Urolog a onkolog w uroonkologii – komentarz prof. Piotra Chłosty
Autor: Marta Koblańska
Data: 01.12.2016
Źródło: MK
Dysproporcja wyceny procedur uroonkologicznych oraz radioterapii przemawia na korzyść stosowania tych drugich w leczeniu raka prostaty niekoniecznie stawiając na pierwszym miejscu dobro chorego. Konsekwencje umniejszania znaczenia urologa oraz błędne przekonania na jego temat komentuje prof. Piotr Chłosta, prezes Polskiego Towarzystwa Urologicznego ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Prof. Chłosta podkreśla, że urologia w dominującej części obejmuje uroonkologię a urolodzy zapraszają do współpracy chemioterapeutów w razie konieczności leczenia systemowego oraz radioterapeutów w razie potrzeby leczenia uzupełniające radioterapią, czy też w sytuacji konieczności leczenia inicjującego tą metodą.
Jednak specjalista narządowy najlepiej zna zasady i wytyczne dotyczące leczenia układu moczowego i moczowo-płciowego u mężczyzn. Polska zaadaptowała wytyczne i standardy EAU dotyczące leczenia nowotworów układu moczowego i moczowo-płciowego u mężczyzn w różnych lokalizacjach ( a chodzi o raka nerki, raka przejściowo-nabłonkowego dróg moczowych, raka pęcherza, miedniczki nerkowej, moczowodów, gruczołu krokowego, jądra). Trudno więc sobie wyobrazić, aby chirurg-onkolog zajmujący się leczeniem nowotworu żołądka, zaczął operować raka gruczołu krokowego. Chirurg, aby przeprowadzić daną operację najpierw powinien odpowiedzieć na pytania, czy rzeczywiście potrafi ją wykonać, ile takich zabiegów przeprowadził, czy szpital, w którym pracuje potrafi zapobiegać ewentualnym niekorzystnym następstwom operacji oraz poinformować pacjenta jakie ma wyniki. Urolodzy zawsze są skłonni do dialogu i wypracowania najlepszych modeli postępowania zwłaszcza jeśli chodzi o ich podopiecznych, ale bez narażania na utratę terytorium, w którym się poruszają, co jest zagwarantowane certyfikatem w postaci egzaminu specjalizacyjnego – akcentuje profesor.
- Wszystkie operacje uroonkologiczne powinni wykonywać urolodzy. Jako urolog nie mam jednak prawa zabronić przeprowadzenia operacji komukolwiek jakiejkolwiek by sobie nie życzył, szczególnie jeśli lekarz czuje, że ma do tego predyspozycje. Mam jednak prawo zapytać o kwalifikacje i wyniki, a jeśli dojdzie do powikłań, czy rzeczywiście miał prawo taką operację wykonać. Towarzystwo naukowe nie gromadzi danych jakie operacje są wykonywane i przez kogo. Wiem ile operacji wykonują poszczególne ośrodki urologiczne, ale nie wiem ile operacji wykonywanych jest przez lekarzy innych specjalności. Niestety znam przypadki, że w sytuacjach, w których można było oszczędzić nerkę i usunąć z niej jedynie guz, chory trafiając do innego specjalisty jak urolog tracił jednak całą nerkę. Takie sytuacje także wynikają z nieświadomości społeczeństwa jaką rolę rzeczywiście odgrywa urolog. A kojarzony jest on przez większość osób jako specjalista zajmujący się stulejką oraz chorobami jądra. Tymczasem urolog to chirurg układu moczowego i moczowo-płciowego u mężczyzn w 80 procentach zajmujący się chorymi na raka. Jedynie 20 procent stanowi kamica i inne choroby. I przekonanie społeczeństwa, że urolog jest lekarzem pierwszego kontaktu w sytuacji nowotworu wymaga wiele wysiłku. W krajach wysoko rozwiniętych tego problemu nie ma. Tymczasem nasze społeczeństwo kieruje się do onkologa i to jest efekt także nieuzasadnionych kampanii medialnych. Stąd jednym z fundamentalnych celów Polskiego Towarzystwa Urologicznego jest przywrócenie prawdziwego wizerunku urologa, poprawy wiedzy, że to właśnie jest lekarz dedykowany przede wszystkim do leczenia chorób uroonkologicznych. Podobnie na świecie przeszczepianiem nerki zajmują się urolodzy, gdy tymczasem w Polsce chirurdzy naczyniowi, czy również transplantolodzy – podkreśla prof. Piotr Chlosta.
