Po czesku, czyli super?
Tagi: | Mariusz Jędrzejczak, Czechy, czeski system ochrony zdrowia, służba zdrowia w Czechach, ochrona zdrowia w Czechach, czy za granicą leczą lepiej |
Niemal 80 proc. czeskich pacjentów jest zadowolonych z funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej w ich kraju. Ten wskaźnik nie zmienia się od lat i można powiedzieć, że jest miarą sukcesu naszego południowego sąsiada. W Polsce jedynie co czwarty badany jest skłonny wyrazić podobną opinię. Dlaczego?
- Polska i Czechy zaczynały reformować komunistyczną służbę zdrowia w tym samym czasie – dlaczego zatem Czesi są zadowoleni z opieki medycznej, a Polacy nie?
- Mariusz Jędrzejczak opisuje system ochrony u naszego południowego sąsiada
- Jednym z najważniejszych faktów jest to, że w Czechach jest solidne finansowanie zdrowia przeciętnie wynoszące 7,8 proc. PKB rocznie
- W tamtejszym systemie są konkurencja i decentralizacja
- Tekst Mariusza Jędrzejczaka to jeden z artykułów z cyklu „Czy za granicą leczą lepiej?”
Zarówno Polska, jak i Czechy zaczynały reformować komunistyczną służbę zdrowia w tym samym czasie i startując z podobnego poziomu na początku lat 90. ubiegłego wieku. To niestety tylko jedno z niewielu podobieństw między krajami. Czesi jako naród bardziej pragmatyczny konsekwentnie pokonywali przeszkody i udoskonalali wybrany model opieki zdrowotnej. My, po nieuniknionych błędach i perturbacjach, kilkakrotnie poddawaliśmy go radykalnym zmianom. Efekty ocenili pacjenci. Czeski system powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego ostatecznie, faktycznie i formalnie – ustawowo, uformowany został w 1993 r.
System opieki zdrowotnej w 10,5-milionowej Republice Czeskiej opiera się na kilku fundamentach.
- Po pierwsze – solidne finansowanie zdrowia przeciętnie wynoszące 7,8 proc. PKB rocznie
Jak wynika z danych Europejskiego Urzędu Statystycznego, w 2020 r. nakłady na publiczną opiekę zdrowotną w Czechach wyniosły nawet 9,2 proc. PKB i były na poziomie takich krajów jak Austria czy Francja. W Polsce – gdzie od kilku lat dyskutuje się o możliwym dojściu do 6–7 proc. PKB – odsetek ten w tym czasie wyniósł 5,4 proc. PKB.
Powszechnie obowiązująca składka zdrowotna wynosi 13,5 proc. podstawy wynagrodzenia i płacona jest w proporcjach 9 proc. pracodawca i 4,5 proc. pracownik. Notabene nie słychać, aby z tego powodu czeskie przedsiębiorstwa zwalniały pracowników bądź popadały w stan upadłości. Ponad 82 proc. wydatków zdrowotnych finansowanych jest z pieniędzy publicznych. Dla przypomnienia, u nas to niecałe 70 proc. i wskaźnik ten systematycznie się pogarsza. - Po drugie – konkurencja i decentralizacja
System jest solidarnościowy (powszechna składka) i zdecentralizowany. Dużą rolę w jego funkcjonowaniu odgrywają terenowe władze samorządowe. W Czechach jest kilku płatników (kas chorych) zawierających kontrakty z placówkami ochrony zdrowia, szpitalami, przychodniami itp. i płacących im wynegocjowane stawki ryczałtu. Największym jest Powszechny Zakład Ubezpieczeń Zdrowotnych (Všeobecná Zdravotni Pojišt’ovna) skupiający prawie 70 proc. ubezpieczonych oraz branżowa Kasa Chorych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Republiki Czeskiej (Zdravotní Pojišt’ovna Ministerstva Vnitra CR). Pozostali uczestnicy rynku to mniejsze kasy branżowe, np. bankowa czy pracowników wojska.
Immanentną cechą systemu jest konkurencja płatników i ustawowo zagwarantowana mobilność pacjentów. Każdy ubezpieczony ma możliwość raz w roku podjąć decyzję o zmianie ubezpieczyciela. Zakłady ubezpieczeniowe są zainteresowane zatrzymaniem jak największej liczby płatników składek, bo każdy z nich to dodatkowy dochód kasy, co stanowi podstawę zdrowej konkurencji i dbania o jakość kontraktowanych świadczeń. Zakłady ubezpieczeniowe dbają o leczenie zgodne z procedurami, bo to jest w interesie pacjentów i dobrze pojętym interesie samego ubezpieczyciela. Należy bowiem pamiętać, że dzisiejsza struktura rynku ubezpieczeń zdrowotnych kształtowała się przez ostatnie 30 lat. Od roku 1993 w Czechach funkcjonowało 27 różnych kas chorych. Większość nie wytrzymała konkurencji, pozostało zaledwie sześć. - Po trzecie – ryczałt
W szpitalach z przyznanego ryczałtu osobno opłacane są zabiegi i osobno hospitalizacje oraz diagnostyka. W przychodniach lekarze otrzymują określoną stawkę za każdego zdiagnozowanego pacjenta. Jak widać, nie jest to mechanizm nam obcy. Tyle że w Czechach, między innymi zdaniem eksperta do spraw ochrony zdrowia dr. Adama Kozierkiewicza, on działa. W ostatnich 30 latach tamtejszy system opieki zdrowotnej, w przeciwieństwie do naszego, ani razu nie potrzebował specjalnych akcji oddłużeniowych placówek medycznych. Przestrzegane są też zwykle ustalone przepisami maksymalne czasy oczekiwania na realizację określonych świadczeń medycznych. Wizyty u lekarza pierwszego kontaktu oraz ginekologa muszą się odbyć nie później niż 35 minut od zgłoszenia, u chirurga maksymalny czas oczekiwania wynosi 45 minut, a endoplastyka stawu kolanowego bądź biodra powinna być przeprowadzona do 12 miesięcy. - Po czwarte – organizacja
Czeski system opieki zdrowotnej praktycznie w całości koncentruje się na świadczeniach finansowanych przez publiczne kasy ubezpieczeniowe. Sektor prywatny jest marginalny i nie odgrywa istotnej roli systemowej. Co może nas dziwić, dotyczy to również takich usług jak świadczenia stomatologiczne czy okulistyczne – u nas praktycznie sprywatyzowane. Czesi, podobnie zresztą jak np. Holendrzy, nie widzą racjonalnego powodu, aby płacić drugi raz prywatnie za coś, za co zapłacili składkę zdrowotną. Takiemu podejściu sprzyja zarówno zdecydowanie lepsze finansowanie publicznego sektora zdrowotnego, większa liczba lekarzy i personelu medycznego, jak i relatywnie niezłe wynagrodzenia lekarzy.
