Trzy lata: jak będzie wyglądać ochrona zdrowia, gdy wyborcy powiedzą sprawdzam

Udostępnij:
Do czego tak naprawdę doprowadzą dziś ogłaszane reformy? Co nas czeka? Co się uda, co się nie uda, a gdzie życie potoczy się dalej wbrew intencjom reformatorów - co na to wyborcy? Prezentujemy analizę Rafała Janiszewskiego.
Tekst Rafała Janiszewskiego:
Patrzenie w daleką przyszłość jest konieczne, nawet jeśli nasze przewidywania się nie spełnią. Zadawanie sobie pytania: „co będzie jeśli...?” może mieć istotny wpływ na kształtowanie obecnych działań. Sztandarowe założenia reformy oparte na powszechności i społecznym charakterze odcisną swój ślad na obecnym kształcie systemu. Większość zapowiedzi zmian dotyczy fundamentalnych reform, a nie osiągania bezpośrednich celów. A to może sprawić wrażenie, że zapowiedzi te nie zostaną zrealizowane.

Dekomercjalizacja
Jedna z pierwszych ogłoszonych koncepcji to dekomercjalizacja szpitali. Pod tym hasłem umieszczona jest znacznie szersza niż sfera szpitalna zmiana dotycząca pochodzenia środków na finansowanie ochrony zdrowia. Zmiana, która w swoim rodzaju skutkuje szeregiem innych, często żywo dyskutowanych w przestrzeni publicznej.

Przykładem może być pozbawienie placówek prywatnych możliwości realizacji świadczeń za pieniądze publiczne. Jeśli bowiem środki przeznaczone na leczenie pochodzić będą z budżetu państwa, to najbliższą formą finansowania jest pokrywanie możliwie rzeczywistych kosztów udzielania świadczeń. W ich kalkulacji nie ma miejsca na określenie zysku, zarobku, pomnażania majątku świadczeniodawcy. Są natomiast kluczowe zasady dyscypliny finansowej oparte na racjonalności, zasadności czyli optymalnym gospodarowaniem groszem publicznym. Tu nie ma miejsca na biznes, choć w mojej ocenie bez prywatnych podmiotów nie da się zapewnić wszystkich niezbędnych świadczeń.

Gwarancja finansowania
Zatem kto w sieci ten ma gwarancję finansowania, kto nie w sieci ten będzie rywalizował o kontrakt z innymi. Tylko rodzi się pytanie czym będzie ów kontrakt? Moim zdaniem przedmiot zamówienia będzie ewaluował w stronę odmienną od dotychczasowej. Nie będzie to kupowanie usług po ustalonej cenie, a bardziej realizacja zadania publicznego w zakresie ochrony zdrowia. W dodatku otoczenie w którym przyjdzie przedsiębiorcy realizować to zadanie będzie zupełnie inne. Pojawią się regulacje określające warunki udzielania świadczeń, poziomy cenowe składowych kosztów leczenia (np. urzędowe ceny na materiały, wyroby, leki) oraz coraz bardziej szczegółowe zasady ewidencjonowania i rozliczania tych kosztów. Trzeba podkreślić, że każdy, kto realizuje zadanie publiczne, za pieniądze z budżetu państwa musi być przygotowany na wnikliwą kontrolę swojej działalności, a w szczególności kontrolę prawidłowości wydatkowania pieniędzy. Wielu prywatnych przedsiębiorców stykając się z kolejnymi wyłączeniami ze swobody działalności gospodarczej zrezygnuje z finansowania publicznego i albo przygotuje ofertę komercyjną, albo wzmocni rozwijający się sektor ubezpieczeń dodatkowych.

Pozostaje pytanie czy będące w sieci szpitale uzyskają finansowanie wystarczające na pokrycie kosztów działalności, która zostanie wystawiona na wielką próbę. Próbę zwiększonego oczekiwania świadczeń ze strony społeczeństwa, które odbiera w sposób bezpośredni przekaz o dobrodziejstwie reformy. W tych komunikatach pojawiają się hasła o skróceniu kolejek, o zwiększonej dostępności oraz zmianie filozofii z ochrony zdrowia na służbę zdrowia, ze szczególnym uwzględnieniem „służby”. Koordynowanie leczenia (agregowanie zakresów dla zapewnienia kompleksowości zaopatrzenia) będzie zwiększać oczekiwanie pacjentów co do otrzymania „wszystkiego w jednym”. Niestety w systemie budżetowym to świadczeniodawca dookreśli zakres koszyka świadczeń gwarantowanych, bo będzie go dostosowywał do możliwości pokrycia faktycznych kosztów z przydzielonego mu budżetu.