Profesor zwraca uwagę, że wycena procedur na przykładzie raka prostaty kształtuje się na poziomie 6,8 tys. zł i nie zmienia się w zależności od tego, czy prostatektomia została wykonana laparoskopowo przy użyciu najnowocześniejszych technik, czy też metodą otwartą, której szczyt popularności przypadał na lata 70-te. Leczenie metodą radioterapii z tym samym efektem onkologicznym wynosi prawie 20 tys. zł i do tego dochodzi koszt leczenia hormonalnego, które musi być kontynuowane przez dwa lata, co kosztuje około 10 tys. euro. Oczywiście nie w każdym przypadku chorych kwalifikuje się do operacji raka prostaty, ale też nie w każdym do radioterapii, a tymczasem wycena zdecydowanie przemawia na korzyść tej drugiej.
- Nie jestem za tym, żeby innym zabrać, aby urologom dodać, ale uważam, że procedury urologiczne należy rzetelnie wycenić. A tu mamy do czynienia z dysproporcją, która upośledza wizerunek urologii – akcentuje procesor, podkreślając, że wyniki odległe zależą od potencjału onkologicznego choroby oraz od tego, czy rzeczywiście można przeprowadzić operację. I przyjmuje się, że najlepsze wyniki w kontekście zarówno przeżycia odległego jak i przeżycia wolnego od nawrotu uzyskuje się metodami chirurgicznymi. Jeżeli chodzi o operacje małoinwazyjne, czyli laparoskopowe i z wykorzystaniem robota, które na świecie są standardem od 20 lat to wyniki wczesne: czas hospitalizacji, rekonwalescencji, przetoczenie krwi, powrót do aktywności życiowej, podawanie leków przeciwbólowych są zdecydowanie lepsze niż w razie operacji otwartej. Ponadto chirurgia małoinwazyjna to tzw. chirurgia milimetryczna, dokładniejsza, co sprzyja lepszym wynikom zarówno onkologicznym miejscowym jak i czynnościowym – sprawność seksualna i kontrola nad oddawaniem moczu. I to nie ulega wątpliwości, bo zostało potwierdzone przez wiele badań. W przypadku konieczności leczenia uzupełniającego stosowana jest radioterapia. Przyjmuje się, że u ludzi młodych, u których przewidywana długość życia wynosi więcej niż 30 lat, a operacja stwarza szansę pełnego wyleczenia, leczenie metodą napromieniania, charakteryzującą się większym prawdopodobieństwem powikłań nie znajduje uzasadnienia, chyba, że chory sam wybiera radioterapię zamiast leczenia chirurgicznego. Wyniki onkologiczne trzech technik – metody otwartej, małoinwazyjnej oraz radioterapii są porównywalne, choć zdarza się, że po napromienianiu należy jeszcze przeprowadzić operację ratującą mając na uwadze ryzyko miejscowego nawrotu. Operacja stwarza też możliwość usunięcia węzłów chłonnych, czego nie oferuje radioterapia.
Jak zauważa profesor, niestety zdarza się dosyć często, że młody chory poniżej 60 roku życia z rakiem ograniczonym do narządu i o niskim potencjale onkologicznym jest z gruntu napromieniany, bo nikt mu nie mówi, że lepszym wyjściem byłaby operacja. - Tymczasem w moim ośrodku, w którym leczenie chirurgiczne stanowi dominujący sposób leczenia raka prostaty, zawsze chorym przedstawianych jest wiele opcji tego leczenia łącznie z radioterapią. I chorzy wybierają to co dla nich i ich jakości życia jest lepsze. Jednak wiem, że są sytuacje, kiedy chory nie ma przedstawianych opcji leczenia i od razu zostaje skierowany na radioterapię z przedstawieniem niekorzystnych zjawisk leczenia chirurgicznego a u podstaw tego leży właśnie dysproporcja w wycenie między tymi metodami – ocenia profesor.
Profesor dodaje, że powikłaniem każdej operacji może być oczywiście śmierć, choć śmiertelność jest w przypadku operacji raka prostaty wyjątkowo znikoma. Najczęstszymi powikłaniami jest ryzyko zaburzeń erekcji u tych chorych, u których operacje przeprowadza się z intencją oszczędzenia struktur odpowiadających za wzwód oraz uszkodzenie zwieracza zewnętrznego, który odpowiada za trzymanie moczu. - Ale trzeba podkreślić, że w XXI wieku błędy jatrogenne, czyli popełnione przez lekarza skutkujące na przykład nietrzymaniem moczu nie są powikłaniem, ale powodują kalectwo, z którym należy bezwzględnie walczyć. I urolodzy dysponują narzędziami i urządzeniami, które można wszczepić choremu, aby mógł kontrolować mocz. Nie ośmieliłbym się mówić o powikłaniach radioterapii. O tym powinien radioterapeuta i twierdzę tak ze względu na przekonania etyczne – podkreśla profesor podsumowując:.
