Nie wrzucajmy receptomatów i telemedycyny do jednego worka – apeluje NIL
Tagi: | telemedycyna, receptomaty, NIL, Mateusz Kowalczyk |
Mówimy „tak” rzetelnej, dobrej, merytorycznej telemedycynie, natomiast stanowcze „nie” mówimy receptomatom, w których „porada” sprowadzona jest do tego, że płacę i wymagam, to dostaję to, co chcę – mówi dr n. med. Mateusz Kowalczyk, wiceprezes Naczelnej Izby Lekarskiej, specjalista psychiatrii dorosłych.
„Wprowadzimy przepis, który
uniemożliwi sprzedawanie opioidów przez receptomaty, czyli nie będzie
możliwości wystawienia tego typu recept w trakcie teleporad. Przepisy powinny
być gotowe do końca miesiąca” – zapowiedziała 2 lipca minister zdrowia
Izabela Leszczyna. Naczelna Izba Lekarska ma inne zdanie na ten temat?
Dr n. med. Mateusz Kowalczyk: – Tak, to
prawda, natomiast myślę, że dla uszczegółowienia warto wyjść od terminologii,
która jest niesamowicie istotna. Pod pojęciem „receptomat”, jak sama
nazwa wskazuje, mamy na myśli automat do wystawiania recept. I temu jako NIL
stanowczo się sprzeciwiamy. Automat to coś, co jest pozbawione kontaktu z
pacjentem, dopuszcza możliwość zamówienia dowolnego leku, dowolnej substancji w
dowolnej ilości, tak jak jedzenia na wynos. A potem otrzymania bardzo szybko
kodu do zrealizowania tej recepty. Czemuś takiemu mówimy stanowczo „nie”.
Takich automatów nie ma, za każdym
stoi lekarz firmujący swoją pieczątką receptę.
– No jak to nie? Przecież firm, które
taką usługę oferują, gdzie pani nie uświadczy kontaktu z lekarzem, tylko
wypełni krótką ankietę i po chwili otrzyma SMS z kodem recepty, jest sporo. A
jeśli chodzi o lekarzy – od dawna w rozmowach z Ministerstwem Zdrowia
podnosimy, że tylko oni są w stanie zauważyć w systemie, że jakiś lekarz
wystawia setki recept dziennie, prosimy, żeby nas o tym informować, gdyż można
domniemywać, że nie każdy pacjent został przez niego należycie zbadany. Wiemy,
ile doba ma godzin, ile minut, ile mniej więcej trwa średni czas wizyty, można
to policzyć. Jeżeli więc mamy takie osoby w środowisku, że receptę wystawiają
praktycznie co minutę, chcielibyśmy o tym wiedzieć, aby móc skierować sprawę do
organów odpowiedzialności w samorządzie lekarskim, bo zachodzi uzasadnione
podejrzenie, że wykonują zawód w sposób nieetyczny. Problem polega na tym, że
my nie mamy takich narzędzi do śledzenia recept. Ma je ministerstwo.
Ministerstwo Zdrowia zignorowało wasz
apel?
– Nie do końca, po tym, jak się
kilkukrotnie upomnieliśmy, to trochę takich informacji otrzymaliśmy i sprawy są
w toku przed sądami lekarskimi, ale nie jestem w stanie powiedzieć, ile ich
jest, nie mam takich danych.
Poinformujecie, jakimi orzeczeniami
się zakończyły?
– Myślę, że temu służy portal orzeczeń
lekarskich, który powstał w tej kadencji przy Naczelnej Izbie Lekarskiej. My
nie mamy nic do ukrycia i oczywiście, jeżeli tylko te sprawy dobiegną do końca,
to będzie bardzo łatwo zweryfikować, jakie tam zapadły decyzje.
To co nie podoba się państwu w
stanowisku resortu zdrowia?
– Nasz sprzeciw budzi to, że klasyczne
receptomaty i telemedycyna zostały wrzucone do jednego worka. Natomiast
telemedycyna to gałąź, która niesie duże ułatwienie dla pacjentów. Oczywiście
pod warunkiem, że jest ustandaryzowana, a właśnie o tych standardach rozmawiamy
z Ministerstwem Zdrowia. Chcemy, aby w końcu powstały i nakreślały ramy, jak
teleporady powinny należycie merytorycznie i etycznie wyglądać. Są one ważne i
potrzebne, zwłaszcza pacjentom, którzy mają trudności z tym, aby udać się do lekarza
osobiście, bo na przykład w ich okolicy takiego specjalisty nie ma albo mają
sami trudności z poruszaniem. Mogą także być inne powody, na przykład w mojej
dziedzinie, psychiatrii, kłopot z udaniem się osobiście do lekarza może wynikać
z objawów choroby, bo na przykład wyjście z domu jest dla pacjenta zbyt dużym
dyskomfortem.
