Powrót Króla Ćwieczka: Naprotechnologia zamiast in vitro
Redaktor: Marta Koblańska
Data: 07.12.2015
Źródło: Gazeta Wyborcza/MK
Nowy minister zdrowia Konstanty Radziwiłł proponuje naprotechnologię zamiast in vitro. Metoda jest kontrowersyjna i krytykowana przez autorytety ginekologiczne jako nieskuteczna. Czy czeka nas powrót do Króla Ćwieczka?
Jak podaje Gazeta Wyborcza, Radziwiłł uznaje tą metodę jako prostszą, tańszą, bardziej efektywną, a co najważniejsze nie budzącą wątpliwości natury moralnej.
Wyborcza przypomina, że w Polsce metoda jest promowana przez Kościół jako "alternatywa dla in vitro". Jej propagatorzy nie wspominają, niestety, że metoda oparta na precyzyjnym monitorowaniu cyklu miesięcznego przydaje się tylko w niektórych przypadkach, np. jeśli przyczyną niepłodności są problemy z owulacją. A jest kompletnie bezskuteczna, kiedy kobieta cierpi np. na niedrożność jajowodów, na endometriozę albo problem z płodnością ma mężczyzna.
Prof. Waldemar Kuczyński z zarządu Sekcji Płodności i Niepłodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego powiedział, że nazywanie tej metody alternatywą dla in vitro "jest z gruntu nieuczciwe". - Jeśli jednak uznamy ją za metodę umożliwiającą zajście w ciążę, cofniemy się o 40 lat - podkreślił.
Metoda jest kosztowna. Za jedną sesję należy zapłacić 100-150 zł.
Na czym polega? Jak pisze Wyborcza, uczestnicy płatnego kursu w zestawie materiałów dostają tabelę oraz zestaw naklejek: czerwonych, zielonych i białych "dzidziusiów" (na oznaczenie dni płodnych i pozostałych). Dalsze stopnie wtajemniczenia - czyli rozróżnianie różnych kolorów i konsystencji śluzu pochwowego - są udziałem uczestników indywidualnych płatnych szkoleń.
Wyborcza przypomina, że w Polsce metoda jest promowana przez Kościół jako "alternatywa dla in vitro". Jej propagatorzy nie wspominają, niestety, że metoda oparta na precyzyjnym monitorowaniu cyklu miesięcznego przydaje się tylko w niektórych przypadkach, np. jeśli przyczyną niepłodności są problemy z owulacją. A jest kompletnie bezskuteczna, kiedy kobieta cierpi np. na niedrożność jajowodów, na endometriozę albo problem z płodnością ma mężczyzna.
Prof. Waldemar Kuczyński z zarządu Sekcji Płodności i Niepłodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego powiedział, że nazywanie tej metody alternatywą dla in vitro "jest z gruntu nieuczciwe". - Jeśli jednak uznamy ją za metodę umożliwiającą zajście w ciążę, cofniemy się o 40 lat - podkreślił.
Metoda jest kosztowna. Za jedną sesję należy zapłacić 100-150 zł.
Na czym polega? Jak pisze Wyborcza, uczestnicy płatnego kursu w zestawie materiałów dostają tabelę oraz zestaw naklejek: czerwonych, zielonych i białych "dzidziusiów" (na oznaczenie dni płodnych i pozostałych). Dalsze stopnie wtajemniczenia - czyli rozróżnianie różnych kolorów i konsystencji śluzu pochwowego - są udziałem uczestników indywidualnych płatnych szkoleń.