Jakub Szulc o sieci szpitali: Czy się stoi, czy się leży...
Redaktor: Krystian Lurka
Data: 20.10.2016
Źródło: Jakub Szulc/KL
Działy:
Aktualności w Onkologia
Aktualności
Tagi: | Jakub Szulc, felieton |
- Mocno upraszczając: czy pacjent będzie leczony, czy nie, szpital dostaje te same pieniądze. Przesuwamy się od bandy do bandy. Ze złej formuły promującej „nabijanie” procedur przechodzimy na tak samo złą, jeżeli nie gorszą: „Czy się stoi, czy się leży, pińćset złotych się należy” - pisze Jakub Szulc w felietonie dla "Menedżera Zdrowia".
Jakub Szulc w felietonie dla "Menedżera Zdrowia":
- Minister zdrowia w skierowanym ostatnio do konsultacji projekcie ustawy wprowadzającym sieć szpitali ocenia, że obowiązująca od czasów kas chorych polityka „konkursowania” świadczeń szpitalnych doprowadziła do rozmycia istniejącej wcześniej referencyjności szpitali, a brak nadzoru nad tym, jaki charakter usług gdzie jest kontraktowany, spowodował przewymiarowanie inwestycyjne i nadmierne rozdrobnienie świadczeń. Tu należy się Ministerstwu Zdrowia pochwała za właściwe zdiagnozowanie problemu. Faktycznie, od czasu skomunalizowania szpitali w 1999 r. kasy chorych, a później NFZ nie bardzo były w stanie zapanować nad oddolnie czynionymi, często bez ładu i składu, inwestycjami w sprzęt, oddziały czy kadrę medyczną. Lecznictwo szpitalne rozwijało się w Polsce ad hoc, często na zasadzie: w sąsiednim szpitalu właśnie uruchomiono oddział kardiologii inwazyjnej, to ja sobie postawię choć pracownię hemodynamiki. Inwestycje odzwierciedlały nie tyle potrzeby zdrowotne, co aktualną wycenę świadczeń przez płatnika. Na tym jednak pochwały można zakończyć. Dobra diagnoza jest warunkiem koniecznym podjęcia właściwego leczenia, lecz niestety nie jest warunkiem wystarczającym. W czym tkwi problem?
Przede wszystkim posługujemy się najbardziej toporną z dostępnych metod. Zmiany będziemy aplikować w postaci wykazu, będącego w istocie decyzją administracyjną o włączeniu (bądź nie) danego szpitala do sieci. Najpierw definiujemy (właściwie) problem: niedopasowanie świadczeń udzielanych w szpitalach szczebla gminnego, powiatowego i wojewódzkiego do faktycznych potrzeb zdrowotnych, po to by następnie nie silić się nawet na pozory, że ten stan rzeczy zmieniamy. Ot, świadczyłeś usługi w danym zakresie – będziesz świadczył nadal. Nie świadczyłeś? Sorry – już nie będziesz. Można oczywiście powiedzieć, że przecież (zgodnie z projektem rozporządzenia) wprowadzamy referencyjność i szpital powiatowy będzie mógł mniej niż wojewódzki, a wojewódzki mniej niż wysokospecjalistyczny czy kliniczny. Pod jednym wszakże warunkiem: że na inny, szerszy profil nie zgodzi się, całkowicie uznaniowo, minister zdrowia. Gdzie tu jakakolwiek analiza faktycznych potrzeb medycznych? Gdzie uwzględnienie map potrzeb zdrowotnych, na których przygotowanie, poza ogromną pracą wykonaną w Ministerstwie, wyłożyliśmy już niebagatelną sumkę? Kłopot jest, niestety, jeszcze większy. Nie tylko nie zwracamy uwagi na złą strukturę łóżek w lecznictwie szpitalnym, lecz także staramy się zabetonować ten stan na wieki wieków amen. Ktoś spyta: ale jak to? Przecież ustawa mówi wyraźnie, że szpitale będą włączane do sieci na cztery lata? Jak najbardziej, tyle że warunkiem włączenia jest posiadanie kontraktu z płatnikiem przez dwa lata przed decyzją o włączeniu.
