Krzysztof Hadrian/Agencja Gazeta
Tomasz Grodzki: Konieczna jest nowa wizja ochrony zdrowia. Dzisiejszy system jest u kresu
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 17.09.2018
Źródło: KL
Tagi: | Tomasz Grodzki, Wizja Zdrowia, wizja |
- Funkcjonujący system charakteryzuje się niewydolnością, frustracją, niezadowoleniem zarówno pacjentów, jak i personelu, relatywnie słabą kontrolą kosztów i nieracjonalnością ich wydawania oraz trudnymi do zaakceptowania kompromisami jakościowymi - przyznaje Tomasz Grodzki, minister zdrowia w Gabinecie Cieni PO, który będzie uczestniczyć w panelu "Wizja systemu – Co ma być celem systemu? Czy mamy jego nadmierne upolitycznienie?" podczas "Wizji Zdrowia".
Komentarz profesora Tomasza Grodzkiego, minister zdrowia w Gabinecie Cieni Platformy Obywatelskiej:
- Wprowadzając do dyskusji podczas panelu "Wizja systemu – Co ma być celem systemu? Czy mamy jego nadmierne upolitycznienie?", zwrócę uwagę na kilka problemów. Diagnoza bolączek systemu ochrony zdrowia jest dość oczywista, aczkolwiek warto zwrócić uwagę na szczegóły. Główne problemy dla pacjentów to kolejki i dostępność do specjalistów. Kłopotem jest także jakość usług zdrowotnych - trochę według zasady „ciemny lud wszystko kupi”. Obecny system nie premiuje doskonałych oddziałów i specjalistów, traktując tych dobrych i słabych jednakowo. Podstawowym problemy dla pracujących w systemie to niskie płace, obciążenie biurokracją (rosnące do gigantycznych rozmiarów), słaba możliwość realizacji zawodowej z powodów wspomnianych ograniczeń, braki kadrowe i nierównomierne obciążenie pracą. Z kolei największym problemem dla systemu jest niskie finansowanie (dochodzenie do 6 proc. PKB zbyt wolne w propozycji rządu, poza tym pamiętajmy, że minimum WHO to 6,8 proc.).
Odnoszę wrażenie, że ogromna większość ekspertów nie potrafi wyrwać się ze schematów myślenia, z których wynika, że wystarczą drobne zmiany w systemie. Konieczna jest duża reforma, jeśli chcemy osiągnąć zadowolenie chorych i satysfakcję szeroko pojmowanego personelu medycznego, mając jednocześnie świadomość, że środki finansowe, jakie posiadamy, a które są ograniczone.
Dzisiejszy system ochrony zdrowia jest u kresu swoich dni, charakteryzuje się coraz większą niewydolnością, ogólną frustracją, niezadowoleniem zarówno pacjentów jak i personelu, relatywnie słabą kontrolą kosztów i nieracjonalnością ich wydawania oraz trudnymi do zaakceptowania kompromisami jakościowymi, niedopuszczalnymi ze względów etycznych.
Posłużę się tu kilkoma negatywnymi przykładami z praktyki jako ilustracją tezy, że konieczne jest bardziej umiejętne skorzystanie z wiedzy innych, którzy będąc swego czasu w podobnej sytuacji (na przykład Dania), przy pomocy konsekwentnych, roztropnych zmian doszli do stanu, w którym poziom satysfakcji chorych i pracowników systemu jest jednym z najwyższych w świecie.
Przykład nieracjonalnego wydawania środków? Zapalenie płuc jest najpierw diagnozowane i leczone przy użyciu niewielkich nakładów (terapia minima – lek przeciwgorączkowy i prosty antybiotyk) w szpitalu powiatowym, ale najczęściej i tak następuje przekazanie do szpitala o wyższej referencyjności, zaś stamtąd do jednostki specjalistycznej, w której de facto są ponoszone największe wydatki na diagnostykę i leczenie (drogie antybiotyki i inne leki, bronchofiberoskopia, tomografia komputerowa, rehabilitacja). Rachunek dla NFZ jest taki sam ze szpitala powiatowego, wojewódzkiego i specjalistycznego, a realnie poniesione koszty są w 80 procentach poniesione przez jednostkę specjalistyczną, która wypisuje zdrowego do domu. Można to zmienić. Inni już to zrobili. U nas temat nie jest nawet dotknięty.
