Prof. Jacek Fijuth: Konsylia są dla chorych, czy to się podoba, czy nie
Autor: Marta Koblańska
Data: 17.05.2017
Źródło: MK
Tagi: | Jacek Fijuth, onkologia, konsylium, konsylia |
- Na razie rozmowy o ponownej, kompleksowej wycenie świadczeń onkologicznych utknęły w martwym punkcie, co nie wróży dobrze Centrom Onkologii ze względu na notowane straty. Dobrze, że wymóg obowiązkowych konsyliów pozostał w pakiecie onkologicznym, bo choć przez niektórych mogą być one odbierane jako zamach na autonomię lekarską, to leżą w interesie chorych – mówi prof. Jacek Fijuth, prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego.
Jaki los czeka projekt ponownej wyceny procedur onkologicznych?
- Takie rozmowy były prowadzone, ale utknęły w martwym punkcie. Dziś niektóre procedury są wycenione adekwatnie do kosztów, inne poniżej kosztów. Nasza ideą jest wycena rzeczywista i wiarygodna, a przede wszystkim kodyfikacja świadczeń, aby oddać stan rzeczywisty. Tu chodzi o interes pacjenta. Jeżeli standard wymaga wykonania określonych badań i określonego podejścia terapeutycznego, to powinno być wiadomo, jak to ma wyglądać. Obecnie w ramach pakietu onkologicznego wiele procedur jest rozliczanych ryczałtowo, a przez to niepokryte zostają wszystkie wydatki z nimi związane, a zakres badań trzeba niejednokrotnie poszerzać. Strata finansowa szpitali onkologicznych bierze się także z tego, że do diagnostyki i do leczenia trzeba dokładać i to chcielibyśmy zmienić.
Pakiet onkologiczny nadal budzi emocje. Różne były opinie na temat zasadności konsyliów także wśród środowiska lekarskiego. Czy to dobre posunięcie, że konsylia zostały?
- Nie słyszałem głosów przeciwnych konsyliom. Byłem i jestem przekonany, że o losach chorego należy decydować zespołowo i to dla mnie kanon postępowania onkologicznego. Być może zdarzały się głosy, że konsylia będą swego rodzaju zamachem na autonomię, że będą coś narzucać i może to nie być zgodne z interesem szpitala, czy kogoś personalnie. Ale wydaje mi się, że to był margines, bo onkolodzy mają przekonanie o konieczności powoływania konsyliów. Oczywiście w wielu wypadkach mogło dojść do wypaczeń, takich na przykład, że konsylia polegały jedynie na zbieraniu pieczątek, że nie omawiano w sposób rzetelny przypadku chorego. To na pewno się zdarzało i być może zdarza, ale to nie znaczy, że konsylia są niepotrzebne. One nie są dla lekarzy, ale dla pacjentów. Wspólna strategia postępowania leży w interesie chorego, stanowi dla niego gwarancję, że to, co wybrano w zakresie kompetencji danego zespołu, jest postępowaniem optymalnym. Środowiska pacjentów onkologicznych chciały tego rozwiązania i my się do tego przychyliliśmy. I taki sposób postępowania jest w onkologii absolutnie konieczny. Niektóre kwestie zostały już zmodyfikowane. W schorzeniach hematologicznych odstąpiono od wymogu opinii radioterapeuty, podobnie udział radiologa w wielu przypadkach nie musi być tak pełny jak przewidziano. Powinny zostać określone także sytuacje, kiedy konsylium nie jest potrzebne, bo postępowanie określa standard. Tak to wygląda na przykład we wczesnym raku krtani, kiedy to chory decyduje, czy chce być leczony chirurgicznie, czy napromienianiem, i innych wczesnych nowotworach, kiedy na przykład podstawą leczenia jest chirurgia, ale to trzeba określić. Udział onkologa klinicznego przed leczeniem pierwotnym jest tu niepotrzebny. Ale to wymaga przygotowania i zdefiniowania, a z tym jest trudno. Nie wyodrębniono sytuacji, kiedy konsylia są konieczne, a kiedy można się bez nich obejść bez straty dla chorego.
We Francji nie ma mowy o żadnym leczeniu onkologicznym bez wielodyscyplinarnego zespołu.
- Tak, i w wielu innych krajów także tak jest. W ogóle ta dyskusja nie powinna się toczyć. O leczeniu onkologicznym powinien decydować zespół wielospecjalistyczny. Na pewno w wielu nowotworach, na przykład w raku piersi, opinia środowiskowa uporządkowała wiele sytuacji. Często zmieniła się z korzyścią dla chorej ścieżka diagnostyczno-terapeutyczna i tak też stało się w wielu innych nowotworach. Może ta sytuacja jest trochę niekomfortowa dla chirurga czy dla specjalistów, którzy nie są stricte onkologami, bo jednak konsylium narzuca nowy sposób postępowania. Teraz trzeba uwzględnić opinię innych, co dla części kolegów może być rzeczywiście trudne do zaakceptowania i może być uznawane za podważanie ich wiedzy. Rozumiem to, ale w interesie pacjenta i poprawności postępowania konsylia powinny być przeprowadzane.