Zgadnijcie Państwo, kto ten warunek będzie spełniał za cztery lata, przy kolejnym „procesie rekrutacyjnym”?
Brawo! Ci, którzy zakwalifikowali się już dzisiaj! Zamknęliśmy zbiór szpitali. Nowe nie powstaną – nie będą miały jak. Może w takim razie będziemy dbali o podnoszenie jakości i jak najwyższe standardy leczenia? Słabo to wygląda, bo konkurencji nie będzie przecież żadnej. Po co konkurować, skoro i tak wiadomo, kto będzie miał prawo udzielać świadczeń? Ale mam dla pacjentów zdecydowanie gorszą informację: nikt nie będzie chciał ich w szpitalu oglądać. Jednocześnie z siecią zmieniamy bowiem zasady płacenia: z dzisiejszego – efektywnościowego (JGP, fee-for-service) na ryczałt. Czyli, mocno upraszczając: czy pacjent będzie leczony, czy nie, szpital dostaje te same pieniądze. Przesuwamy się od bandy do bandy. Ze złej formuły promującej „nabijanie” procedur przechodzimy na tak samo złą, jeżeli nie gorszą: „Czy się stoi, czy się leży, pińćset złotych się należy”.
Jasne, że nie będzie to aż tak czarno wyglądało, bo lekarz przecież jest odpowiedzialny i będzie chciał leczyć jak najlepiej. Ale musimy pamiętać o jednym: bodźce kreują zachowania. A to oznacza, że w sytuacji, kiedy ryczałt będzie oznaczać podobne lub mniejsze pieniądze jak dzisiaj, a szpital za 200 cholecystektomii dostanie tyle samo kasy co za 100, dyrektor będzie stawał na głowie, żeby wykonywać takich zabiegów 100, a nie 200. Zwłaszcza że w czerwcowej noweli ustawy o działalności leczniczej (ustawa dekomercjalizacyjna) zwiększyliśmy odpowiedzialność dyrektora i organu prowadzącego za wynik finansowy jednostki. Aby leczenie było jak najbardziej skuteczne, staramy się stosować terapie zgodne z aktualną wiedzą medyczną. Propozycje zmian to w tym kontekście leczenie udaru przez upuszczanie krwi: nie pomaga, ale poprawia samopoczucie. Szkoda, że tylko leczącego.
Felieton pochodzi z „Menedżera Zdrowia” numer 8. Prenumeratę czasopisma można zamówić na stronie "Menedżera" w zakładce: Prenumerata "Menedżera Zdrowia".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia/ i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
- Minister zdrowia w skierowanym ostatnio do konsultacji projekcie ustawy wprowadzającym sieć szpitali ocenia, że obowiązująca od czasów kas chorych polityka „konkursowania” świadczeń szpitalnych doprowadziła do rozmycia istniejącej wcześniej referencyjności szpitali, a brak nadzoru nad tym, jaki charakter usług gdzie jest kontraktowany, spowodował przewymiarowanie inwestycyjne i nadmierne rozdrobnienie świadczeń. Tu należy się Ministerstwu Zdrowia pochwała za właściwe zdiagnozowanie problemu. Faktycznie, od czasu skomunalizowania szpitali w 1999 r. kasy chorych, a później NFZ nie bardzo były w stanie zapanować nad oddolnie czynionymi, często bez ładu i składu, inwestycjami w sprzęt, oddziały czy kadrę medyczną. Lecznictwo szpitalne rozwijało się w Polsce ad hoc, często na zasadzie: w sąsiednim szpitalu właśnie uruchomiono oddział kardiologii inwazyjnej, to ja sobie postawię choć pracownię hemodynamiki. Inwestycje odzwierciedlały nie tyle potrzeby zdrowotne, co aktualną wycenę świadczeń przez płatnika. Na tym jednak pochwały można zakończyć. Dobra diagnoza jest warunkiem koniecznym podjęcia właściwego leczenia, lecz niestety nie jest warunkiem wystarczającym. W czym tkwi problem?
