Nie ma rady: trzeba fundować przyszłym polskim lekarzom stypendia zagraniczne
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 09.05.2018
Źródło: BL
Tagi: | Bożena Janicka, Krzysztof Czerkas |
- Ogłoszone niedawno limity przyjęć na studia lekarskie, choć wyższe niż rok wcześniej, są i tak za małe – alarmują eksperci. Skoro polskie uczelnie nie są w stanie wykształcić więcej lekarzy, nie ma innego wyjścia - fundujmy przyszłym lekarzom stypendia zagraniczne.
Szacuje się, że dziś w Polsce brakuje około 30 tysięcy lekarzy. Wykształcenie lekarza trwa 10 lat. Obecnie jedna trzecia lekarzy zarejestrowanych w Polsce ma więcej niż 60 lat. Będą odchodzić z pracy – a przy obecnym poziomie przyjęć nie będzie kim ich zastąpić.
Czy w Polsce można kształcić więcej lekarzy? Specjaliści wyliczają, że nie. „Moce przerobowe” naszych uczelni mocno ograniczono. W Polsce studiuje także znaczna grupa cudzoziemców, a uczelniom zależy na tym, by ten stan rzeczy utrzymać, także ze względów finansowych. A polskie szpitale kliniczne narzekają, że kształcenie studentów w ich murach się nie opłaca – że studenci raczej im zawadzają.
Skoro tak – nie ma innego wyjścia: jak już wiele razy w historii bywało zafundujmy młodym, zdolnym i chętnym studia zagraniczne. Uruchommy program stypendialny – choćby im. Mikołaja Kopernika, który medycynę studiował we Włoszech. A miejsc, gdzie medycynę studiować można na europejskim poziomie szukać nie tylko na zachodzie kontynentu – ale np. na Słowacji (tam już studiuje medycynę za własne pieniądze grupa Polaków), w Czechach, na Litwie, Łotwie czy Węgrzech. Będzie taniej. Być może taniej nawet niż w Polsce.
Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia:
- Rządzący chwalą się corocznym zwiększaniem limitów przyjęć na studia medyczne. Ale za gołym okiem widać, że wzrost tej puli jest zdecydowanie za mały. Ja bym te starania porównywała do stosowania dobrego lekarstwa w nieodpowiedniej dawce. Każdy lekarz wie, że takie postępowanie prowadzi donikąd, nie przynosi efektu, pogarsza stan pacjenta.
Sytuacja jest naprawdę dramatyczna. Już wiemy, że w związku ze starzeniem się społeczeństwa wzrośnie zapotrzebowanie na lekarzy. A w Polsce liczba tych lekarzy będzie spadać – bo aż jedna trzecia z nas przekroczyła sześćdziesiątkę. Lekarze będą przechodzić na emeryturę, a przy obecnych limitach przyjęć na studia – następcy nie pojawią się w odpowiedniej liczbie.
Liczbę kształconych lekarzy trzeba podwoić. Zwykle wskazuje się, że można to zrobić – przy obecnym potencjale polskich uczelni – rezygnując z kształcenia w Polsce cudzoziemców. Uczelnie jednak bardzo bronią tej opcji, podając argumenty na tyle mocne, że przekonują one ministerstwo. Skoro tak jednak jest – ministerstwo nie może po prostu rozłożyć rąk i powiedzieć „nic więcej się nie da zrobić”. Skoro chcemy uszanować argumenty uczelni, skoro w Polsce już wiadomo, że w Polsce nie uda się nam się nam przygotować potrzebnej liczby lekarze: pozostają choćby stypendia zagraniczne. Można je obwarować warunkiem przepracowania w Polsce odpowiedniej liczby lat. Tego warunku, przypomnę, nie ma dla studentów kształcących się w Polsce. Te stypendia będą oczywiście kosztować. Ale gdy mowa kosztach: jakie straty poniesiemy, gdy podobnych działań nie podejmiemy? Ile będzie nas kosztować chroniczny i dramatyczny brak lekarzy?
Krzysztof Czerkas, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali, ekspert Formedis Medical Management & Consulting w Poznaniu oraz ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku:
- Nieustające działania polityków mające na celu reformowanie szkolnictwa wyższego w odniesieniu do uczelni medycznych przynoszą więcej szkód niż pożytku.
Przykładowo, kilka lat temu zmniejszono odgórnie i tak już wówczas niewystarczające limity przyjęć studentów na wydziały lekarskie, co dramatycznie zostało wyartykułowane podczas ostatniego protestu lekarzy rezydentów. Teraz tzw. „reforma Gowina”, wiążąca m.in. liczbę studentów z liczbą nauczycieli akademickich powoduje, że uczelnie zapowiadają kolejne redukcje liczby rekrutowanych studentów. W konsekwencji za kilka lat będziemy mieli jeszcze mniej lekarzy aniżeli mamy ich dzisiaj, a świeżo upieczeni absolwenci uniwersytetów medycznych nie zdołają nawet zastąpić w sposób prosty tych lekarzy, którzy z różnych powodów odejdą z zawodu, np. na emeryturę. A pamiętać musimy, że nasze społeczeństwo starzeje się w coraz szybszym tempie i popyt na świadczenia zdrowotne i usługi medyczne będzie w związku z tym również coraz większy.
Aby zapobiec nieuchronnemu załamaniu się całego systemu ochrony zdrowia w Polsce należy niezwłocznie zwiększyć limity przyjęć na wydziały lekarskie. Gdyby okazało się, że publiczne uczelnie medyczne nie są w stanie wyedukować odpowiedniej liczby przyszłych lekarzy należałoby rozważyć kształcenie ich za publiczne pieniądze w uczelniach niepublicznych lub na uczelniach zagranicznych, chociażby poprzez odpowiednio skonstruowany system stypendialny. Dalsze nic nie robienie w tym przedmiocie może bowiem za kilka lat doprowadzić do kryzysu i paraliżu polskiej służby zdrowia.
