Zdrowotny program PiS: dyskusyjna diagnoza, wątpliwa terapia

Udostępnij:
Po ośmiu latach rządów Platformy Obywatelskiej system opieki zdrowotnej w Polsce jest w dość opłakanym stanie. PiS odpowiada własnym programem, nie do końca trafionym.
Po zwycięstwie Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich faworytem w wyborach parlamentarnych jest Prawo i Sprawiedliwość. Wystarczy zresztą spojrzeć w zalewające nas ze wszystkich stron sondaże. Jeżeli nie dojdzie do jakiejś gwałtownej zmiany nastrojów, to czeka nas prawdopodobnie zmiana władz państwowych. Czy przyniesie dobre efekty, czy wręcz przeciwnie – czas pokaże.

Abstrahując jednak od zmian w polityce zagranicznej, obronnej czy wymiarze sprawiedliwości, w naszej grupie interesariuszy bardzo chcielibyśmy wiedzieć jaką receptę na poprawę systemu opieki zdrowotnej ma dążąca do władzy partia. Tymczasem ani diagnoza problemów, ani proponowane środki zaradcze nie brzmią zbyt przekonująco.

Co proponuje lider sondaży

Prawo i Sprawiedliwość nie przedstawiło do tej pory spójnego planu zmian w systemie opartego na ocenie jego aktualnego stanu. Politycy tej partii najczęściej odwołują się do programu przyjętego rok wcześniej. Co prawda na początku lipca odbyła się w Katowicach debata programowa PiS, ale próżno w dostępnych dokumentach szukać treści istotnie odbiegających lub uzupełniających jej stanowisko z roku 2014.

Największej partii opozycyjnej przypina się wiele łatek, ale przyznaje się także, że wiele jej diagnoz dotyczących sytuacji społecznej i ekonomicznej kraju jest celnych. Za taką celną diagnozę trzeba uznać stanowisko, że „powszechne bezpieczeństwo zdrowotne należy traktować jako cywilizacyjną zdobycz współczesnego świata”, a także odrzucenie twierdzenia że „mechanizmy rynkowe mogą być podstawą funkcjonowania głównej części systemu, a zdrowie to taki towar jak każdy inny”. Jednakże nie ujmując racji powyższym twierdzeniom, diagnoza ta powinna zostać pogłębiona, aby wskazać jak najwięcej przyczyn dysfunkcji systemu, tych podstawowych i tych dotyczących poszczególnych jego działów.

Za właściwą diagnozą powinny pójść konkretne propozycje wskazujące w jaki sposób chce się system naprawić, a w tym upatruję największą słabość programu zdrowotnego Prawa i Sprawiedliwości. Zwłaszcza, że brakuje tam rzeczy wręcz najważniejszej – harmonogramu wprowadzania zmian. Ale przejdźmy do kolejnych propozycji.

Finansowanie z budżetu i likwidacja NFZ
Pierwszą, sztandarową propozycją jest odstąpienie od obowiązującego od 1999 roku systemu ubezpieczeniowego i przejście na system budżetowy finansowania opieki zdrowotnej. Jednocześnie partia ta zakłada, że zagwarantowane nakłady publiczne na zdrowie mają wynosić 6% PKB. I tu już, poza wszystkim, pojawia się pierwszy problem, bowiem taki wzrost to zaledwie 20-25% więcej tego co mamy obecnie, zaś z tej działki PiS chce także finansować szkolnictwo medyczne czy znacznie poszerzoną refundację leków, zwłaszcza dla osób o niskich dochodach. Może się więc okazać, że pieniędzy w systemie wcale nie pojawi się dużo więcej niż mamy teraz. Jeżeli zaś miałoby to zostać rozłożone na cztery lata kadencji, to możemy tego wręcz nie odczuć, chyba że na gorsze.

Według PiS wprowadzenie systemu budżetowego nie byłoby tożsame z systemem obowiązującym przed 1999 rokiem. Praktycznie ma ono oznaczać przejęcie funkcji płatnika przez organy państwowe i likwidację NFZ. Natomiast sama procedura wyboru podmiotów leczniczych, które miałyby udzielać usług zdrowotnych odbywałaby się w trybie konkursowym przeprowadzanym przez służby wojewody bądź Ministerstwo Zdrowia. Składka zdrowotna zamiast wędrować via ZUS do Narodowego Funduszu Zdrowia, będąc wcześniej odliczaną od podatku, byłaby przekazywana jako dotacja budżetowa do Ministerstwa Zdrowia i Urzędów Wojewódzkich. Rozwiązanie to ma jednak jedną podstawową wadę. Jeżeli nie zostanie zastrzeżone wręcz konstytucyjnie, że w budżecie Państwa nakłady na zdrowie są nie niższe niż np.6%, podobnie jak to dotyczy wydatków na obronę, to każdy problem budżetowy spowoduje ograniczanie tych nakładów. I proszę nie wierzyć żadnemu politykowi, że nigdy, przenigdy na to nie pozwoli. Wystarczy realizacja niektórych z obecnych obietnic wyborczych i ponowne nałożenie przez UE procedury nadmiernego deficytu.


