Krzysztof Koch/Agencja Gazeta
Marsz gniewu
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 13.09.2021
Źródło: Zdzisław Szramik
Tagi: | Zdzisław Szramik |
– Betonowa postawa ministra zdrowia, a szczególnie jej szczytowa emanacja, czyli nowelizacja ustawy o kształtowaniu minimalnych wynagrodzeń, zjednoczyły środowiska wszystkich zawodów medycznych – komentuje wiceprzewodniczący zarządu krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Zdzisław Szramik.
Komentarz Zdzisława Szramika, wiceprzewodniczącego zarządu krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy:
– 11 września, po mniej więcej dwumiesięcznych przygotowaniach, odbyła się w Warszawie największa w naszej historii manifestacja pracowników ochrony zdrowia. Betonowa postawa ministra zdrowia, a szczególnie jej szczytowa emanacja, czyli nowelizacja ustawy o kształtowaniu minimalnych wynagrodzeń według ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, zjednoczyły środowiska wszystkich zawodów medycznych.
Na początku lipca samorządy i związki zawodowe zawodów medycznych powołały komitet protestacyjno-strajkowy, którego zadaniem było zorganizowanie masowej manifestacji pracowników ochrony zdrowia oraz zaplanowanie dalszych działań, mających na celu osiągnięcie założonych celów.
Jako najważniejsze uznano następujące problemy: zwiększenie finansowania publicznego systemu ochrony zdrowia do wysokości 8 proc. PKB w ciągu najbliższych kilku lat, zwiększenie wynagrodzeń do poziomu tej samej krotności średniej krajowej jak w UE, zwiększenie zatrudnienia w ochronie zdrowia do średniego poziomu w UE, zniesienie limitów świadczeń zdrowotnych i podniesienie ich jakości oraz wprowadzenie zasady „no fault”.
W przeddzień protestu miały odbyć się rozmowy z udziałem premiera Morawieckiego, ale na spotkaniu pojawiła się tylko „mocna grupa” z Ministerstwa Zdrowia. W takich warunkach komitet, na znak protestu przeciw złamaniu wcześniejszych ustaleń, opuścił salę obrad. Dzisiaj już wiemy, że była to perfidna, ale jednocześnie rozpaczliwa próba rozmontowania manifestacji – według starych, sprawdzonych metod.
W takich okolicznościach do protestu musiało dojść. I doszło! Do Warszawy przyjechało ok. 30 tys. pracowników ochrony zdrowia z całego kraju. Liczne flagi i transparenty, reprezentujące ośrodki medyczne z całej Polski, były najlepszą ilustracją tego, że niedola w zdrowiu nie jest sprawą lokalną, ale jak najbardziej systemową. Na manifestacji były reprezentowane wszystkie zawody – lekarze, pielęgniarki i położne, ratownicy, fizjoterapeuci, technicy elektroradiologii, diagności laboratoryjni i inni.
Marsz protestacyjny przeszedł szlakiem od placu Krasińskich, przez Miodową, ze szczególnym uwzględnieniem Ministerstwa Zdrowia, później Krakowskim Przedmieściem z Pałacem Prezydenckim, a następnie Nowym Światem i Wiejską z przystankiem przed Sejmem, by zakończyć się w Alejach Ujazdowskich, niedaleko Kancelarii Premiera.
Dostęp do miejsca przed kancelarią zablokowała policja, mimo że manifestacja była legalna i trasa została zaakceptowana przez władze. Podobno znaleziono w pobliżu materiały pirotechniczne i opony, co miało stanowić zagrożenie terrorystyczne. Moim zdaniem była to stara ubecka sztuczka, poniżej godności polskiej policji.
W okolicach kancelarii ustawiono samochód z platformą nagłośnieniową, na której występowali liderzy związkowi i samorządowi. Rząd, a szczególnie minister Niedzielski, dostał niezłe lanie, ale nikt nie miał odwagi wyjść do protestujących. Mówili też zwykli pracownicy. Padło wiele gorzkich słów i bolesnych prawd o polskiej ochronie zdrowia. Szczególnie bolesne były te, wygłaszane przez „siwe głowy”. Ludzie mówili o skrajnym zmęczeniu, narzucaniu coraz to nowszych obowiązków, o tym, że boją się już chodzić do pracy, że mają dość.