Przykład nieakceptowalnych kompromisów jakościowych? Przy złamaniu podudzia chory może otrzymać płytkę metalową za około 30 złotych, która zardzewieje po tygodniu, a pacjent usłyszy oszukańczą informację, że organizm odrzucił materiał. Może też otrzymać przyzwoity implant za około 400 zł, jeśli jest starszy i niezbyt aktywny. Ale jeśli jest młodym, aktywnym sportowo człowiekiem, to powinien otrzymać płytkę za około 900 zł. Rzeczywistość jest taka, że 80-90 proc. szpitali funduje chorym płytki za 30 zł, kierując się rachunkiem ekonomicznym, a nie dobrem chorego. Wywołuje to oczywiście powikłania i finalnie leczenie de facto kosztuje dużo więcej. To trzeba zmienić. To też już zrobiono na świecie. U nas nie zajmujemy się takimi aspektami prawie wcale.
Przykład absurdu? Przekazanie chorego z innego szpitala (na przykład z pulmonologii w X do torakochirurgii w Y) może nastąpić bezzwłocznie i NFZ zapłaci obu placówkom. Ale jeśli i pulmonologia i torakochirurgia są w tym samym szpitalu, to aby oba oddziały otrzymały zapłatę, muszą minąć dwa tygodnie między jedną, a drugą hospitalizacją. Rzesze ludzi walczyły i walczą z tym absurdem, ale nadal to trwa.
To tylko wybrane przykłady, do czego prowadzi petryfikowanie systemu socjalistycznego, w którym produkt (w tym przypadku zdrowie) jest limitowany, a jego cena, najczęściej słabo przystająca do realnych kosztów poniesionych w trakcie leczenia, jest urzędowa. Jak mówi stary dowcip z czasów PRL: "Za socjalizmu to piasku i na pustyni by zabrakło". Jest oczywistością, że wycena procedur medycznych powinna być urealniona, co powtarzają praktycznie wszyscy, więc tymczasem nie będę się nad tym rozwodził, ale problem wymaga rozwiązania relatywnie szybko.
Mniej mówi się o tym, co zrobić, aby lekarz poświęcał co najmniej 80 proc. swojego czasu na to, do czego został wykształcony, a mianowicie na diagnozowanie i leczenie chorych. Obecnie proporcja jest odwrotna: dla chorych ma nie więcej niż 20 proc. czasu. Konieczne wydaje się traktowanie lekarza jako swego rodzaju „lotniskowca” otoczonego flotyllą pomocniczą. Każdy zatrudniony specjalista powinien mieć sekretarkę, dyktafon i tablet, docelowo poświęcać na biurokrację maksymalnie 20 proc. swego czasu. Pozostały czasu dla chorych, koniecznie. Lekarz w ten sposób byłby w stanie przyjąć więcej chorych. Z uwagi na niższe płace personelu pomocniczego jest to rozwiązanie relatywnie tanie. Zasoby kadrowe (i do pewnego stopnia lokalowe) mamy niezbyt imponujące, dlatego konieczne jest pełne wykorzystanie zasobów systemu. Zasadne wydaje się zrównanie w prawach, ale i obowiązkach podmiotów państwowych i prywatnych (pacjent w ogóle nie musi wiedzieć, kto jest właścicielem szpitala w którym się leczy). Jednostki odmawiające hospitalizacji skomplikowanych i kosztochłonnych chorych z zakresu zakontraktowanych świadczeń powinny płacić surowe kary do utraty kontraktu włącznie.
To tylko kilka wyrywkowych tez do dyskusji podczas panelu. Pragnę jednak zapewnić, że Platforma Obywatelska przedstawi na wybory parlamentarne znacznie szerszy pakiet konkretnych propozycji zmiany systemu opartych na fundamencie wzrostu zadowolenia chorych i pracowników systemu, w którym nie tylko nikt nie straci pracy, ale będzie bardziej usatysfakcjonowany finansowo. Będziemy stopniowo prezentować nasze rozwiązania.
