iStock
Kosztowne podwyżki
Tagi: | podwyżki w ochronie zdrowia, projekt ustawy, Sejm, Elżbieta Gelert, Szymon Hołownia, Bolesław Piecha, podwyżki |
Problem dla nowej władzy w resorcie zdrowia – niewykluczone, że będzie musiała znaleźć dodatkowe 4 mld zł rocznie.
W Sejmie rozpoczęły prace nad podwyżkami w ochronie zdrowia – 29 listopada odbyło się pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego w podmiotach leczniczych. Większość przedstawicieli klubów deklarowała poparcie. Padały także obietnice, że prace będą prowadzone szybko. To jednak może nie okazać się proste, bowiem – na co zwróciła uwagę w Sejmie między innymi Elżbieta Gelert z Koalicji Obywatelskiej – jest to kosztowne.
Jak bardzo?
W projekcie założono, że będzie to około 4 mld zł – ale tylko w drugim półroczu 2023 roku.
Ostatecznie zdecydowano, by nad dokumentem pracować w Komisji Zdrowia i Komisji Finansów – to prawdopodobnie nastąpi po zaprzysiężeniu nowego rządu.
Prace mogą jednak utknąć w komisjach, bo pieniędzy w budżecie nie ma.
– Projekt, w którym zapisano podwyżki, został przez marszałka Szymona Hołownię wprowadzony jako jeden z pierwszych pod obrady. Ruch marszałka zaskoczył część posłów nowej koalicji. Jeszcze dzień przed głosowaniami zostało zwołane spotkanie polityków zajmujących się zdrowiem, co z tą kwestią robić – poinformował „Dziennik Gazeta Prawna”.
– Projekt wprowadza podwyżki związane z realnymi kwalifikacjami osób pracujących w ochronie zdrowia, a nie z tymi kwalifikacjami, które są przypisane jako wymagane do danego stanowiska. Zakłada, że wraz z nabyciem kolejnych kwalifikacji pielęgniarki i inni pracownicy zawodów medycznych nie będą musieli czekać do następnego roku na aktualizację wynagrodzenia, tylko będą otrzymywali ją zaraz po tym, kiedy tę kwalifikację uzyskają. To sprawiedliwe – tłumaczył Hołownia w Sejmie.
– Byliśmy bardzo zdziwieni – żeby nie powiedzieć mocniej – tym, że projekt nie był z nami konsultowany – zauważył jeden z rozmówców z Koalicji Obywatelskiej.
– Trzeba będzie powołać komisję do ustawy, potem podkomisję, a później zrobimy wysłuchanie publiczne i zaprosimy wszystkie zainteresowane grupy, które zapewne się pokłócą, ponieważ tam są naprawdę duże sprzeczności – mówił polityk.
– Niewykluczone, że po ewentualnych korektach propozycji okaże się, że koszt jej wdrożenia spadnie do 4–5 mld zł. Można też sobie więc wyobrazić sytuację, w której choć prace zostaną uruchomione, to się nie zakończą, jak było to w poprzedniej kadencji, lub propozycja zostanie wdrożona, ale w ograniczonym zakresie – ocenił.
Co na to przeciwnicy polityczni?
– Będziemy temu się przyglądać – stwierdził dyplomatycznie poseł Prawa i Sprawiedliwości Bolesław Piecha.
A nieoficjalnie? W poprzedniej kadencji Sejmu projekt był już przyjęty do prac w komisjach, ale prac nie zaczęto.
– Mieliśmy zdrowy rozsądek o nazwie „kasa”. Dlatego projektu nie przyjęliśmy. A teraz zagłosujemy za nim, bo jesteśmy opozycją – przyznali politycy PiS w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
Przeczytaj także: „Co z podwyżkami dla pielęgniarek?”.
Jak bardzo?
W projekcie założono, że będzie to około 4 mld zł – ale tylko w drugim półroczu 2023 roku.
Ostatecznie zdecydowano, by nad dokumentem pracować w Komisji Zdrowia i Komisji Finansów – to prawdopodobnie nastąpi po zaprzysiężeniu nowego rządu.
Prace mogą jednak utknąć w komisjach, bo pieniędzy w budżecie nie ma.
– Projekt, w którym zapisano podwyżki, został przez marszałka Szymona Hołownię wprowadzony jako jeden z pierwszych pod obrady. Ruch marszałka zaskoczył część posłów nowej koalicji. Jeszcze dzień przed głosowaniami zostało zwołane spotkanie polityków zajmujących się zdrowiem, co z tą kwestią robić – poinformował „Dziennik Gazeta Prawna”.
– Projekt wprowadza podwyżki związane z realnymi kwalifikacjami osób pracujących w ochronie zdrowia, a nie z tymi kwalifikacjami, które są przypisane jako wymagane do danego stanowiska. Zakłada, że wraz z nabyciem kolejnych kwalifikacji pielęgniarki i inni pracownicy zawodów medycznych nie będą musieli czekać do następnego roku na aktualizację wynagrodzenia, tylko będą otrzymywali ją zaraz po tym, kiedy tę kwalifikację uzyskają. To sprawiedliwe – tłumaczył Hołownia w Sejmie.
– Byliśmy bardzo zdziwieni – żeby nie powiedzieć mocniej – tym, że projekt nie był z nami konsultowany – zauważył jeden z rozmówców z Koalicji Obywatelskiej.
– Trzeba będzie powołać komisję do ustawy, potem podkomisję, a później zrobimy wysłuchanie publiczne i zaprosimy wszystkie zainteresowane grupy, które zapewne się pokłócą, ponieważ tam są naprawdę duże sprzeczności – mówił polityk.
– Niewykluczone, że po ewentualnych korektach propozycji okaże się, że koszt jej wdrożenia spadnie do 4–5 mld zł. Można też sobie więc wyobrazić sytuację, w której choć prace zostaną uruchomione, to się nie zakończą, jak było to w poprzedniej kadencji, lub propozycja zostanie wdrożona, ale w ograniczonym zakresie – ocenił.
Co na to przeciwnicy polityczni?
– Będziemy temu się przyglądać – stwierdził dyplomatycznie poseł Prawa i Sprawiedliwości Bolesław Piecha.
A nieoficjalnie? W poprzedniej kadencji Sejmu projekt był już przyjęty do prac w komisjach, ale prac nie zaczęto.
– Mieliśmy zdrowy rozsądek o nazwie „kasa”. Dlatego projektu nie przyjęliśmy. A teraz zagłosujemy za nim, bo jesteśmy opozycją – przyznali politycy PiS w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
Przeczytaj także: „Co z podwyżkami dla pielęgniarek?”.