Podstawowa pensja czeskiego lekarza specjalisty w szpitalu to w przeliczeniu około 12 tys. zł, bez dodatkowo płatnych dyżurów (na ogół lekarz ma trzy, cztery w miesiącu). W wypadku specjalizacji deficytowych wynagrodzenie sięga 16 tys. zł i więcej. Presja płacowa, z uwagi na konkurencyjność bliskiego rynku niemieckiego, jest jednak nadal dość wysoka. Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że czescy lekarze otrzymują takie wynagrodzenie za pełny etat w publicznej lecznicy i na ogół nie dorabiają po godzinach. Jest ich też zdecydowanie więcej niż np. u nas. Choć mniej, niż byłoby potrzebnych. W Czechach, tak jak w Polsce, przypada 3,6 lekarza na 1000 mieszkańców. Nasi południowi sąsiedzi, korzystając z dobrej jakości swojego systemu publicznej opieki zdrowotnej, znacznie częściej niż my odwiedzają lekarzy. Średnio 17 razy w roku, a my – 12 razy. W końcu trzeba również powiedzieć, że Czesi przynajmniej częściowo – i jak na nich nie do końca konsekwentnie – próbowali rozwiązać problem współpłacenia pacjentów za świadczenia medyczne. Wprawdzie po niemal dziesięciu latach funkcjonowania systemu drobnych dopłat do wizyt u specjalistów (w przeliczeniu nieprzekraczających 6 zł) w połowie ubiegłej dekady wycofano się z tego rozwiązania, lecz warto pamiętać, że według tylko oficjalnych statystyk zmniejszyło ono popyt na ten typ usług medycznych o ponad 20 proc. bez pogorszenia jakichkolwiek wskaźników epidemiologicznych i zdrowotnych społeczeństwa. Pozostawiono opłaty (w przeliczeniu około 16 zł) za nieuzasadnione wizyty na szpitalnych oddziałach ratunkowych. W Czechach problem przepełnionych SOR-ów praktycznie nie istnieje. My o takich rozwiązaniach, bez żadnego skutku, dyskutujemy od lat. - Po piąte – nieco inna filozofia
Ten fakt w zasadzie podkreślają wszyscy eksperci znający czeski system opieki zdrowotnej. Czesi mają nieco inaczej wyznaczone główne cele systemu. Warto podkreślić, że w czeskim społeczeństwie, w przeciwieństwie do naszego, nie budzi gwałtownych sporów dyskusja o wysokości składki zdrowotnej. Czesi po prostu przyjęli racjonalnie za oczywiste, że priorytetem dla nich jest wysoka jakość i szeroka dostępność publicznych usług medycznych. A te muszą kosztować. Przykładem może być choćby opieka onkologiczna. W republice funkcjonuje 14 centrów onkologicznych, do których pacjenta z podejrzeniem nowotworu może skierować każdy lekarz. Czas oczekiwania na badanie tomografii komputerowej nie przekracza trzech tygodni.
Symptomatyczną różnicą, szczególnie w porównaniu z naszymi realiami, jest to, że Czechy, tak jak i my zresztą, będąc członkami Unii Europejskiej i podlegając tym samym przepisom i standardom technicznym świadczenia usług medycznych jak pozostałe kraje wspólnoty, mniejszą wagę przykładają do szerokości korytarzy i liczby wind. Znacznie większą zaś do poziomu świadczeń i satysfakcji pacjentów. W konsekwencji mają może mniej ładnych szpitali, za to więcej zadowolonych pacjentów.
Pochwała racjonalnego myślenia
Konkludując, czeski sukces to pochwała racjonalnego myślenia, w miarę optymalnych wyborów przy dysponowaniu określonymi zasobami i konsekwencji w działaniu.
Tekst Mariusza Jędrzejczaka, byłego dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Zgierzu.
Przeczytaj także: „Elegancja Francja?” i „Jak (i czy w ogóle) działa system ochrony zdrowia w Ukrainie?”.
Więcej tekstów z cyklu „Czy za granicą leczą lepiej?” po kliknięciu w poniższy baner.