Przeczytaj także: "Ilu cudzoziemców na kierunki lekarskim w roku akademickim 2018/2019?".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
Czy w Polsce można kształcić więcej lekarzy? Specjaliści wyliczają, że nie. „Moce przerobowe” naszych uczelni mocno ograniczono. W Polsce studiuje także znaczna grupa cudzoziemców, a uczelniom zależy na tym, by ten stan rzeczy utrzymać, także ze względów finansowych. A polskie szpitale kliniczne narzekają, że kształcenie studentów w ich murach się nie opłaca – że studenci raczej im zawadzają.
Skoro tak – nie ma innego wyjścia: jak już wiele razy w historii bywało zafundujmy młodym, zdolnym i chętnym studia zagraniczne. Uruchommy program stypendialny – choćby im. Mikołaja Kopernika, który medycynę studiował we Włoszech. A miejsc, gdzie medycynę studiować można na europejskim poziomie szukać nie tylko na zachodzie kontynentu – ale np. na Słowacji (tam już studiuje medycynę za własne pieniądze grupa Polaków), w Czechach, na Litwie, Łotwie czy Węgrzech. Będzie taniej. Być może taniej nawet niż w Polsce.
Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia:
- Rządzący chwalą się corocznym zwiększaniem limitów przyjęć na studia medyczne. Ale za gołym okiem widać, że wzrost tej puli jest zdecydowanie za mały. Ja bym te starania porównywała do stosowania dobrego lekarstwa w nieodpowiedniej dawce. Każdy lekarz wie, że takie postępowanie prowadzi donikąd, nie przynosi efektu, pogarsza stan pacjenta.
Sytuacja jest naprawdę dramatyczna. Już wiemy, że w związku ze starzeniem się społeczeństwa wzrośnie zapotrzebowanie na lekarzy. A w Polsce liczba tych lekarzy będzie spadać – bo aż jedna trzecia z nas przekroczyła sześćdziesiątkę. Lekarze będą przechodzić na emeryturę, a przy obecnych limitach przyjęć na studia – następcy nie pojawią się w odpowiedniej liczbie.
Liczbę kształconych lekarzy trzeba podwoić. Zwykle wskazuje się, że można to zrobić – przy obecnym potencjale polskich uczelni – rezygnując z kształcenia w Polsce cudzoziemców. Uczelnie jednak bardzo bronią tej opcji, podając argumenty na tyle mocne, że przekonują one ministerstwo. Skoro tak jednak jest – ministerstwo nie może po prostu rozłożyć rąk i powiedzieć „nic więcej się nie da zrobić”. Skoro chcemy uszanować argumenty uczelni, skoro w Polsce już wiadomo, że w Polsce nie uda się nam się nam przygotować potrzebnej liczby lekarze: pozostają choćby stypendia zagraniczne. Można je obwarować warunkiem przepracowania w Polsce odpowiedniej liczby lat. Tego warunku, przypomnę, nie ma dla studentów kształcących się w Polsce. Te stypendia będą oczywiście kosztować. Ale gdy mowa kosztach: jakie straty poniesiemy, gdy podobnych działań nie podejmiemy? Ile będzie nas kosztować chroniczny i dramatyczny brak lekarzy?
Krzysztof Czerkas, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali, ekspert Formedis Medical Management & Consulting w Poznaniu oraz ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku:
- Nieustające działania polityków mające na celu reformowanie szkolnictwa wyższego w odniesieniu do uczelni medycznych przynoszą więcej szkód niż pożytku.
Przykładowo, kilka lat temu zmniejszono odgórnie i tak już wówczas niewystarczające limity przyjęć studentów na wydziały lekarskie, co dramatycznie zostało wyartykułowane podczas ostatniego protestu lekarzy rezydentów. Teraz tzw. „reforma Gowina”, wiążąca m.in. liczbę studentów z liczbą nauczycieli akademickich powoduje, że uczelnie zapowiadają kolejne redukcje liczby rekrutowanych studentów. W konsekwencji za kilka lat będziemy mieli jeszcze mniej lekarzy aniżeli mamy ich dzisiaj, a świeżo upieczeni absolwenci uniwersytetów medycznych nie zdołają nawet zastąpić w sposób prosty tych lekarzy, którzy z różnych powodów odejdą z zawodu, np. na emeryturę. A pamiętać musimy, że nasze społeczeństwo starzeje się w coraz szybszym tempie i popyt na świadczenia zdrowotne i usługi medyczne będzie w związku z tym również coraz większy.
Aby zapobiec nieuchronnemu załamaniu się całego systemu ochrony zdrowia w Polsce należy niezwłocznie zwiększyć limity przyjęć na wydziały lekarskie. Gdyby okazało się, że publiczne uczelnie medyczne nie są w stanie wyedukować odpowiedniej liczby przyszłych lekarzy należałoby rozważyć kształcenie ich za publiczne pieniądze w uczelniach niepublicznych lub na uczelniach zagranicznych, chociażby poprzez odpowiednio skonstruowany system stypendialny. Dalsze nic nie robienie w tym przedmiocie może bowiem za kilka lat doprowadzić do kryzysu i paraliżu polskiej służby zdrowia.
Przeczytaj także: "Ilu cudzoziemców na kierunki lekarskim w roku akademickim 2018/2019?".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.