- Takie rozmowy były prowadzone, ale utknęły w martwym punkcie. Dziś niektóre procedury są wycenione adekwatnie do kosztów, inne poniżej kosztów. Nasza ideą jest wycena rzeczywista i wiarygodna, a przede wszystkim kodyfikacja świadczeń, aby oddać stan rzeczywisty. Tu chodzi o interes pacjenta. Jeżeli standard wymaga wykonania określonych badań i określonego podejścia terapeutycznego, to powinno być wiadomo, jak to ma wyglądać. Obecnie w ramach pakietu onkologicznego wiele procedur jest rozliczanych ryczałtowo, a przez to niepokryte zostają wszystkie wydatki z nimi związane, a zakres badań trzeba niejednokrotnie poszerzać. Strata finansowa szpitali onkologicznych bierze się także z tego, że do diagnostyki i do leczenia trzeba dokładać i to chcielibyśmy zmienić.
Pakiet onkologiczny nadal budzi emocje. Różne były opinie na temat zasadności konsyliów także wśród środowiska lekarskiego. Czy to dobre posunięcie, że konsylia zostały?
- Nie słyszałem głosów przeciwnych konsyliom. Byłem i jestem przekonany, że o losach chorego należy decydować zespołowo i to dla mnie kanon postępowania onkologicznego. Być może zdarzały się głosy, że konsylia będą swego rodzaju zamachem na autonomię, że będą coś narzucać i może to nie być zgodne z interesem szpitala, czy kogoś personalnie. Ale wydaje mi się, że to był margines, bo onkolodzy mają przekonanie o konieczności powoływania konsyliów. Oczywiście w wielu wypadkach mogło dojść do wypaczeń, takich na przykład, że konsylia polegały jedynie na zbieraniu pieczątek, że nie omawiano w sposób rzetelny przypadku chorego. To na pewno się zdarzało i być może zdarza, ale to nie znaczy, że konsylia są niepotrzebne. One nie są dla lekarzy, ale dla pacjentów. Wspólna strategia postępowania leży w interesie chorego, stanowi dla niego gwarancję, że to, co wybrano w zakresie kompetencji danego zespołu, jest postępowaniem optymalnym. Środowiska pacjentów onkologicznych chciały tego rozwiązania i my się do tego przychyliliśmy. I taki sposób postępowania jest w onkologii absolutnie konieczny. Niektóre kwestie zostały już zmodyfikowane. W schorzeniach hematologicznych odstąpiono od wymogu opinii radioterapeuty, podobnie udział radiologa w wielu przypadkach nie musi być tak pełny jak przewidziano. Powinny zostać określone także sytuacje, kiedy konsylium nie jest potrzebne, bo postępowanie określa standard. Tak to wygląda na przykład we wczesnym raku krtani, kiedy to chory decyduje, czy chce być leczony chirurgicznie, czy napromienianiem, i innych wczesnych nowotworach, kiedy na przykład podstawą leczenia jest chirurgia, ale to trzeba określić. Udział onkologa klinicznego przed leczeniem pierwotnym jest tu niepotrzebny. Ale to wymaga przygotowania i zdefiniowania, a z tym jest trudno. Nie wyodrębniono sytuacji, kiedy konsylia są konieczne, a kiedy można się bez nich obejść bez straty dla chorego.
We Francji nie ma mowy o żadnym leczeniu onkologicznym bez wielodyscyplinarnego zespołu.
- Tak, i w wielu innych krajów także tak jest. W ogóle ta dyskusja nie powinna się toczyć. O leczeniu onkologicznym powinien decydować zespół wielospecjalistyczny. Na pewno w wielu nowotworach, na przykład w raku piersi, opinia środowiskowa uporządkowała wiele sytuacji. Często zmieniła się z korzyścią dla chorej ścieżka diagnostyczno-terapeutyczna i tak też stało się w wielu innych nowotworach. Może ta sytuacja jest trochę niekomfortowa dla chirurga czy dla specjalistów, którzy nie są stricte onkologami, bo jednak konsylium narzuca nowy sposób postępowania. Teraz trzeba uwzględnić opinię innych, co dla części kolegów może być rzeczywiście trudne do zaakceptowania i może być uznawane za podważanie ich wiedzy. Rozumiem to, ale w interesie pacjenta i poprawności postępowania konsylia powinny być przeprowadzane.