To wcale nie oznacza, że będzie gorzej. Wszak koordynacja, regulowanie kosztów składowych świadczeń, zapewnienie budżetu opartego o potrzeby populacji mogą spowodować, że zwiększy się dostępność. Pacjent dostanie się do lecznicy, a lecznica udzieli mu świadczenia. Pozostaje tylko pytanie jakiego świadczenia. Bo jeśli nie zwiększą się nakłady to będą to w większości świadczenia podstawowe. Sporo pewnie uda się oszczędzić poprzez urealnienie kosztów, ustalanie taryfikacji, co zabezpieczy system przed niebezpieczeństwem obniżenia poziomu leczenia. Gorzej może być z wdrażaniem innowacji, a w szczególności tych, które nie stanowią przełomowej poprawy efektywności leczenia. Może to i słuszne, bo jak płacić więcej to za dużo lepsze.

AOS i POZ
Drugą istotną zmianą jaką zapowiadano jest przemodelowanie opieki ambulatoryjnej. Tu zasadniczą, a w zasadzie kluczową rolę ma odgrywać zespół lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Skutkiem zwiększenia jego kompetencji ma być potraktowanie działalności ambulatoryjnej opieki specjalistycznej jako zadania powierzonego lekarzowi POZ. Jeszcze przed wdrożeniem zmian pomysł ten napotkał spory opór ze strony lekarzy rodzinnych. Wydaje się, że nie dojdzie do swoistego połączenia obu zakresów, bowiem szeroki wachlarz specjalności oraz fakt, iż obie dziedziny w zasadzie są w rękach prywatnych sprawiają, że system stanie się niewydolny.

Choć troską ministra jest racjonalizacja zaangażowania lekarza specjalisty to użycie do tego celu lekarza rodzinnego nie powiedzie się w sposób jaki zapowiadano w projekcie reformy. Z całą pewnością planowany pilotaż wykaże, iż plan trzeba zmodyfikować. W mojej ocenie dużym odciążeniem będzie zapewnienie finansowania opieki otwartej w poradniach przyszpitalnych. Tu kontynuacja leczenia dla pacjentów korzystających z hospitalizacji jest nie tylko zasadna, ale naturalność tego rozwiązania z pewnością sprawi, iż takie rozwiązanie będzie się rozwijać.

Więcej gabinetów POZ
Spodziewam się zatem bardziej kompleksowego podejścia do pacjenta przez placówki prowadzące leczenie stacjonarne. Trzeba jednak podkreślić, że dotyczyć to będzie szpitali będących w sieci zabezpieczenia. Korzyścią zmian poszukujących rozwiązania dla integracji opieki ambulatoryjnej stanie się wzmocnienie roli i kompetencji lekarza rodzinnego. Jeśli dodamy do tego liberalizację warunków udzielania tych świadczeń, to będziemy obserwować wzrost liczby placówek zapewniających świadczenia z zakresu POZ. Jeśli nie zostaną położone kłody pod nogi lekarzom rodzinnym, to może się okazać, że dobrodziejstwem zmiany będzie nie tylko zwiększenie dostępności, ale również pełniejsze wykorzystanie ich interdyscyplinarności.

Kłopoty szpitali potrzebnych, choć niszowych
W konsekwencji może to doprowadzić do swoistego spłaszczenia systemu, a w szczególności struktury świadczeniodawców, co w konsekwencji przyniesie oszczędności, ale również może odbić się na zmniejszonej dostępności do zakresów niszowych.

Co prawda projekt sieci szpitali obejmuje szpitale onkologiczne czy pediatryczne, ale brak w nim innych szpitali monospecjalistycznych. Mimo wszystko potrzebne są nam wyspecjalizowane jednostki rehabilitacyjne czy reumatologiczne. Oczywiście nikt nie mówi, że ich nie będzie, jednak brak gwarancji finansowania zapewnionej ustawą może odbić się na dostępności do świadczeń. Tu z pewnością minister zdrowia może liczyć na koordynację, współpracę z tymi, którzy będą poszukiwać narzędzi do uzyskania kompleksowości czy koordynacji. To jednak za mało.

Długi i fuzje
Kolejną istotną w mojej ocenie zmianą jest zwiększenie odpowiedzialności organu prowadzącego podmiot za kondycję finansową placówki. Zobowiązanie do rocznych sprawozdań finansowych oraz do pokrywania straty netto prowadzonych przez siebie lecznic może spowodować istotną przebudowę. Spodziewam się nie tylko łączenia podmiotów w celu uzyskania komplementarności ale również w niektórych przypadkach likwidacji podmiotów lub części prowadzonych przez nie zakresów.