Skrócenie kolejek i sieć
Kolejnym punktem programu PiS jest skrócenie kolejek do lekarzy, przy czym jest to połączone z koniecznością utworzenia sieci szpitali publicznych. Akurat to połączenie należy uznać za ideologiczne, ponieważ kwestia dostępności w żaden sposób nie jest związana z naturą organu tworzącego podmiotu leczniczego. Wieloletnie doświadczenie mówi, że podmiot prywatny jest bardziej efektywny niż publiczny, więc z tego powodu w całej Europie istnieje tendencja do prywatyzacji podmiotów leczniczych. W Austrii prywatyzuje się zarządzanie publicznymi placówkami, w Holandii wręcz nakazowo sprywatyzowano i płatników i podmioty lecznicze, ale… wprowadzono i utrzymano publiczne zasady działalności systemu i jego publiczny nadzór. Niestety chaotyczna komercjalizacja i prywatyzacja w Polsce odbywa się bez tego publicznego nadzoru. PiS proponuje receptę w postaci powstrzymania komercjalizacji i prywatyzacji, a wręcz doprowadzenie do cofnięcia tego procesu „w podmioty działające w formule prawnej nie dla zysku”. Nie wiem skąd to zacietrzewienie, ponieważ większość, jeżeli nie wszystkie, spółek powstałych w przebiegu komercjalizacji, a należących w 100% do jednostek samorządu terytorialnego, ma w swoich aktach założycielskich wpisaną działalność „not for profit”. Rzecz jasna nie dotyczy to podmiotów stricte prywatnych, ale wrzucanie ich do jednego worka ze spółkami należącymi do samorządów należy uznać za nadużycie.

Tymczasem problem kolejek w leczeniu szpitalnym wynika z zupełnie innych powodów: zbyt małego finansowania w ogólności, niewłaściwego podziału istniejących środków pomiędzy podmioty lecznicze, biurokratycznego ograniczania możliwości ich przesunięć oraz wadliwych, nierównomiernych wycen poszczególnych JGP. Aby zmniejszyć kolejki do świadczeń szpitalnych trzeba skierować strumień pieniędzy do tych szpitali i tych specjalności, gdzie potrzeby są największe, np. na endoprotezowanie czy wszczepy soczewek w przebiegu zaćmy. My natomiast utrzymujemy „historyczne” kontrakty, które w wielu wypadkach są wykonywane „na siłę” oraz poddajemy się lobbingom niektórych specjalności medycznych.

Za sensowne należy uznać dążenia PiS w dziedzinie skrócenia kolejek w lecznictwie ambulatoryjnym poprzez wzmocnienie roli lekarza rodzinnego i debiurokratyzacji pracy lekarzy. Czuję tu rękę Konstantego Radziwiłła i życzę, aby te dwa zamierzenia się udały. Szkoda jedynie, że tym dwóm wielkim projektom poświęcono łącznie 12 linijek programu.

Czy można liczyć na PiS?
Czytając program zdrowotny PiS, nie sposób odebrać mu dobrych intencji. Szczególnie w tej części, w której kładzie się nacisk na wzięcie odpowiedzialności przez Państwo nad sprawowaniem opieki zdrowotnej nad obywatelami. Tym niemniej nie ma tam wiele o przyczynach jego obecnej dysfunkcji, poza zrzuceniem odpowiedzialności na partię obecnie rządzącą. A przecież ten system źle działa nie od 2007 roku, tylko od wielu, wielu lat. Zamiast rozwiązań doraźnych proponuje się albo rozwiązania radykalne, takie jak zmiana sposobu finansowania i likwidacja znienawidzonego Narodowego Funduszu Zdrowia, albo bardzo okrągłe hasełka. Sam oczekuję na korzystną zmianę, ale nie mam niestety żadnej pewności, że zmianę tą przyniosą rządy PiS. Zwłaszcza, że jego program zdrowotny nie pozwala być nadmiernym optymistą.

Pełny tekst Macieja Biardzkiego ukaże się w najnowszym numerze "Menedżera Zdrowia"
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.