Roboty chirurgiczne to nieunikniona przyszłość
Tagi: | Dariusz Dziełak, roboty, systemy robotyczne, robotyzacja, zabiegi chirurgiczne, prostatektomia |
Od czasu wprowadzenia do koszyka świadczeń gwarantowanych zabiegów chirurgicznych z wykorzystaniem robotów dynamicznie zwiększa się ich liczba. Czy przy takim postępie za kilka lat chirurdzy będą potrafili wykonać prostatektomię radykalną metodą otwartą? Co będzie w przypadku konieczności konwersji zabiegu? Zastanawia się Dariusz Dziełak.
Robotów na salach operacyjnych coraz więcej
Narodowy Fundusz Zdrowia dysponuje już kompletnymi danymi za 2023 r. dotyczącymi operacji wykonanych z wykorzystaniem systemów robotycznych, które od prawie dwóch lat finansowane są ze środków publicznych w zakresie prostatektomii radykalnej.
– Na podstawie tych danych możemy już wyciągać pewne wnioski. Analizując je, nasuwa się pytanie, czy zaspokoiliśmy rzeczywiste potrzeby pacjentów, czy może w jakiś sposób je pobudziliśmy? Bowiem przez te dwa lata, z wykorzystaniem wszystkich metod – otwartej, laparoskopowej i robotycznej – w zakresie prostatektomii od 2019 do 2023 r. liczba operacji wzrosła z 6800 do ponad 11 tys. rocznie. Jest to ogromny wzrost, mniej więcej o 66 proc. – mówi Dariusz Dziełak, dyrektor Biura Partnerstwa Publicznego i Innowacji Narodowego Funduszu Zdrowia.
Czy zwiększająca się liczba operacji to efekt tzw. długu zdrowotnego, jaki zaciągnęliśmy w systemie ochrony zdrowia w okresie pandemii?
– Musimy to dokładnie przeanalizować i odpowiedzieć na pytanie, czy takie były potrzeby, czy był jakiś inny powód tego wzrostu liczby operacji. Tym bardziej, co można śmiało powiedzieć, że został on wygenerowany właśnie przez technologię robotową, która w ubiegłym roku stanowiła już połowę wszystkich zabiegów w prostatektomii. Zaledwie ułamek – 12 proc. – stanowiły zabiegi klasyczne, przeprowadzane metodą otwartą, ok. 40 proc. były to operacje laparoskopowe, a ponad 47 proc. stanowiły operacje robotyczne – dodaje dyrektor Dziełak.
Ekspert podkreśla, że operacje w asyście robota wykonywane były już wcześniej komercyjnie, w placówkach prywatnych, i na pewno nastąpiła z nich migracja części pacjentów do placówek publicznych, którzy skorzystali z tego, że zabieg finansuje NFZ. Wątpliwe jest jednak, czy jest to jedyna odpowiedź na pytanie, skąd tak dynamiczny wzrost liczby wykonanych zabiegów.
Zdaniem dyrektora Dziełaka powstaje też pytanie, czy przy tym tempie wzrostu operacji z wykorzystaniem systemów robotowych za 2–3 lata ktoś będzie potrafił, jeśli zajdzie taka potrzeba, zoperować prostatę metodą klasyczną, kiedy już wszyscy będą operować tylko z udziałem robota.
NFZ płaci i będzie płacił
Jak zapewnia Dariusz Dziełak, Narodowy Fundusz Zdrowia płaci i będzie płacił za wszystkie świadczenia, które znajdują się w koszyku świadczeń gwarantowanych. Do tej pory operacje robotowe kosztowały fundusz ponad 240 mln złotych.
– To zdecydowanie więcej, niż zakładano w ocenie skutków regulacji wprowadzającej operacje z wykorzystaniem robota do koszyka świadczeń gwarantowanych. Jednak pozytywnym sygnałem jest to, że chirurgia robotowa ma trzykrotnie mniejszy współczynnik reoperacji niż metoda klasyczna i dwukrotnie mniejszy niż metoda laparoskopowa. Na razie trudno jest mówić o innych, odległych wskaźnikach, np. dotyczących śmiertelności, bo danych w tym zakresie jest jeszcze za mało. Będziemy jednak pilnie to obserwować – podkreśla ekspert.
