Układ defibrylujący szansą dla młodych z epizodami nagłego zatrzymania krążenia
Autor: Marta Koblańska
Data: 15.02.2018
Źródło: mat press/MK
Działy:
Aktualności w Lekarz POZ
Aktualności
Wszczepiany podskórnie, pozbawiony elektrod wewnątrzsercowych układ defibrylujący S-ICD jest zalecany pacjentom po przebytym epizodzie nagłego zatrzymania krążenia (NZK) w mechanizmie komorowych zaburzeń rytmu oraz u pacjentów zagrożonych nagłym zgonem sercowym – z niewydolnością serca i obniżoną kurczliwością lewej komory, a także z genetycznie uwarunkowanymi chorobami serca, przebiegającymi z groźnymi arytmiami. Metoda jest szansą na normalne życie zwłaszcza dla młodych i aktywnych pacjentów, u których przynosi największe korzyści kliniczne. S-ICD powinien być refundowany – przynajmniej w grupie najmłodszych chorych – apelują wspólnie eksperci i pacjenci.
– Kocham koszykówkę nad życie, ona mnie uszczęśliwia, wykształciła mój charakter, pomogła w życiu, nauczyła nie odpuszczać i nie poddawać się. Dzięki niej mam chęć ciągłego rozwoju, umysł otwarty na zdobywanie wiedzy i wyciąganie wniosków – zaczyna swoją historię 22-letni Adrian Bruderek, Pacjent z wszczepionym S-ICD, całkowicie podskórnym układem defibrylującym chroniącym przed epizodami nagłego zatrzymania krążenia.
-Kiedy podczas szkolnych meczów koszykówki chłopak nagle tracił przytomność, myślał o tym, że powinien lepiej o siebie dbać. – Uznałem, że to złe odżywianie i czas lepiej zadbać o siebie. W szpitalu byłem tylko kilka minut – wspomina. Kolejne incydenty utraty przytomności sprawiły, że chłopak trafił na szczegółowe badania – Nic nie wykazały – mówi.
NZK – śmiertelnie niebezpieczne incydenty
Kiedy Adrian Bruderek dostał się na studia w Akademii Wychowania Fizycznego, bez kłopotu przeszedł wszystkie testy sprawnościowe. Kiedy podczas egzaminu z kraula na basenie nagle stracił przytomność, przez kilkadziesiąt sekund znajdował się pod wodą i był w stanie śmierci klinicznej. Po kilku miesiącach epizod NZK powtórzył się.
Chłopak trafił na szczegółowe badania z zakresu kardiologii. Przyczyna wystąpienia epizodów nagłego zatrzymania krążenia nie była w pełni jasna. Zdecydowano o wszczepieniu pacjentowi klasycznego kardiowertera-defibrylatora (ICD) z elektrodami umieszczonymi wewnątrz serca, który miałby podjąć interwencję i przywrócić pacjentowi prawidłowy rytm serca na wypadek wystąpienia kolejnych incydentów NZK. Implantacji ICD towarzyszyły restrykcyjne zalecenia: – Lekarze powiedzieli, że nie wolno mi będzie praktycznie nic – w grę nie wchodziła większa aktywność, a co dopiero sport kontaktowy, jakim jest koszykówka. Byłem załamany – wspomina Adrian Bruderek.
Zawiedzione nadzieje
– Początkowo stosowałem się do zaleceń, nie podejmowałem żadnej aktywności, ale po jakimś czasie wróciłem do gry – mówi Adrian. – Moja radość nie trwała jednak długo. Urządzenie przemieściło się, wdało się zakażenie. Znowu byłem załamany. Poważnie skłaniałem się ku temu, by usunąć cały układ defibrylujący, kiedy trafiłem na grupę facebookową ICDefibrylatorów. Tam od osób z podobnymi do moich problemami zdrowotnymi, to jest cierpiących z powodu różnych arytmii, dostałem zaproszenie na Zjazd integracyjno-edukacyjny, organizowany pod patronatem merytorycznym Sekcji Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Szansa na życie
Podczas zjazdu Pacjentów z wszczepialnymi urządzeniami kardiologicznymi i ich bliskich Adrian spędził długi czas na rozmowach z kardiologami specjalizującymi się w leczeniu zaburzeń rytmu serca, którzy przyjechali na Zjazd Pacjentów z całej Polski, m.in. z prof. Oskarem Kowalskim i prof. Maciejem Sterlińskim.
– Tak trafiłem pod opiekę pana profesora Macieja Sterlińskiego, który zaprosił mnie na konsultację do Instytutu Kardiologii w Warszawie. W końcu ktoś szczerze mi pomógł, zaangażował się i zrozumiał – mówi Adrian Bruderek.
Po szczegółowych badaniach okazało się, że z powodu zakażenia loży trzeba usunąć wszczepiony kardiowerter wraz z umieszczonymi w sercu elektrodami. Lekarze rozważali zastosowanie farmakoterapii, ale na podstawie analizy profilu ryzyka pacjenta istniały obawy, że stosowane doustnie leki to za mało. Lekarze zarekomendowali pacjentowi alternatywną metodę zabiegową: wszczepienie S-ICD – podskórnego układu defibrylującego.
