Uniwersytet Medyczny w Poznaniu
Myślał, że to przeziębienie – skończyło się w szpitalu
| Tagi: | Andrzej Tykarski |
– Być może moja historia będzie ostrzeżeniem dla tych, którzy uważają, że pandemii już nie ma. Jest – koronawirus wciąż bywa nieprzewidywalny i groźny – przyznaje rektor Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu prof. Andrzej Tykarski, opowiadając o chorowaniu na COVID-19.
Pof. Andrzej Tykarski, rektor Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu i hipertensjolog, w „Gazecie Wyborczej” opisuje swoje przechorowanie COVID-19.
– Jestem po trzech dawkach szczepionki, przez całą pandemię aż do teraz ani razu nie zachorowałem na COVID-19. Mimo że pracuję w szpitalu i mam codziennie kontakt z pacjentami. Zakaziłem się latem, na wakacjach nad morzem. Początki przypominały grypę. Pierwszego dnia dostałem wysokiej gorączki – 39 stopni, pojawiły się poty, bóle mięśni, bóle głowy, gardła i kaszel. Na drugi dzień gorączka spadła. Nie straciłem ani węchu, ani smaku. Mimo że wydawało mi się to wciąż niegroźną infekcją, postanowiłem zrobić sobie prewencyjnie test z apteki na COVID-19. Niestety wynik okazał się dodatni – mówi „Gazecie Wyborczej” prof. Tykarski.
Przyznaje, że będąc w grupie ryzyka – profesor choruje na leczone nadciśnienie tętnicze, zaburzenia rytmu serca i ma prawie 65 lat – zgłosił się do lekarza.
Był słaby, czuł się fatalnie. Nie był pewny, czy nie wywiązało się u niego zapalenie płuc.
– Specjaliści uznali, że wymagam leczenia szpitalnego. Podali mi remdesiwir, lek antywirusowy. Zadziałał. W sumie w szpitalu spędziłem trzy dni. Remdesiwir z całą pewnością przyspieszył leczenie i skrócił czas rekonwalescencji – opowiada prof. Tykarski, sugerując, że „padł ofiarą nowych subwariantów koronawirusa – BA.4 i BA.5”.
Ekspert podkreśla, że „gdyby nie szczepienie, choroba przebiegałaby o wiele ciężej i gwałtowniej”.
– Szczepionka nie chroni w pełni przed zakażeniem, ale nadal daje ochronę przed ciężkim przebiegiem COVID-19, w tym przed śmiercią. Dlatego trzeba się szczepić – zachęca.
Przeczytaj także: „Co z czwartą dawką szczepień przeciw COVID-19?”.
– Jestem po trzech dawkach szczepionki, przez całą pandemię aż do teraz ani razu nie zachorowałem na COVID-19. Mimo że pracuję w szpitalu i mam codziennie kontakt z pacjentami. Zakaziłem się latem, na wakacjach nad morzem. Początki przypominały grypę. Pierwszego dnia dostałem wysokiej gorączki – 39 stopni, pojawiły się poty, bóle mięśni, bóle głowy, gardła i kaszel. Na drugi dzień gorączka spadła. Nie straciłem ani węchu, ani smaku. Mimo że wydawało mi się to wciąż niegroźną infekcją, postanowiłem zrobić sobie prewencyjnie test z apteki na COVID-19. Niestety wynik okazał się dodatni – mówi „Gazecie Wyborczej” prof. Tykarski.
Przyznaje, że będąc w grupie ryzyka – profesor choruje na leczone nadciśnienie tętnicze, zaburzenia rytmu serca i ma prawie 65 lat – zgłosił się do lekarza.
Był słaby, czuł się fatalnie. Nie był pewny, czy nie wywiązało się u niego zapalenie płuc.
– Specjaliści uznali, że wymagam leczenia szpitalnego. Podali mi remdesiwir, lek antywirusowy. Zadziałał. W sumie w szpitalu spędziłem trzy dni. Remdesiwir z całą pewnością przyspieszył leczenie i skrócił czas rekonwalescencji – opowiada prof. Tykarski, sugerując, że „padł ofiarą nowych subwariantów koronawirusa – BA.4 i BA.5”.
Ekspert podkreśla, że „gdyby nie szczepienie, choroba przebiegałaby o wiele ciężej i gwałtowniej”.
– Szczepionka nie chroni w pełni przed zakażeniem, ale nadal daje ochronę przed ciężkim przebiegiem COVID-19, w tym przed śmiercią. Dlatego trzeba się szczepić – zachęca.
Przeczytaj także: „Co z czwartą dawką szczepień przeciw COVID-19?”.