- Moje stanowisko nie ma na celu wywoływania kontrowersji między poszczególnymi dyscyplinami. Leczenie chorych uroonkologiczne zawsze jest oparte na interdyscyplinarnych konsyliach, ale rażące dysproporcje w wycenie i problemy z utrzymaniem rzeczywistego wizerunku lekarza urologa – wizerunku istniejącego na całym świecie, stwarza podstawy do tego, aby tą rolę właściwie tłumaczyć.
Jednak specjalista narządowy najlepiej zna zasady i wytyczne dotyczące leczenia układu moczowego i moczowo-płciowego u mężczyzn. Polska zaadaptowała wytyczne i standardy EAU dotyczące leczenia nowotworów układu moczowego i moczowo-płciowego u mężczyzn w różnych lokalizacjach ( a chodzi o raka nerki, raka przejściowo-nabłonkowego dróg moczowych, raka pęcherza, miedniczki nerkowej, moczowodów, gruczołu krokowego, jądra). Trudno więc sobie wyobrazić, aby chirurg-onkolog zajmujący się leczeniem nowotworu żołądka, zaczął operować raka gruczołu krokowego. Chirurg, aby przeprowadzić daną operację najpierw powinien odpowiedzieć na pytania, czy rzeczywiście potrafi ją wykonać, ile takich zabiegów przeprowadził, czy szpital, w którym pracuje potrafi zapobiegać ewentualnym niekorzystnym następstwom operacji oraz poinformować pacjenta jakie ma wyniki. Urolodzy zawsze są skłonni do dialogu i wypracowania najlepszych modeli postępowania zwłaszcza jeśli chodzi o ich podopiecznych, ale bez narażania na utratę terytorium, w którym się poruszają, co jest zagwarantowane certyfikatem w postaci egzaminu specjalizacyjnego – akcentuje profesor.
- Wszystkie operacje uroonkologiczne powinni wykonywać urolodzy. Jako urolog nie mam jednak prawa zabronić przeprowadzenia operacji komukolwiek jakiejkolwiek by sobie nie życzył, szczególnie jeśli lekarz czuje, że ma do tego predyspozycje. Mam jednak prawo zapytać o kwalifikacje i wyniki, a jeśli dojdzie do powikłań, czy rzeczywiście miał prawo taką operację wykonać. Towarzystwo naukowe nie gromadzi danych jakie operacje są wykonywane i przez kogo. Wiem ile operacji wykonują poszczególne ośrodki urologiczne, ale nie wiem ile operacji wykonywanych jest przez lekarzy innych specjalności. Niestety znam przypadki, że w sytuacjach, w których można było oszczędzić nerkę i usunąć z niej jedynie guz, chory trafiając do innego specjalisty jak urolog tracił jednak całą nerkę. Takie sytuacje także wynikają z nieświadomości społeczeństwa jaką rolę rzeczywiście odgrywa urolog. A kojarzony jest on przez większość osób jako specjalista zajmujący się stulejką oraz chorobami jądra. Tymczasem urolog to chirurg układu moczowego i moczowo-płciowego u mężczyzn w 80 procentach zajmujący się chorymi na raka. Jedynie 20 procent stanowi kamica i inne choroby. I przekonanie społeczeństwa, że urolog jest lekarzem pierwszego kontaktu w sytuacji nowotworu wymaga wiele wysiłku. W krajach wysoko rozwiniętych tego problemu nie ma. Tymczasem nasze społeczeństwo kieruje się do onkologa i to jest efekt także nieuzasadnionych kampanii medialnych. Stąd jednym z fundamentalnych celów Polskiego Towarzystwa Urologicznego jest przywrócenie prawdziwego wizerunku urologa, poprawy wiedzy, że to właśnie jest lekarz dedykowany przede wszystkim do leczenia chorób uroonkologicznych. Podobnie na świecie przeszczepianiem nerki zajmują się urolodzy, gdy tymczasem w Polsce chirurdzy naczyniowi, czy również transplantolodzy – podkreśla prof. Piotr Chlosta.
Profesor zwraca uwagę, że wycena procedur na przykładzie raka prostaty kształtuje się na poziomie 6,8 tys. zł i nie zmienia się w zależności od tego, czy prostatektomia została wykonana laparoskopowo przy użyciu najnowocześniejszych technik, czy też metodą otwartą, której szczyt popularności przypadał na lata 70-te. Leczenie metodą radioterapii z tym samym efektem onkologicznym wynosi prawie 20 tys. zł i do tego dochodzi koszt leczenia hormonalnego, które musi być kontynuowane przez dwa lata, co kosztuje około 10 tys. euro. Oczywiście nie w każdym przypadku chorych kwalifikuje się do operacji raka prostaty, ale też nie w każdym do radioterapii, a tymczasem wycena zdecydowanie przemawia na korzyść tej drugiej.
