Każdy lekarz POZ powinien mieć swojego… kardiologa
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 16.04.2018
Źródło: BL
Tagi: | Piotr Hoffman |
- Każdy lekarz POZ powinien mieć swojego zaufanego kardiologa, a każdy kardiolog pracować w zespole z dziesięcioma – czy nawet dwudziestoma lekarzami rodzinnymi – mówi prof. Piotr Hoffman, były prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Poniżej obszerne fragmenty rozmowy z Piotrem Hoffmanem.
Świetne wyniki w kardiologii interwencyjnej i zdecydowanie słabsze, gdy chodzi o leczenie chorób układu krążenia w ogóle. Część kardiologów skłonna jest o to obwiniać lekarzy POZ. Podziela pan tą opinię?
- Zdecydowanie nie. Z resztą uważam, że żadna z przywołanych tutaj przez pana specjalności nie zasługuje na przyszywanie jej etykietki „winny”. Bo tak naprawdę kłopoty wynikają z przyczyn organizacyjnych, konkretnie ze złej organizacji naszego systemu ochrony zdrowia. Kuleje przede wszystkim współpraca, koordynacja opieki nad pacjentem. […].
Zajmijmy się tematem konsultacji między lekarzem POZ a kardiologiem. Co tu działa nie tak, co można poprawić?
- Chciałbym w pierwszej kolejności usprawnić zasadę tych kontaktów. Dziś jest tak, że gdy lekarz rodzinny potrzebuje konsultacji – wystawia skierowanie, pacjent zapisuje się w kolejkę, czeka, w wypadku gdy pochodzi z małego miasta – musi dojechać do większego ośrodka. Tymczasem w wielu wypadkach wizyta pacjenta nie jest konieczna. Można zadać pytanie mailem, zdalnie poprosić kardiologa np. o interpretację EKG, zasięgnąć rady w innych sprawach. Same zalety – nie trzeba fatygować pacjenta, nie tracimy czasu. W ogóle wychodzę z założenia, że każdy lekarz POZ powinien mieć swojego zaufanego kardiologa, a każdy kardiolog pracować w zespole z dziesięcioma – czy nawet dwudziestoma lekarzami rodzinnymi. Takie zespoły to byłoby idealne rozwiązanie. Zwłaszcza, że lekarzy rodzinnych jest zbyt mało, a trwalsze związki z konkretnym kardiologiem sprzyjałby poprawie efektywności współpracy. To oczywiście wymaga stosownej gratyfikacji
Czyli każdy lekarz POZ powinien mieć swojego kardiologa? Może być trudno. Brakuje przecież nie tylko lekarzy rodzinnych, ale i kardiologów.
- Brakuje kardiologów? Wcale tak nie uważam. Problemem jest jednak to, że skupiają się w dużych ośrodkach, nie ma ich w mniejszych.
A czy pan zdecydowałby się na dojeżdżanie raz czy kilka razy w tygodniu, i przyjmować pacjentów np. w Sierpcu czy Łapach?
- Dlaczegóż by nie? Mało tego. Gdybym zauważył, że udało się nawiązać współpracę z lekarzami POZ z okolicznych ośrodków mógłby rozważyć otwarcie na miejscu stałej praktyki. Sądzę, że wielu kardiologów chętnie by się na takie rozwiązanie skusiło.
Co zatem stoi na przeszkodzie powołaniu takich zespołów współpracujących z kardiologiem lekarzy POZ?
- Jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze. Cóż, rzeczywiście preferowaną przez NFZ formą rozliczania z kardiologami są klasyczne wizyty w gabinecie. To trochę nie nadąża za postępem np. w dziedzinie telemedycyny, ale porady inne niż wizyty trudno rozliczyć. A warto rozważyć inne sposoby rozliczania. Sądzę, że posłużyłoby dobru pacjentów.
Rozmawiał: Bartłomiej Leśniewski
Tekst stanowi fragment większej rozmowy, którą opublikuje w najnowszym wydaniu magazyn „Lekarz POZ”.
Świetne wyniki w kardiologii interwencyjnej i zdecydowanie słabsze, gdy chodzi o leczenie chorób układu krążenia w ogóle. Część kardiologów skłonna jest o to obwiniać lekarzy POZ. Podziela pan tą opinię?
- Zdecydowanie nie. Z resztą uważam, że żadna z przywołanych tutaj przez pana specjalności nie zasługuje na przyszywanie jej etykietki „winny”. Bo tak naprawdę kłopoty wynikają z przyczyn organizacyjnych, konkretnie ze złej organizacji naszego systemu ochrony zdrowia. Kuleje przede wszystkim współpraca, koordynacja opieki nad pacjentem. […].
Zajmijmy się tematem konsultacji między lekarzem POZ a kardiologiem. Co tu działa nie tak, co można poprawić?
- Chciałbym w pierwszej kolejności usprawnić zasadę tych kontaktów. Dziś jest tak, że gdy lekarz rodzinny potrzebuje konsultacji – wystawia skierowanie, pacjent zapisuje się w kolejkę, czeka, w wypadku gdy pochodzi z małego miasta – musi dojechać do większego ośrodka. Tymczasem w wielu wypadkach wizyta pacjenta nie jest konieczna. Można zadać pytanie mailem, zdalnie poprosić kardiologa np. o interpretację EKG, zasięgnąć rady w innych sprawach. Same zalety – nie trzeba fatygować pacjenta, nie tracimy czasu. W ogóle wychodzę z założenia, że każdy lekarz POZ powinien mieć swojego zaufanego kardiologa, a każdy kardiolog pracować w zespole z dziesięcioma – czy nawet dwudziestoma lekarzami rodzinnymi. Takie zespoły to byłoby idealne rozwiązanie. Zwłaszcza, że lekarzy rodzinnych jest zbyt mało, a trwalsze związki z konkretnym kardiologiem sprzyjałby poprawie efektywności współpracy. To oczywiście wymaga stosownej gratyfikacji
Czyli każdy lekarz POZ powinien mieć swojego kardiologa? Może być trudno. Brakuje przecież nie tylko lekarzy rodzinnych, ale i kardiologów.
- Brakuje kardiologów? Wcale tak nie uważam. Problemem jest jednak to, że skupiają się w dużych ośrodkach, nie ma ich w mniejszych.
A czy pan zdecydowałby się na dojeżdżanie raz czy kilka razy w tygodniu, i przyjmować pacjentów np. w Sierpcu czy Łapach?
- Dlaczegóż by nie? Mało tego. Gdybym zauważył, że udało się nawiązać współpracę z lekarzami POZ z okolicznych ośrodków mógłby rozważyć otwarcie na miejscu stałej praktyki. Sądzę, że wielu kardiologów chętnie by się na takie rozwiązanie skusiło.
Co zatem stoi na przeszkodzie powołaniu takich zespołów współpracujących z kardiologiem lekarzy POZ?
- Jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze. Cóż, rzeczywiście preferowaną przez NFZ formą rozliczania z kardiologami są klasyczne wizyty w gabinecie. To trochę nie nadąża za postępem np. w dziedzinie telemedycyny, ale porady inne niż wizyty trudno rozliczyć. A warto rozważyć inne sposoby rozliczania. Sądzę, że posłużyłoby dobru pacjentów.
Rozmawiał: Bartłomiej Leśniewski
Tekst stanowi fragment większej rozmowy, którą opublikuje w najnowszym wydaniu magazyn „Lekarz POZ”.