Układ S-ICD składa się z urządzenia o masie nieznacznie przekraczającej 100 g, umieszczanego podskórnie
w lewej okolicy pachowej oraz elektrody układanej podskórnie wzdłuż lewej krawędzi mostka. S-ICD,
w odróżnieniu od tradycyjnych ICD, nie ma elektrod, które wprowadza się do serca drogą przezżylną, co pozwala na uniknięcie części powikłań związanych z procedurą zabiegową, jak również niektórych problemów i ograniczeń pojawiających się na przestrzeni dalszych lat funkcjonowania pacjenta z wszczepionym urządzeniem.
Nowe życie
– Odkąd mam wszczepione S-ICD, żyję normalnie. Wróciłem do koszykówki, jestem asystentem trenera, prowadzę zajęcia z dziećmi. Po długiej przerwie zagrałem pierwszy mecz w lidze! – cieszy się Adrian Bruderek. – Urządzenie nie ma elektrody wprowadzanej do wnętrza serca, więc ryzyko wystąpienia powikłań związanych z tym elementem układu nie istnieje. Mogę powiedzieć, że czuję się bezpiecznie – mówi Adrian. Aby czuć się pewniej także na boisku, razem z krawcową opracowałem specjalny ochraniacz na mój S-ICD. Stworzyliśmy go na podstawie wzorów gotowych ochraniaczy dostępnych w zagranicznych sklepach – niestety, bardzo drogich. Ochraniacz mojego projektu jest z lekkiego, odpornego na uderzenia materiału używanego m.in. w odzieży funkcyjnej dla motocyklistów. Na razie testuję mój prototyp. Moja krawcowa mówi, że w razie potrzeby jest gotowa na ewentualne poprawki. Najważniejsze, że dzięki S-ICD wróciła mi wola życia – mogę grać w koszykówkę, pomagać innym, normalnie żyć, być szczęśliwy. Powiedzieć, że to bezcenne, to za mało – mówi Adrian Bruderek.
Czy jest szansa dla innych młodych pacjentów?
W Polsce S-ICD zastosowano u dzieci i młodzieży w 2017 i 2018 roku w kilku ośrodkach. Metoda nie jest refundowana. – Spotykając się z naszymi Pacjentami na wizytach kontrolnych, na co dzień widzimy optymizm
i radość życia naszych najmłodszych podopiecznych, którym wszczepiono S-ICD. Ten implantowany podskórnie układ defibrylujący pozwala na ograniczenie ryzyka powikłań i zachowanie przez pacjentów dużej aktywności. Z tego względu, refundacja S-ICD byłaby wielce zasadna w grupie najmłodszych chorych, zagrożonych nagłą śmiercią sercową, u których można oczekiwać wieloletnich korzyści klinicznych oraz zachowania w znaczącym stopniu dobrej jakości życia – mówi prof. Maciej Sterliński, przewodniczący Sekcji Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, kierownik Pracowni Elektrofizjologii Kliniki Zaburzeń Rytmu Serca Instytutu Kardiologii w Warszawie. – Życzę każdemu w podobnej do mojej sytuacji życiowej i zdrowotnej, by miał szansę na S-ICD – dodaje Adrian Bruderek.
-Kiedy podczas szkolnych meczów koszykówki chłopak nagle tracił przytomność, myślał o tym, że powinien lepiej o siebie dbać. – Uznałem, że to złe odżywianie i czas lepiej zadbać o siebie. W szpitalu byłem tylko kilka minut – wspomina. Kolejne incydenty utraty przytomności sprawiły, że chłopak trafił na szczegółowe badania – Nic nie wykazały – mówi.
NZK – śmiertelnie niebezpieczne incydenty
Kiedy Adrian Bruderek dostał się na studia w Akademii Wychowania Fizycznego, bez kłopotu przeszedł wszystkie testy sprawnościowe. Kiedy podczas egzaminu z kraula na basenie nagle stracił przytomność, przez kilkadziesiąt sekund znajdował się pod wodą i był w stanie śmierci klinicznej. Po kilku miesiącach epizod NZK powtórzył się.
Chłopak trafił na szczegółowe badania z zakresu kardiologii. Przyczyna wystąpienia epizodów nagłego zatrzymania krążenia nie była w pełni jasna. Zdecydowano o wszczepieniu pacjentowi klasycznego kardiowertera-defibrylatora (ICD) z elektrodami umieszczonymi wewnątrz serca, który miałby podjąć interwencję i przywrócić pacjentowi prawidłowy rytm serca na wypadek wystąpienia kolejnych incydentów NZK. Implantacji ICD towarzyszyły restrykcyjne zalecenia: – Lekarze powiedzieli, że nie wolno mi będzie praktycznie nic – w grę nie wchodziła większa aktywność, a co dopiero sport kontaktowy, jakim jest koszykówka. Byłem załamany – wspomina Adrian Bruderek.