– Wszyscy musimy sobie zdawać sprawę, że operacje w asyście robota chirurgicznego są zdecydowanie droższe niż te wykonywane laparoskopowo czy metodą otwartą – zaznacza.
– Trzeba się zastanowić, czy różnica w wycenie tych świadczeń nie jest za duża. Szczególnie że to są zabiegi planowe, nie wiążą się z długotrwałym pobytem w szpitalu. Z pewnością niosą za sobą wiele korzyści dla pacjenta, ale według naszych danych na przykład przejście na zabiegi w asyście robota spowodowało skrócenie czasu hospitalizacji zaledwie o niecały jeden dzień. Natomiast bez wątpienia skrócił się czas oczekiwania pacjenta na zabieg – stwierdza dyrektor Dziełak.
Jak wskazuje, potencjał tak skomplikowanych i drogich urządzeń jak system robotowy da Vinci, który kosztuje ok. 15 mln złotych, jest dużo większy niż tylko operacje urologiczne. Zdecydowanie większy sens ma ich wykorzystanie przy dwóch kolejnych wskazaniach, które znalazły się w koszyku świadczeń gwarantowanych od września ubiegłego roku – operacjach onkologicznych w obszarze jelita grubego, gdzie funkcjonuje już 18 instalacji robotycznych, i macicy, gdzie takich instalacji jest 14.
– Zabiegów wykonano już kilkaset. Warto też dodać, że rekordzistą w operacjach robotycznych w zakresie prostatektomii, finansowanych przez NFZ jest Śląskie Centrum Urologii Urovita, które wykonało jako jedyne ponad 500 zabiegów finansowanych ze środków publicznych – przekazuje dyrektor.
Bez wątpienia siłą napędową rozwoju robotyki chirurgicznej w ostatnich latach w Polsce jest refundacja zabiegów z wykorzystaniem robotów. I widać to nie tylko w liczbie przeprowadzanych operacji w asyście manipulatorów chirurgicznych, lecz także po wzrastającej w dynamicznym tempie liczbie robotów w kraju.
Przed nami dopiero boom na roboty
Wszyscy, bez względu na to, czy są entuzjastami technologii robotycznych, czy sceptykami, przyznają jedno – nie ma odwrotu od robotyzacji w medycynie. W czasie dyskusji, która odbyła się podczas Kongresu Wyzwań Zdrowotnych, eksperci wskazywali, że dzisiaj barierami w upowszechnieniu robotów są ich cena, monopolizacja rynku i ciągle jeszcze różne ograniczenia technologiczne.
To jednak może szybko się zmienić. Na rynku pojawiają się producenci robotów z Azji – z Chin, Korei Południowej, Japonii i Indii. Pod względem technologicznym sytuacja robotów medycznych przypomina trochę historię komputerów, które były potężnymi szafami (ENIAC – ważący 30 ton, w Polsce dziesiątki lat później Odra), zajmującymi ogromne pomieszczenia. Wtedy tylko najwięksi fantaści snuli wizje, z pogranicza science fiction, o komputerach w każdym domu.
Później pojawiły się Commodore 64, ZX Spectrum, Atari, w Polsce – Meritum, maszyny z logo nadgryzionego jabłka, i wiele innych. Tak naprawdę jednak punktem zwrotnym była standaryzacja podzespołów komputerowych i otwarcie systemu PC przez firmę IBM, ujednolicenie oprogramowania. Chociaż w dalszym ciągu mamy systemy zamknięte, takie jak Apple, wiele różnych systemów operacyjnych, to ostatecznie komputery trafiły pod nasze strzechy. Mamy w domach nie tylko jeden komputer, ale co najmniej kilka, czasem więcej, włączając w to smartfony.
– Oczywiście nie będzie masowych robotów chirurgicznych, jednak postęp w tym zakresie jest nieunikniony. I będą one coraz tańsze. Pozostaje pytanie, jak ten postęp będzie przebiegać. Czy będą to w dalszym ciągu narzędzia, manipulatory wspomagające chirurgów, będące przedłużeniem ich ręki? Czy może rzeczywiście będą to roboty w pełni znaczenia tego słowa, które będą wspomagane AI i samodzielnie podejmować decyzje? Osobiście tego się obawiam. Przed nami pozostaje do rozwiązania wiele problemów, na przykład rozstrzygnięcie kwestii odpowiedzialności prawnej, odpowiedzialności za błąd – podsumowuje dyrektor Dziełak.