- Nie jestem za tym, żeby innym zabrać, aby urologom dodać, ale uważam, że procedury urologiczne należy rzetelnie wycenić. A tu mamy do czynienia z dysproporcją, która upośledza wizerunek urologii – akcentuje procesor, podkreślając, że wyniki odległe zależą od potencjału onkologicznego choroby oraz od tego, czy rzeczywiście można przeprowadzić operację. I przyjmuje się, że najlepsze wyniki w kontekście zarówno przeżycia odległego jak i przeżycia wolnego od nawrotu uzyskuje się metodami chirurgicznymi. Jeżeli chodzi o operacje małoinwazyjne, czyli laparoskopowe i z wykorzystaniem robota, które na świecie są standardem od 20 lat to wyniki wczesne: czas hospitalizacji, rekonwalescencji, przetoczenie krwi, powrót do aktywności życiowej, podawanie leków przeciwbólowych są zdecydowanie lepsze niż w razie operacji otwartej. Ponadto chirurgia małoinwazyjna to tzw. chirurgia milimetryczna, dokładniejsza, co sprzyja lepszym wynikom zarówno onkologicznym miejscowym jak i czynnościowym – sprawność seksualna i kontrola nad oddawaniem moczu. I to nie ulega wątpliwości, bo zostało potwierdzone przez wiele badań. W przypadku konieczności leczenia uzupełniającego stosowana jest radioterapia. Przyjmuje się, że u ludzi młodych, u których przewidywana długość życia wynosi więcej niż 30 lat, a operacja stwarza szansę pełnego wyleczenia, leczenie metodą napromieniania, charakteryzującą się większym prawdopodobieństwem powikłań nie znajduje uzasadnienia, chyba, że chory sam wybiera radioterapię zamiast leczenia chirurgicznego. Wyniki onkologiczne trzech technik – metody otwartej, małoinwazyjnej oraz radioterapii są porównywalne, choć zdarza się, że po napromienianiu należy jeszcze przeprowadzić operację ratującą mając na uwadze ryzyko miejscowego nawrotu. Operacja stwarza też możliwość usunięcia węzłów chłonnych, czego nie oferuje radioterapia.
Jak zauważa profesor, niestety zdarza się dosyć często, że młody chory poniżej 60 roku życia z rakiem ograniczonym do narządu i o niskim potencjale onkologicznym jest z gruntu napromieniany, bo nikt mu nie mówi, że lepszym wyjściem byłaby operacja. - Tymczasem w moim ośrodku, w którym leczenie chirurgiczne stanowi dominujący sposób leczenia raka prostaty, zawsze chorym przedstawianych jest wiele opcji tego leczenia łącznie z radioterapią. I chorzy wybierają to co dla nich i ich jakości życia jest lepsze. Jednak wiem, że są sytuacje, kiedy chory nie ma przedstawianych opcji leczenia i od razu zostaje skierowany na radioterapię z przedstawieniem niekorzystnych zjawisk leczenia chirurgicznego a u podstaw tego leży właśnie dysproporcja w wycenie między tymi metodami – ocenia profesor.
Profesor dodaje, że powikłaniem każdej operacji może być oczywiście śmierć, choć śmiertelność jest w przypadku operacji raka prostaty wyjątkowo znikoma. Najczęstszymi powikłaniami jest ryzyko zaburzeń erekcji u tych chorych, u których operacje przeprowadza się z intencją oszczędzenia struktur odpowiadających za wzwód oraz uszkodzenie zwieracza zewnętrznego, który odpowiada za trzymanie moczu. - Ale trzeba podkreślić, że w XXI wieku błędy jatrogenne, czyli popełnione przez lekarza skutkujące na przykład nietrzymaniem moczu nie są powikłaniem, ale powodują kalectwo, z którym należy bezwzględnie walczyć. I urolodzy dysponują narzędziami i urządzeniami, które można wszczepić choremu, aby mógł kontrolować mocz. Nie ośmieliłbym się mówić o powikłaniach radioterapii. O tym powinien radioterapeuta i twierdzę tak ze względu na przekonania etyczne – podkreśla profesor podsumowując:.
- Moje stanowisko nie ma na celu wywoływania kontrowersji między poszczególnymi dyscyplinami. Leczenie chorych uroonkologiczne zawsze jest oparte na interdyscyplinarnych konsyliach, ale rażące dysproporcje w wycenie i problemy z utrzymaniem rzeczywistego wizerunku lekarza urologa – wizerunku istniejącego na całym świecie, stwarza podstawy do tego, aby tą rolę właściwie tłumaczyć.