Zawiedzione nadzieje
– Początkowo stosowałem się do zaleceń, nie podejmowałem żadnej aktywności, ale po jakimś czasie wróciłem do gry – mówi Adrian. – Moja radość nie trwała jednak długo. Urządzenie przemieściło się, wdało się zakażenie. Znowu byłem załamany. Poważnie skłaniałem się ku temu, by usunąć cały układ defibrylujący, kiedy trafiłem na grupę facebookową ICDefibrylatorów. Tam od osób z podobnymi do moich problemami zdrowotnymi, to jest cierpiących z powodu różnych arytmii, dostałem zaproszenie na Zjazd integracyjno-edukacyjny, organizowany pod patronatem merytorycznym Sekcji Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
Szansa na życie
Podczas zjazdu Pacjentów z wszczepialnymi urządzeniami kardiologicznymi i ich bliskich Adrian spędził długi czas na rozmowach z kardiologami specjalizującymi się w leczeniu zaburzeń rytmu serca, którzy przyjechali na Zjazd Pacjentów z całej Polski, m.in. z prof. Oskarem Kowalskim i prof. Maciejem Sterlińskim.
– Tak trafiłem pod opiekę pana profesora Macieja Sterlińskiego, który zaprosił mnie na konsultację do Instytutu Kardiologii w Warszawie. W końcu ktoś szczerze mi pomógł, zaangażował się i zrozumiał – mówi Adrian Bruderek.
Po szczegółowych badaniach okazało się, że z powodu zakażenia loży trzeba usunąć wszczepiony kardiowerter wraz z umieszczonymi w sercu elektrodami. Lekarze rozważali zastosowanie farmakoterapii, ale na podstawie analizy profilu ryzyka pacjenta istniały obawy, że stosowane doustnie leki to za mało. Lekarze zarekomendowali pacjentowi alternatywną metodę zabiegową: wszczepienie S-ICD – podskórnego układu defibrylującego.
Układ S-ICD składa się z urządzenia o masie nieznacznie przekraczającej 100 g, umieszczanego podskórnie
w lewej okolicy pachowej oraz elektrody układanej podskórnie wzdłuż lewej krawędzi mostka. S-ICD,
w odróżnieniu od tradycyjnych ICD, nie ma elektrod, które wprowadza się do serca drogą przezżylną, co pozwala na uniknięcie części powikłań związanych z procedurą zabiegową, jak również niektórych problemów i ograniczeń pojawiających się na przestrzeni dalszych lat funkcjonowania pacjenta z wszczepionym urządzeniem.
Nowe życie
– Odkąd mam wszczepione S-ICD, żyję normalnie. Wróciłem do koszykówki, jestem asystentem trenera, prowadzę zajęcia z dziećmi. Po długiej przerwie zagrałem pierwszy mecz w lidze! – cieszy się Adrian Bruderek. – Urządzenie nie ma elektrody wprowadzanej do wnętrza serca, więc ryzyko wystąpienia powikłań związanych z tym elementem układu nie istnieje. Mogę powiedzieć, że czuję się bezpiecznie – mówi Adrian. Aby czuć się pewniej także na boisku, razem z krawcową opracowałem specjalny ochraniacz na mój S-ICD. Stworzyliśmy go na podstawie wzorów gotowych ochraniaczy dostępnych w zagranicznych sklepach – niestety, bardzo drogich. Ochraniacz mojego projektu jest z lekkiego, odpornego na uderzenia materiału używanego m.in. w odzieży funkcyjnej dla motocyklistów. Na razie testuję mój prototyp. Moja krawcowa mówi, że w razie potrzeby jest gotowa na ewentualne poprawki. Najważniejsze, że dzięki S-ICD wróciła mi wola życia – mogę grać w koszykówkę, pomagać innym, normalnie żyć, być szczęśliwy. Powiedzieć, że to bezcenne, to za mało – mówi Adrian Bruderek.
Czy jest szansa dla innych młodych pacjentów?
W Polsce S-ICD zastosowano u dzieci i młodzieży w 2017 i 2018 roku w kilku ośrodkach. Metoda nie jest refundowana. – Spotykając się z naszymi Pacjentami na wizytach kontrolnych, na co dzień widzimy optymizm
i radość życia naszych najmłodszych podopiecznych, którym wszczepiono S-ICD. Ten implantowany podskórnie układ defibrylujący pozwala na ograniczenie ryzyka powikłań i zachowanie przez pacjentów dużej aktywności. Z tego względu, refundacja S-ICD byłaby wielce zasadna w grupie najmłodszych chorych, zagrożonych nagłą śmiercią sercową, u których można oczekiwać wieloletnich korzyści klinicznych oraz zachowania w znaczącym stopniu dobrej jakości życia – mówi prof. Maciej Sterliński, przewodniczący Sekcji Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, kierownik Pracowni Elektrofizjologii Kliniki Zaburzeń Rytmu Serca Instytutu Kardiologii w Warszawie. – Życzę każdemu w podobnej do mojej sytuacji życiowej i zdrowotnej, by miał szansę na S-ICD – dodaje Adrian Bruderek.