Archiwum
Jestem przeciwny jakimkolwiek bonom zdrowotnym
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 23.01.2023
Źródło: Marcin Pakulski
Tagi: | Marcin Pakulski, bon zdrowotny |
– Rozważmy możliwość zdrowotnych ubezpieczeń dodatkowych oferowanych przez tę samą instytucję, która pobiera składki obowiązkowe – pisze w „Menedżerze Zdrowia” Marcin Pakulski, twierdząc, że „wprowadzenie bonów zdrowotnych spowodowałoby ograniczenie dostępu do świadczeń i zwiększyłoby koszty leczenia”.
Komentarz byłego prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia Marcina Pakulskiego:
Odnosząc się do tekstów byłego dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Zgierzu Mariusza Jędrzejczaka pod tytułem „Może warto wprowadzić bony zdrowotne?” i członka prezydium Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i byłego przewodniczącego OZZL Krzysztofa Bukiela „A może trochę inny bon zdrowotny?” [linki do artykułów znajdują się na końcu tekstu – red.], stwierdzam, że bon zdrowotny to coś atrakcyjnego dla 30-latka ze stabilnymi przychodami i nieposiadającego poważnych problemów zdrowotnych. Kłopot byłby, gdyby starsza osoba ciężko zachorowała – wtedy konieczne jest długotrwałe leczenie, a nie ma możliwości zarobkowania. Kto miałby się wtedy dorzucić do byłego posiadacza bonu, który dawno się wyczerpał – kto miałby za niego płacić? Być może takie rozwiązanie sprawdziłoby się w bogatych krajach, jak Luksemburg lub Szwajcaria, ale nie w naszych realiach.
Sugeruję rozpoczęcie dyskusji o przywróceniu zasady powszechnego, solidarnego i sprawiedliwego ponoszenia kosztów utrzymania systemu opieki zdrowotnej, dzięki któremu udzielane byłyby świadczenia zdrowotnych o optymalnej jakości. Mam też propozycję dla zwolenników republikańskiej lub liberalnej wolności – rozważmy możliwość ubezpieczeń dodatkowych oferowanych przez tę samą instytucję, która pobiera składki obowiązkowe.
Dlaczego tak?
Bo jest to prostsze – ta sama umowa, ten sam płatnik. Celowo nie piszę Zakład Ubezpieczeń Społecznych i Narodowy Fundusz Zdrowia, bo nie jestem ortodoksyjnie przywiązany do obecnych rozwiązań. Dodatkowe składki powinny być oczywiście w zamian za coś. Tym czymś mógłby być dostęp do lepszych wersji wyrobów medycznych, soczewek, endoprotez, finansowanie zabiegów z użyciem robota chirurgicznego, wyższy standard pobytu w podmiocie leczniczym itd. Raczej nie sposób na przyśpieszenie dostępu do leczenia. Takie rozwiązanie to swego rodzaju balans pomiędzy powszechnym obowiązkiem a dobrowolnością. To też sposób na pozyskanie dodatkowych pieniędzy do publicznego systemu opieki zdrowotnej. Tym, którym zależy na lepszych warunkach leczenia, daje możliwość ich uzyskania, a tych, którym wszystko jedno, nie zmusza do ponoszenia większych wydatków. I tu ważna uwaga – to wciąż są ubezpieczenia o charakterze solidarnym, choć dobrowolnym, a więc system nie traci egalitarnego charakteru. Patrząc od strony świadczeniodawców, to szansa na pozyskanie dodatkowych przychodów, ale w zamian za wyższy standard i zadowalającą jakość. I właśnie jakość byłaby wartością dla wszystkich uprawnionych, nie tylko dla tych, którzy płacą. Dzięki dodatkowym przychodom mielibyśmy przestrzeń do poprawienia warunków pracy i leczenia, co pozwoliłoby zachęcić lekarzy do powrotu do pracy w publicznym systemie opieki zdrowotnej.
Przeczytaj także: „Może warto wprowadzić bony zdrowotne?” i „A może trochę inny bon zdrowotny?”.
Odnosząc się do tekstów byłego dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Zgierzu Mariusza Jędrzejczaka pod tytułem „Może warto wprowadzić bony zdrowotne?” i członka prezydium Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i byłego przewodniczącego OZZL Krzysztofa Bukiela „A może trochę inny bon zdrowotny?” [linki do artykułów znajdują się na końcu tekstu – red.], stwierdzam, że bon zdrowotny to coś atrakcyjnego dla 30-latka ze stabilnymi przychodami i nieposiadającego poważnych problemów zdrowotnych. Kłopot byłby, gdyby starsza osoba ciężko zachorowała – wtedy konieczne jest długotrwałe leczenie, a nie ma możliwości zarobkowania. Kto miałby się wtedy dorzucić do byłego posiadacza bonu, który dawno się wyczerpał – kto miałby za niego płacić? Być może takie rozwiązanie sprawdziłoby się w bogatych krajach, jak Luksemburg lub Szwajcaria, ale nie w naszych realiach.
Sugeruję rozpoczęcie dyskusji o przywróceniu zasady powszechnego, solidarnego i sprawiedliwego ponoszenia kosztów utrzymania systemu opieki zdrowotnej, dzięki któremu udzielane byłyby świadczenia zdrowotnych o optymalnej jakości. Mam też propozycję dla zwolenników republikańskiej lub liberalnej wolności – rozważmy możliwość ubezpieczeń dodatkowych oferowanych przez tę samą instytucję, która pobiera składki obowiązkowe.
Dlaczego tak?
Bo jest to prostsze – ta sama umowa, ten sam płatnik. Celowo nie piszę Zakład Ubezpieczeń Społecznych i Narodowy Fundusz Zdrowia, bo nie jestem ortodoksyjnie przywiązany do obecnych rozwiązań. Dodatkowe składki powinny być oczywiście w zamian za coś. Tym czymś mógłby być dostęp do lepszych wersji wyrobów medycznych, soczewek, endoprotez, finansowanie zabiegów z użyciem robota chirurgicznego, wyższy standard pobytu w podmiocie leczniczym itd. Raczej nie sposób na przyśpieszenie dostępu do leczenia. Takie rozwiązanie to swego rodzaju balans pomiędzy powszechnym obowiązkiem a dobrowolnością. To też sposób na pozyskanie dodatkowych pieniędzy do publicznego systemu opieki zdrowotnej. Tym, którym zależy na lepszych warunkach leczenia, daje możliwość ich uzyskania, a tych, którym wszystko jedno, nie zmusza do ponoszenia większych wydatków. I tu ważna uwaga – to wciąż są ubezpieczenia o charakterze solidarnym, choć dobrowolnym, a więc system nie traci egalitarnego charakteru. Patrząc od strony świadczeniodawców, to szansa na pozyskanie dodatkowych przychodów, ale w zamian za wyższy standard i zadowalającą jakość. I właśnie jakość byłaby wartością dla wszystkich uprawnionych, nie tylko dla tych, którzy płacą. Dzięki dodatkowym przychodom mielibyśmy przestrzeń do poprawienia warunków pracy i leczenia, co pozwoliłoby zachęcić lekarzy do powrotu do pracy w publicznym systemie opieki zdrowotnej.
Przeczytaj także: „Może warto wprowadzić bony zdrowotne?” i „A może trochę inny bon zdrowotny?”.