Stemplem w noworodka, czyli "in vitro" w książeczce zdrowia
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 24.01.2017
Źródło: KL
Jeden ze szpitali na Dolnym Śląsku do książeczki zdrowia noworodka wpisał "dziecko z in vitro". - To stygmatyzacja mojej córki - mówi ojciec dziecka. Mężczyzna interweniował u lekarzy, pielęgniarek i dyrekcji szpitala.
- W jednym z dolnośląskich szpitali na początku stycznia urodziła się dziewczynka. Jej rodzice ostatnie dwa lata spędzili na leczeniu niepłodności. Korzystali z programu refundacyjnego in vitro. Dopiero w domu ojciec zauważył, że w książeczce zdrowia dziecka wpisano informację „stan po IVF”, czyli w skrócie „po in vitro” - informuje "Gazeta Wyborcza". Mężczyzna interweniował u lekarzy, pielęgniarek i dyrekcji szpitala.
– W czasie ciąży lekarze potrzebowali tej informacji i rozumieliśmy to. In vitro było wskazaniem do cesarskiego cięcia. Jednak później dane o sposobie poczęcia w książeczce dziecka niczemu nie służą – mówi „Wyborczej” mężczyzna. Szpital miał inne zdanie. - Dyrektor powiedział mi, że informację zapisano dla dobra dziecka. Potrzebna ma być na przyszłość, by kolejnym lekarzom łatwiej było opiekować się córką. Użył nawet porównania: tak samo jak noworodkowi z HIV wpisujemy informację o zakażeniu, tak samo należy zapisać in vitro – opowiada mężczyzna w rozmowie z "Wyborczą".
Czytelnik, który zgłosił się do "Wyborczej" uważa działanie szpitala za stygmatyzację córki.
Porodówka z Dolnego Śląska po interwencji szpitalnego rzecznika praw pacjenta zdecydowała się wystawić dziewczynce nową książeczkę.
– W czasie ciąży lekarze potrzebowali tej informacji i rozumieliśmy to. In vitro było wskazaniem do cesarskiego cięcia. Jednak później dane o sposobie poczęcia w książeczce dziecka niczemu nie służą – mówi „Wyborczej” mężczyzna. Szpital miał inne zdanie. - Dyrektor powiedział mi, że informację zapisano dla dobra dziecka. Potrzebna ma być na przyszłość, by kolejnym lekarzom łatwiej było opiekować się córką. Użył nawet porównania: tak samo jak noworodkowi z HIV wpisujemy informację o zakażeniu, tak samo należy zapisać in vitro – opowiada mężczyzna w rozmowie z "Wyborczą".
Czytelnik, który zgłosił się do "Wyborczej" uważa działanie szpitala za stygmatyzację córki.
Porodówka z Dolnego Śląska po interwencji szpitalnego rzecznika praw pacjenta zdecydowała się wystawić dziewczynce nową książeczkę.