Przy stole operacyjnym tylko w dzień
W ramach podwyżek dla rezydentów, Ministerstwo Zdrowia postanowiło sfinansować także 40 godzin dyżurów, odciążając szpitalne budżety. Kłopot w tym, że podwyższając pensje lekarzy w trakcie specjalizacji, spowodowało, że automatycznie wzrosły dodatki do pensji, w tym dyżury. Efekt? - Przez osiem dni w miesiącu pracujemy do godziny 20 – przyznał rezydent chirurgii ogólnej.
- Dyżury zostały włączone do umów o pracę, więc rezydenci nie mogą już dyżurować na kontrakcie, bo, zgodnie z kodeksem pracy, nie można wykonywać dla pracodawcy tej samej działalności na podstawie stosunku pracy i umowy cywilnoprawnej. Jeśli więc szpital chce, by lekarz w trakcie specjalizacji dyżurował więcej niż 40 godzin miesięcznie opłacanych przez resort zdrowia, musi za nie dać więcej niż przed podwyżką, stosownie do podstawy wynagrodzenia - poinformowała "Rzeczpospolita" i wyjaśniła, że w efekcie część szpitali dyżury obsadza specjalistami, a 40 godzin finansowanych przez ministerstwo rozbija, na przykład, na osiem pięciogodzinnych dyżurów.
- Przez osiem dni w miesiącu pracujemy więc do godziny 20 – powiedział rezydent chirurgii ogólnej w rozmowie z "Rzeczpospolitą". – Jak tak dalej pójdzie, koledzy, którzy dopiero zaczynają specjalizację, nie spędzą w szpitalu ani jednej nocy. A przez to należycie nie nauczą się zawodu, ponieważ to właśnie w nocy, kiedy jest mniej specjalistów i osób do pomocy, młody lekarz ma szansę działać samodzielnie, czyli tak, jak będzie postępował jako specjalista – dodał młody lekarz.
Podobnie jest w szpitalach w różnych częściach kraju, także w dużych placówkach klinicznych.
- Po wejściu podwyżek przestaliśmy dostawać dyżury nocne. A jak nauczyć się anestezjologii i intensywnej terapii od godz. 8 do 15.35? Na rezydenturze jest nas dużo i za dnia trudno się czasem dopchać do pacjenta. W nocy, kiedy jest mniej personelu, mamy szansę się wykazać. Mam wrażenie, że pozostała część mojej rezydentury będzie fikcją i fachu będę się uczył już jako specjalista. Ze szkodą dla pacjentów – powiedział młody anestezjolog z północy Polski, w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Konstanty Radziwiił proponuje państwowe rezydentury tylko w specjalizacjach deficytowych
- Ministerialne rezydentury powinny obowiązywać wyłącznie w specjalizacjach deficytowych. Nie ma żadnego powodu, by państwo finansowało inne specjalizacje. Dzięki temu pensje rezydentów deficytowych mogłyby być znacząco wyższe - przyznał Konstanty Radziwiłł, były minister zdrowia, w tekście opublikowanym w czwartek (17 stycznia).
- Niedługo minie dwadzieścia lat od czasu, gdy nowelizacją ustawy o zawodzie lekarza wprowadzono rezydenturę jako jeden z trybów specjalizowania się. Ustawodawca poprzez „państwowe stypendium” dla lekarzy specjalizantów starał się zachęcić większą liczbę absolwentów stażu podyplomowego do wchodzenia na ścieżkę specjalizacji. Mimo utrzymanej możliwości kształcenia się w ramach etatu lub na wolontariacie, z czasem rezydentura stała się dominującą formą specjalizowania się. Dziś dla każdego młodego lekarza oczywiste jest, że żadnej sensownej ścieżki kariery zawodowej w tym zawodzie nie da się zaplanować bez zrobienia specjalizacji. Pytanie, czy się specjalizować, lekarze zastąpili innym, jaką specjalizację wybrać - wyjaśnił Radziwiłł i przyznał, że duża część młodych lekarzy w swoich wyborach kieruje się atrakcyjnością poszczególnych specjalizacji mierzoną obszernością koniecznej do opanowania wiedzy, obciążeniem pracą, koniecznością dyżurowania, a także oczywiście atrakcyjnością finansową.
- Niewiele ma to wspólnego z rzeczywistym zapotrzebowaniem systemu służby zdrowia na specjalistów w poszczególnych dziedzinach. W efekcie specjalności atrakcyjne w oczach młodych lekarzy są nieustannie oblężone (często grubo ponad dziesięć osób chętnych na jedno miejsce rezydenckie), zaś na te najbardziej deficytowe z punktu widzenia rzeczywistych potrzeb systemu czasem nie ma w ogóle chętnych. Po raz pierwszy przed jesiennym naborem na specjalizacje w 2017 roku minister zdrowia wprowadził (nie bez oporu środowiska młodych lekarzy) znaczne zróżnicowanie wynagrodzeń w różnych dziedzinach medycyny i okazało się, że już perspektywa różnicy około tysiąca złotych miesięcznie wystarczyła, aby większa liczba osób zaczęła wybierać medycynę rodzinną, internę, pediatrię czy chirurgię ogólną. Z punktu widzenia interesu państwa nie ma wątpliwości, że tę politykę należy kontynuować - stwierdził były minister zdrowia. I spytał: - Jednak warto zadać sobie pytanie, czemu w ogóle ma służyć system rezydencki, skoro i tak przytłaczająca liczba lekarzy chce się specjalizować. Czemu służy sytuacja, gdy minister zdrowia jest de facto pracodawcą większości młodych lekarzy? I, wobec tego, czy nie warto, aby minister finansował specjalizowanie się jedynie w wybranych, deficytowych dziedzinach?