Niestety, słów tych wysłuchały jedynie mury Kancelarii Premiera oraz dość licznie zgromadzeni przechodnie… Dlatego ciąg dalszy nastąpi!
Przeczytaj także: „Protest pracowników ochrony zdrowia”.
„Trzeba rozmawiać”.
– 11 września, po mniej więcej dwumiesięcznych przygotowaniach, odbyła się w Warszawie największa w naszej historii manifestacja pracowników ochrony zdrowia. Betonowa postawa ministra zdrowia, a szczególnie jej szczytowa emanacja, czyli nowelizacja ustawy o kształtowaniu minimalnych wynagrodzeń według ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, zjednoczyły środowiska wszystkich zawodów medycznych.
Na początku lipca samorządy i związki zawodowe zawodów medycznych powołały komitet protestacyjno-strajkowy, którego zadaniem było zorganizowanie masowej manifestacji pracowników ochrony zdrowia oraz zaplanowanie dalszych działań, mających na celu osiągnięcie założonych celów.
Jako najważniejsze uznano następujące problemy: zwiększenie finansowania publicznego systemu ochrony zdrowia do wysokości 8 proc. PKB w ciągu najbliższych kilku lat, zwiększenie wynagrodzeń do poziomu tej samej krotności średniej krajowej jak w UE, zwiększenie zatrudnienia w ochronie zdrowia do średniego poziomu w UE, zniesienie limitów świadczeń zdrowotnych i podniesienie ich jakości oraz wprowadzenie zasady „no fault”.
W przeddzień protestu miały odbyć się rozmowy z udziałem premiera Morawieckiego, ale na spotkaniu pojawiła się tylko „mocna grupa” z Ministerstwa Zdrowia. W takich warunkach komitet, na znak protestu przeciw złamaniu wcześniejszych ustaleń, opuścił salę obrad. Dzisiaj już wiemy, że była to perfidna, ale jednocześnie rozpaczliwa próba rozmontowania manifestacji – według starych, sprawdzonych metod.
W takich okolicznościach do protestu musiało dojść. I doszło! Do Warszawy przyjechało ok. 30 tys. pracowników ochrony zdrowia z całego kraju. Liczne flagi i transparenty, reprezentujące ośrodki medyczne z całej Polski, były najlepszą ilustracją tego, że niedola w zdrowiu nie jest sprawą lokalną, ale jak najbardziej systemową. Na manifestacji były reprezentowane wszystkie zawody – lekarze, pielęgniarki i położne, ratownicy, fizjoterapeuci, technicy elektroradiologii, diagności laboratoryjni i inni.
Marsz protestacyjny przeszedł szlakiem od placu Krasińskich, przez Miodową, ze szczególnym uwzględnieniem Ministerstwa Zdrowia, później Krakowskim Przedmieściem z Pałacem Prezydenckim, a następnie Nowym Światem i Wiejską z przystankiem przed Sejmem, by zakończyć się w Alejach Ujazdowskich, niedaleko Kancelarii Premiera.
Dostęp do miejsca przed kancelarią zablokowała policja, mimo że manifestacja była legalna i trasa została zaakceptowana przez władze. Podobno znaleziono w pobliżu materiały pirotechniczne i opony, co miało stanowić zagrożenie terrorystyczne. Moim zdaniem była to stara ubecka sztuczka, poniżej godności polskiej policji.
W okolicach kancelarii ustawiono samochód z platformą nagłośnieniową, na której występowali liderzy związkowi i samorządowi. Rząd, a szczególnie minister Niedzielski, dostał niezłe lanie, ale nikt nie miał odwagi wyjść do protestujących. Mówili też zwykli pracownicy. Padło wiele gorzkich słów i bolesnych prawd o polskiej ochronie zdrowia. Szczególnie bolesne były te, wygłaszane przez „siwe głowy”. Ludzie mówili o skrajnym zmęczeniu, narzucaniu coraz to nowszych obowiązków, o tym, że boją się już chodzić do pracy, że mają dość.
Niestety, słów tych wysłuchały jedynie mury Kancelarii Premiera oraz dość licznie zgromadzeni przechodnie… Dlatego ciąg dalszy nastąpi!
Przeczytaj także: „Protest pracowników ochrony zdrowia”.
„Trzeba rozmawiać”.