Przeczytaj także: "Stoimy nad przepaścią, ale mamy "Wizję Zdrowia". Znajdziemy rozwiązanie" i "Wiśniewski: Moja wizja polityki lekowej? musimy poprawić "legislację". Chodzi o...".
Szczegółowe informacje dotyczące konferencji znajdują się na stronie: www.termedia.pl/Wizjazdrowia.
Na bezpłatną konferencję można zarejestrować się na stronie: www.termedia.pl/Rejestracja/WizjaZdrowia.
- Wprowadzając do dyskusji podczas panelu "Wizja systemu – Co ma być celem systemu? Czy mamy jego nadmierne upolitycznienie?", zwrócę uwagę na kilka problemów. Diagnoza bolączek systemu ochrony zdrowia jest dość oczywista, aczkolwiek warto zwrócić uwagę na szczegóły. Główne problemy dla pacjentów to kolejki i dostępność do specjalistów. Kłopotem jest także jakość usług zdrowotnych - trochę według zasady „ciemny lud wszystko kupi”. Obecny system nie premiuje doskonałych oddziałów i specjalistów, traktując tych dobrych i słabych jednakowo. Podstawowym problemy dla pracujących w systemie to niskie płace, obciążenie biurokracją (rosnące do gigantycznych rozmiarów), słaba możliwość realizacji zawodowej z powodów wspomnianych ograniczeń, braki kadrowe i nierównomierne obciążenie pracą. Z kolei największym problemem dla systemu jest niskie finansowanie (dochodzenie do 6 proc. PKB zbyt wolne w propozycji rządu, poza tym pamiętajmy, że minimum WHO to 6,8 proc.).
Odnoszę wrażenie, że ogromna większość ekspertów nie potrafi wyrwać się ze schematów myślenia, z których wynika, że wystarczą drobne zmiany w systemie. Konieczna jest duża reforma, jeśli chcemy osiągnąć zadowolenie chorych i satysfakcję szeroko pojmowanego personelu medycznego, mając jednocześnie świadomość, że środki finansowe, jakie posiadamy, a które są ograniczone.
Dzisiejszy system ochrony zdrowia jest u kresu swoich dni, charakteryzuje się coraz większą niewydolnością, ogólną frustracją, niezadowoleniem zarówno pacjentów jak i personelu, relatywnie słabą kontrolą kosztów i nieracjonalnością ich wydawania oraz trudnymi do zaakceptowania kompromisami jakościowymi, niedopuszczalnymi ze względów etycznych.
Posłużę się tu kilkoma negatywnymi przykładami z praktyki jako ilustracją tezy, że konieczne jest bardziej umiejętne skorzystanie z wiedzy innych, którzy będąc swego czasu w podobnej sytuacji (na przykład Dania), przy pomocy konsekwentnych, roztropnych zmian doszli do stanu, w którym poziom satysfakcji chorych i pracowników systemu jest jednym z najwyższych w świecie.
Przykład nieracjonalnego wydawania środków? Zapalenie płuc jest najpierw diagnozowane i leczone przy użyciu niewielkich nakładów (terapia minima – lek przeciwgorączkowy i prosty antybiotyk) w szpitalu powiatowym, ale najczęściej i tak następuje przekazanie do szpitala o wyższej referencyjności, zaś stamtąd do jednostki specjalistycznej, w której de facto są ponoszone największe wydatki na diagnostykę i leczenie (drogie antybiotyki i inne leki, bronchofiberoskopia, tomografia komputerowa, rehabilitacja). Rachunek dla NFZ jest taki sam ze szpitala powiatowego, wojewódzkiego i specjalistycznego, a realnie poniesione koszty są w 80 procentach poniesione przez jednostkę specjalistyczną, która wypisuje zdrowego do domu. Można to zmienić. Inni już to zrobili. U nas temat nie jest nawet dotknięty.