Dlatego mówimy „tak” rzetelnej, dobrej, merytorycznej telemedycynie, natomiast stanowcze „nie” receptomatom, w których „porada” sprowadzona jest do tego, że płacę i wymagam, dostaję to, co chcę.
Jednak ministerstwo z jakichś powodów
zdecydowało, że niektóre preparaty lekarze będą mogli ordynować tylko podczas
spotkania z pacjentem twarzą w twarz.
– Poprosiliśmy resort, aby dokładnie to
zostało przeanalizowane właśnie ze względu na pacjentów, o których wspomniałem,
żebyśmy ich nie zostawili nagle bez pomocy. Zobaczymy, jaki będzie ostateczny
efekt i jakie decyzje Ministerstwo Zdrowia w tej kwestii podejmie.
Uważa pan, że pierwsza recepta na
opioidy powinna być wystawiona podczas teleporady?
– Poza przykładami, o których
wspomniałem, jako praktykujący psychiatra nie będę się upierał – jeżeli
ministerstwo stwierdzi, że można to zrobić tylko podczas wizyty stacjonarnej,
proszę bardzo. Natomiast uważam, że jesteśmy w stanie tak przygotować system,
wyznaczyć standardy, aby wypisywanie leków podczas teleporad było nie tylko
możliwe, ale i spełniało merytoryczne i etyczne przesłanki. Jest ku temu dosyć
duże pole do rozmów i do opracowania szczegółów, zobaczymy, jak do tego
ministerstwo podejdzie. Oczywiście, można zakazywać wszystkiego, jak leci,
pozostaje jednak pytanie, czy to rozwiązuje nam problemy. Doświadczenie
wskazuje, że wtedy problemy się raczej piętrzą, bo zawsze znajdzie się jakieś
obejście w systemie i na pewno ktoś je znajdzie.
Wracając do receptomatów: wiele osób z
nich korzysta, gdyż po prostu nie stać je, żeby co miesiąc chodzić prywatnie
do specjalisty, zwłaszcza kiedy chodzi po prostu o przedłużenie recepty.
– Zdaję sobie z tego sprawę, chodzi o
ludzi, którzy w dobrej wierze korzystają z tego typu instytucji, chcąc
kontynuować leczenie, które zostało zaordynowane przez fachowca. Natomiast
warto zwrócić uwagę na jedną rzecz: jeżeli wizyta u danego specjalisty kosztuje
X, a w takiej firmie oferującej zdalne wystawienie recepty kosztuje X podzielić
przez 3, to w tym samym czasie trzeba wystawić trzy razy więcej recept, bo
przecież firma musi zarobić.
Te firmy przecież nie działają charytatywnie, przyciągają niższą ceną przez to, że ta „konsultacja” trwa ultraszybko, o ile w ogóle do niej dochodzi. Nam chodzi o jakość. Telemedycyna tak, ale jakościowa, a nie ilościowa.
Ponadto warto przypomnieć, że w przypadku chorób czy problemów zdrowotnych wymagających leczenia przewlekłego przy ustabilizowanym stanie pacjenta lekarz prowadzący ma możliwość wypisania recepty rocznej i zaopatrzenia pacjenta w wystarczającą liczbę leków tak, aby nie musiał przychodzić na wizytę co miesiąc.
Jak wyobraża sobie pan uszczelnienie
tego systemu, weryfikację pacjentów, sprawdzenie, czy rzeczywiście potrzebują
oni takiej, a nie innej recepty?
– To jest bardzo proste, bo są
oprogramowania, już sprawdzone i używane na rynku czy komercyjnym, czy
publicznym. Natomiast idźmy najprostszą drogą. Uważam, że taka wizyta zdalna
powinna odbywać się w czasie rzeczywistym, z przesyłem audio i wideo. I na
początku wizyty grzecznie prosimy pacjenta o okazanie dokumentu tożsamości,
żebyśmy mogli zweryfikować, czy na pewno rozmawiamy z właściwą osobą. To bardzo
ważne, ponieważ znam przykłady, że lekarz zgodził się na odbycie wizyty przez
telefon, wystawił receptę, a pacjent, na którego recepta została wystawiona,
był później bardzo zdziwiony, bo nie brał udziału w żadnej wizycie. Kilka
propozycji dotyczących organizacji teleporad przedstawiliśmy w ministerstwie,
ale jestem przekonany, że w Centrum e-Zdrowia jest cały zastęp specjalistów,
tęgich umysłów, którzy są w stanie wymyśleć rozwiązania dobre i funkcjonalne
dla pacjenta a bezpieczne dla lekarza.