Przede wszystkim posługujemy się najbardziej toporną z dostępnych metod. Zmiany będziemy aplikować w postaci wykazu, będącego w istocie decyzją administracyjną o włączeniu (bądź nie) danego szpitala do sieci. Najpierw definiujemy (właściwie) problem: niedopasowanie świadczeń udzielanych w szpitalach szczebla gminnego, powiatowego i wojewódzkiego do faktycznych potrzeb zdrowotnych, po to by następnie nie silić się nawet na pozory, że ten stan rzeczy zmieniamy. Ot, świadczyłeś usługi w danym zakresie – będziesz świadczył nadal. Nie świadczyłeś? Sorry – już nie będziesz. Można oczywiście powiedzieć, że przecież (zgodnie z projektem rozporządzenia) wprowadzamy referencyjność i szpital powiatowy będzie mógł mniej niż wojewódzki, a wojewódzki mniej niż wysokospecjalistyczny czy kliniczny. Pod jednym wszakże warunkiem: że na inny, szerszy profil nie zgodzi się, całkowicie uznaniowo, minister zdrowia. Gdzie tu jakakolwiek analiza faktycznych potrzeb medycznych? Gdzie uwzględnienie map potrzeb zdrowotnych, na których przygotowanie, poza ogromną pracą wykonaną w Ministerstwie, wyłożyliśmy już niebagatelną sumkę? Kłopot jest, niestety, jeszcze większy. Nie tylko nie zwracamy uwagi na złą strukturę łóżek w lecznictwie szpitalnym, lecz także staramy się zabetonować ten stan na wieki wieków amen. Ktoś spyta: ale jak to? Przecież ustawa mówi wyraźnie, że szpitale będą włączane do sieci na cztery lata? Jak najbardziej, tyle że warunkiem włączenia jest posiadanie kontraktu z płatnikiem przez dwa lata przed decyzją o włączeniu.
Zgadnijcie Państwo, kto ten warunek będzie spełniał za cztery lata, przy kolejnym „procesie rekrutacyjnym”?
Brawo! Ci, którzy zakwalifikowali się już dzisiaj! Zamknęliśmy zbiór szpitali. Nowe nie powstaną – nie będą miały jak. Może w takim razie będziemy dbali o podnoszenie jakości i jak najwyższe standardy leczenia? Słabo to wygląda, bo konkurencji nie będzie przecież żadnej. Po co konkurować, skoro i tak wiadomo, kto będzie miał prawo udzielać świadczeń? Ale mam dla pacjentów zdecydowanie gorszą informację: nikt nie będzie chciał ich w szpitalu oglądać. Jednocześnie z siecią zmieniamy bowiem zasady płacenia: z dzisiejszego – efektywnościowego (JGP, fee-for-service) na ryczałt. Czyli, mocno upraszczając: czy pacjent będzie leczony, czy nie, szpital dostaje te same pieniądze. Przesuwamy się od bandy do bandy. Ze złej formuły promującej „nabijanie” procedur przechodzimy na tak samo złą, jeżeli nie gorszą: „Czy się stoi, czy się leży, pińćset złotych się należy”.
Jasne, że nie będzie to aż tak czarno wyglądało, bo lekarz przecież jest odpowiedzialny i będzie chciał leczyć jak najlepiej. Ale musimy pamiętać o jednym: bodźce kreują zachowania. A to oznacza, że w sytuacji, kiedy ryczałt będzie oznaczać podobne lub mniejsze pieniądze jak dzisiaj, a szpital za 200 cholecystektomii dostanie tyle samo kasy co za 100, dyrektor będzie stawał na głowie, żeby wykonywać takich zabiegów 100, a nie 200. Zwłaszcza że w czerwcowej noweli ustawy o działalności leczniczej (ustawa dekomercjalizacyjna) zwiększyliśmy odpowiedzialność dyrektora i organu prowadzącego za wynik finansowy jednostki. Aby leczenie było jak najbardziej skuteczne, staramy się stosować terapie zgodne z aktualną wiedzą medyczną. Propozycje zmian to w tym kontekście leczenie udaru przez upuszczanie krwi: nie pomaga, ale poprawia samopoczucie. Szkoda, że tylko leczącego.
Felieton pochodzi z „Menedżera Zdrowia” numer 8. Prenumeratę czasopisma można zamówić na stronie "Menedżera" w zakładce: Prenumerata "Menedżera Zdrowia".
Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia/ i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.