Przykład nieakceptowalnych kompromisów jakościowych? Przy złamaniu podudzia chory może otrzymać płytkę metalową za około 30 złotych, która zardzewieje po tygodniu, a pacjent usłyszy oszukańczą informację, że organizm odrzucił materiał. Może też otrzymać przyzwoity implant za około 400 zł, jeśli jest starszy i niezbyt aktywny. Ale jeśli jest młodym, aktywnym sportowo człowiekiem, to powinien otrzymać płytkę za około 900 zł. Rzeczywistość jest taka, że 80-90 proc. szpitali funduje chorym płytki za 30 zł, kierując się rachunkiem ekonomicznym, a nie dobrem chorego. Wywołuje to oczywiście powikłania i finalnie leczenie de facto kosztuje dużo więcej. To trzeba zmienić. To też już zrobiono na świecie. U nas nie zajmujemy się takimi aspektami prawie wcale.
Przykład absurdu? Przekazanie chorego z innego szpitala (na przykład z pulmonologii w X do torakochirurgii w Y) może nastąpić bezzwłocznie i NFZ zapłaci obu placówkom. Ale jeśli i pulmonologia i torakochirurgia są w tym samym szpitalu, to aby oba oddziały otrzymały zapłatę, muszą minąć dwa tygodnie między jedną, a drugą hospitalizacją. Rzesze ludzi walczyły i walczą z tym absurdem, ale nadal to trwa.
To tylko wybrane przykłady, do czego prowadzi petryfikowanie systemu socjalistycznego, w którym produkt (w tym przypadku zdrowie) jest limitowany, a jego cena, najczęściej słabo przystająca do realnych kosztów poniesionych w trakcie leczenia, jest urzędowa. Jak mówi stary dowcip z czasów PRL: "Za socjalizmu to piasku i na pustyni by zabrakło". Jest oczywistością, że wycena procedur medycznych powinna być urealniona, co powtarzają praktycznie wszyscy, więc tymczasem nie będę się nad tym rozwodził, ale problem wymaga rozwiązania relatywnie szybko.
Mniej mówi się o tym, co zrobić, aby lekarz poświęcał co najmniej 80 proc. swojego czasu na to, do czego został wykształcony, a mianowicie na diagnozowanie i leczenie chorych. Obecnie proporcja jest odwrotna: dla chorych ma nie więcej niż 20 proc. czasu. Konieczne wydaje się traktowanie lekarza jako swego rodzaju „lotniskowca” otoczonego flotyllą pomocniczą. Każdy zatrudniony specjalista powinien mieć sekretarkę, dyktafon i tablet, docelowo poświęcać na biurokrację maksymalnie 20 proc. swego czasu. Pozostały czasu dla chorych, koniecznie. Lekarz w ten sposób byłby w stanie przyjąć więcej chorych. Z uwagi na niższe płace personelu pomocniczego jest to rozwiązanie relatywnie tanie. Zasoby kadrowe (i do pewnego stopnia lokalowe) mamy niezbyt imponujące, dlatego konieczne jest pełne wykorzystanie zasobów systemu. Zasadne wydaje się zrównanie w prawach, ale i obowiązkach podmiotów państwowych i prywatnych (pacjent w ogóle nie musi wiedzieć, kto jest właścicielem szpitala w którym się leczy). Jednostki odmawiające hospitalizacji skomplikowanych i kosztochłonnych chorych z zakresu zakontraktowanych świadczeń powinny płacić surowe kary do utraty kontraktu włącznie.
To tylko kilka wyrywkowych tez do dyskusji podczas panelu. Pragnę jednak zapewnić, że Platforma Obywatelska przedstawi na wybory parlamentarne znacznie szerszy pakiet konkretnych propozycji zmiany systemu opartych na fundamencie wzrostu zadowolenia chorych i pracowników systemu, w którym nie tylko nikt nie straci pracy, ale będzie bardziej usatysfakcjonowany finansowo. Będziemy stopniowo prezentować nasze rozwiązania.
Przeczytaj także: "Stoimy nad przepaścią, ale mamy "Wizję Zdrowia". Znajdziemy rozwiązanie" i "Wiśniewski: Moja wizja polityki lekowej? musimy poprawić "legislację". Chodzi o...".
Szczegółowe informacje dotyczące konferencji znajdują się na stronie: www.termedia.pl/Wizjazdrowia.
Na bezpłatną konferencję można zarejestrować się na stronie: www.termedia.pl/Rejestracja/WizjaZdrowia.