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
- Przez osiem dni w miesiącu pracujemy więc do godziny 20 – powiedział rezydent chirurgii ogólnej w rozmowie z "Rzeczpospolitą". – Jak tak dalej pójdzie, koledzy, którzy dopiero zaczynają specjalizację, nie spędzą w szpitalu ani jednej nocy. A przez to należycie nie nauczą się zawodu, ponieważ to właśnie w nocy, kiedy jest mniej specjalistów i osób do pomocy, młody lekarz ma szansę działać samodzielnie, czyli tak, jak będzie postępował jako specjalista – dodał młody lekarz.
Podobnie jest w szpitalach w różnych częściach kraju, także w dużych placówkach klinicznych.
- Po wejściu podwyżek przestaliśmy dostawać dyżury nocne. A jak nauczyć się anestezjologii i intensywnej terapii od godz. 8 do 15.35? Na rezydenturze jest nas dużo i za dnia trudno się czasem dopchać do pacjenta. W nocy, kiedy jest mniej personelu, mamy szansę się wykazać. Mam wrażenie, że pozostała część mojej rezydentury będzie fikcją i fachu będę się uczył już jako specjalista. Ze szkodą dla pacjentów – powiedział młody anestezjolog z północy Polski, w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Konstanty Radziwiił proponuje państwowe rezydentury tylko w specjalizacjach deficytowych
- Ministerialne rezydentury powinny obowiązywać wyłącznie w specjalizacjach deficytowych. Nie ma żadnego powodu, by państwo finansowało inne specjalizacje. Dzięki temu pensje rezydentów deficytowych mogłyby być znacząco wyższe - przyznał Konstanty Radziwiłł, były minister zdrowia, w tekście opublikowanym w czwartek (17 stycznia).
- Niedługo minie dwadzieścia lat od czasu, gdy nowelizacją ustawy o zawodzie lekarza wprowadzono rezydenturę jako jeden z trybów specjalizowania się. Ustawodawca poprzez „państwowe stypendium” dla lekarzy specjalizantów starał się zachęcić większą liczbę absolwentów stażu podyplomowego do wchodzenia na ścieżkę specjalizacji. Mimo utrzymanej możliwości kształcenia się w ramach etatu lub na wolontariacie, z czasem rezydentura stała się dominującą formą specjalizowania się. Dziś dla każdego młodego lekarza oczywiste jest, że żadnej sensownej ścieżki kariery zawodowej w tym zawodzie nie da się zaplanować bez zrobienia specjalizacji. Pytanie, czy się specjalizować, lekarze zastąpili innym, jaką specjalizację wybrać - wyjaśnił Radziwiłł i przyznał, że duża część młodych lekarzy w swoich wyborach kieruje się atrakcyjnością poszczególnych specjalizacji mierzoną obszernością koniecznej do opanowania wiedzy, obciążeniem pracą, koniecznością dyżurowania, a także oczywiście atrakcyjnością finansową.
- Niewiele ma to wspólnego z rzeczywistym zapotrzebowaniem systemu służby zdrowia na specjalistów w poszczególnych dziedzinach. W efekcie specjalności atrakcyjne w oczach młodych lekarzy są nieustannie oblężone (często grubo ponad dziesięć osób chętnych na jedno miejsce rezydenckie), zaś na te najbardziej deficytowe z punktu widzenia rzeczywistych potrzeb systemu czasem nie ma w ogóle chętnych. Po raz pierwszy przed jesiennym naborem na specjalizacje w 2017 roku minister zdrowia wprowadził (nie bez oporu środowiska młodych lekarzy) znaczne zróżnicowanie wynagrodzeń w różnych dziedzinach medycyny i okazało się, że już perspektywa różnicy około tysiąca złotych miesięcznie wystarczyła, aby większa liczba osób zaczęła wybierać medycynę rodzinną, internę, pediatrię czy chirurgię ogólną. Z punktu widzenia interesu państwa nie ma wątpliwości, że tę politykę należy kontynuować - stwierdził były minister zdrowia. I spytał: - Jednak warto zadać sobie pytanie, czemu w ogóle ma służyć system rezydencki, skoro i tak przytłaczająca liczba lekarzy chce się specjalizować. Czemu służy sytuacja, gdy minister zdrowia jest de facto pracodawcą większości młodych lekarzy? I, wobec tego, czy nie warto, aby minister finansował specjalizowanie się jedynie w wybranych, deficytowych dziedzinach?
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.