Łatwiej się dostać na łódzką "filmówkę", niż na łódzki OIOM

Udostępnij:
Łódzcy lekarze żartują, że łatwiej dostać się na studia aktorskie w Filmówce niż na intensywną terapię w łódzkim szpitalu. Żartują, ale wcale nie jest im do śmiechu. Na OIOM nie jedzie się z zapaleniem płuc, tylko w tzw. stanach zagrożenia życia, najczęściej po zatrzymaniu krążenia albo z niewydolnością oddechową.
Źródło: gazeta.pl

- Od kilku miesięcy OIOM-y rano zgłaszają nam pojedyncze wolne miejsca - mówi dr Janusz Morawski, dyrektor medyczny łódzkiego pogotowia. - Około południa wszystkie są już zajęte.

Pacjenci o tym nie wiedzą i chorują. Jeśli ktoś wymaga intensywnej terapii, zaczyna się gorączkowe poszukiwanie miejsca w szpitalach pod Łodzią. Do tej pory rezerwowy oddział dla aglomeracji był w szpitalu w Brzezinach (25 km z centrum miasta). On też zaczyna się zatykać, więc karetki muszą jeździć dalej - do Kutna i Bełchatowa (ok. 70 km).

- Trafiają do mnie pacjenci z całego województwa - mówi dr Jacek Nowak, ordynator intensywnej terapii w Bełchatowie. - Coraz więcej ludzi przywożą mi z Łodzi.

Dwóch pacjentów dr. Nowaka przebyło naprawdę długą drogę. Jeden jechał 105 km z Poddębic, drugi ponad 130 ze Skierniewic. W Łodzi nie było wolnego miejsca.

Dr Morawski: - Na intensywną terapię pacjent musi jechać w karetce reanimacyjnej. Nie każdy nadaje się do długiej podróży. Ale jeśli nie ma wyjścia, trzeba jechać, choć wiadomo, że podróż niekoniecznie wyjdzie na zdrowie. Wystarczy, że karetka kilka razy wpadnie w dziurę w jezdni, żeby zaczęła się intensywniej wytwarzać wydzielina z dróg oddechowych. Trzeba ją odsysać. Nic przyjemnego w karetce.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.