce dominuje klon nowotworowy systemu ochrony zdrowia, tam zaczyna gnić także pion naukowy, mnożą się problemy, konstrukcja potrafi się szybko rozpaść i przybrać – jak system zdrowia – formę bezładnej masy. Próbuje się reformować, ale wie, że nie ma szans.
Trzeba zastosować radykalne leczenie. Świat przecież idzie do przodu, w wielu przypadkach potrafi przechytrzyć raka. Najpierw chirurgia – radykalna, wycięcie wszystkiego, co możliwe, aby maksymalnie zredukować gnijącą masę guza. Następnie chemioterapia w oparciu o nowoczesne technologie, leki biologiczne, celowane, aby zabezpieczyć organizm przed nawrotem nowotworu. Na koniec skrupulatny nadzór, skrining nowotworowy, aby ewentualne nowo powstałe patologie gasić w zarodku.
Spieszmy się, bo rak jest na tyle głupi, że potrafi zabić cały organizm, powalić nawet największego kolosa na kolana. I tak umierają obaj.
Przeczytaj także: "Niedofinansowanie systemu przyczyną śmierci pacjentów?" i "Fiałek: Będziemy wypowiadać klauzule "opt-out" i rozpoczniemy akcję "1lekarz1etat".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
- Główne cechy nowotworu złośliwego to zdolność do nieograniczonego podziału komórkowego (nieśmiertelność) i zdolność do naciekania okolicznych tkanek oraz przerzutowania (z zasady nowotwór złośliwy jest chorobą ogólnoustrojową). W świadomości pacjentów często rak jest intruzem, pacjent darzy go nienawiścią, chce wyrzucić z siebie, wyciąć, zniszczyć, spalić. Rak budzi odrazę – zarówno psychiczną, jak i fizyczną (często ta gnijąca masa ulega rozpadowi).
Czy polski system ochrony zdrowia nie jest takim tworem, rakiem niszczącym duży polski organizm?
System ochrony zdrowia w Polsce jest "nieśmiertelny" (niereformowalny). Wielokrotnie można usłyszeć od osób niebędących lekarzami, ale zajmujących się problematyką ochrony zdrowia (np. adwokatów, radców prawnych, artystów), że to jeden z ostatnich reliktów PRL, że inne branże już w większości wyszły ze stęchłego marazmu Polski Ludowej, niewydolnego, niewydajnego i wsobnego, ale ochrona zdrowia nadal w nim tkwi po uszy. Trudno się nie zgodzić – często pracownicy ochrony zdrowia nie dostrzegają, z przyzwyczajenia, jak daleko odbiega infrastrukturalnie, rozwojowo, mentalnie ten system od innych branż usługowych, mających kontakt z klientem (pacjentem). Wiele elementów pozostaje w sferze „załatwiania” (ty mi załatwisz coś, ja ci załatwię coś w zamian – nie będziemy stać w kolejce), często zarządzający szpitalami naginają rzeczywistość, tkwiąc ślepo na stołkach i mówiąc, że system działa, ciesząc się, że wyremontowano pion kanalizacyjny (!) w szpitalu, co ma być oznaką skuteczności podejmowanych przez nich działań.
Gnijąca masa nowotworowa w postaci polskiego systemu ochrony zdrowia sama w sobie jest autonomiczna, ale nadal mutuje. Chce trwać, ewoluować, czasem nawet weźmie poprawkę na błędy, które popełnia, i wyprodukuje swój bardziej trwały i doskonalszy klon. Ale ten klon zniszczy organizm z większą mocą.
System "wie", że jest niedoskonały, tworzące go komórki, czyli pracownicy ochrony zdrowia, widzą to doskonale. Sami próbują coś zrobić dla ogólnej poprawy i czasem coś się udaje, powstaje lepszy klon. Jednak struktura guza jest z góry zaplanowana, można dokonać drobnych modyfikacji, ale nie da się jej gruntownie zmienić. Dlatego gnije, rozpada się. Co więcej, w guzie są komórki macierzyste nowotworu, supermutanty, komórki "obserwujące", co się dzieje, czekające prawie w uśpieniu, zużywające minimum energii, którym zależy, aby było tak jak jest. Czy w systemie nie widzimy takich "nadkomórek"? Czy są analogie?
System w Polsce ma zdolność naciekania okolicznych tkanek. Rozprzestrzenia się przez ciągłość, wżera się we wszystko dookoła, niszczy to, co zastanie, przegryza zdrowe tkanki i psuje się w kolejnych narządach. Nazywamy go „służbą zdrowia” (de facto termin ten powstał za czasów PRL i po reformach w 1999 r. miał bezpowrotnie zniknąć ze słowników). Pod płaszczykiem służby, pomocy, otwierając drzwi tej patologicznej masie, widzimy, jak zaraża wszystko, niszczy to, w co wejdzie, i na koniec konstatuje "inaczej się nie dało".
System ubezpieczeń społecznych, rehabilitacja, opieka społeczna i socjalna – te tkanki są trawione od dawna i nie mogą się zreformować, powiązań patologicznych jest bowiem za dużo.
Nowotworowy system ochrony zdrowia wżera się także w żyły, tętnice, naczynia chłonne i rozprzestrzenia się po całym organizmie – przerzutuje. Zagnieżdża się czasem w zupełnie dalekich i niezwiązanych z pierwotnym guzem organach, zaczyna tam nowe życie, oczywiście niszcząc wszystko, co zastane. W realiach naszego doczesnego życia widać to najbardziej w sferze nauki. Tam, gdzie w nauce dominuje klon nowotworowy systemu ochrony zdrowia, tam zaczyna gnić także pion naukowy, mnożą się problemy, konstrukcja potrafi się szybko rozpaść i przybrać – jak system zdrowia – formę bezładnej masy. Próbuje się reformować, ale wie, że nie ma szans.
Trzeba zastosować radykalne leczenie. Świat przecież idzie do przodu, w wielu przypadkach potrafi przechytrzyć raka. Najpierw chirurgia – radykalna, wycięcie wszystkiego, co możliwe, aby maksymalnie zredukować gnijącą masę guza. Następnie chemioterapia w oparciu o nowoczesne technologie, leki biologiczne, celowane, aby zabezpieczyć organizm przed nawrotem nowotworu. Na koniec skrupulatny nadzór, skrining nowotworowy, aby ewentualne nowo powstałe patologie gasić w zarodku.
Spieszmy się, bo rak jest na tyle głupi, że potrafi zabić cały organizm, powalić nawet największego kolosa na kolana. I tak umierają obaj.
Przeczytaj także: "Niedofinansowanie systemu przyczyną śmierci pacjentów?" i "Fiałek: Będziemy wypowiadać klauzule "opt-out" i rozpoczniemy akcję "1lekarz1etat".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.