Szpital w Gorzowie: komercjalizacja utknęła w martwym punkcie

Szpital w Gorzowie, jeden z największych dłużników RP, miał złapać oddech, ale z trudem go łapie. Chodzi o komorników. Negocjacje z wierzycielami lecznicy miały ostudzić ich zapędy. Ale rozmowy są trudne, a komornicy robią swoje. Czy to oznacza kłopoty spółki?

Kilka dni temu w szpitalu miał zostać zakręcony kurek z gazem. Podobne „pożary” trzeba tu gasić niemal codziennie. Tak jak codziennie szpital musi się borykać z komornikami. I żeby było jasne: komornicy nie łamią prawa. Po prostu robią swoje. Co więcej, nie są ani mniej, ani bardziej aktywni niż zazwyczaj. Tak przynajmniej sprawę widzi Urząd Marszałkowski. - W związku z negocjacjami nie odnotowaliśmy nadmiernej aktywności komorników w szpitalu - informuje nas wicemarszałek Romuald Kreń.

-Dyrektor szpitala Marek Twardowski o negocjacjach z wierzycielami szpitala nie chce mówić, bo w nich nie uczestniczy. Ale nie ukrywa, że co miesiąc szpital musi oddać komornikom aż 4 mln zł. Do tego jakieś 6 mln zł pochłaniają zobowiązania sądowe i inne. Ponad 9 mln zł lecznica musi mieć na pensje dla ludzi. To już, mniej więcej, 19 mln zł, a miesięczny dochód szpitala wynosi 14-16mln zł. Jak by nie liczyć, pieniędzy brakuje - pisze "Gazeta Lubuska"

O tym, że spółka ma wyciągnąć szpital w długów (tojuż 270 mln zł!), pisano wiele razy. Tak jak wiele razy informowaliśmy, że tylko przekształcony szpital będzie mógł ubiegać się o dotację z Ministerstwa Zdrowia na częściową spłatę długów. Najlepiej by było, gdyby pomoc państwa wyniosła 150 mln zł. Tyle że jednym z warunków otrzymania pieniędzy są ugody z wierzycielami. I to jest teraz najbardziej paląca sprawa. Mecenas Krzysztof Szymański, którego kancelaria odpowiada za prawną obsługę przekształcenia, na początku miesiąca mówił, że rozmowy „idą jak po grudzie”. Brak porozumień z wierzycielami to też jeden z powodów opóźnienia. Przypomnijmy, spółka miała być powołana na początku kwietnia, teraz mówi się o czerwcu. Czy i ten termin nie zostanie dotrzymany?