Monitor Wielkopolski

Wyzwanie i szansa

Udostępnij:
Czym dla właściciela jest taka duża placówka jak Szpital Wojewódzki w Poznaniu? – Wyzwaniem i szansą na to, żeby poprawić jakość leczenia mieszkańców – przede wszystkim Poznania i powiatu poznańskiego, bo to im w głównej mierze służy ten szpital. Jest także miejscem, które wymaga nakładów – mówi członek zarządu województwa wielkopolskiego Paulina Stochniałek.
50 lat temu, gdy budowano lecznicę przy ul. Lutyckiej, była ona opisywana jako duma władz i mieszkańców miasta. A dziś, czym jest dla właściciela taki duży szpital – dużym problemem czy dużą satysfakcją?
– Jest wyzwaniem i szansą na to, żeby poprawić jakość leczenia mieszkańców – przede wszystkim Poznania i powiatu poznańskiego, bo to im w głównej mierze służy ten szpital. Jest także miejscem, które wymaga nakładów, dużych nakładów właśnie ze względu na swój wiek.

Dyrektor szpitala chwali to, że samorząd województwa chętnie wykłada pieniądze na inwestycje w sprzęt czy rozbudowę. Rzeczywiście jest tak, że po co nie przyjdzie, to dostaje?
– Tak nigdy nie jest, bo budżetowa „kołderka” jest za krótka. Staramy się dbać o równomierny rozwój szpitali wojewódzkich na terenie całego regionu, inwestując w nie spore środki. Jeżeli dyrektorzy jednostek przychodzą z przemyślaną propozycją, która ma walory nie tylko ekonomiczne, ale i niosące za sobą poprawę jakości czy dostępności leczenia mieszkańców, to zawsze staramy się do tych wniosków przychylnie podchodzić.

A czego zarząd województwa oczekuje przede wszystkim od dyrektora takiej placówki jak ta przy ul. Lutyckiej? Zbilansowanych, zdrowych finansów? Jak najlepszego leczenia pacjentów? Ściągnięcia odpowiedniej kadry?
– Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo żaden szpital nie działa w próżni. Oczywiście, generalnie szpitale to instytucje, które mają służyć jak najlepiej mieszkańcom, a nie zarabiać pieniądze. By dobrze pomagać pacjentom, ważne są jednak ekonomiczna kondycja placówki oraz odpowiedni personel, i to każdego szczebla. Dla dobrego funkcjonowania szpitala konieczne jest też, by wszyscy tam pracujący zrozumieli, że są od siebie zależni i równie ważni – zarówno pani księgowa, pani salowa, jak i pan chirurg. Każde z nich ma inne zadania, ale jedni bez drugich nie będą dobrze funkcjonować. Kolejną istotną sprawą są naturalnie kwestie negocjowania z NFZ kontraktów i ich odpowiedniego wykonywania. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że obecnie bilansowanie tych wpływów z wydatkami jest bardzo trudne, bo wzrost wycen procedur medycznych jest niemal niezauważalny, a inflacja szaleje, ludzie oczekują wyższych wynagrodzeń, drastycznie rosną ceny wszystkich usług. To, co można robić, to znajdować sposoby na leczenie nowoczesnymi metodami, które są w miarę dobrze wyceniane i powodują skrócenie czasu hospitalizacji pacjenta.

Trudniej związać koniec z końcem takim dużym, wielospecjalistycznym szpitalom czy też podmiotom zajmującym się jedną dziedziną medyczną?
– Ta wielospecjalistyczność oznacza między innymi to, że często trafia tu pacjent, który wymaga długiego i wszechstronnego diagnozowania przyczyn jego złego stanu zdrowia, a to jest kosztowne. Posiadanie oddziałów w wielu specjalizacjach daje jednak ten bonus, że można nieco bilansować niedoszacowane usługi medyczne tymi bardziej adekwatnie wycenianymi. Bardzo dużo zależy tutaj od zdolności dyrektora i od personelu. Z kolei szpitale monospecjalistyczne, jak rehabilitacyjne czy psychiatryczne, są o wiele bardziej podatne na „tąpnięcia” wywołane takimi niespodziewanymi sytuacjami, jak pandemia COVID-19. Takim placówkom, jak ta przy ul. Lutyckiej, łatwiej sobie z tego typu zawirowaniami poradzić.

Jak wyobraża sobie pani współpracę starego szpitala z nowo otwartą po sąsiedzku lecznicą pediatryczną?
– Toczą się rozmowy na temat wykorzystania sterylizatorni starego szpitala. Pamiętajmy też, że Lutycka to między innymi oddział ginekologiczno-położniczy, więc w razie problemów mali pacjenci mogą od razu trafiać do szpitala dziecięcego. Oczekuję, że wszystkie podległe nam jednostki będą zawsze ze sobą współpracowały, choćby wymieniając się doświadczeniami. Tym bardziej w przypadku dwóch szpitali będących fizycznie sąsiadami. Podkreślam jednak, że są to dwa oddzielne podmioty, zarządzane przez dwóch samodzielnych dyrektorów.

Artykuł opublikowano w „Monitorze Wielkopolskim” 5/2022.

Przeczytaj także: „Stabilne zaplecze” i „Szpital już nie na peryferiach”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.