Znowelizowana ustawa o działalności leczniczej daje również możliwość dość prostej zmiany organu prowadzącego. Można sobie bowiem wyobrazić sytuację w której samorząd nie będzie w stanie pokryć straty prowadzącego przez siebie podmiotu, a potrzeby społeczności lokalnej będą wskazywać na konieczność istnienia placówki. Wówczas nie jest wykluczonym, że nastąpi zmiana organu prowadzącego. Jest to ciekawa koncepcja w której docelowo jedynym organem prowadzącym szpitale realizujące zadanie publiczne (finansowane ze środków budżetu Państwa) będzie np. wojewoda. Wówczas zarówno poziom finansowania, jak decyzje o rozwoju i inwestycjach oraz zakresie udzielanych świadczeń będą w rękach państwa. To może stać się dopełnieniem założeń ustawy zwanej dekomercjalizacyjną.

Służba, nie drużba
Jawi się zatem obraz publicznej, powszechnej, państwowej służby zdrowia, która jest finansowana poprzez pokrywanie kosztów jej funkcjonowania. Instrumentami regulacji tych kosztów staną się taryfikacje, narzędzia liczenia kosztów oraz nadzoru nad racjonalnością wydawania środków publicznych. W tych kosztach regulowane mogą być nie tylko wynagrodzenia pracowników lecznicy, ale również materiały i środki stosowane podczas realizacji zadań. Nowelizacja ustawy refundacyjnej wskazuje na chęć objęcia regulacjami np. wyrobów medycznych. Tu ustalenie limitu finansowania sprawi, że powszechnie dostępne będą technologie mieszczące się w średnim przedziale jakości a co za tym idzie ceny. Jeśli minister zdrowia zrobi jeszcze jeden krok na tej drodze, to podejmie się organizowania zakupów centralnych. Takie rozwiązanie w przypadku niektórych materiałów czy leków może być korzystne dla ogólnych wydatków systemu. Z całą pewnością możliwości negocjacyjne ministra w powiązaniu z regulacjami wyboru technologii dadzą sporą optymalizację kosztów. Jednak w dobie powszechnego, wolnego rynku, rozwiniętego marketingu w obszarze zdrowia, wyhamowanie wszystkich elementów komercjalizacji nie będzie możliwe.

Podziały i kolejki
Może to doprowadzić do dużego zróżnicowania i podzielenia społeczeństwa na tych, którzy leczą się „na państwowym” i tych których stać na leczenie „prywatne”. To naturalne zjawisko występujące na całym świecie, a stwarzanie warunków do uzyskiwania świadczeń komercyjnych tym którzy mają na to pieniądze z pewnością „odciąża” system publiczny.

Nie ma w tym nic złego jeśli państwowa służba zdrowia jest w stanie zapewnić pełny dostęp do optymalnych terapii. Czy będzie w stanie? W mojej ocenie nie, bowiem już dawno wyliczono, że obecny poziom wydatków publicznych jest zbyt mały i w wyliczeniach brano pod uwagę istniejący koszyk świadczeń gwarantowanych.

Jeśli zmniejszymy liczbę podmiotów skupiając budżet w pełnoprofilowych placówkach, zawęzimy dostęp do środków publicznych tylko do lecznic w których kontrolujemy sposób wykorzystania pieniędzy, to efektem tego będą kolejki i patologiczne efekty prób oszczędzania, by szpitalowi wystarczyło pieniędzy. Zatem zaawansowane technologie i innowacje dostępne będą przede wszystkim w sektorze prywatnym na którego usługi stać będzie tylko bardziej zamożnych lub średnio zamożnych którzy zapobiegliwie wykupią odpowiednie polisy ubezpieczeniowe. [...]

Myślę, że obecny rząd zdaje sobie sprawę z tego, że to właśnie czas ostatni na opanowanie sytuacji zadłużenia szpitali, rosnących kolejek, zbyt małej liczby specjalistów i kiepskiej efektywności wydawania pieniędzy. Wybrał taką właśnie drogę, wiodącą ku upaństwowieniu, kontroli, nadzorowi i regulacji wszystkiego co można uregulować. W mojej ocenie czasu na uzyskanie obiecanych efektów jest za mało. Szybko upłyną lata do kolejnych wyborów. Wtedy obywatele staną przed dylematem, czy głosować na kontynuację zmian, czy na zmianę tego, co się nie zmieniło mimo obietnic.

Rafał Janiszewski

Tekst pochodzi z „Menedżera Zdrowia" numer 9/2016.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.